Andrzej Duda w sprawie wejścia Polski do euro, czyli co „ciemny lud” ma kupić od kandydata na prezydenta
Kandydat PiS podkreślał, że Komorowski na początku kadencji przygotował projekt zmiany konstytucji umożliwiający wprowadzenie w Polsce euro, a podczas swojej prezydentury wielokrotnie mówił, że jest zwolennikiem wejścia Polski do unii walutowej. Przypomniał też dawną – z 2012 r. – wypowiedź prezydenckiego doradcy ds. międzynarodowych prof. Romana Kuźniara, że realną datą przystąpienia do unii walutowej jest 1 stycznia 2016 r.
Odpowiedź w sprawie tej daty jest banalna, i to europoseł powinien wiedzieć. Nie, Polska nie może wejść do strefy euro w 2016 r. Jest to niemożliwe z przyczyn proceduralnych. Europejskie traktaty mówią jasno, że kraj, który chce przyjąć wspólną walutę, przez co najmniej dwa lata musi być członkiem tzw. mechanizmu kursu wymiany walut (ERM II). W skrócie chodzi o sztywne powiązanie kursu danej waluty z kursem euro, co ma zapobiec nadmiernym wahaniom kursów walut, bo mogłoby to zakłócić stabilność gospodarczą w obrębie jednolitego rynku. Polska nie tylko nie jest członkiem ERM II, ale praktyka wskazuje, że w tym przedsionku do strefy euro spędza się z reguły więcej niż dwa lata. Mała Litwa, która przyjęła euro 1 stycznia br., w ERM II była lat dziesięć.
Uczestnictwo w ERM II to podstawowy warunek, który zna każdy, kto interesuje się funkcjonowaniem Unii Europejskiej. Nie wierzę, by europoseł i prawnik o tym nie wiedział, bo to byłoby dla niego kompromitujące. Zakładam, że Andrzej Duda zastosował cyniczną metodę, którą kiedyś Jacek Kurski z właściwym sobie wdziękiem streścił w zdaniu „ciemny lud to kupi”.
Nie rozwodzę się już nad tym, że oprócz „stażu” w mechanizmie ERM II trzeba by jeszcze zmienić polską konstytucję i ustawę o NBP, czego nie da się przeprowadzić szybko. W dodatku do zablokowania zmian w ustawie zasadniczej wystarczy sprzeciw PiS, które jest zdecydowanie niechętne wspólnej europejskiej walucie.
Dzisiejsze słowa Andrzeja Dudy to zresztą potwierdziły. Żerując na nikłej wiedzy obywateli na ten temat, straszył drożyzną, jaka miałaby zapanować po przyjęciu euro, przywołując przykład Słowacji i Litwy. O ile w przypadku pierwszego z tych krajów częściowo miał rację, bo Bratysława nie przygotowała się odpowiednio do ograniczenia skutków nieuczciwego przeliczania cen z koron na euro, to w przypadku Litwy jest to argument zupełnie błędny. Najnowsze, lutowe dane tamtejszego urzędu statystycznego mówią, że ceny towarów nie wzrosły.
Dyskusja o przyjęciu euro to dyskusja o roli, jaką Polska ma odgrywać w jednoczącej się Europie. PO i prezydent Komorowski są zdania, że trzeba ją w końcu rozpocząć. Zresztą, podpisując traktat akcesyjny z UE, zobowiązaliśmy się w przyszłości do zastąpienia złotego wspólną walutą. To także wskazanie na kierunek, w jakim powinna zmierzać Europa – im więcej jedności, tym unijna wspólnota będzie silniejsza.
PiS, które woli luźniejsze więzi z UE, usiłuje przedstawić euro jako niebezpieczne narzędzie służące rzekomo do pozbawienia Polski jednej z ważnych cech suwerenności, jaką jest narodowa waluta. Dyskusje o pozytywnych skutkach przyjęcia europejskiej waluty – brak ryzyka kursowego czy większa atrakcyjność Polski dla inwestorów – ucina wywoływaniem lęków przed „drożyzną” i „utratą części niepodległości”.
Niestety, dzisiejsze wystąpienie Andrzeja Dudy tę taktykę potwierdziło. Co gorsza, kandydat PiS w sprawie szybkiego zastąpienia złotówki walutą europejską robi wyborcom wodę z mózgu.
Paradowska: Bieńkowska umacnia swój wizerunek „ostrej baby”. Ośmieszyła PiS
- Bieńkowska: Nie stracimy unijnych pieniędzy. Daję za to głowę i obie ręce
- Dlaczego Bieńkowska jest kluczową postacią w politycznej strategii Tuska
- Kaczyński: Bieńkowska przyszła na gotowe, nie ma się czym chwalić. MRR: „Życia nie starczy, by to sprostować”
- Passent o Bieńkowskiej: Dwa resorty? Ryzykowne. Osiągnęła pułap swoich kompetencji