Błaszczak, chodzący deficyt intelektualny

Felieton Elizy Michalik >>>

Felieton Pabla Moralesa >>>

Odbito obóz, ale nie wyzwolono. Mój szef, który jest autorem 16 zarzutów dyscyplinarnych wobec mnie i kilkudziesięciu zarzutów wobec innych sędziów, wciąż wydaje mi polecenia – mówi sędzia sądu apelacyjnego w Warszawie Marzanna Piekarska-Drążek.

Więcej o Ziobrze i pozostałościach po jego przestępczości >>>

 

Prawdziwa morda PiS

Teatrum PiS. Zbrodnia i kara

Przez osiem lat byliśmy uczestnikami sztuki granej w Teatrze im. Jarosława Kaczyńskiego. Teatr był to podły. Repertuar prostacki a aktorzy dobrani wg. jednego tylko kryterium: lepkich rączek.

Ten spektakl właśnie się kończy. I jest to nowa wersja Zbrodni i kary Dostojewskiego. Jak na razie zakończyliśmy dwa pierwsze akty w których miały miejsce przestępstwa. Akt III, kulminacyjny jest dopiero przed nami.

Co ciekawe, publiczność również zmieniła się. Tę przyprowadzoną na rozkaz, klaszczącą w rytm uderzeń bębenka zastąpiła ta, której przekupić się nie da. I zamiast drętwych braw aktorzy Kaczyńskiego zaczynają dostawać butelkami i starym jedzeniem. Bo ich gra przypomina -co do idei -„Wystawienie Hamleta we wsi Głucha Dolna”…

Doszliśmy do punktu w którym trupa Jarosława zaczyna rozumieć, co ich czeka. Okradli kasę teatru na miliardy. Do ostatniego dnia transferowali z niej kasę dla swoich. Zamiast dawać na leczenie dzieciaków wspomagali chciwego redemptorystę. Kapelana teatru. Każdy z aktorów dostał wille lub coś podobnego dla swojej fundacji. Scenarzysta Dworczyk był tu prymusem. Wicedyrektor ds. repertuaru niejaki Gliński zaś wspierał milionami naziolskie bojówki ochraniające teatr.

Odpowiedzialny za propagandę asystent Bielan, szef radiowęzła Kurski i miejscowy „smutny typ” Brudziński dbali o to, by publika nie zadawała zbędnych pytań a w przerwach urocze panie i młodzi panowie z teatralnej młodzieżówki rozdawali wśród nich perkal, paciorki i wódkę. Doświadczenie z Ameryki Północnej nie poszło na marne…

Coś jednak nie zagrało. Afisz bowiem ciągle był ten sam. Aktorzy co drugie słowo mówili „Tusk”. A dyrektor, jakby solidnie spierdołowaciał i żądał, by cały marketing teatru skierowany był na zaspokojenie jego próżniaczego ego.

Nie zauważono tumultu na ulicy przed sceną. Nie zauważono, że publika słabiej już bije brawo. Nie zauważono, że co jakiś czas lądują na deskach zgniłe warzywa. Nie słyszano pomruków. Bo to mogłoby wyrwać dyrekcję ze stanu ekstatycznej śpiączki.

I stało się. Dyrekcja przegrała wybory. Publiczność domagała się zmian. Właściciele zadecydowali, że ekipa Jarosława nie gwarantuje zysków. A co najwyżej obciach.

Żebyście wiedzieli co się działo w kulisach, gdy owa hiobowa wieść dotarła do naszego teatru. Świątyni kulturwy i nienawiści. Oj, pięknie było. Dyrektor obudził się i zaczął barykadować teatr. Wicedyrektor postanowił zagrać jeszcze jeden spektakl, na dwa tygodnie, i ukraść co się da. Nawet zlewy z łazienek i panele z podłogi.

A dyrektor finansowy siedzi w kasie, liczy i płacze… On jedyny zrozumiał co teraz będzie.

Ten odklejony od rzeczywistości koncept Żakowskiego, który jest oczywiście powtórzeniem jeden do jednego narracji stworzonej przez spin doktorów PiS, rozprowadzanej już szeroko przez usłużnych symetrystów – to balon próbny mający sprawdzić jak opinia publiczna zareaguje na tak niedorzeczny pomysł.

Sprawdzanie przez PiS reakcji Polaków odbywa się zawsze tak samo: w tym samym czasie we wszystkich mediach, do których PiS ma dostęp zarówno funkcjonariusze tej partii, jak i kupieni, obdzwonieni lub po prostu sympatyzujący z tą partią dziennikarze powtarzają tę samą tezę. Pisowscy spece od propagandy wiedzą bowiem świetnie, że żeby pomysł się przyjął, musi być prosty, chwytliwy i brzmieć ze wszystkich ust, za każdym razem tak samo – bo tylko wtedy opinia publiczna ma szansę do niego przywyknąć.

Felieton Elizy Michalik >>>

 

Hołownia daje w dziób vel Sękowi

Autorzy reportażu “Operacja kryptonim ‘Jaszczurka’” “Superwizjera” TVN nagłośnili nieznaną wcześniej analizę kanadyjskiego ośrodka Citizen Lab, który badał m.in. kwestię inwigilacji systemem Pegasus w Polsce. Chodzi o badania smartfona polityka Koalicji Obywatelskiej Krzysztofa Brejzy.

Pegasus wgrał ponad 800 MB danych do telefonu Brejzy

Z ustaleń Kanadyjczyków dowiadujemy się, że Pegasus może być używany nie tylko do śledzenia, ale również do wgrywania treści do telefonu i manipulowania korespondencją. Kanadyjskie laboratorium potwierdziło, że do telefonu członka opozycji wgrano ponad 800 MB danych.

Dowodem w tej sprawie mogła być płyta DVD z danymi z pierwszego ataku Pegasusa na telefon mężczyzny. Niestety, kiedy małżeństwo Brejzów wystąpiło o zabezpieczenie wszystkich nośników z danymi, które z ich urządzeń pobrał szpiegowski program, okazało się, że płyta jest pęknięta.

Więcej o celowym uszkodzeniu przez CBA płyty z podsłuchu Pegasusem p. Brejzów >>>

O różnicy politycznych stylów D. Tuska i J. Kaczyńskiego

Tytuł wydaje się być trywialny. Bo przecież każdy widzi, że obaj politycy ulepieni są z zupełnie innej gliny. Jednak kwestia ustawy „wiatrakowej” doskonale pokazuje różny styl zarządzania państwem i rozumienia kwestii publicznych.

Dziś już wiemy, że wątki dotyczące wiatraków zostaną wyłączone z projektu ustawy zamrażającej ceny prądu i przeniesione do procedowania w późniejszym czasie, gdy rząd już powstanie. W ten czytelny sposób przyszły premier utrącił wszelkie spekulacje nad „celem” niektórych zmian. Co jest raczej pewne zostaną one zniesione. Możemy być również pewni, że nieformalnie jeśli stoją za nimi lobbyści, to sprawa będzie wyjaśniona a winni za to odpowiedzą. To klasyczna Tuskowa akcja w stylu: zero pobłażania dla tych, którzy popełnili rażące błędy.

Jeśli okaże się, że uchybiono tu prawu lub obyczajowi to odpowiedzialność, w tym polityczna, dosięgnie winnych. Dura lex, sed lex – tak się gra w tej drużynie. Choć na pewno słowo w tej sprawie będzie miał do powiedzenia także Szymon Hołownia…

A teraz przyjrzyjmy się stylowi pracy Jarosława Kaczyńskiego. Przykład sprzedaży Saudyjczykom Rafinerii Gdańskiej jest tu niezwykle znamienny. Wokoło tej transakcji narosło wiele poważnych wątpliwości. Wiemy, co pokazywali dziennikarze, wskazując że warunki umowy zbycia udziałów rażąco naruszały interes polskiego państwa. Działano przy tym na żywca, w biały dzień i na przysłowiowego chama. Nie dziwi, że zarząd Orlenu odbył niedawno szkolenia z zasad zachowania przy zatrzymaniu przez służby…

Pamiętamy również medialną burzę związaną z tą sprzedażą. I co zrobił Kaczyński? Zablokował transakcję? Ukarał za to kogoś? Otóż, Kaczyński wysalał do Rady Nadzorczej Orlenu swoją wunderwaffe, Janinę Goss. Po to, by patrzyła na ręce Obajtkowi i już nie pozwalała mu za bardzo brykać. Transakcja doszła do skutku, media publiczne czyli pisowskie, jak lwy Babilonu broniły tej idei. Każdą wątpliwość zaś etykietowano atakiem na cudowny koncern multienergetyczny i zbawcę polskiej gospodarki, naftowego wójta. Kwestionowanie sprzedaży Rafinerii Gdańskiej urosło do rangi kolaboracji z wrogiem.

Jaka jest tu prawda z pewnością wyjaśni niezależny już od Ziobry i Kaczyńskiego prokurator oraz solidny audyt w spółce.

D. Tusk dusi w zarodku projekty na które padł choćby cień podejrzenia, że niezbyt formalnie je procedowano. Emerytowany zbawca narodu zaś z osłaniania hucpy, krycia złych decyzji uczynił propagandową sztukę. Za czasów PiS można było w Polsce zrobić wszystko. Pod warunkiem, że byłeś pupilem prezesa…

I te wstrętne czasy ewidentnie przechodzą do historii.

Propozycja Jacka Żakowskiego zmroziła mnie bardziej niż panująca obecnie aura. Oto jeden z najbardziej znanych polskich dziennikarzy proponuje, by podzielić się telewizją PUBLICZNĄ jak partyjnym łupem, a jej pracownikom niemal (?) wręczyć legitymacje członkowskie. Według prowadzącego piątkowe poranki w TOK FM jest to odpowiedź na społeczną polaryzację, sposób na to, by – gdy Mateusz Morawiecki skończy swoją dwutygodniową parodię premierowania – zwolennicy PiS nie stanęli na Woronicza z transparentami o treści “TVP kłamie”.

Ten pomysł jest tak zły na tylu poziomach, że nie wiadomo nawet od czegoś zacząć. To prosta droga do równie absurdalnej, co groźnej sytuacji, w której w TVP1 ludzie będą słyszeć, że mają równe prawa, gdy w tym samym czasie TVP2 będzie prowadzić nagonkę na grupę, która akurat podpadła PiS-owi (nauczycielki, kobiety, Polacy LGBT, lekarze…). Niestety w formule felietonu nie da się wyczerpać wszystkich wątków. Pozwolę sobie zasygnalizować to, co moim zdaniem jest najważniejsze.

Felieton Anny Dryjańskiej >>>

 

Kaczyzm – swojska sanacja zamordyzmu. To może nas czekać, gdy PiS oderwie nas od Unii Europejskiej

Jarosław Kaczyński chce oderwać Polskę od Zachodu. Dlatego PiS będzie nasilał ataki na Niemców, aby uruchamiać w Polakach resentyment.

Ciemny lud to może kupić. Jeżeli nie cywilizacja zachodnia, to pozostanie nam autorytarny Wschód, a tam Putin czeka z szeroko rozwartymi ramionami, aby nas przytulić.

Taka jest obecna stawka.

Polska musi zdecydować, czy chce należeć do świata rowerzystów, wegetarian, gendera, wiatraków, rządów prawa, trójpodziału władzy, wolności słowa i bezpieczeństwa gwarantowanego przez wspólnotę Wolnego Świata, czy też wybierze przyszłość w chińsko-rosyjskim świecie i modelu.

Jacek Żakowski ocenia poprzez historyczne podziały.

KaczyńskiJak

Kaczyński próbuje oderwać Polskę od Zachodu i zbliżyć do Wschodu. Podobnie próbowali i próbują z różnym skutkiem m.in. Janukowycz w Kijowie, Erdogan w Ankarze, Ponta w Bukareszcie, Klaus w Pradze, Fico w Bratysławie, Orbán w Budapeszcie i Łukaszenka w Mińsku. Teraz po polskiej i zachodniej stronie problem jest strategiczny. Dekadę temu wspólnota demokracji typu zachodniego sięgała od Gibraltaru po turecki Kurdystan. Zdawało się, że obejmie Gruzję, Ukrainę i całe Śródziemnomorze. Stało się odwrotnie. Z rządami PiS w Polsce antyzachodni trend ostatecznie doszedł do linii starożytnego rzymskiego limesu (granicy między imperium a barbarium) bliskiego granicom starej Unii.

Unii może przestać na Polsce zależeć, a wówczas zafundujemy sobie zamordyzm pod nazwą swojskiej sanacji – kaczyzmu.

Więcej >>>

Resortowe dzieci: Maziarski chce być na okładce w miejscu zwolnionym przez Żakowskiego

Wojciech Maziarski zgłosił swoją kandydaturę, aby znaleźć się na okładce „Resortowych dzieci” w puste miejsce po Jacku Żakowskim (decyzją sądu twarz Żakowskiego ma być zaklejona).

Maziarski kieruje swą prośbę do wydawcy, Frondy. Uważa, że się zasłużył.

Jako to – motywuje:

W przeszłości wielokrotnie wyrażałem brak wiary, że to był zamach, oraz brak przekonania, że Lech Kaczyński był największym prezydentem tysiąclecia. W dodatku publicznie śmiałem się z Antoniego Macierewicza, insynuując, że jest osobą niezrównoważoną.

W dzieciństwie także miał zainteresowania, aby zasłużyć się na okładkę:

Wychowałem się na „Czterech pancernych” i kapitanie Klossie, a w PRL-owskiej szkole pełniłem funkcję wicegospodarza klasy.

Rodzice zaś należeli do resortu:

Oboje moi rodzice korzystali z przywilejów należnych resortowej elicie – w czasie gdy większość narodu cierpiała pod jarzmem komunistycznej władzy, żywiąc się kaszanką na kartki i opuszczając kawalerki z ciemnymi kuchniami tylko po to, by odbić kartę zegarową na nocnej zmianie w fabryce gumofilców, oni dwa razy byli na Węgrzech, a raz w NRD.

Czy autorka „Resortowych dzieci” Dorota Kanalia przychyli się prośbie Maziarskiego, aby dostąpił zaszczytu znaleźć się na okładce publikacji?

Okładka nobilituje.

>>>

Czy Macierewicz jest rosyjskim szpiegiem? List otwarty Żakowskiego do wiceprezesa PiS

Antoni Macierewicz

Jacek Żakowski wystosował list otwarty do Antoniego Macierewicza, w którym pyta wiceprezesa PiS (w liście jest forma prezes, bo grzecznościowo wice- się pomija) o raport z likwidacji WSI.

Raport jakoby przed publikacją w języku polskim został wyniesiony i oddany do tłumaczenia na język rosyjski w tzw. dzielnicy rosyjskiej, zamieszkałej przez dyplomatów Rosji (czyt. w tym wypadku szpiegów).

Dlaczego tak mogło się stać? Aby nie dać czasu na powtórne zakonspirowanie się agentów działających na rzecz polskich służb, a więc mogło  chodzić o faktyczne ich unicestwienie, a nawet likwidację.

Wcześniejsze powiadomienie powoduje, iż nasuwa się logiczne przypuszczenie o działaniu Macierewicza na rzecz Moskwy, nawet szpiegostwo.

Czyż wyjaśnianie katastrofy smoleńskiej w wykonaniu Macierewicza, jego zespołu i ekspertów, nie jest podobnym działaniem, powodującym, iż Kreml może skłócać Polaków i czuć się obrażonym pomawianiem o zbrodnicze czyny? (o tym nie pisze Żakowski, ale to samo przez się rozumie)

Żakowski zaprasza Macierewicza na rozmowę do swojej audycji w TOK FM, gdzie mogliby porozmawiać o tym zdarzeniu, wyjaśnić wątpliwości.

A może Macierewicz by się pogrążył, bo Żakowski nie jest dziennikarzem, aby popuścić. Dopytałby o wszystkie okoliczności. Macierewicz lubi media i tokować w nich, rzadko jednak rozmawia z prawdziwymi fachowcami, zwykle z prawicowymi, którzy nie rozmawiają, ale przyjmują na wiarę cokolwiek on powie.

Zasadne jest podejrzenie: czy Macierewicz jest rosyjskim szpiegiem.

Brunatny motłoch szykuje się na zakłócenie debaty we Wrocławiu z udziałem prof. Baumana

Neofaszyści z NOP i kibole skrzykują się w internecie, aby zakłócić udział prof. Zygmunta Baumana w debacie organizowanej podczas festiwalu teatralnego „Dialog” we Wrocławiu.

Debata zresztą będzie dotyczyła tychże brunatnych, bo nosi tytuł „O brunatnej Polsce”. Trudno wykluczyć brunatnych, gdy będzie o nich mowa. Prezydent Wrocławia Rafał Dutkiewicz obiecał, że nie będzie tolerował takich zachowań faszystów, jak podczas czerwcowego zakłócenia przez nich wykładu Baumana na Uniwersytecie Wrocławskim. Wówczas 100 faszystów musiały wyprowadzać z sali wykładowej jednostki antyterrorystyczne.

W internecie brunatni na profilu „Wrocław NIE dla Baumana” piszą:

Tym razem major Bauman da swój popis na Festiwalu Dialogu. Tak, nazwa imprezy wpisuje się w lewacki trend sprzedawania przysłowiowego gówna w złotku. Pod pozorem imprez kulturalnych odbywają się sabaty komunistów i wszelkiej maści lewaków. Tym razem prócz majora Baumana w roli jego adiutantów wystąpią – towarzyszka Magdalena Środa i towarzysz Jacek Żakowski, których nikomu przedstawiać nie trzeba.

Faszyści nie mogą dewastować życia kulturalnego i naukowego. Organa ścigania muszą te pluskwy wygnieść w zarodku. Na cywilizowanie ich nie ma szans, muszą być pod kontrolą. Jak wszy.

Godzina W, godzina wariatów z PiS – to grozi Warszawie i Polsce

PiS wycofało się rakiem z Godziny W. Chyba uprzytomnili sobie, że referendum pod takim hasłem można po ewentualnej przegranej HGW odczytywać, iż Godzina W to Godzina (czas) Wariatów.

 

Bo może tak się stać, że będą rządzić wariaci z PiS. Co wówczas stałoby się z Warszawą? Oczywiście pełno pomników Lecha Kaczyńskiego i ulic, skwerów, rond jego imienia. A co z Polską, gdyby miało dojść, że partia Kaczyńskiego wygrywa wybory? To samo: co miasto – pomnik Lecha Ka, co dzielnica – ulica Lecha Ka.

Polska by się zkakała. Ka i Ka. Wariatkowo. Godzina Wariatów. Jacek Żakowski przestrzega:

Nie wiem, czy jeśli Gronkiewicz-Waltz przetrwa referendum, to utrzyma się w nowym trendzie uspołeczniania miasta, czy też wróci do arogancko wdrażanych absurdów. Ale jako warszawiak zaryzykowałbym. Rok nie wyrok. A PO już nie wierzy, że „władzy raz zdobytej nie oddamy nigdy”. HGW, której druga kadencja przyszła chyba zbyt łatwo, zaczęła rozumieć, że na utrzymanie władzy trzeba w oczach mieszkańców zasłużyć, a hektary wylanego betonu nie wystarczą.

Gdy się okaże, że referendalny bat na dłuższą metę nie działa, to Gronkiewicz-Waltz pożegnamy w 2014 r. Może jakaś sensowna alternatywa się przez ten czas ujawni. Teraz najbardziej prawdopodobną alternatywą są rządy wariatów. A na to nas nie stać.

Karta warszawiaka – współczesne myto

Władze warszawskie popełniają błąd wprowadzając kartę warszawiaka. Różnicuje ona obywateli: na tutejszych i przyjezdnych, na swojaków i obcych. Na naszych i tamtych.

Błąd jak cholera. To rodzaj współczesnego myta, kiedyś pobieranego od obcych, aby mogli być „u nas”. Wszak tak mogą postąpić inne duże miasta i wprowadzić swoje karty. Obcy za tę samą usługę będzie płacił więcej. To dzielenie Polaków. W Warszawie domagali się mieszkańcy stolicy, aby dokopać słoikom. Żeby płacili więcej za komunikację i inne dobra, skoro nie płacą tu PIT-u. Karta ma uprawniać do zniżek w komunikacji miejskiej czy instytucjach kultury. Będą ją mogli wyrobić mieszkańcy stolicy, którzy płacą w niej podatek.

A że czas przedreferendalny – Hanna Gronkiewicz-Waltz „kupuje” głosy, elektorat. Nie tędy droga! Nikt rozsądny nie chce, aby ziściło się to, czego oczekuje Kaczyński i PiS, a jednak ta „kiełbasa wyborcza” (karta warszawiaka) wprowadza zamęt, niedobre obyczaje polityczne.

Jacek Żakowski uważa, że karta może wydawać się rozwiązaniem racjonalnym. Jednak wcale tak nie jest:

Zwłaszcza w takim mieście jak Warszawa, które odnosi ogromne korzyści z tego, że jest stolicą kraju. I żadnej licencji za stołeczność ojczyźnie nie płaci.

W tym gorącym okresie politycznym, referendalnym trudno o racjonalne myślenie:

Ale zaraz po referendum rząd powinien się tym zająć. Czy chcemy dzielić Polskę na księstewka? Warszawskie, krakowskie, kaliskie księstewko może być, albo słupskie. Z obywatelstwem lokalnym, z upośledzeniem tych, którzy go nie posiadają. To powrót do średniowiecza.

Ziobro i Kamiński w kajdanach

Gdyby polskie prawo było rzeczywiście sprawiedliwe i trzymało się litery procedur, to po uniewinnieniu Beaty Sawickiej (byłej posłanki PO), natychmiast powinni zająć się gośćmi: Mariuszem Kamińskim, b. szefem CBA, który zlecił wylądowanie w łóżku posłanki oraz Zbigniewem Ziobro, podpisywał wszystkie kwity.

 

Kamiński i Ziobro uparcie przekonują, że nie można było uniewinnić Sawicką. Jacek Żakowski pozornie z nimi się zgadza: ” W państwie prawa, tak się może zdarzyć, gdy nieokrzesani zapaleńcy dorwą się do władzy, a niezawisły sąd stanie na straży praworządności”.

 

„Żeby wyrok był zgodny z „elementarnym poczuciem sprawiedliwości i przyzwoitości” – czego słusznie domaga się Kamiński – z sali, w której uniewinniono Sawicką i Wądołowskiego (były burmistrz Helu), były szef CBA powinien wyjść w kajdanach. A obok niego powinien iść Ziobro, który – jak mówi agent Tomek- szczegółowo znał i zatwierdzał wszystkie nielegalne działania CBA.

 

Żakowski przekonuje, że nie chce wieloletnich wyroków dla Kamińskiego czy Ziobry, wystarczy, by „do kryminału trafili choć na miesiąc”, co może skłonić przedstawicieli następnej władzy, by dwa razy zastanowili się, zanim zaczną łamać procedury.

 

Powinni zaznać smaku krat i aresztu wydobywczego. Rura by im zmiękła i nie mieli takiej ochoty ścigania układu. Nawet Jarosławowi Kaczyńskiemu można byłoby pozwolić, aby przynosił im paczki. A gdyby miał nadal skłonność do „brunatnych marszów do prawdy po Krakowskim Przedmieściu”, przygotować prezesowi PiS pryczę. Niech odpocznie od swoich bredni.