Kryminał, 30.01.2016

 

Siedem „złotych pytań”, bez których nie ma kryminałów. Zdradza autorka bestsellerów

”Wchodzenie do głowy mordercy” może być dla autora przeżyciem niezwykle bolesnym”
Przemysław Gulda

Katarzyna Puzyńska (fot. Ania Pińkowska)

Czy psychologowi łatwiej pisać kryminały? Czy wieś to lepsze tło do literackiego mordu niż miasto? Czy przywódca sekty to fascynująca postać? O tych i innych tajnikach swojej twórczości opowiada Katarzyna Puzyńska, autorka popularnego cyklu kryminałów, których akcja rozgrywa się we wsi Lipowo.

Czy autorzy kryminałów fantazjują o mordowaniu?

– Zależy, co uznamy za fantazjowanie! Jeżeli rozumiem to jako przyjemność z myślenia o zamordowaniu kogoś, to zdecydowanie nie. Jeżeli zaś „fantazjowaniem” nazwiemy pracę nad historią, która pojawi się w książce, to autorzy kryminałów zdecydowanie robią to często. W tym kontekście praca pisarza tak naprawdę nigdy się nie kończy.

Jak z psychologicznego punktu widzenia wygląda pisanie kryminałów? Jakie emocje się w ten sposób sublimuje?

– Człowieka od zawsze interesuje geneza zła, a także walka dobra ze złem. Wystarczy spojrzeć na opowieści, które uznawane są za klasyki, czy święte księgi różnych religii. Są tam zawarte uniwersalne historie. Kryminał też taką może być. Pisząc czy czytając, gdzieś tam podświadomie szukamy katharsis. Ujścia dla emocji, które bywają trudne – gniewu, zazdrości, poczucia bezsilności. Podczas pisania czy czytania kryminałów, a nawet oglądania horrorów, to ujście odbywa się w bezpiecznym środowisku powieści czy filmu. Nikomu tak naprawdę nie dzieje się krzywda, a co chyba jeszcze ważniejsze – na koniec w większości przypadków zostaje przywrócony ład, dobro zwycięża. Przekraczamy tabu, ale jednocześnie jesteśmy bezpieczni, bo nie dotykają nas żadne konsekwencje.

Czy łatwiej jest się wczuć w rolę ofiary, czy zabójcy?

– Trudno mi powiedzieć. Wiele zależy od tego, jak skonstruowana jest książka. Morderca, przynajmniej w moich powieściach, to najczęściej człowiek, który z jakiegoś powodu, czy to przez splot wydarzeń, czy cech osobowości, doszedł do momentu ekstremalnego, do którego droga najczęściej wiedzie przez wielką traumę. W związku z tym tworzenie jego postaci, bycie nią na czas pisania książki, jest bardzo trudne. Trzeba wspólnie z danym bohaterem zmierzyć się z tą traumą.

(fot. Justyna Jaworska)(fot. Justyna Jaworska)

Czy „wchodzenie do głowy mordercy” może czymś grozić autorowi?

– Takie przeżycie może być dla autora niezwykle bolesne, zwłaszcza jeżeli rzeczywiście „wchodzi do głowy” postaci. Czasem wymaga to wielkiej siły i wytrwałości. Jednak bez maksymalnego wczucia się w bohatera, dogłębnego zrozumienia motywów nim kierujących, trudno byłoby stworzyć przekonującą postać. Od razu powiem, że nie mam tu na myśli wybielania mordercy. Czynu, który popełnił, nie da się usprawiedliwić. Jednak psychologia zawsze szuka źródeł, więc i ja w każdej książce staram się sięgnąć głęboko i poszukać przyczyn, dla których dana osoba znalazła się w punkcie, do którego żadne z nas nie chciałoby dotrzeć.

Na ile wykorzystujesz wiedzę i doświadczenie psychologa w pisaniu?

– Psychologia uczy mechanizmów zachowania i tego, jak funkcjonujemy wśród innych, w społeczeństwie. To oczywiście bardzo pomaga przy pisaniu. Tak jak i wiedza na temat problemów psychicznych czy motywacji pewnych zachowań. Dla mnie najważniejsze jest jednak coś innego – to, że psychologia rozwija empatię, uczy zrozumienia i wczucia się w drugą osobę. To tak istotne, bo każdy z nas ma predyspozycje, żeby widzieć świat z własnej perspektywy i mniej lub bardziej ignorować perspektywę innych.

Weźmy na przykład podstawowy błąd atrybucji. W skrócie chodzi o to, że mamy skłonność do przypisywania zachowań innych ludzi czynnikom wewnętrznym, przy jednoczesnym niedocenianiu czynników sytuacyjnych. Łatwiej jest nam uznać, że ktoś odezwał się opryskliwie, bo jest po prostu nieprzyjemnym typem, który nie szanuje innych. Z reguły nie wchodzimy głębiej i nie szukamy przyczyny takiego zachowania. A może na przykład spotkało go dziś coś bardzo nieprzyjemnego? Oczywiście, nic w tym dziwnego, że nie analizujemy za każdym razem wszystkiego, jak pod lupą. Zajmowałoby to zbyt wiele czasu. Łatwiej polegać na pewnych schematach, które sobie budujemy i które pozwalają nam szybko kategoryzować świat. Tylko że pisarz powinien unikać prostej drogi. Budując wiarygodną postać, trzeba drążyć i szukać jak najgłębiej. Bo przecież nawet fakt, że ktoś jest zwyczajnym dupkiem, gdzieś tam ma swój początek.

Poza tym w profilowaniu kryminalnym jest siedem tak zwanych złotych pytań: co?, gdzie?, kiedy?, w jaki sposób?, czym?, dlaczego?, kto? Autor kryminału musi sobie na nie odpowiedzieć. Takie analizowanie jest pomoce, kiedy rozpoczynamy pracę nad historią.

Słyszałem, że na sobie samej wzorujesz głównie postacie policjantów. Jak dużo własnej psychiki im „pożyczyłaś”?

– „Pożyczam” swoje cechy nie tylko policjantom! Moje wady, zalety czy lęki ma wiele postaci, zarówno pierwszoplanowych, jak i drugoplanowych. Nie chciałabym wchodzić tu w szczegóły, bo są to kwestie niezwykle intymne. Zresztą nadaję im nie tylko własne cechy. Często moi bohaterowie są mieszanką właściwości wielu ludzi. Żaden nie jest „jeden do jednego” istniejącą osobą. Dlatego właśnie pisarz powinien być świetnym obserwatorem i dlatego jego praca nigdy się nie kończy, bo zawsze szuka inspiracji, podpatruje rzeczywistość, a potem z tego buduje swój własny świat.

Z drugiej strony – pisząc, przywdziewamy co prawda maski kolejnych postaci, wcielamy się w różnych bohaterów, ale gdzieś tam głęboko to zawsze jesteśmy my. W konsekwencji świat, który przedstawiamy, ostatecznie opiera się na naszej własnej wizji rzeczywistości.

(fot. Ania Pińkowska)(fot. Ania Pińkowska)

Opowiadasz chętnie o swojej punkowej przeszłości, w której sporo było odrzucania autorytetów i zasad. Czym w tym kontekście jest więc twoje dzisiejsze „wcielanie się” w stróżów prawa, czyli obrońców autorytetów i zasad?

– To wszystko nie jest czarno-białe i nie wiąże się tylko z odrzucaniem autorytetów! Rzeczywiście punk zaczął się od przysłowiowej „walki z systemem”. Nie wiem, jak jest obecnie, ale za tak zwanych „moich czasów” ruch punkowy był jednak niezwykle zróżnicowany. Ja poruszałam się w ideologii maksymalnego poszanowania wolności swojej i innych. Mówiąc w uproszczeniu: każdy jest wolny do momentu, w którym nie ingeruje w wolność drugiej osoby. Taka ideologia zakłada szacunek dla indywidualności każdego z nas i sprzeciw wobec wszelkich form dyskryminacji i przemocy – bez względu na narodowość, płeć, wiek czy religię itd. Nadal staram się żyć według tych zasad, bo w nie wierzę.

W ten sposób bronisz się przed „ubrudzeniem się złem” podczas pisania?

– Na kartach powieści próbujemy się z tym złem jakoś zmierzyć. Nawet jeżeli ono „brudzi”. Bo o pewnych problemach warto mówić. Także w kryminale. Jest on oczywiście formą rozrywki i, jak ja to mówię, gry intelektualnej z czytelnikiem. Nie oznacza to jednak, że nie może też poruszać ważnych kwestii, takich jak wykluczenie, dyskryminacja, przemoc w rodzinie, zemsta, sytuacja kobiet w dzisiejszym świecie czy wreszcie strach przed sprzeciwieniem się woli grupy, nawet kosztem własnego szczęścia czy bezpieczeństwa. Ja, z racji mojego wykształcenia, najchętniej skupiam się na indywidualnych historiach każdej z postaci.

Jakie uczucia budzi w tobie zło, które opisujesz? Odrazę, fascynację, coś pomiędzy, czy może coś, co łączy jedno i drugie?

– Zło mnie w żaden sposób nie fascynuje. Zło mnie przeraża. Nie tylko w książkach, ale na każdym kroku. Zwłaszcza kiedy widzę, do czego zdolni są ludzie względem siebie nawzajem czy względem zwierząt. Niestety, unikanie tematu niczego nie rozwiąże. Dlatego, jak już wcześniej wspomniałam, warto poruszać pewne kwestie także w literaturze popularnej, żeby każdy mógł je we własnym sumieniu przemyśleć i przepracować. Nie jest to jakaś próba nawrócenia, raczej postawienie pytania. Bo każdy z nas inaczej do niego podejdzie, nie ma jednej drogi.

Twoje powieści dzieją się na wsi. Czemu właśnie tam? Jak poznajesz ten świat i jak konstruujesz jego literacką wizję?

– Wybrałam wieś z kilku powodów. Po pierwsze, takie małe, zamknięte grupy są intrygujące. Mała grupa to świat pod lupą, gdzie większe problemy są zdecydowanie lepiej widoczne.

Drugim powodem jest moja miłość do klasycznego kryminału w duchu Agathy Christie. W zamkniętej grupie osób znajduje się morderca. To nikt z zewnątrz. Tu właśnie zaczyna się gra autora z czytelnikiem. Mamy możliwość, przynajmniej teoretycznie, odgadnięcia, kto jest mordercą. Mówię teoretycznie, bo przecież najlepsze są te kryminały, w których zakończenie zupełnie nas zaskoczy!

Trzecim powodem są moje osobiste doświadczenia. Pochodzę z wielkiego miasta, ale w dzieciństwie wiele czasu spędzałam u moich dziadków na wsi. Właśnie ta miejscowość stała się inspiracją do stworzenia książkowego Lipowa. Świat Lipowa to taki labirynt pomiędzy tym, co rzeczywiste, a tym, co siedzi mi w głowie. Z jednej strony fikcja pozwala mi na puszczanie wodzy fantazji i dostosowanie miejsca akcji do potrzeb opowieści. Z drugiej zaś wykorzystuję też elementy istniejące w rzeczywistości. Na przykład bunkier z czasów II wojny światowej opisany w jednej z książek, czy oczywiście samą Brodnicę, która znajduje się bardzo blisko książkowego Lipowa.

(fot. Ania Pińkowska)(fot. Ania Pińkowska)

Z jednej strony oczywiście grasz ze stereotypem wsi jako sielskiego, niewinnego miejsca, z drugiej wprowadzasz tam wirusa rozprzestrzeniającego się zła. Jak budujesz balans między tymi dwiema siłami?

– W kryminale równowaga jest bardzo ważna. Z naszej rozmowy wynikać może, że na kartach moich powieści jest tylko poważnie. Tymczasem mam świadomość, że nie można bez przerwy mówić o sprawach poważnych, czy strasznych, bo grozi to popadnięciem w patos. Dlatego staram się to napięcie emocjonalne co jakiś czas rozładować. Z pomocą przychodzi tu czasem nuta humoru, czasem wątek obyczajowy, a nawet rozważania o dobrej kuchni.

A jak to jest z naszymi własnymi emocjami i demonami? Czy wieś jest miejscem, w którym łatwiej sobie z nimi poradzić, czy wręcz przeciwnie?

– Wszystko zależy od danej społeczności. Z jednej strony na wsi możemy spodziewać się sąsiedzkiej pomocy, podczas gdy w mieście ktoś może umrzeć niezauważony przez nikogo. Z drugiej strony zdarza się, że w mniejszej społeczności odczuwamy presję i ciągle się zastanawiamy, co powiedzą inni. Towarzyszy nam lęk przed tym, czy sprostamy wymaganiom grupy. Małą społeczność łatwiej też może połączyć zmowa milczenia. Jak w słynnym przypadku zbrodni sprzed 40 lat w Zrębinie pod Połańcem, gdzie na oczach pasażerów autobusu zamordowano kilka osób, a potem sprawcy wymogli na świadkach milczenie w tej sprawie. Oczywiście, mówimy tu o sytuacjach ekstremalnych, ale takie się zdarzają.

Opowiadając o swoim filmie „Intruz”, swego rodzaju psychologicznym kryminale, rozgrywającym się na szwedzkiej wsi, reżyser Magnus von Horn, Szwed od lat mieszkający w Polsce, mówił, że nadwiślańska wieś jest bardziej skłonna do zła niż skandynawska. Co o tym myślisz jako autorka kryminałów o rodzimej wsi, a zarazem miłośniczka kryminałów zza Bałtyku?

– Myślę, że wbrew pozorom, bez względu na to, gdzie mieszkamy, jesteśmy bardzo podobni. Interesują nas analogiczne sprawy, nurtują zbliżone problemy, choć ich otoczka może być inna. Dlatego nadal fascynujemy się utworami klasyków, takich jak wspomniana Agata Christie. Nie ma znaczenia, że akcja rozgrywa się w czasach czy miejscach nam odległych. Ludzie pozostają ludźmi.

W jednej z twoich powieści pojawia się sekta z charyzmatycznym przywódcą. Tacy ludzie to fascynujące osobowości zarówno dla członków wspólnot istniejących w rzeczywistości, jak i dla pisarza.

– Głęboka indoktrynacja, jakiej ofiarami są członkowie sekt, jest niezwykle groźnym i przerażającym zjawiskiem. Przecież przywódcy takich grup są w stanie poprowadzić ludzi do zbiorowego samobójstwa. Oczywiście, jest to cały proces, wszystko dzieje się stopniowo. Tym bardziej analiza postaci takiego przywódcy może być dla pisarza ciekawa. Zawsze trzeba jednak pamiętać o tym, że w rzeczywistym życiu idzie za tym coś bardzo niebezpiecznego.

Czy tego typu wspólnoty są raczej niewinne, bo odcięte od zła płynącego ze świata, czy wręcz przeciwnie – podatne na zło, bo niechronione przez zewnętrzne prawo?

– To zależy od społeczności. Żadne ekstremum nie jest dobre. Niestety, wiele jest przykładów sekt, które miały zdecydowanie destrukcyjny wpływ na życie swoich członków. Początkowo ideologia będąca podstawą stworzenia takiej społeczności może być pozytywna. Potem jednak wszystko może wyrwać się spod kontroli, bo przecież nikt z nas nie jest idealny.

Co musiałoby się wydarzyć, żebyś poczuła, że cykl książek o Lipowie jest dopełniony? Nie kusi cię czasem, żeby „przenieść” się stamtąd gdzie indziej?

– Cykl o Lipowie jest bardzo rozbudowany i różnorodny, więc nie mogę narzekać na nudę. Pojawiają się nowe postaci, używam innej struktury opowieści. Na razie mam z tego wiele przyjemności i nie uważam, żeby mnie to w jakimś stopniu ograniczało. Czasem oczywiście pojawia się myśl o czymś innym, więc niczego nie wykluczam. Zobaczymy, co przyniesie przyszłość!

Książki Katarzyny Puzyńskiej są dostępne w Publio.pl>>

 

(fot. materiały prasowe)(fot. materiały prasowe)

 

Katarzyna Puzyńska (ur. 1985). Pisarka. Specjalizuje się w literaturze kryminalnej. W ciągu ostatnich kilku lat wydała pięć tomów sagi, która dzieje się we wsi Lipowo. Z wykształcenia jest psychologiem. Zanim całkowicie poświęciła się pisaniu, pracowała jako nauczyciel akademicki.

Przemysław Gulda. Dziennikarz „Gazety Wyborczej” od 2000 roku. Pisze o kulturze. Relacjonuje festiwale muzyczne na całym świecie. Ma w dorobku dwie książki: powieść „Siedemnaście sekund” i zbiór opowiadań „Chłopcy i dziewczęta w Polsce”; jest współautorem alternatywnego przewodnika „Zrób to w Trójmieście” (wyd. Agora). We wrześniu ukazała się jego książka „Moi sąsiedzi nie żyją” – reportaż o gdańskich Żydach.

weekend.gazeta.pl

Femme fatale z nocnego klubu. Zwykła zbrodniarka czy bohaterka na miarę dobrego thrillera?

Narcy Novack, eksstriptizerka z Ekwadoru, zaplanowała zbrodnie prawie doskonałe
Anna Bielak

(fot. HBO / kadr z filmu „Piękna i zabójcza”)

Twierdzi, że jest niewinna, choć sąd nie miał wątpliwości, że stoi za zabójstwami teściowej i męża. Odpowiedzialnością za zaplanowanie zbrodni usiłowała obciążyć własną córkę. Dziś Narcy Novack odsiaduje dożywocie za zlecenie podwójnego morderstwa, co nie przeszkadzało jej rościć sobie praw do majątku swoich ofiar.

Prokuratorzy żądający kary dożywocia powoływali się na wyjątkowe okrucieństwo zbrodni. Mówili o sadyzmie i rzadko spotykanym barbarzyństwie. Wymienili trzy motywy – nienawiść, chciwość i zazdrość. Ofiary były dwie. W kwietniu 2009 roku 87-letnią Bernice Novack znaleziono w pralni jej domu na Florydzie. Leżała na podłodze, w kałuży zaschniętej krwi. Trzy miesiące później zmasakrowane ciało jej 53-letniego syna, Bena Novacka jun., wyniesiono z pokoju numer 453 Rye Brook Town Hotel w Nowym Jorku. Czy te zbrodnie zaszokowały Amerykanów? Lokalni dziennikarze rozpisywali się o procesie, ale emerytowany szef policji James Scarberry nie był zaskoczony tragiczną śmiercią Bena Novacka Jun. – pisał John Glatt w książce non-fiction „The Prince of Paradise: The True Story of a Hotel Heir, His Seductive Wife, and a Ruthless Murder”. Przeciwnie. Scarberry przewidział tę sytuację siedem lat wcześniej. Przekonywał wówczas Bena, swojego przyjaciela, że jeśli nie rozwiedzie się z piękną Narcy, to prędzej czy później zginie.

Śledczy poważnie zaniepokoił się faktem, że pochodząca z Ekwadoru eksstriptizerka w 2002 roku wynajęła zbirów, którzy pobili jej zamożnego męża, przywiązali go do krzesła i na dwadzieścia pięć godzin przystawili mu pistolet do głowy. Narcy w tym czasie zrabowała z rodzinnego sejfu ponad trzysta tysięcy dolarów. Policji wyjaśniła, że napad na męża miał urozmaicić ich pożycie seksualne. Na stół miała też rozłożyć serię zdjęć nagich kobiet z amputowanymi kończynami, które zbierał jej mąż, na co dzień właściciel drugiej na świecie kolekcji gadżetów związanych z Batmanem (w jej skład wchodził Batmobile z 1977 roku). Ben nie wystąpił z aktem oskarżenia i nie złożył pozwu o rozwód.

Wesele Bena Novacka jun. i Narcisy Ciry Veliz Pacheco. Benji poznaje Cristobala Veliza, brata Narcy. Mężczyzna grozi mu, pół żartem pół serio. Ma dobrze traktować jego siostrę, bo inaczej pożałuje (fot. HBO / kadr z filmu Wesele Bena Novacka jun. i Narcisy Ciry Veliz Pacheco. Benji poznaje Cristobala Veliza, brata Narcy. Mężczyzna grozi mu, pół żartem pół serio. Ma dobrze traktować jego siostrę, bo inaczej pożałuje (fot. HBO / kadr z filmu „Piękna i zabójcza”)

Mali chłopcy i skórzana bielizna

– Jeśli płacisz jej za godziny, możemy to załatwić w mgnieniu oka – z nutką ironii w głosie szepnęła synowi do ucha matka, kiedy Ben po raz pierwszy przyprowadził Narcisę Cirę Veliz Pacheco do ich rodzinnej posiadłości. To jedna z lepszych scen w thrillerze „Piękna i zabójcza”, którego scenariusz luźno opiera się na rodzinnej tragedii Novacków. Reżyser Christopher Zalla sięga do prawdziwej historii, ale jego opowieść pełna jest fantazmatów i archetypów – mamy więc toksyczną matkę, elektryzującą femme fatale i jej córkę o gołębim sercu. Filmowy Ben pozuje na superbohatera. W rzeczywistości był ofiarą własnych namiętności.

Ben poznał Narcy w 1983 roku, w klubie ze striptizem. Z farbowanej blondynki z trwałą ondulacją Zalla zrobił w filmie ciemnowłosą kocicę (w rolę Narcy wciela się zmysłowa Paz Vega), która uwodzi jednym spojrzeniem i w dwóch słowach narzuca zasady dalszej gry. Ben (Rob Lowe) wpatruje się w nią jak w obrazek.

Novack jun. był dobrem obserwatorem. Wychował się w słynnym hotelu Fontainebleau, który w 1954 roku w Miami Beach otworzył jego ojciec. Junior, nazywany Księciem Fontainebleau a.k.a. Benjim, dorastał na siedemnastym piętrze przybytku, w którym gościli m.in. Frank Sinatra, Elvis Presley i Sean Connery jako James Bond (wśród wielu innych filmów w tym hotelu nakręcono też „Goldfingera”).

Ben i Narcy po raz pierwszy spotykają się poza nocnym klubem, w którym się poznali. Po wspólnie spędzonej nocy, Ben zabiera przyszłą żonę na śniadanie do typowego amerykańskiego dinera (fot. HBO / kadr z filmu Ben i Narcy po raz pierwszy spotykają się poza nocnym klubem, w którym się poznali. Po wspólnie spędzonej nocy, Ben zabiera przyszłą żonę na śniadanie do typowego amerykańskiego dinera (fot. HBO / kadr z filmu „Piękna i zabójcza)

Małemu Benjiemu bogactwo nie pomagało w zawieraniu znajomości. W jednej z sekwencji otwierających film Zalla pokazuje chłopca zagubionego w grupie dorosłych, którzy świetnie bawią się na jego przyjęciu urodzinowym. Opisując swoje dzieciństwo, Novack mówił o samotności i izolacji. Spędzał czas ze służbą i pracownikami ochrony. Od małego się jąkał, co naznaczyło całe jego życie. Nie przeszkodziło mu to jednak w stworzeniu własnego, dochodowego biznesu. W 1978 roku, po tym jak Novack sen. ogłosił upadłość, Benji rozkręca własną firmę – Convention Concepts Unlimited. Korzysta z doświadczeń ojca.

Od matki wiele się nie nauczył. Kontakty między nimi były raczej chłodne, choć podobno na ścianie w sypialni Bernice wisiał portret syna – chłopca siedzącego na plaży, w szaliku powiewającym na wietrze. Widziała w nim romantyka? Benji wdał się raczej w ojca i znacznie lepiej odnajdywał w roli playboya. Kontynuował zresztą rodzinną tradycję. Obaj panowie swoje przyszłe żony poznali w nocnych klubach.

Narcy kontra Bernice

W rodzinie Novacków kobiety zawsze pełniły główne role i nie znosiły konkurencji. W „Pięknej i zabójczej” Zalla wysuwa na pierwszy plan Narcy, ale warto wiedzieć, że swego czasu ojciec Bena był gotów poruszyć dla Bernice niebo i ziemię. Para poznała się w klubie La Martinique. Bernice była modelką. Pracowała m.in. dla Coca-Coli i Salvadora Dalego. Miała męża i klasę, więc mimo jego uporczywych starań nie poszła na kolację z żonatym wówczas Novackiem sen. Ten zdobył ją jednak sposobem. I uwiódł, oczywiście, dzięki swoim pieniądzom.

Narcy Novack i Ben Novack (fot. screen Youtube.com)Narcy Novack i Ben Novack (fot. screen YouTube.com)

Bernice została zaproszona na plan zdjęciowy na Kubę, gdzie zamiast ekipy czekał na nią tylko zakochany po uszy Ben Novack sen. Po uregulowaniu swoich zobowiązań względem poprzednich małżonków para wzięła ślub i żyła długo i szczęśliwie przez kilkanaście lat.

Mimo że potem Ben sen. rozwiódł się i ożenił po raz kolejny, większość majątku zapisał w testamencie Bernice i Benowi jun. Julie Knipe Brown (m.in. na podstawie jej artykułów powstał scenariusz „Pięknej i zabójczej”) pisze, że przez kolejne czterdzieści lat Bernice prowadziła spokojne życie w swoim domu w Fort Lauderdale w towarzystwie luksusowych pamiątek – drogich olejnych obrazów, diamentowej biżuterii, fortepianu, na którym lubił grywać Frank Sinatra, i swoich fotografii z gwiazdami.

Jej synowa Narcisa Cira Veliz Pacheco przyszła na świat w biednej rodzinie w Ekwadorze. Wyjechała do Ameryki i zanim Ben Novack jun. zobaczył w niej spełnienie swoich marzeń, urodziła córkę, owoc pierwszego nieudanego małżeństwa. W „Pięknej i zabójczej” Zalla przyśpiesza nieco bieg wydarzeń, ale para wzięła ślub dopiero w 1991 roku, osiem lat po pierwszej randce. Zanim Narcisa i Ben stanęli przed ołtarzem, podpisana została intercyza. Wedle jej ustaleń w dniu rozwodu Narcy zostałaby odesłana z kwitkiem, bo tak chyba można nazwać marne 65 tysięcy dolarów. W dodatku kwota miała być wypłacona, o ile małżeństwo potrwa co najmniej dziesięć lat.

Po złożeniu podpisów pod intercyzą Ben i Narcy zamieszkali w Fort Lauderdale, w rezydencji o powierzchni sześciu tysięcy metrów kwadratowych. Wedle biografów Narcy nowa Lady Fontainbleau, dopiero wtedy przefarbowała włosy na czarno, tandetne sukienki zastąpiła gustownymi garsonkami, a nawet założyła własną firmę konsultingową.

Nieustannie musiała jednak konkurować z matką Bena. Fort Lauderdale było za małe, by mogły nim rządzić dwie królowe. Relacje między kobietami stały się napięte i nieprzyjazne. W filmie Zalli między Paz Vegą a kreującą rolę Bernice Candice Bergen ewidentnie iskrzy. Trudno się dziwić, bo kobiety jednocześnie różniły się od siebie wszystkim i były do siebie nieprzyzwoicie podobne. Obie egoistyczne, chciwe i zazdrosne, a w dodatku przyzwyczajone do luksusu, z którego nie zamierzały rezygnować. O ile Bernice nie miała się czego bać, o tyle intercyza postawiła Narcy w niepewnej sytuacji. Zaczął w niej narastać lęk. Bała się zdrady i rozwodu, bo wtedy cały majątek zostałby w rękach matki Bena. Kiedy złość sięgnęła zenitu, a próba otrucia (!) teściowej nie powiodła się, Narcy zdecydowała się wynająć płatnego zabójcę. Podobno Bernice miała zostać tylko pobita i nastraszona…

Narcy Novack i Ben Novack (fot. screen Youtube.com)Narcy Novack i Ben Novack (fot. screen YouTube.com)

Żegnaj, laleczko!

Autopsja wykazała, że 87-letnia kobieta miała liczne i poważne urazy głowy, roztrzaskaną szczękę i złamany palec. Ślady krwi znajdowały się zarówno w jej domu, jak i w samochodzie. Policja uznała jednak, że starsza pani uległa wypadkowi. Potknęła się, przewróciła i zmarła w wyniku doznanych obrażeń. Podobno anonimowy świadek wysłał do śledczego list, w którym twierdził, że Bernice padła ofiarą zbrodni doskonałej. To jednak niczego nie zmieniło, a fakt, że zlecenie jednego morderstwa uszło Narcy na sucho, zachęcił ją do działania na większą skalę.

Wedle hipotez kryminologów kobiety zabijają z podobnych pobudek, co mężczyźni. Kiedy zlecają zbrodnie, kieruje nimi głównie chciwość. Zwykle nie płacą zabójcom przed, ale po wykonaniu zadania, z pieniędzy, które odziedziczą po śmierci ofiary. Większość zabija też z zazdrości. Mindy Sanghera odsiaduje dożywotni wyrok w brytyjskim więzieniu w Derbyshire za zabójstwo ciężarnej żony swojego kochanka, biznesmena. Jodi Arias, piękna blondynka, została skazana na karę śmierci za zabójstwo pierwszego stopnia. Ofiarą był jej niewierny mąż, Travis Alexander. Osiemnastoletnia Rachel Wade zadźgała nową dziewczynę swojego byłego chłopaka. Skazano ją na dwadzieścia siedem lat pozbawienia wolności za morderstwo drugiego stopnia.

Ben, niczym prawdziwy suberbohater, staje w obronie Narcy zaatakowanej pod nocnym klubem. Po tym incydencie spędzają razem pierwszą wspólną noc (fot. HBO / kadr z filmu Ben, niczym prawdziwy suberbohater, staje w obronie Narcy zaatakowanej pod nocnym klubem. Po tym incydencie spędzają razem pierwszą wspólną noc (fot. HBO / kadr z filmu „Piękna i zabójcza”)

W przypadku Narcisy do głosu doszła także zazdrość o relację męża z jej córką z pierwszego związku. May Abad wychowywała się samotnie, tak jak kiedyś Ben. Kiedy dorosła, przybrany ojciec zaangażował ją w działania swojej firmy. Relacje May z matką nie były ciepłe. To z Benem zaczęły ją łączyć wspólne sprawy. W „Pięknej i zabójczej” Zalla obsadza w jej roli drobną aktorkę o dziewczęcej urodzie – Seychelle Gabriel. W rzeczywistości May była bardziej postawną kobietą niż Gabriel i w 2009 roku była już matką samotnie wychowującą dwóch synów. Zalla nie wchodzi głębiej w jej historię. Skupia się na pokazaniu, jak Ben dorasta do roli ojca. Punktem kulminacyjnym tego dojrzewania jest złożona przez niego propozycja legalnego uznania May za córkę. Taki obrót zdarzeń szczególnie zaniepokoił filmową Narcy. Przestraszyła się, że straci majątek na rzecz zaadoptowanej przez męża własnej córki. Po śmierci Bena May zostałaby jedyną spadkobierczynią fortuny.

W dodatku w 2008 roku wyszło na jaw, że Ben Novack ma romans z Rebeccą Bliss, luksusową prostytutką i aktorką występującą w filmach porno. Ben odpowiedział na jej anons w internecie, wkrótce potem wynajął dla niej umeblowane mieszkanie i kupił szczeniaczka. W styczniu 2009 roku Narcy zaoferowała Rebecce dziesięć tysięcy dolarów w zamian za zerwanie stosunków z Benem. Porno-gwiazda odmówiła. Nie uwierzyła też, że Ben przestanie ją utrzymywać, bo długo nie pożyje.

Ucisz go poduszką

Rzekomo z braku dowodów Narcy Novack postawiono w stan oskarżenia dopiero rok po zleceniu zabójstwa męża. Śledztwo w jej sprawie rozpoczęto jednak niemal natychmiast po wyniesieniu ciała Bena jun. z nowojorskiego hotelu. Podczas przesłuchania na policji, udostępnionego online przez NBC News, Narcy mówi, że czuje się winna, bo mogła nie domknąć drzwi do ich pokoju hotelowego. Tłumaczy też, że nigdy wcześniej nie widziała zabójców, i sugeruje, że Ben mógł popełnić samobójstwo.

Narcy flirtuje z jednym z klientów Convention Concepts Unlimited. Chwilę później zabierze go na drinka. Ben zostanie sam w biurze (fot. HBO / kadr z filmu Narcy flirtuje z jednym z klientów Convention Concepts Unlimited. Chwilę później zabierze go na drinka. Ben zostanie sam w biurze (fot. HBO / kadr z filmu „Piękna i zabójcza”)

14 lipca 2009 roku Narcy zgodziła się wziąć udział w przesłuchaniu z wykrywaczem kłamstw. Badanie trwało 13 godzin. Detektor potwierdził, że kobieta nie mówi prawdy. Jaka więc była prawda o śmierci Bena jun.? Na łamach „The Journal News” Jonathan Bandler dokonał rekonstrukcji przebiegu zbrodni.

9 lipca 2009 roku Ben, jego żona i jej córka meldują się w hotelu Rye Brook, gdzie Convention Concepts Unlimited organizuje konferencję dla Amway Global, swojego największego klienta. Dzień później Cristobal Veliz (brat Narcy), Alejandro Garcia i Joel Gonzales podjeżdżają pod hotel, żeby zbadać teren.

12 lipca o godz. 3.30 nad ranem Veliz i jego teść Denis Ramirez odbierają Garcię i Gonzalesa z Cross Bay Motor Inn w Queens.

O godz. 6.39 Narcy dzwoni do Ramireza. Garcia i Gonzales podjeżdżają do hotelu. Ramirez zostaje w samochodzie.

Jest 6.54, gdy Ben przeprowadza krótką rozmowę telefoniczną z kierownikiem hotelu. Chwilę potem Narcy wpuszcza zabójców do pokoju. Mężczyźni krępują nogi i ręce Bena srebrną, wzmocnioną taśmą klejącą. Zanim zakleją mu nią usta, Narcy podaje im poduszkę, która ma stłumić krzyki. Ben dławi się krwią i wymiocinami. Garcia i Gonzales okładają go ciężarkami. Finalizują zbrodnię, wykłuwając mu oczy scyzorykiem.

O 7.11 Garcia i Gonzales mijają hotelowe lobby i opuszczają budynek. Osiem minut później Narcy schodzi na śniadanie. Przechodzi na wprost kamery przemysłowej. Niespełna pół godziny później „odkrywa” ciało męża. Gra przerażoną. W filmie Zalli Paz Vega nie jest ani wstrząśnięta, ani zmieszana. Kreowana przez nią Narcy już planuje, jak pozbyć się córki, która stoi jej na drodze do pełni władzy nad fortuną. Zorganizowaniem zabójstwa May podobno miał się zająć drugi brat Narcy, Carlos. Dziewczyna nie została jednak zaatakowana. Narcy wykorzystała ją później w sądzie. Usiłowała obciążyć córkę winą za zaplanowanie własnych zbrodni.

Tańcz, głupia, tańcz

Po zabójstwie Bena Narcy natychmiast podjęła z jego kont firmowych 105 tysięcy dolarów. Część tych pieniędzy trafiła w ręce współpracujących z nią płatnych zabójców. Wedle danych opublikowanych na łamach „Miami Herald” Garcia otrzymał wynagrodzenie w wysokości 600 dolarów za pobicie Bernice Novack ze skutkiem śmiertelnym i 15 tysięcy dolarów za zamordowanie Bena. Wkład Gonzaleza w zbrodnię Narcy wyceniła na zaledwie trzy i pół tysiąca dolarów.

26 sierpnia 2009 roku po raz drugi w tym miesiącu Narcy zjawiła się w banku na Florydzie. Uzyskała dostęp do skrytek należących do jej męża i teściowej, choć nie miała do tego uprawnień. Pracownikowi banku wytłumaczyła, że mąż jest w domu i wpadnie po południu dopełnić formalności. Scena w banku jest tą, od której zaczyna się film Zalli. Zabójczo piękna Narcy, z pieskiem na rękach, dużym dekoltem, obezwładniającym urokiem i kluczykiem do sejfu zawieszonym na łańcuszku wiszącym między piersiami, nie trafia na żaden opór.

Narcy i Ben (fot. screen z YouTube.com / HBO / kadr z filmu Narcy i Ben (fot. screen z YouTube.com / HBO / kadr z filmu „Piękna i zabójcza”)

Kryminolodzy zwracają uwagę na interesujący fenomen, któremu Zalla poświęca sporo miejsca w fabule „Pięknej i zabójczej”. Mówi się, że kobiety, które zabijają dla pieniędzy, nie potrafią sobie odmówić odrobiny przyjemności tuż po dokonaniu zbrodni. Kupują buty i sukienki, wychodzą na kolacje, symbolicznie farbują włosy, a żałobę udają szczególnie niezgrabnie. Narcy bawi się na całego. W filmie Zalli relaksuje się nad basenem w skąpym bikini i wydaje huczne przyjęcia na jachcie. Podczas jednego z nich otrzymuje wezwanie do sądu. W połowie 2010 roku 55-letnia Narcy Novack, jej o trzy lata starszy brat Cristobal Veliz, Joel Gonzales i Alejandro Garcia zostają postawieni w stan oskarżenia. Denis Ramirez sam zgłasza się na policję. 15 lipca 2010 roku koroner sądowy uznaje, że śmierć Bernice była efektem zbrodni, a nie wypadku. 23 kwietnia 2012 roku rozpoczyna się trwający dziewięć tygodni proces.

Prokurator okręgowa Janet DiFiore określiła podejrzanych mianem „współczesnych wrogów publicznych”. Julie K. Brown podaje, że podczas rozpraw zapisane zostały cztery tysiące stron zeznań. Pojawiło się około czterdziestu świadków i zaprezentowano ponad trzysta dowodów rzeczowych. 17 grudnia 2012 roku Narcy i Cristobal zostali skazani na dożywocie. Narcy uznano winną 12 z 13 postawionych jej zarzutów (m.in. stosowanie przemocy domowej, pranie pieniędzy i kradzieże). Werdykt został ogłoszony w Sądzie Okręgowym w White Plains w stanie Nowy Jork. Timothy O’Connor relacjonujący proces na łamach „Newsday” pisał, że Narcy Novack, była striptizerka, dziś związująca długie, siwiejące włosy w koński ogon i ubrana w szaroniebieski kombinezon więzienny, nonszalancko odmawia wysłuchania wyroku.Elliott Jacobson, asystent prokuratora, powiedział, że oskarżeni to patologiczni kłamcy i wyjątkowo groźni socjopaci.

Finałowa rozgrywka

Bez wątpienia Narcy miała jednak o co walczyć. Scenografia i kostiumy w „Pięknej i zabójczej” oddają rozmiary fortuny, o jaką toczyła się wojna. Pierwsze raporty szacowały, że wartość majątku Bena Novacka oscylowała między 6 a 10 milionami dolarów. Wartość samej kolekcji gadżetów z Batmobilem w roli głównej wyceniono na milion dolarów. Wszystkie zabawki Bena zajmowały cztery magazyny. Poza tym w skład majątku wchodziły dwie sąsiadujące posesje w Fort Lauderdale, dziewięć samochodów (w tym ford thunderbird z 1957 roku, ford coupé rocznik 1962, jaguar XK E series II z 1970 roku, jaguar XJ SC V12 z 1988 roku i nowy cadillac escalade) oraz jacht „Biała Błyskawica”.

Ben właśnie wrócił z podróży służbowej. Przywiózł Narcy piękną biżuterię. Z poczucia winy? Kilka godzin wcześniej pożegnał się z kochanką (fot. HBO / kadr z filmu Ben właśnie wrócił z podróży służbowej. Przywiózł Narcy piękną biżuterię. Z poczucia winy? Kilka godzin wcześniej pożegnał się z kochanką (fot. HBO / kadr z filmu „Piękna i zabójcza”)

Według informacji prasowych z lutego 2013 roku Narcy, odsiadująca już wyrok dożywocia, domagała się praw do majątku zamordowanego męża. Zgodnie z prawem obowiązującym na Florydzie skazani nie mają możliwości dziedziczenia fortuny po swoich ofiarach. W roli spadkobiercy mogą wystąpić wyłącznie May Abad i jej synowie. Po śmierci Bena i ujęciu Narcy lista członków rodziny chętnych do zastąpienia May i jej dzieci w tej roli wydłużyła się w mgnieniu oka. Pojawili się na niej rozmaici kuzyni, bracia kuzynów, siostry sióstr i Ronald Novack, przez lata zaginiony, adoptowany syn pierwszej żony Bena Novacka sen., któremu przyszywany ojciec, dla świętego spokoju, zapisał kiedyś w testamencie jednego dolara.

Z przedłużających się procesów nikt nie korzysta, a fortuna topnieje. Dziś majątek Novacków jest warty zaledwie 4 miliony dolarów. Według doniesień „Estate Denial” z 16 stycznia 2016 roku May Abad ma jednak otrzymać jednorazową kwotę w wysokości 150 tysięcy dolarów, a funduszami powierniczymi jej dwóch synów będzie zarządzać Bank of America, który zdecyduje, w jakiej formie i wysokości będzie im wypłacana gotówka. Zapadną też decyzje na temat rozdysponowania majątku lub jego spieniężenia. Czy pozostali członkowie rodziny zaakceptują wyrok sądu? A może chciwość, zazdrość i nienawiść nigdy nie przestaną grać pierwszych skrzypiec w sadze o rodzinie Novacków?

 

5 lutego o godz. 20.00 HBO pokaże film „Piękna i zabójcza” (reż. Christopher Zalla)

 

Anna Bielak. Konsultantka scenariuszowa, selekcjonerka Krakowskiego Festiwalu Filmowego i dziennikarka współpracująca m.in. z Dwutygodnikiem, „Dziennikiem Gazetą Prawną” i „Urodą Życia”. Fanka mocnej kawy, dobrej literatury, długich podróży, niezależnego kina i rozmów z twórcami, których (jeszcze!) nikt nie zna.

weekend.gazeta.pl

„Niepokorni” przeciw PiS

Adam Leszczyński, 30.01.2016

Fot. Kuba Atys / Agencja Gazeta

Nową władzę zaczynają krytykować eksperci i publicyści, którzy wiernie przy niej stoją. Zarzucają jej niszczenie instytucji państwa, prowadzenie nieustannej wojny i zaniedbywanie strategicznych celów polskiej polityki.
 
Prawicowi publicyści wysuwają zarzuty dwojakiego rodzaju. Po pierwsze, taktyka wchodzenia w konflikt z kolejnymi grupami społecznymi mobilizuje opozycję i sprawia, że Unia patrzy na Polskę krytycznie. Triumfalizm i chęć odwetu za domniemane i prawdziwe krzywdy, których „lud” pisowski i elity tej partii doznały ze strony rządów PO, zemszczą się w nieodległej perspektywie: PiS utraci możliwość rządzenia i będzie dryfował od konfliktu do konfliktu.

Drugi zarzut ma bardziej zasadniczy charakter: polityka PiS przeczy konserwatywnym ideałom. Konserwatyści dbają o instytucje i tradycje. Szanują ciągłość. Tymczasem brutalne przejmowanie kolejnych instytucji powoduje, że Polska staje się tylko łupem następnej rządowej ekipy. Ta ekipa w końcu się zmieni i wtedy ludzie nominowani przez PiS będą wyrzucani w równie bezceremonialny sposób.

Jerzy Hausner: Państwo, czyli łup

***

Pierwszy był Łukasz Warzecha. Już miesiąc po wyborach napisał w „Rzeczpospolitej”, że PiS „powinien od razu nam powiedzieć, w którym momencie zacznie się powrót do normalności”.

Partia lubi o sobie myśleć, że jest obozem sanacji – porównując się do piłsudczyków, którzy w zamachu majowym w 1926 r. obalili demokrację. To porównanie ma zdaniem Warzechy sens nie tylko dlatego, że otoczenie nazywa Kaczyńskiego „naczelnikiem”, lecz także dlatego, że w imię sanacji państwa PiS łamie jeśli nie prawo, to obyczaj. Warzecha przypomniał umieszczenie Antoniego Macierewicza na czele MON wbrew obietnicom z kampanii, ułaskawienie Mariusza Kamińskiego, przegłosowanie nowelizacji ustawy o Trybunale Konstytucyjnym, przejęcie kierownictwa komisji służb specjalnych oraz wyrzucenie PSL z Prezydium Sejmu. „Każde z tych posunięć (…) jest na granicy dobrego obyczaju, poza nią lub przynajmniej budzi poważne wątpliwości” – pisze Warzecha i pyta, kiedy będzie „normalnie”. Normalność dla konserwatysty to „prymat procedur nad nazwiskami”, przestrzeganie dobrych, choć niepisanych obyczajów. Nie przejęcie państwa, ale jego autentyczna naprawa.

Ta władza bardziej niż kiedykolwiek potrzebuje krytyki od swoich. Nas nie słucha, nie czyta i nie szanuje. Za to Warzechę, Skwiecińskiego, Ziemkiewicza – owszem

***

Kolejny był politolog Rafał Matyja. Na początku grudnia w portalu pisma „Nowa Konfederacja” opublikował długą krytyczną analizę rządów PiS. Eskalując konflikt, władza traci możliwość współpracy z kimkolwiek. „Władza nie polega na wydawaniu poleceń, lecz na umiejętności budowy koalicji forsujących niekorzystne dla części graczy decyzje” – pisał Matyja.

Ale PiS woli konflikt. W jego logikę włącza instytucje, które powinny stać ponad nim – urząd prezydenta i Trybunał Konstytucyjny.

Plemienna lojalność partyjna ogranicza możliwość kompromisu nawet w żywotnych dla Polski sprawach. Całe państwo staje się łupem silniejszego. Jest to sprzeczne z instynktem tradycyjnego konserwatysty: nie można naprawić instytucji państwa z pozycji siły – trzeba robić to powoli i budując zaufanie pomiędzy różnymi aktorami na politycznej scenie. Nic nie wskazuje na to, aby PiS był do tego zdolny – sądzi Matyja.

„Państwo nie jest po prostu terenem, który się podbija, umieszczając wszędzie swoich ludzi i opowiadając historyjki o tym, że do reformowania konieczne jest posiadanie pełnej kontroli”.

Rząd, czyli wróg

***

19 grudnia Piotr Skwieciński w zwykle twardo prorządowym portalu wPolityce apelował, żeby „wyciągnąć nauki z feralnej soboty”. Sobota była dla niego feralna, bo 40 tys. ludzi poszło w marszu KOD.

„Odruch sprzeciwu wobec poczynań nowej władzy nie jest rzadki co najmniej wśród wielkomiejskiej inteligencji. Tej prawdziwej i tej aspirującej. Nie należy lekceważyć tej grupy” – pisał Skwieciński. Protestujący nie są po prostu klientelą III RP. Prawica ma złudzenie, że tylko „my” jesteśmy prawdziwą Polską, podczas gdy po drugiej stronie też jest Polska – „i wcale nie mniej prawdziwa niż ta nasza”.

Skwieciński zarzucił PiS maksymalizm, działania chaotyczne i nerwowe oraz otwieranie konfliktów politycznych na wielu frontach.

***

W sylwestra sympatyzujący z PiS Klub Jagielloński skrytykował projekt zmiany przepisów regulujących zasady inwigilacji przez policję i służby specjalne, pisząc, że propozycja PiS nie różni się w zasadzie od propozycji PO i w ten sam sposób narusza prawa obywatelskie. Mateusz Mroczek, ekspert Centrum Analiz Klubu Jagiellońskiego, zarzucił projektowi m.in. „zignorowanie wątpliwości konstytucyjnych co do gromadzenia danych geolokalizacyjnych i internetowych oraz pominięcie obowiązku poinformowania obywatela o tego rodzaju działaniach. W chwili gdy światło dzienne ujrzały przypadki inwigilowania za rządów PO dziennikarzy odpowiedzialnych za ujawnienie tzw. afery taśmowej, tego rodzaju przepisy powinny budzić szczególne zaniepokojenie”.

1 stycznia w wPolityce Robert Mazurek przypominał, że PiS nie będzie rządził wiecznie. Teraz PiS cieszy się, że „dziennikarły” z telewizji tracą pracę i dobre pensje. PO, zdaniem Mazurka, łamała standardy, ale teraz PiS „robi dokładnie to samo”. „Kiedyś to PiS zostanie opozycją i wróci do niego wszystko, co robi opozycji” – pisał Mazurek.

***

Dariusz Karłowicz, konserwatywny filozof, pisał 4 stycznia w „wSieci”: „Należę do tych, którzy głos na PiS oddawali w nadziei na zakończenie wyniszczającej wspólnotę partyjnej wojny polsko-polskiej. Tak odbierałem deklaracje Andrzeja Dudy (…) odejście od logiki partyjnej konfrontacji uważałem za obietnicę centralną”.

Niechęć do kompromisu i wprowadzana przez PiS atmosfera permanentnej wojny są tym gorsze, że z zagranicy nadchodzą nowe zagrożenia. Potrzeba minimum zgody rządu i opozycji w kwestii polityki zagranicznej, energetyki czy obronności. Putin nie porzucił przecież swoich imperialnych ambicji. Europa przeżywa kryzys migracyjny. Tymczasem nas w Polsce pochłania wojna plemienna, tym bardziej daremna, że nie do wygrania. „Marzenie o stojącej tuż za rogiem Polsce bez opozycji i jej wyborców jest po prostu niemądre. Są i będą” – pisze Karłowicz.

W „Do Rzeczy” (10 stycznia) PiS krytykował Rafał Ziemkiewicz. Za taktykę polityczną: atak na Trybunał zmobilizował opozycję, a zwycięstwo (nad Trybunałem) zostało odniesione za dużym kosztem. „Po co to wywijanie cepem, demonstracyjne poniżanie sędziów TK i prowokowanie antypisowskich emocji, skoro ostatecznym efektem będzie ustawa, którą można było przyjąć bez całego tego cyrku?” – pytał Ziemkiewicz.

Nocne ślubowanie nowych sędziów naruszyło, zdaniem Ziemkiewicza, autorytet głowy państwa. Publicysta pośrednio nawet zachęcał prezydenta Dudę do wyrwania się spod kurateli Kaczyńskiego, bo kiedy „ugruntuje o sobie opinię politycznej marionetki, odbudowa wizerunku może się okazać trudna”. Kaczyńskiego skrytykował za eskalowanie atmosfery konfliktu, która mobilizuje jego zwolenników, ale przynosi straty w długiej perspektywie.

.

W ”Magazynie Świątecznym” czytaj:

Jadwiga Staniszkis: Femme fatale Kaczyńskiego
Smutek i śmieszność bezradnej władzy – pisała o chińskiej cesarzowej Cixi. Dziś niedawna idolka prawicy mówi tak o Prawie i Sprawiedliwości

Wolne Miasto Poznań. Rozmowa z Jackiem Jaśkowiakiem
Wspieramy cyklistów, w restauracjach mamy bogatą ofertę dla wegetarian, zapraszamy pana Klatę do naszych teatrów, a wszystkich państwa na Marsz Równości. Rozmowa Doroty Wodeckiej

Ziemowit Szczerek: Dlaczego już nie jesteśmy w domu?
W konserwatywnych Węgrzech Orbána konstytucja chroni życie od poczęcia, ale aborcja jest dozwolona. Małżeństwo to związek kobiety i mężczyzny, ale można zawierać jednopłciowe związki partnerskie. Ścieżek rowerowych od cholery. Hummus tani i dobry

Ewa Lipska: Epitafium dla tyrana
Czasem się wściekam na mój kraj. Boję się, że ktoś przyłoży zapałeczkę do naszych rozpalonych głów. Nie ma gorszej rzeczy niż pożar w narodzie. Z Ewą Lipską rozmawia Donata Subbotko

Przyjaźń z USA zabija. W 1939 roku odesłali Żydów, teraz muzułmanów
Wielu Irakijczyków było tłumaczami, kierowcami, doradcami. Teraz, kiedy potrzebują pomocy Amerykanów, postrzegamy ich jako potencjalnych terrorystów. Z Kirkiem Johnsonem rozmawia Maciej Jarkowiec

AAA… Rating kredytowy okazyjnie sprzedam
To nie tak, że na Wall Street czy w londyńskim City ktoś specjalnie nie lubi Polski. Nocne ustawy, demagodzy, manifestacje pachną kłopotami, a kapitał ceni spokój. Przecież gdy Afroamerykanie wychodzą na ulice, analitykom też drżą palce na klawiaturach

Delbana i siedem melodyjek. Zegarki PRL
W PRL zegarek miał wartość więcej niż materialną. Potrafił poprawić notowania w randkowaniu, wzmocnić pozycję towarzyską i określić zawodową albo zrujnować karierę

Puść się. Slow sex
Slow food, slow life, slow fashion, slow work, slow city. Już wiemy, że żeby dobrze żyć, trzeba zwolnić. Ale jest jedno slow, które wciąż traktujemy jak drogę czwartej kolejności odśnieżania. Pora na dobrą zmianę: na slow sex

Szwajcaria. Oko w oko z Ogrem
Niech nikogo nie zwiedzie idylla z pocztówki. W tym śnieżku, choinkowych światełkach i zapachu czekolady buszuje nie Heidi, tylko potwór. Śmiałków pożera, pechowcom podstawia nogę, szczęściarzy skubnie i wypluwa

nowąWładzę

wyborcza.pl

Patryk Jaki przeprasza Roberta Kropiwnickiego za słowa o „prowadzeniu agencji towarzyskiej”

kospa, 30.01.2016
http://www.gazeta.tv/plej/19,75478,19559915,video.html?embed=0&autoplay=1
– Moją intencją nie było przedstawienie pana posła Roberta Kropiwnickiego jako osobę, która prowadzi agencję. Jeżeli ktoś tak zrozumiał, to bardzo przepraszam – mówił w piątek z mównicy sejmowej wiceminister sprawiedliwości Patryk Jaki. Dzień wcześniej z tego samego miejsca ogłosił, że poseł PO „w swoim mieszkaniu prowadzi agencję towarzyską.
 
Wiceminister sprawiedliwości Patryk Jaki zaatakował posła PO podczas czwartkowej debaty na temat ustawy o prokuraturze.

Patryk Jaki: Poseł Kropiwnicki prowadzi agencję towarzyską

– Sytuacja jest trudna, bo poseł Kropiwnicki wychodzi na mównicę i mówi wielokrotnie o standardach. Problem polega na tym, że mieszkańcy okręgu pana posła Kropiwnickiego skarżą się, że pan poseł Kropiwnicki w swoim mieszkaniu prowadzi agencję towarzyską – mówił.

Po jego wypowiedzi część posłów zaczęła skandować „Przeproś i zejdź!” oraz „Zejdź z mównicy!”. – Prawda w oczy kole – odpowiedział Patryk Jaki. Wiceminister chciał dokończyć swoją przemowę, ale przysługujący mu na wystąpienie czas się skończył.

W swojej wypowiedzi odniósł się do publikowanych m.in. przez portal Niezalezna.pl doniesień, że mieszkańcy kamienicy przy Rynku w Legnicy mieli alarmować, że w mieszkaniu należącym do posła Roberta Kropiwnickiego rzekomo urzędują prostytutki.

Po przegłosowaniu ustawy łączącej funkcję ministra sprawiedliwości i prokuratora generalnego Sławomir Neumann powiedział: – Przed kilkunastoma minutami Sejm przyjął ustawę dającą olbrzymią władzę nad prokuraturą ministrowi sprawiedliwości. Wystąpił także wiceminister sprawiedliwości Patryk Jaki. Takim ludziom oddaliście władzę w prokuraturze. Ludziom, którzy posługują się anonimami, donosami jako dowodami w sprawie.

.

W efekcie PO zaapelowała o dymisję wiceministra, Kropiwnicki zapowiedział zaś, że skieruje sprawę do sądu.

Dzień później wiceminister tłumaczy się „Moją intencją nie było…”

Dzień później do Patryk Jaki powrócił do tematu. – Moją intencją nie było przedstawienie pana posła Roberta Kropiwnickiego jako osobę, która prowadzi agencję. Jeżeli ktoś tak zrozumiał, to bardzo przepraszam, że wczoraj wygłosiłem te informacje, które godziły w dobra osobiste i cześć posła Roberta Kropiwnickiego – ogłosił z mównicy sejmowej.

I dodał: – Dlatego z tego miejsca, z którego wygłosiłem to oświadczenie, przepraszam. Jednak prawdziwą moją intencją było przedstawienie sprawy listu mieszkańców Legnicy. I nie tak jak przekonują to niektóre media, listu anonimowego. 10 konkretnych nazwisk.

Temat powrócił również podczas sobotniej debaty o prokuraturze w Senacie. – Jeszcze pan prezydent nie złożył podpisu pod tą ustawą, a już zobaczyliśmy, co nas czeka – mówił Marek Borowski. Na głos z sali, że przecież Patryk Jaki przeprosił, odpowiedział:

– Bardzo dobrze, że przeprosił, ale to pokazuje, w jaki sposób chce się sprawować tę funkcję.

Po debacie Senat przyjął PiS-owską ustawę o prokuraturze.

Zobacz także

ministerPrzeprosił

wyborcza.pl