GPC o Lasku

 

Chris Cieszewski podtrzymuje tezę o smoleńskiej brzozie złamanej przed 10 kwietnia. „Brak soków brzozowych to dowód”

23.03.2014

Prof. Chris Cieszewski odpowiedział na publikację „Naszego Dziennika”, w której znalazła się informacja, że to, co w swoich badaniach nad katastrofą smoleńską uznał za złamane drzewo, okazało się pozostałością płotu. Co prawda przyznał, że jego analizy były obarczone „błędem wyznaczenia lokalizacji brzozy”, ale nie wycofał się ze swoich wniosków. „Brzoza byłą złamana już 5 kwietnia” – utrzymuje.

 

Prof. Chris Cieszewski odpowiedział na publikację "Naszego Dziennika"
Prof. Chris Cieszewski odpowiedział na publikację „Naszego Dziennika” • Fot. Sławomir Kamiński / AG

Prof. Cieszewski podczas ubiegłorocznej II Konferencji Smoleńskiej przekonywał, że brzoza, o którą miało uderzyć lewe skrzydło prezydenckiego samolotu, była złamana co najmniej kilka dni przed katastrofą, a jako dowód przedstawił zdjęcia satelitarne. Jednak, jak napisał „Nasz Dziennik”. trzech innych naukowców wykazało, że grubo się pomylił, bo to, co na fotografiach rozpoznał jako drzewo, było w rzeczywistości stertą desek. Ich ustalenia potwierdzają zresztą relacje świadków.

Profesor, którego odpowiedź na wyniki badań kolegów po fachu cytuje portal Niezalezna.pl, nie zamierza jednak porzucać swojej tezy. Jak pisze, jego praca była utrudniona, bo szukał korony brzozy w lokalizacjach podanych przez raporty MAK i polskiej komisji, które „sobie nawzajem zaprzeczają i które nie wskazują jednoznacznych lokalizacji drzew”.

„Wiele różnych metod zostało zastosowanych do analizy omawianych zdjęć satelitarnych. Ostatecznie do prezentacji wybrana została tylko jedna z tych metod, mianowicie taka, która wyróżniała się dużą przejrzystością i przekonywującą logiką” – tłumaczy.

Cieszewski jest wdzięczny naukowcom za wkład w badanie katastrofy smoleńskiej, ale zaznacza, że podstawowe wnioski pozostają te same. Przede wszystkim dlatego, że potwierdzają je inne analizy zdjęć (których jeszcze nie przedstawił), ale także badania samego drzewa. „Brak soków brzozowych w czasie, gdy inne brzozy je wydzielały, i oczywista forma złamania pnia zamiast ścięcia go, z pęknięciami śledzącymi zakrzywienia włókien drzewnych na sękach, oraz obecność szczap w złamaniu – wszystkie te fakty stanowią dowody na dużo wcześniejsze statyczne złamanie tego pnia” – przekonuje.

Źródło: Niezalezna.pl

naTemat.pl 

Matura w drugim obiegu – Jan Pietrzak organizuje „niezależne” egzaminy z historii. Będą pytania o Smoleńsk?

W PRL-u był nieformalny Uniwersytet Latający, teraz będzie Matura Orła Białego, czyli egzamin z historii w prawicowym „drugim obiegu”. Taką inicjatywę wymyślili publicyści i historycy związani z Towarzystwem Patriotycznym Jana Pietrzaka. Wszystko po to, by „wypełnić lukę stworzoną przez państwo” i poprawić wiedzę historyczną młodych Polaków. Pytanie, czy nie przerodzi się w farsę, bo komentatorzy już wyobrażają sobie pytania typu: „kiedy Polska była bardziej umęczona: za Niemca czy za Tuska?”.

 

Jan Pietrzak organizuje maturę z historii w drugim obiegu
Jan Pietrzak organizuje maturę z historii w drugim obiegu • Fot. Sławomir Kamiński / AG

Pomysł przeprowadzania Matury Orła Białego Jan Pietrzak ogłosił kilka dni temu na konferencji prasowej. Padła diagnoza, że społeczeństwo jest chore, dlatego trzeba wcielić się w rolę lekarza, który je uzdrowi. Jak? Przez organizowane raz do roku egzaminy z historii Polski, które pozwolą młodym ludziom przyswoić naprawdę potrzebną wiedzę oraz odrzucić to, co próbują wciskać w ich głowy rządzący.

Propaganda „okupantów”
„Polska młodzież uczy się w szkołach, że myszy zjadły Popiela i że Wanda nie chciała Niemca. O późniejszych, ważniejszych problemach, nie dyskutuje, a jeśli wspomina, to bardzo zdawkowo. Więc my staramy się wypełnić tę lukę stworzoną przez państwo. Rząd jest umysłowo do tego niezdolny, a podobno rządzony przez historyka” – tłumaczył potem w rozmowie z portalem Karnowskich sam Pietrzak.

Organizatorzy nie ukrywają, że „niezależna” matura z historii ma być elementem społeczeństwa „drugiego obiegu”. Obecny na konferencji Piotr Andrzejewski z Towarzystwa Patriotycznego mówił: „Mam za sobą tradycję kursów naukowych w okresie PRL. Dzisiaj stwierdzamy niedostatek edukacji obywatelskiej w wielu dziedzinach poza oficjalnymi programami”.

Z kolei zdaniem Pietrzaka to odpowiedź na „przemysł pogardy” i „propagandę nienawiści”, która jest dziś dziełem „odwiecznych okupantów polski, czyli mediów podlegających niemieckim i rosyjskim dyspozytorom”.

Żeby Polska była Polską
Jak ma konkretnie wyglądać ta odpowiedź? Otóż raz do roku Towarzystwo Patriotyczne będzie ogłaszało konkurs. Na podstawie lektur wyszczególnionych w przygotowanym przez organizatorów syllabusie (autorzy książek to m.in. prof. Jan Żaryn oraz prof. Andrzej Nowak) uczestnicy będą musieli napisać esej (w tym roku mają czas do 30 maja). W kolejnym i ostatnim etapie zmierzą się w egzaminie pisemnym. „Dla najlepszych przewidziano prestiżowe nagrody” – zapowiadają organizatorzy. Jakie? Tego nie zdradzają.

Czego dowiedzą się „maturzyści” spod znaku Orła Białego? Lista zagadnień to 44 pozycje: od „roli pierwszych Piastów w budowaniu narodu” i „świętych i patronów narodu polskiego”, przez średniowiecze i powstania narodowe w XIX wieku, po „fenomen Żołnierzy Wyklętych” i wybitne postaci Kościoła katolickiego.

JAN PIETRZAK

Czy nasza akcja się powiedzie, zależy od Was! I od tego czy znajdzie się w Polsce młodzież licealna i studencka, która chce znać niesamowitą, heroiczną, barwną historię swego niezwykłego Narodu, ten ‚długi łańcuch ludzkich istnień, połączonych myślą prostą, żeby Polska była Polską.

Od Niemca do Tuska
Co do wniosku, że z nauczaniem historii polska szkoła jest dziś na bakier, zgadzają się chyba wszyscy. To akurat kwestia, która powinna połączyć prawicę z lewicą. – Stan nauczania historii, szczególnie w szkole średniej, jest według mnie wręcz tragiczny. Jak żyję, takiego dramatu jeszcze nie było – komentuje w rozmowie z naTemat prof. Andrzej Friszke, historyk z IPN.

Problem zaczyna się jednak wtedy, gdy za naukę biorą się ci, których działalność podszyta jest ideologią i polityką. I to właśnie może okazać się największą wadą Matury Orła Białego. Celnie skomentował całą sytuację publicysta „Gazety Wyborczej” Paweł Wroński, który zaproponował Pietrzakowi i spółce kilka pytań do egzaminu, w tym takie:

PAWEŁ WROŃSKI
„Gazeta Wyborcza”

Kiedy umęczona ziemia polska była najbardziej „umęczona”:
a) za cara,
b) za Niemca,
c) za Tuska.

Swoją odpowiedź dodatkowo uzasadnij na przykładach, dlaczego za Tuska. CZYTAJ WIĘCEJ

– No właśnie, choć szczegółów tej inicjatywy nie znam, to już teraz mogę powiedzieć, że obawiam się, iż ma ona cele ideologiczno-polityczne – kwituje prof. Friszke. Jakie? Na przykład takie, by wtłoczyć do głowy młodych Polaków, że „Lech Kaczyński wielkim Polakiem był” (sylwetka prezydenta to jedna z polecanych lektur).

Matura jak matka – jest tylko jedna
Jan Wróbel, nauczyciel, dyrektor liceum i autor podręczników do historii, także patrzy na pomysł Towarzystwa Patriotycznego ostrożnie. Przede wszystkim ma zastrzeżenia do tego „drugiego obiegu”. – Jestem jak najdalszy od forsowania pomysłu, że Polska jest krajem okupowanym, w związku z tym trzeba sięgać do wypracowanych w czasach niewoli metod. Samej inicjatywie konkursu historycznego, najlepiej z nagrodami, przyklaskuję – komentuje dla naTemat.

Jego zdaniem każdy pomysł można zrealizować dobrze lub zepsuć, więc czas na ocenę tej „niezależnej” matury jeszcze przyjdzie. Pewne jest za to dla niego, co innego. Że w państwowych szkołach z historią coraz lepiej, więc to „chore” społeczeństwo być może nie będzie jednak potrzebowało prawicowych „lekarzy”.

– Reforma wprowadzana od kilku lat sprawiła, że w pierwszej klasie liceum uczy się wyłącznie historii najnowszej od 1918 roku. W poprzednim systemie zawsze była ona zostawiana na sam koniec szkoły, a nauczyciele uczyli jej w maju czy czerwcu po łebkach. Konkursy? Jestem na tak. Alternatywna matura? Nie, bo matura jak matka – jest tylko jedna – kwituje pedagog.

naTemat.pl

„Niezależna”: Kancelaria Premiera wydała 300 tys. z rezerwy budżetowej na… zespół Macieja Laska badający katastrofę

 

Dodatkowe 300 tysięcy złotych przeznaczyła Kancelaria Premiera na działalność rządowego zespołu wyjaśniającego katastrofę smoleńską. Pieniądze mogły być wydane na wynagrodzenie dla osób, które pracowały dla zespołu Macieja Laska, ale nie znajdują się w jego oficjalnym składzie.

 

300 tysięcy złotych na zespół Laska zostało wyjęte z rezerwy budżetowej. Redakcja „GPC” twierdzi, że dotarła do dokumentu z 12 kwietnia 2013, w którym sekretarz stanu Michał Deskur z Kancelarii Premiera wyjaśniał, że suma ta zostanie przeznaczona na „koszty funkcjonowania Zespołu w zakresie kwot niezbędnych do pokrycia wynagrodzeń bezosobowych i ich pochodnych oraz diet”.

Jak podkreśla „GPC”, te 300 tysięcy nie mogło zostać przeznaczone ani na lokal do pracy (bo zespół pracuje w ośrodku przy ministerstwie infrastruktury), ani na konferencje – te bowiem odbywają się głównie w KPRM. Zespół nie prowadzi też żadnych badań, więc wątpliwe, by z tych pieniędzy opłacono opinie czy ekspertyzy. Ekipa Laska została powołana bowiem do tego, by wyjaśniać Polakom to, co na temat katastrofy smoleńskiej ustaliła rządowa komisja Jerzego Millera. Gazeta nie wyklucza, że pieniądze z rezerwy mogły być przeznaczone np. na wynagrodzenia dla osób, które oficjalnie nie były w zespole, ale mu pomagały.

KPRM jeszcze nie odniósł się do tych informacji. Sam premier, zapytany o to na konferencji prasowej w Płocku, stwierdził krótko, że sprawy nie skomentuje, bo nie zna jej szczegółów.

Źródło: niezalezna.pl

Za: naTemat.pl

Dodaj komentarz