Tusk, 03.12.2015

 

Paradowska: Ślubowanie na zwłokach państwa prawa. Prezydent wypełnił co do joty, co kazał mu Kaczyński

Anna Siek, 03.12.2015
http://www.gazeta.tv/plej/19,103454,19284735,video.html?embed=0&autoplay=1
– Pan prezydent mówił, że „zachowana została ciągłość pracy Trybunału”… Gdyby to nie było tak dramatyczne, to można byłoby powiedzieć, że pan prezydent raczył sobie w porze nocnej zażartować – tak Janina Paradowska komentowała w TOK FM decyzję Andrzeja Dudy. Prezydent nad ranem przyjął ślubowanie od czterech z pięciorga sędziów TK wybranych w środę.

 

Prezydent nad ranem przyjął ślubowanie od czterech z pięciorga sędziów TK wybranych w środę. Jak poinformował Radio TOK FM rzecznik prezydenta – Marek Magierowski, w uroczystości, która odbyła się „nad ranem”, wzięli udział prezydenccy ministrowie oraz prezydent PiS Jarosław Kaczyński.

Jak komentowała Janina Paradowska w TOK FM, wszystko odbyło się w „szaleńczym pośpiechu”.

 

Sędziowie rekomendowani przez PiS zostali wybrani wczoraj wieczorem. Głosowaniu towarzyszyła awantura i protesty opozycji. Przed Sejmem protestowali obrońcy konstytucji orz zwolennicy PiS.

– „Zachowana została ciągłość pracy Trybunału – stwierdził Prezydent RP, podkreślając równocześnie wagę pluralistycznego charakteru tej instytucji” napisano… Gdyby to nie było dramatyczne i nie odbywało się na zwłokach państwa prawa, to można byłoby powiedzieć, że pan prezydent raczył sobie w porze nocnej zażartować. Ale nie żartował, tylko wypełnił co do joty, to co kazał mu prezes Jarosław Kaczyński – oceniła publicystka.

Zobacz także

 

paradowskaŚLUBOWANIENAzwłokach

TOK FM

Prezydent już przyjął ślubowanie od czterech nowych sędziów. Nad ranem

Anna Siek, jagor, PAP, 03.12.2015
Błyskawiczne tempo zmian wokół TK. Prezydent Duda przyjął już ślubowanie od wybranych w środę czterech z pięciorga sędziów trybunału. Jak mówił prezydent podczas uroczystości, „zachowana została ciągłość pracy Trybunału”.

Prezydent podpisał projekt ustawy o zmianie wieku emerytalnego

Prezydent podpisał projekt ustawy o zmianie wieku emerytalnego (SŁAWOMIR KAMIŃSKI)

 

Jak informuje Kancelaria Prezydenta, Andrzej Duda przyjął dziś ślubowanie od wybranych wczoraj czterech sędziów TK.

Od piątego wybranego przez Sejm sędziego – Julii Przyłębskiej – prezydent odbierze ślubowanie po upływie kadencji sędziego, którego zastąpi on w TK, a ta upływa 8 grudnia.

Duda odbiera ślubowanie od czterech nowych sędziów TK. Fot. Prezydent.pl

– Nad ranem na uroczystości w Pałacu Prezydenckim byli obecni prezydenccy ministrowie oraz prezes Jarosław Kaczyński. Zabrakło prezesa Trybunału Konstytucyjnego prof. Andrzeja Rzeplińskiego, do którego nie udało się dodzwonić – powiedział Marek Magierowski, szef biura prasowego Dudy.

W środę Sejm podczas najbardziej burzliwych obrad tej kadencji wybrał na sędziów TK pięć osób zgłoszonych przez PiS. Opozycja protestowała – posłowie PO, Nowoczesnej i PSL oceniali, że złamano prawo i dochodzi do marginalizacji konstytucji. Według PiS to opozycja nie zamierza szanować porządku konstytucyjnego.

W głosowaniach sejmowa większość poparła zgłoszonych przez PiS kandydatów: Henryka Ciocha, Lecha Morawskiego, Mariusza Muszyńskiego, i Piotra Pszczółkowskiego. Uchwały w sprawie wyboru ukazały się jeszcze tego samego dnia wieczorem w Monitorze Polskim.

Duda nie zaczekał na orzeczenie Trybunału

Mimo protestów opozycji i środowiska prawniczego, włączając w to macierzystą uczelnię Andrzeja Dudy, prezydent przyjął ślubowanie od nowych sędziów w dniu, w którym Trybunał Konstytucyjny ma zbadać zgodność z konstytucją ustawy o trybunale z czerwca 2015, która była podstawą wyboru przez poprzedni Sejm 5 nowych sędziów TK.

Apel Stowarzyszenia Sędziów Polskich „Iustitia”

Z apelem o powstrzymanie się od przyjęcia ślubowania od osób wybranych przez Sejm w dniu 2 grudnia 2015 r. na stanowiska sędziów Trybunału Konstytucyjnego zwróciło się do prezydenta Stowarzyszenie Sędziów Polskich „Iustitia”.

„Iustitia” apelowała, by prezydent powstrzymał się z przyjęciem ślubowania od tych sędziów do czasu rozstrzygnięcia przez Trybunał Konstytucyjny skarg dotyczących zgodności z Konstytucją ustawy z dnia 25 czerwca 2015 r. o Trybunale Konstytucyjnym oraz nowelizacji ustawy o TK z dnia 19 listopada.

Według Stowarzyszenia „istnieją wątpliwości” co do zgodności z Konstytucją zarówno przepisów ustawy z dnia 25 czerwca 2015 r. o Trybunale Konstytucyjnym, jak również noweli tej ustawy z 19 listopada 2015 r. Jednakże – jak podkreślono – „jedynym organem uprawnionym do rozstrzygnięcia tych wątpliwości jest Trybunał Konstytucyjny”.

„Uprawnień takich nie posiada natomiast ani Sejm, ani Prezydent RP. Z tego względu najlepszym – w naszej ocenie – sposobem rozwiązania obecnego kryzysu konstytucyjnego jest powstrzymanie się od wszelkich działań związanych z powołaniem nowych sędziów Trybunału do czasu rozstrzygnięcia wątpliwości konstytucyjnych co do obu wymienionych wyżej ustaw przez powołany do tego organ” – podkreślono w oświadczeniu Stowarzyszenia.

Sejm poprzedniej kadencji wybrał pięciu sędziów TK

8 października Sejm wybrał pięciu nowych sędziów TK. Trzej sędziowie zostali wybrani w miejsce sędziów, których kadencja wygasała 6 listopada (w trakcie kadencji poprzedniego Sejmu), a dwaj – w miejsce sędziów, których kadencja wygasa 2 i 8 grudnia (w trakcie kadencji obecnego Sejmu). Według PO chodziło o zapobieżenie sytuacji, w której nowy parlament mógłby nie zdążyć z wyborem nowych sędziów i kadencje straciłyby ciągłość. Przeciw kandydatom głosował klub PiS, który wybór nazwał „psuciem państwa”. Według PiS, PO wykorzystała niekonstytucyjne zmiany ustawy o TK.

Posłowie PiS zaskarżyli ustawę o TK

23 października posłowie PiS zaskarżyli ustawę do TK. Podkreślali, że o ile wygaśnięcie kadencji trójki sędziów nastąpiło jeszcze w trakcie ówczesnej kadencji Sejmu, o tyle mandat pozostałej dwójki wygasa w trakcie kadencji nowego Sejmu. Podważali też ideę, by ustawa określała szczegółowe zasady wyłaniania sędziów TK, bo wystarczy do tego regulamin Sejmu. Ponadto zaskarżyli m.in. brak ustawowego określenia długości kadencji prezesa i wiceprezesa TK i zasadę zaprzysięgania nowych sędziów TK przez prezydenta RP. 10 listopada PiS wycofało wniosek, gdyż zdecydowało się na nowelizację ustawy o TK, którą Sejm przyjął 19 listopada.

17 listopada wniosek PiS ponowili jako własny posłowie PO i PSL. Do wniosku przyłączył się RPO Adam Bodnar – w zakresie kwestionującym zgodność z konstytucją przepisu, na którego mocy Sejm wybrał dwóch sędziów w miejsce tych, których kadencja kończy się w grudniu. Prokurator Generalny wniósł o uznanie, że ustawa jest niekonstytucyjna tylko w takim właśnie zakresie.

prezydentDudaprzyjął
gazeta.pl

 

Duda nie zdał testu. Będzie pierwszą ofiarą „wielkie zmiany” PiS?

Renata Grochal, Gazeta Wyborcza, 03.12.2015

Prezydent Andrzej Duda

Prezydent Andrzej Duda (Fot. Sławomir Kamiński / Agencja Gazeta)

To on stanie się twarzą skoku na Trybunał Konstytucyjny, choć próbował stwarzać wrażenie, że może się postawić prezesowi Kaczyńskiemu.

„Dyskomfort” to słowo, które politycy bliscy prezydentowi odmieniają przez wszystkie przypadki. Jeden z rozmówców przyznaje, że Duda bardzo się zmartwił wtorkową uchwałą Rady Wydziału Prawa UJ. W uchwale jego macierzysta uczelnia napisała, że „podpisana przez Pana Prezydenta ustawa z dnia 19 listopada 2015 r. o zmianie ustawy o Trybunale Konstytucyjnym nie daje się pogodzić z zasadą demokratycznego państwa prawnego, naruszając wymogi nieusuwalności sędziów, legalizmu i niedziałania prawa wstecz”. Rada zaapelowała do prezydenta o uszanowanie wartości, których Krakowska Wszechnica jest strażnikiem: prawa i wolności obywatelskich.

W ostatnich dniach napięcie na linii Pałac Prezydencki – Nowogrodzka, gdzie mieści się siedziba PiS, było duże. Ważny polityk tej partii mówi, że prezes Kaczyński oczekiwał, iż Duda w tempie ekspresowym zaprzysięgnie pięciu nowych sędziów (zrobił to dziś nad ranem). Kaczyński liczy, że Trybunał w nowym składzie nie będzie w stanie zablokować żadnych ustaw, które chce wprowadzić PiS.

O jakie ustawy chodzi? Nie wiadomo. Tyle że prezydent zdaje sobie sprawę, że działania PiS, jeśli nie są złamaniem prawa, to są na granicy prawa. Twarzą zamachu na TK być nie chce, ale to na niego spadnie odium krytyki, bo prezes w ostatnich dniach trochę się schował. Ale w praktyce Duda nie zrobił nic, by zatrzymać pomysły macierzystej partii.

W Pałacu wiedzą, że prezydent ma dwa wyjścia: albo wróci do taktyki z kampanii wyborczej, czyli budowania wizerunku prezydenta wszystkich Polaków, a odmowa zaprzysiężenia sędziów wybranych przez PiS byłaby do tego świetną okazją, albo będzie firmować wszystko, co wysmaży Nowogrodzka. Ale na tym Duda traci. Według sondaży Polakom nie spodobało się ułaskawienie b. szefa CBA Mariusza Kamińskiego, co było pomysłem prezesa. Dlatego prezydencki minister Andrzej Dera zasugerował kilka dni temu możliwy kompromis wokół Trybunału, czyli zaprzysiężenie trzech sędziów wybranych przez poprzedni parlament. W PiS te słowa wywołały kpiny. – Dera nie ma żadnego znaczenia w PiS. Będzie tak, jak chce Jarosław – usłyszeliśmy od współpracownika prezesa. I Sejm – głosami PiS i Kukiza – unieważnił uchwały o wyborze sędziów przez poprzedni parlament.

W Pałacu nie podoba się styl przeprowadzania zmian. Dlatego prezydent zorganizował konsultacje z szefami klubów i prezesami TK. To miał być sygnał, że nie jest tak, iż Duda wszystko przyklepie; że chce prowadzić dialog.

Ale to była tylko zasłona dymna. Duda nie ma siły, by realnie przeciwstawić się Kaczyńskiemu. Odmowa zaprzysiężenia wybranych przez PiS sędziów byłaby wypowiedzeniem wojny Nowogrodzkiej. A to skutkowałoby marginalizowaniem prezydenta, np. w polityce zagranicznej, w której musi współpracować z rządem. Duda wie, że jego reelekcja zależy od powodzenia rządów PiS, czyli realizacji obiecanych zmian. Kolejne wybory parlamentarne odbędą się przed prezydenckimi. Jeśli PiS przegra, szanse Dudy na drugą kadencję spadną. Dlatego raczej będzie wspierał PiS.

Plan PiS jest taki, by zaraz po zmianach w Trybunale dokonać czystek w mediach publicznych. Do tego potrzebna jest nowa ustawa medialna. W PiS liczą, że uda się ją uchwalić jeszcze przed przerwą świąteczną, tak by Polacy przez święta zapomnieli o sprawie. W Pałacu pocieszają się, że „jazda po bandzie” skończy się w ciągu kilku miesięcy i wtedy Duda zacznie odbudowywać wizerunek.

Zobacz także

dudaPierwszą

wyborcza.pl

Chrońmy granice Unii

Tomasz Bielecki (Bruksela), 02.12.2015

- Wiem z mojej poprzedniej pracy, że Polska odnosiła sukcesy, gdy była w pełni zaangażowana w rzeczywistość europejską. Nie mam wątpliwości, że nowy rząd Polski powinien jak najintensywniej współpracować z krajami UE, z sąsiadami, z Brukselą

– Wiem z mojej poprzedniej pracy, że Polska odnosiła sukcesy, gdy była w pełni zaangażowana w rzeczywistość europejską. Nie mam wątpliwości, że nowy rząd Polski powinien jak najintensywniej współpracować z krajami UE, z sąsiadami, z Brukselą (BORIS GRDANOSKI/AP)

Europejscy przywódcy powinni zmienić podejście do kryzysu uchodźczego. Niektórzy mówią, że fala migrantów jest zbyt duża, by ją zatrzymać. Ale ona jest zbyt duża, żeby jej nie zatrzymywać. Rozmowa z Donaldem Tuskiem, szefem Rady Europejskiej

Wywiad dla „Gazety Wyborczej” i dzienników „Le Figaro”, „The Guardian”, „El Pais”, „La Stampa” i „Süddeutsche Zeitung”

TOMASZ BIELECKI: Zasady dublińskie wobec uchodźców nakazują, by wniosek azylowy imigranta rozpatrywał kraj jego pierwszego kontaktu z Unią. Jednak w sierpniu Berlin ogłosił, że nie będzie tego stosować, głównie w stosunku do Syryjczyków. Zdaniem krytyków kanclerz Angeli Merkel to stało się magnesem, który zwiększył ich napływ do Niemiec. Teraz wielu polityków w Unii pyta, czy uzupełnieniem porozumienia z Turkami o hamowaniu napływu uchodźców nie powinien być pełny powrót Berlina do reguł dublińskich. Jak pan myśli – czy Niemcy powinny znów zacząć stosować Dublin wobec Syryjczyków?

DONALD TUSK: Nikt nie powinien uczyć Niemców poszanowania prawa, bo to przecież uchodzi za ich specjalność. Ponadto w kwestii respektowania Dublina nie ma świętych. Ale musimy wspólnie zdecydować, że jeśli mamy w Unii pewne traktaty i regulacje, w tym Dublin, to powinniśmy próbować je respektować. To nie jest łatwe, ale nikt – łącznie z Niemcami – nie może uciec od tych zobowiązań.

Kiedy Unia przegłosowała we wrześniu rozdzielnik uchodźców, powiedział pan, iż było to doświadczenie tak ciężkie, że nie da się tego powtórzyć. Ale dla Berlina to nie był koniec, lecz początek. Teraz mówi się o nowym obowiązkowym rozdzielniku. I o znacznie większych liczbach.

– Mamy tu dwa problemy. Po pierwsze, głosowanie w Radzie UE powinno być czymś bardzo nadzwyczajnym i nie powinno zamieniać się w instrument przymusu politycznego. Po drugie, nie widzę teraz większości na rzecz nowego rozdzielnika albo obowiązkowego podziału uchodźców przesiedlanych z Turcji. Przeciwna byłaby nie tylko Europa Środkowa i Wschodnia. Z drugiej strony myślę, że Europejczycy będą gotowi do większej solidarności w sprawie uchodźców, jeśli UE i jej kraje zaczną lepiej chronić granicę zewnętrzną UE, co z kolei pozwoliłoby ograniczyć falę migracyjną.

Ale w Niemczech już prawie nikt nie wierzy, że Unia okaże im solidarność. Mamy dwa sprzeczne przekazy. Pan powtarza, że musimy strzec granic zewnętrznych Unii, by ochronić strefę Schengen. A kanclerz Angela Merkel powtarza, że dla zachowania Schengen trzeba solidarności krajów Unii w sprawie podziału obciążeń w kryzysie uchodźczym. Jak to pogodzić?

– Tu nie ma sprzeczności. Powinniśmy robić to i to. Granice zewnętrzne musimy chronić także po to, by przekonać kraje UE i ich społeczeństwa, że nasza otwartość jest bezpieczna i pod kontrolą. Przecież nikt, łącznie z Niemcami, nie jest dziś gotowy na tak wielkie liczby uchodźców. Ponadto ochrona granic jest potrzebna w procedurach rozmieszczania uchodźców między krajami UE – muszą być rejestrowani, rzetelnie sprawdzani.

Pewni politycy, a nawet rządy w UE wysyłają sygnały o groźbie podziału Schengen na strefę mini-Schengen złożoną z krajów gotowych do współpracy w polityce imigracyjnej i oddzielających się granicami od tych, które w sprawie uchodźców nie chcą współpracować. To straszenie czy realna groźba?

– Teraz to tylko spekulacje i ja nie chcę do nich dołączać. Ale mini–Schengen oznacza brak Schengen. Nie rozumiem, po co odbudowywać granice. Żeby oddzielać się np. od Hiszpanii? Czy Hiszpania jest dziś problemem w tym kontekście? Nie rozumiem, dlaczego lepszym pomysłem miałoby być przywrócenie granicy między Francją i Niemcami zamiast przywrócenia skutecznej kontroli granic zewnętrznych UE.

Mówi się nie tyle o Niemczech i Francji, co o Polsce.

– Może łatwiej jest mówić o granicy między Niemcami i Polską niż między Niemcami i Francją. Tyle że o ile jest pewien napływ migrantów z Francji do Niemiec, o tyle nie ma go z Polski do Niemiec.

Poczekajmy na Ukrainę…

– Polska ma u siebie kilkaset tysięcy ludzi z Ukrainy i nikt nie uważa tej migracji za problem.

David Cameron przed niespełna miesiącem przedstawił postulaty zmian w UE, których domaga się przed referendum o pozostaniu lub wyjściu Londynu z Unii. Jak idą rozmowy?

– To oczywiste, że naszym priorytetem jest pomóc Cameronowi w wygraniu referendum za pozostaniem w Unii. Teraz chodzi o uniknięcie ryzyka, że projekt brytyjskiego kompromisu przedstawiony na szczycie UE nie zyskałby aprobaty przywódców pozostałych 27 krajów Unii. Dlatego moją pierwszą radą było, by dłużej popracować nad projektem ugody i przedstawić go w bezpieczniejszym terminie, na szczycie w lutym 2016 r. Ale rozumiem argumenty Camerona, że może warto zawalczyć z czasem. Jeśli uzna, że negocjacje już na szczycie z 17 grudnia są dla niego lepsze, to pomogę.

Jednym z postulatów Camerona jest ograniczenie na cztery lata zasiłków dla obywateli UE pracujących w Wlk. Brytanii. Czy to da się zrobić w zgodzie z unijnym prawem?

– Głównym problemem jest aspekt prawny, a nie brak woli kompromisu między krajami UE. Wstępną propozycję Londynu w sprawie tych czterech lat można nazwać dyskryminacją [np. Polaków pracujących na Wyspach] sprzeczną z traktatami UE. Ale pracujemy nad pewnymi rozwiązaniami prawnymi tego problemu. Tyle że w tej kwestii będzie też potrzebny kompromis co do meritum. Jestem pod dużym wrażeniem gotowości do kompromisu i pomocy Cameronowi ze strony tych krajów, które byłyby najbardziej dotknięte reformą zasiłków.

Myślę, że Europa Środkowa i Wschodnia jest gotowa przyjąć postulaty Camerona bardziej od innych – głównie z przyczyn geopolitycznych, dla których Wlk. Brytania powinna zostać w Unii. Ale w kwestię zasiłków zaangażowana jest nie tylko ta część UE, bo np. teraz do Wlk. Brytanii napływa więcej migrantów z Hiszpanii niż z Polski.

Porozmawiajmy o Rosji. Na wschodniej Ukrainie widać pewną dezeskalację. A w Syrii Rosjanie są gotowi do współpracy z Zachodem. Czy zatem Putin zmienia coś w podejściu do Europy?

– Nie jestem pewien, czy sytuacja jest tak optymistyczna. Zaangażowanie Rosjan w Syrii to nie jest rozwiązanie, lecz komplikowanie problemu. Naszym celem nie jest chronienie Al-Asada przed opozycją, a to jest jednym z celów Moskwy. Owszem, potrzebujemy elementarnej koordynacji z Rosjanami, by unikać takich wydarzeń jak zestrzelenie rosyjskiego samolotu przez Turków. Ale dopóki Rosja jest skupiona na atakowaniu syryjskiej opozycji, to trudno dostrzec w tym wsparcie dla USA bądź Europy. Przecież około 90 proc. celów atakowanych przez Rosjan to nie jest Państwo Islamskie. To nie są pomyłki o jeden czy dwa kilometry, ale bombardowanie zupełnie innych regionów Syrii.

Naszym interesem nie jest pomaganie Rosjanom w przywracaniu politycznych wpływów w regionie, w tym poprzez bazy wojskowe w Syrii. Oczywiście, jeśli Al-Asad byłby do pewnego stopnia potrzebny w ramach transformacji w Syrii, to w porządku. To nie byłby pierwszy raz, kiedy stary reżim może być użyteczny – co jest nawet polskim doświadczeniem. Ale transformacje mogą się udać, gdy ich wszyscy uczestnicy mają ten sam końcowy cel. A nie jest dla mnie jasne, czy teraz mamy taką zgodę z Rosją i Iranem.

A Ukraina?

– Co do Ukrainy sprawa jest prosta – musimy utrzymać sankcje gospodarcze wobec Rosji, dopóki porozumienie z Mińska [podpisane w lutym 2015 r.] nie zostanie wypełnione. Sytuacja w Donbasie jest nadal krytyczna, choć nie tak bardzo jak przed Mińskiem. W sprawie spadku liczby ofiar Mińsk działa. Ale musimy zobaczyć więcej dobrej woli ze strony prezydenta Putina.

Czy sprawy Ukrainy i Syrii da się traktować osobno? Czy jeśli współpraca z Moskwą w Syrii jednak zacznie przynosić efekty, to nie pojawią się apele o pojednawcze gesty wobec Putina w sprawie Ukrainy? Nawet jeśli Mińsk nie będzie w pełni wdrożony?

– Wiem, że istnieje Realpolitik, ale ona jest usprawiedliwiona tylko w wypadku konkretnych i pozytywnych rezultatów. Dziś nie ma ich dość. I dlatego stanowisko wszystkich krajów UE jest jasne – żadnych cichych targów z Rosją, w których łączono by sprawy Ukrainy i Syrii.

A jednak szef Komisji Europejskiej Jean-Claude Juncker napisał niedawno do Putina list z ofertą nawiązania współpracy między UE i Eurazjatycką Unią Gospodarczą.

– To nie była moja inicjatywa i jestem bardzo sceptyczny w tej sprawie. Mam świadomość, jaki interes Rosjanie mają w Eurazjatyckiej Unii Gospodarczej [to integracyjny projekt Kremla m.in. dla Białorusi i Kazachstanu]. Chodzi o wpływy na obszarze poradzieckim. Ale trudno mi zrozumieć, jaki interes miałaby w tym mieć UE.

Nowy rząd Polski wysyła sprzeczne sygnały w sprawie przyjętych wcześniej przez Warszawę zobowiązań co do przyjęcia uchodźców. Unijne flagi znikły z konferencji prasowych pani premier… Czy ten eurosceptycyzm to bardziej retoryka, czy jednak spodziewa się pan prawdziwych problemów między Warszawą a Brukselą w najbliższych miesiącach?

– Stosunek do Europy to może najbardziej widoczna różnica między moim obozem politycznym, gdy byłem liderem partyjnym, a Prawem i Sprawiedliwością. PiS na pewno jest mniej entuzjastyczny. Ale szkopuł w proporcjach, bo przecież sam sceptycyzm nie jest przestępstwem.

Wiem z mojej poprzedniej pracy, że Polska odnosiła sukcesy, gdy była w pełni zaangażowana w rzeczywistość europejską. Jednym z wstępnych warunków, by Polska była skuteczna, są tak dobre, jak tylko to możliwe, relacje z Niemcami i Rosją – choć z Rosją to dziś prawie niemożliwe z przyczyn obiektywnych, a nie z braku woli. Nie mam wątpliwości, że nowy rząd Polski powinien jak najintensywniej współpracować z krajami UE, z sąsiadami, z Brukselą.

Ale czy Polska może stać się problemem dla Europy?

– Nowy rząd ma dopiero dwa tygodnie, a ja nie jestem prorokiem w tej sprawie. Musimy poczekać, by ocenić jego stosunek do Europy. Jednak Polska z pewnością nie jest największym problemem Europy – i nie mówię tego z patriotyzmu. Czasem się wydaje, że zamiast zajmować się w UE prawdziwymi problemami, wolimy walnąć w Polskę lub Węgry. Największym problemem Europy jest pięć kryzysów: Rosja, migracja, terroryzm, Grecja i Brexit. Przyczyną którego z nich miałaby być Polska albo Słowacja?

Jednak nowe władze, a przynajmniej ich część, są zapamiętałe w pańskiej sprawie. Słychać o możliwym śledztwie, a nawet postawieniu pana przed sądem. Pan się nie przejmuje?

– Minimalnie.

Nie spędza to panu snu z powiek?

– Nie, to jest nudne. Ja długo żyłem w takim środowisku, z tym dziwnym, egzotycznym podejściem. Jak widać, przetrwałem.

Zobacz także

tuskDlaWyborczej

wyborcza.pl