Duda, 18.12.2015

 

Jarosław, Polskę zbaw… od Kaczyńskiego. Milczenie Gowina coraz bardziej wymowną zapowiedzią problemów PiS

Dlaczego Jarosław Gowin milczy?
Dlaczego Jarosław Gowin milczy? Fot. Pawel Malecki / Agencja Gazeta

Skrajnie mu niechętni mówią, że milczy, bo jego ludzie dostali od Jarosława Kaczyńskiego wpływowe stanowiska i ceną za nie jest cały ten wstyd za ostatnie wydarzenia. Gdyby jednak Jarosławowi Gowinowi w jego politycznym życiu chodziło tylko o „stołki”, pewnie nigdy nie opuszczałby Platformy. Kto pamięta Jarosława Gowina pełnego wiary w walkę o ideały i z wielkimi ambicjami, temu trudno uwierzyć, że w pewnym momencie nie zechce popsuć PiS tej rewolucji.

Gowin milczy, Kaczyński się cieszy
Czwartek w Sejmie to był kolejny genialny dzień dla Jarosława Kaczyńskiego. Najpierw jego partia skutecznie rozpoczęła demontaż Służby Cywilnej, który umożliwi hurtowe wyrzucenie z urzędów niezależnych fachowców i zastąpienie ich wygłodniałymi synekur członkami partii wchodzących w skład rządzącej koalicji Zjednoczonej Prawicy. Potem dyskusję nad kolejnym etapem niszczenia Trybunału Konstytucyjnego spędził rozpromieniony na żywych pogawędkach z PRL-owskim prokuratorem Stanisławem Piotrowiczem…

Kolejny genialny dzień prezesa Prawa i Sprawiedliwości był jednocześnie kolejnym dniem milczenia jego najważniejszego koalicyjnego partnera, czyli wicepremiera i prezesa Polski Razem Jarosława Gowina. Wpływowy krakus milczy konsekwentnie od pierwszych dni, od których nowa władza obiecywaną w kampanii wyborczej „dobrą zmianę” zaczęła od ataku na demokratyczny ustrój państwa.

Gowin zapowiedział to milczenie, gdy ostatni raz pokazał się na antenie TVN24 i naprawdę skrupulatnie tej deklaracji się trzyma. Wtedy nowy minister nauki i szkolnictwa wyższego poprosił, by dać mu przerwę w komentowaniu bieżącej sytuacji politycznej, bo musi wprowadzić się w zasady funkcjonowania resortu nauki. Prof. Lena Kolarska-Bobińska nie zostawiła go jednak w tak opłakanym stanie, by musiał spędzać tam 24 godziny na dobę przez 7 dni w tygodniu i nie mógł od zapowiedzianego milczenia zrobić choć jednego wyjątku na skomentowanie najbardziej gorących spraw.

Jarosław Zawstydzony
Zresztą było do tego blisko, gdy kilka dni temu jedna z dziennikarek namówiła wicepremiera, by na chwilę stanął przed kamerą. Z typowym dla siebie wyraźnym zaciekawieniem zaczął już wsłuchiwać się w pytanie, gdy jednak dotarło do niego, iż dotyczy ono ataku PiS na Trybunał Konstytucyjny… spanikował i uciekł. Tak zachowuje się wielu polityków, ale nie on, który zawsze miał świetny kontakt z mediami. W tym momencie stało się jasne, że Jarosław Gowin nie chce brać na siebie wstydu, który przynosi potężniejszy koalicjant.

Potwierdza to także sejmowa aktywność prezesa Polski Razem, którego trudno ostatnio dostrzec w ławach rządowych. Zaczęła to już wykorzystywać opozycja, której posłowie co chwila pytają z trybuny, gdzie jest koalicjant Jarosława Kaczyńskiego i czy może wypowiedzieć się w sprawie ograniczających demokrację zmian, które Zjednoczona Prawica forsuje. Otoczenie Gowina zgodnie przekonuje, że wicepremier jest na to zbyt zajęty.

Najchętniej odpowiada tak Jarosław Sellin, czyli człowiek PiS wprowadzony do resortu nauki „do pilnowania” Gowina. I może mieć w związku z tym niezwykle dużo pracy, bo milczenie Jarosława Gowina tylko optymiści z PiS lub ludzie skrajnie niechętni temu politykowi mogą odczytywać jako wyraz wdzięczności. Za co? Za to, że wielu ludzi Polski Razem już stanowiska od Jarosława Kaczyńskiego dostało, a kolejni czekają tylko, aż urzędy oczyszczą się po wspomnianych zmianach w Służbie Cywilnej.

„Stołki” to za mało
Wszystko to prawda, ale być może nigdy nie było dla Gowina lepszej okazji, by zacząć sycić swoje wielkie ambicje. Pozycja ministra i zmuszonego do milczenia wicepremiera na to nie pozwala. Nie po to podjął kiedyś próbę przejęcia kontroli przez konserwatystów w Platformie Obywatelskiej i później ówczesne ugrupowanie rządzące opuszczał. Nie po to też podjął się budowania własnej formacji. I nie tylko dla „stołków” Polska Razem dołączył do koalicji z PiS i ziobrystami.

Jeszcze niedawno wydawało się, że to Ziobro najszybciej zagrozi trwałości tej koalicji i wszechwładnej pozycji Kaczyńskiego. Sprawy nagle poukładały się jednak tak, iż to Jarosław Gowin jest w położeniu niezwykle zachęcającym do rzucenia rękawicy w walce o przywództwo na polskiej prawicy.

Prawdziwa władza czeka
Notowania PiS zaczynają powoli pikować w dół, ale opozycja wzrasta w siłę przyciągając raczej niezdecydowanych niż rozczarowanych zaskakującym rezultatem „dobrej zmiany”. Jeżeli dziś Jarosław Gowin stałby się tym, który przerwałby demontaż demokratycznego ustroju i zaostrzającą się wojnę polsko-polską, zapewne przejąłby nie tylko tych zniechęconych, ale i urwał spory odsetek poparcia PiS. Niewykluczone, że zyskałby też w oczach konserwatystów trwających wciąż przy Platformie.

Co dokładnie grozi Jarosławowi Kaczyńskiemu ze strony niezwykle ambitnego imiennika? Przede wszystkim rozpad wielkiej koalicji, która ma dziś w Sejmie 236 głosów. To tylko pięć głosów „naddatku” do minimalnej większości. Gowinowska Polska Razem to w tym wszystkim zaledwie 8 osób (licząc członków partii i ludzi rekomendowanych przez nią na listy), ale do ukrócenia wszechwładzy Kaczyńskiego wystarczy.

Jeżeli tylko znak do exodus zostałby dany, prawdopodobnie byłby on jednak znacznie liczniejszy, bo nastroje poza wiernym otoczeniem złożonym z wieloletnich przyjaciół prezesa PiS w Zjednoczonej Prawicy nie są najlepsze. A to dlatego, że hasło „dobrej zmiany” przyciągało nie tylko wyborców, ale wielu przyzwoitych ludzi na PiS-owskie listy wyborcze. Takich, którym dziś nie podoba się, że ta zmiana to na przykład uczynienie twarzą partii prokuratora stanu wojennego.

Zamanifestowanie wyraźnego sprzeciwu wobec takiego stanu rzeczy i wyrwanie się na niepodległość nawet z kilkudziesięcioma parlamentarzystami w dłuższej perspektywie może zapewnić Jarosławowi Gowinowi i jego partii znacznie więcej niż te synekury, które teraz zaoferował im Kaczyński. Nawet nazwa Polski Razem zdaje się być idealna, by skutecznie powalczyć o schedę, którą zostawi po sobie dzielące Polaków na lepsze i gorsze sorty PiS.

Mówi się, że Jarosław Kaczyński atakiem na Trybunał Konstytucyjny dopiero otwiera sobie drogę do zakneblowania mediów, oraz upolitycznienia służb specjalnych i całego sądownictwa. Jeśli to prawda, to szybko stawka do zgarnięcia na prawicy i w centrum będzie tylko się powiększała, a chwili przerwania milczenia przez Jarosława Gowina będzie coraz bliżej.

Czeka na niego być może 20-30-proc. kawałek sceny politycznej, którego podstawę stanowi elektorat konserwatywny, ale pozbawiony popychających do skrajności fobii, czy skłonności do uświęcania środków dla rzekomo szczytnego celu. No i brzydzący się person takich, jak Piotrowicz, Kowalski, czy Kryże. Doprowadzenie w odpowiednim momencie do konieczności rozpisania przedterminowych wyborów przez ludzi Gowina to dla nich wielka szansa, by wreszcie skutecznie odesłać Jarosława Kaczyńskiego na emeryturę.

I koniec wstydu…
A nawet jeśli nie udałoby się Jarosławowi Gowinowi odnieść aż tak wielkiego sukcesu, to po prostu odzyskałby… święty spokój. Bo jak zdradzają w rozmowie z naTemat działacze Polski Razem, coraz więcej przyjaciół i znajomych ich prezesa nie przestaje namawiać go do działania przeciw zamachowi na demokratyczny ustrój. – Od dobrych dwóch tygodni nie ma chwili spokoju. Ciągle ktoś się dobija. Szczególnie Kraków i profesorowie. Większość podobno błaga o reakcję, ale paru mu wyparowało, że się za niego wstydzą. Presja jest ogromna – słyszymy.

jarosław

naTemat.pl

Nocny atak Macierewicza na Centrum Kontrwywiadu NATO. MON: Pełnomocnik ministra wprowadzał nowego p.o. dyrektora

Wah, mw, 18.12.2015

Antoni Macierewicz

Antoni Macierewicz (Fot. Michał Grocholski / Agencja Gazeta)

„18 grudnia 2015 r. Pełnomocnik Ministra Obrony Narodowej ds. Utworzenia Centrum Eksperckiego Kontrwywiadu NATO Bartłomiej Misiewicz wprowadził nowego p.o. dyrektora CEK NATO płk. Roberta Balę do tymczasowych pomieszczeń CEK NATO użyczonych przez Służbę Kontrwywiadu Wojskowego” – brzmi komunikat MON po nocnym wejściu Żandarmerii do Centrum Kontrwywiadu NATO.

Komunikat MON

O godz. 1.30 w nocy urzędnicy Antoniego Macierewicza weszli z Żandarmerią Wojskową do Centrum Kontrwywiadu NATO. Chcieli zająć pomieszczenia ośrodka, ale udało im się tylko przegonić oficera dyżurnego – dowiedziała się „Wyborcza”.

Nocny atak Macierewicza >>>

– Można było przyjść w dzień, spotkać się ze mną. O takie spotkanie z panem Bączkiem ja proszę od trzech tygodni, od momentu, kiedy ta sytuacja się zaczęła. Od kiedy pan Bączek w sposób bezprawny prowadzi do skandalu międzynarodowego. 16 grudnia po raz kolejny strona słowacka zaprotestowała, kiedy pan Bączek postanowił odwołać cały personel. Dzisiaj ten oficer, który w nocy pełnił służbę, został wezwany na Klonową, zamknięty w pokoju. Przed jego pokojem stoi żandarm i powiedziano mu, że za chwilę trafią tam wszyscy żołnierze. Nie wiem, w jakim trybie tam Żandarmeria ich doprowadzi – mówił Dusza w Radiu ZET.

Sprawę skomentował w TOK FM były prezydent Bronisław Komorowski. -To pachnie jakąś tragifarsą – wchodzenie do instytucji natowskich w nocy z niejasnymi zamiarami, budzi zdziwienie i niepokoi, ale w jakiejś mierze trochę śmieszne, jak operetka. Dlaczego w nocy, w kraju, który jest członkiem NATO? Nie rozumiem tego i mamy powody do niepokoju – mówi były prezydent

Jak informowała „Wyborcza” w noc z czwartku na piątek, godz. 1.30. Pod drzwi tymczasowej siedziby Centrum Eksperckiego Kontrwywiadu NATO w Warszawie przyjechali szef Służby Kontrwywiadu Wojskowego Piotr Bączek, Bartłomiej Misiewicz, dyrektor gabinetu ministra obrony Antoniego Macierewicza, osoby z nowego kierownictwa SKW. Asystowała im żandarmeria. Używając dorobionego klucza, weszli do środka. Oficerowi dyżurnemu Centrum oświadczyli, że ma opuścić budynek, i wręczyli dokument o przeniesieniu do rezerwy kadrowej.

Dyżurny zawiadomił dyrektora Centrum pułkownika Krzysztofa Duszę. – Zjawiłem się natychmiast, ale nie zostałem już wpuszczony do środka, zawiadomiłem więc policję, ale funkcjonariusze po przyjechaniu na miejsce i konsultacjach z przełożonymi powiedzieli, że sprawa przekracza ich kompetencje, i odjechali – relacjonuje „Wyborczej” płk Dusza.

Zobacz także

mon

wyborcza.pl

Tomasz Siemoniak o nocnym wejściu do Centrum Kontrwywiadu NATO: To już nie są żarty z bomby atomowej, to przejaw arogancji

Michał Wilgocki, 18.12.2015

Tomasz Siemoniak

Tomasz Siemoniak (Fot. Jacek Marczewski / Agencja Gazeta)

– Tracimy w pospiesznym tempie swoją wiarygodności. To już nie są żarty z bomby atomowej czy „ministra dżedaja”. To jest przejawem kompletnej arogancji. Takich spraw się w taki sposób nie załatwia – tak nocne wejście urzędników Antoniego Macierewicza do Centrum Eksperckiego Kontrwywiadu NATO skomentował były minister obrony narodowej Tomasz Siemoniak.

– Polska polityka musi być inna. Pokora, praca, umiar w działaniu – to są zasady, którymi będziemy się kierować. Warto te słowa przypominać, bo rząd Beaty Szydło, zamiast rządem dobrej zmiany jest rządem złego chaosu. Antoni Macierewicz, który lubi czcić miesięcznice, postanowił uczcić miesięcznicę rządu bezprecedensową akcją – skomentował Siemoniak na briefingu w Sejmie.

– Chyba w historii NATO nie zdarzyło się coś takiego, żeby kraj członkowski zaatakował placówkę NATO. Przedstawiciele ministra Macierewicza wyważyli drzwi. Placówka powstała ze wsparcia kwatery głównej NATO. Ja w tym miejscu chcę przeprosić szefa MON i premiera Słowacji oraz generała Breedlove’a. Tracimy w pospiesznym tempie swoją wiarygodności. To już nie są żarty z bomby atomowej czy „ministra dżedaja”. To jest przejawem kompletnej arogancji. Takich spraw się w taki sposób nie załatwia. To wymaga rozmów międzynarodowych, wszystko można rozwiązać drogą prawa, a nie pod osłoną nocy, wyważając drzwi – tłumaczył minister obrony narodowej.

– Nie jest to jedyny obszar dorobku rządu Beaty Szydło. Trudno byłoby wskazać obszar, w którym nie ma chaosu czy agresji. Minister kultury, który atakuje teatry i media, minister środowiska, który chce wycinać Puszczę Białowieską. Minister finansów, który rujnuje regułę wydatkową. Mamy do czynienia z absolutnym psuciem państwa. Widzą państwo, nawet bez kontekstu Trybunału, ile potrafi się wydarzyć przez jeden miesiąc – komentował szef MON.

Jeden z dziennikarzy zapytał Siemoniaka, czy Centrum Eksperckie Kontrwywiadu NATO nie zostało potraktowane jako przechowalnia dla oficerów zaangażowanych w inwigilację prawicy.

– To absolutna bzdura. Oddelegowaliśmy do tego Centrum najlepszych oficerów, jakich mamy. Tam pracują też słowaccy przedstawiciele i na ich oczach odbywa się ta kompromitacja – stwierdził Siemoniak.

Jak informowała „Wyborcza” w noc z czwartku na piątek, godz. 1.30 pod drzwi tymczasowej siedziby Centrum Eksperckiego Kontrwywiadu NATO w Warszawie przyjechali szef Służby Kontrwywiadu Wojskowego Piotr Bączek, Bartłomiej Misiewicz, dyrektor gabinetu ministra obrony Antoniego Macierewicza, osoby z nowego kierownictwa SKW. Asystowała im Żandarmeria. Używając dorobionego klucza, weszli do środka. Oficerowi dyżurnemu Centrum oświadczyli, że ma opuścić budynek, i wręczyli dokument o przeniesieniu do rezerwy kadrowej. Dyżurny zawiadomił dyrektora Centrum pułkownika Krzysztofa Duszę. – Zjawiłem się natychmiast, ale nie zostałem już wpuszczony do środka, zawiadomiłem więc policję, ale funkcjonariusze po przyjechaniu na miejsce i konsultacjach z przełożonymi powiedzieli, że sprawa przekracza ich kompetencje, i odjechali – relacjonuje „Wyborczej” płk Dusza.

Zobacz także

nieZdarzyło

wyborcza.pl

1.30 w nocy, a ludzie Macierewicza wchodzą do Centrum Kontrwywiadu NATO. Z dorobionym kluczem [WYJAŚNIAMY W PUNKTACH]

mk, 18.12.2015
http://www.gazeta.tv/plej/19,145400,19364945,video.html?embed=0&autoplay=1
Dziś w środku nocy do pomieszczeń nowej placówki NATO w Warszawie próbowali wejść m.in. szef SKW Piotr Bączek i szef gabinetu Antoniego Macierewicza, Bartłomiej Misiewicz. Wyjaśniamy tę sytuację w kilku prostych punktach.

 

1. Nocne najście na siedzibę Centrum Eksperckiego Kontrwywiadu NATO

O godzinie 1.30 do tymczasowej siedziby Centrum wchodzą Piotr Bączek i Bartłomiej Misiewicz wraz z asystą Żandarmerii Wojskowej. Jak poinformowała Wyborcza.pl, użyli do tego dorobionego klucza. Oficer dyżurny zostaje odesłany do domu wraz z dokumentem o przeniesieniu go do rezerwy kadrowej. Na miejscu zjawia się szef Centrum Krzysztof Dusza, nie zostaje jednak wpuszczony do środka. Wzywa policja, ta jednak stwierdza, że sprawa przekracza ich kompetencje i odjedża.

 

komunikat

2. Wiceminister obrony narodowej: „Nocna akcja pokazuje sprawność służb”

W „Kontrwywiadzie” RMF FM Bartosz Kownacki powiedział, że „Nocna akcja pokazuje sprawność służb, nie ma w tym nic nadzwyczajnego”. Podkreślił, że „w Centrum mieliśmy do czynienia z pensjami rzędu kilkudziesięciu tysięcy złotych, a ponadto należy określić, czy pracujące tam osoby były kompetetne”. To, według ministra, sytuacja nienormalna i akcja MON ma na celu „jak najszybsze przygotowanie Centrum do normalnego działania”. Dodał również, że „ma wrażenie, że Centrum Kontrwywiadu NATO było rodzajem przechowalni dla poprzedniego kierownictwa SKW”.

3. Dusza: „Nie uznaję decyzji MON, to działanie poza prawem”

– Pan Bączek ze swoimi ludźmi wkroczył w nocy razem z asystą Żandarmerii Wojskowej – powiedział płk Krzysztof Dusza. – Oficer został odesłany do domu, nie pozwolono mu się ze mną kontaktować. Bączek domagał się otwarcia pomieszczeń personelu międzynarodowego, żandarmi jednak odmówili, twierdząc, że to bezprawne działanie – opowiada płk Dusza. Pułkownik powiedział też, że chciał spotkania z Bączkiem. – Można było się ze mną spotkać. O spotkanie z Bączkiem proszę od trzech tygodni. Pan Bączek w sposób bezprawny prowadzi do skandalu narodowego – mówi Dusza.

Dodaje też, że oficer dyżurny, który wczoraj był na miejscu, dziś „został został wezwany przed przedstawicieli ministerstwa, zamknięty w pokoju, do którego drzwi pilnuje żandarm, a podobno mają tam też zostać doprowadzeni inni oficerowie”.

– To działanie poza prawem, nie uznaję decyzji MON – powiedział pułkownik na antenie TVN24, podkreślając, że wciąż czuje się on obowiązującym szefem Centrum.

4. Siemoniak: Rząd złego chaosu

Były minister obrony narodowej Tomasz Siemoniak powiedział, że „Rząd Szydło zamiast bycia rządem dobrej zmiany, jest rządem złego chaosu”. – W historii NATO nie zdarzyło się chyba, żeby kraj członkowski zaatakował placówkę NATO – powiedział Siemoniak. – Chcę przeprosić Słowację w imieniu Polski, bo dzieją się rzeczy bezprecedensowe. Tracimy w przyspieszonym tempie naszą wiarygodność – dodał Siemoniak, przywołując przykłady „żartów z bomby atomowej czy doradców Jedi”. – Wszystko da się rozwiązać drogą prawa, a nie wyważając drzwi w środku nocy. To absolutny skandal -zakończył Siemoniak.

5. Waszczykowski: Tu należy działać natychmiast

– Zgodnie z informacją, która właśnie otrzymałem od ministra obrony, polscy przedstawiciele pracujący w Centrum NATO utracili dostęp do informacji niejawnych i musieli być wymienieni na nowych, którzy taki dostęp posiadają – powiedział szef MSZ w radiowej Trójce.

– Mamy do czynienia z urzędnikami wojskowymi i tu należy działać to natychmiast. Więcej mówić nie mogę. W przypadku zmian w wojsku wykonuje się je natychmiast – powtórzył Witold Waszczykowski.

6. Jaki jest plan i o co chodzi?

Wyborcza.pl podaje, że nocne najście jest etapem planu pozbycia się przez Piotra Bączka kierownictwa Centrum, które zostało powołane przez ministra obrony w czasach rządów Platformy, a następnie obsadzenie Centrum zaufanymi ludźmi obecnego szefa MON Antoniego Macierewicza.

Radio ZET natomiast ustaliło, że postępowanie sprawdzające wobec płk. Duszy może wynikać z jego kontaktów z amerykańskimi służbami specjalnymi. Powód to zaskakujący, gdyż zadaniem Duszy było budowanie Centrum w oparciu o takie właśnie kontakty.

Zobacz także

minister

 

TOK FM

Wstyd prezydenta, czyli słabe punkty mocnego przemówienia Andrzeja Dudy w rocznicę Grudnia ’70

Krzysztof Katka, 17.12.2015

Prezydent Andrzej Duda podczas wczorajszych obchodów rocznicy Grudnia '70 w Gdańsku

Prezydent Andrzej Duda podczas wczorajszych obchodów rocznicy Grudnia ’70 w Gdańsku (RAFAŁ MALKO)

45. rocznica masakry robotników Wybrzeża stała się dla prezydenta Andrzeja Dudy okazją do wytknięcia braków III RP i podsumowania, że jest mu za nią wstyd.

W Gdyni prezydent przypomniał, że nie osądzono sprawców masakry. Tak, trudno się pogodzić. Tyle że III RP nastała 19 lat po Grudniu ’70 r. i sprawcy mieli wystarczająco dużo czasu, by zatuszować swoją rolę, pozbyć się dowodów i rozmyć odpowiedzialność. A to właśnie brak dowodów nie pozwolił na skazanie oskarżonych.

Prezydent mówił także o ofiarach: „nigdy nie doczekali się od III RP elementarnej sprawiedliwości”.

Nie jest prawdą, że państwo nie zadbało o ofiary. W 2007 r. podczas pierwszej rocznicy przypadającej za rządów PO premier Donald Tusk zapowiedział wypłatę odszkodowań dla żyjących ofiar Grudnia ’70. Wtedy poseł PiS Jacek Kurski zarzucił Tuskowi „robienie PR nad grobami ofiar”. W lutym 2008 r. rodzice, dzieci i małżonkowie 44 zamordowanych otrzymali po 50 tys. zł na osobę jednorazowej renty specjalnej z ZUS.

Zarzutem prezydenta wobec III RP była też „likwidacja stoczni” i przyzwolenie na pracę stoczniowców w ramach samozatrudnienia. – Ktoś może dojść do wniosku, że III RP, że te władze, które przecież składały się w części z ludzi dawnej opozycji, ukarały Wybrzeże, ukarały Gdańsk, Gdynię, Szczecin, ukarały stoczniowców, którzy wtedy protestowali – szarżował prezydent.

Stocznia Gdynia została zlikwidowana w 2008 r. decyzją Komisji Europejskiej, która dopatrzyła się niedozwolonej pomocy publicznej dla tej spółki. A więc, jak wynika z orzeczenia, rządy III RP nie tylko nie karały stoczniowców, lecz także pompowały gigantyczne pieniądze w utrzymanie nierentownych zakładów.

Postępowanie Komisji trwało już za rządów PiS (2005-07) i za prezydentury Lecha Kaczyńskiego.

Sprawdźmy, co się stało ze Stocznią Gdańsk, do której działacze PiS i prezydent Lech Kaczyński przyprowadzili w 2007 r. inwestora z Ukrainy, oligarchę Siergieja Tarutę. Przed niedawnym oddłużeniem spółka notowała blisko 500 mln zł straty, a z kilkutysięcznej załogi zostało mniej więcej 200 osób. O problemach spółki jej zarząd tak pisze w sprawozdaniu złożonym w sądzie rejestrowym: „Jednym z kluczowych czynników determinujących historyczne wyniki operacyjne spółki był brak możliwości dopasowania poziomu produkcji do dostępnych mocy produkcyjnych. Brak elastyczności zatrudnienia powodował ponoszenie znacznych kosztów osobowych w okresach przestoju”. I dalej: „Spółka promuje wśród pracowników możliwość samozatrudnienia. Zastosowanie takiej struktury zatrudnienia pozwala na minimalizację strat w okresach czasowego spadku produkcji”.

Z samozatrudnienia słynie Stocznia Crist w Gdyni, która kupiła suchy dok po Stoczni Gdynia. To się może nie podobać, ale bez takiej elastyczności zatrudniający w ten sposób blisko 1500 osób Crist podzieliłby los Stoczni Gdańsk.

– Wstyd. III RP nie zdała egzaminu sprawiedliwości, nie zdała egzaminu uczciwości, nie zdała egzaminu elementarnej przyzwoitości i gospodarności – mówił Duda, dodając, że „to wszystko trzeba będzie naprawić”.

O gospodarności w przemyśle stoczniowym świadczy największy gracz w tym sektorze w Polsce, skupiający kilkanaście spółek Remontowa Holding z Gdańska. Dwie największe stocznie holdingu – Remontowa i Remontowa Shipbuilding – wykazują po ponad 100 mln zł zysku. Wynik całej grupy przekracza ćwierć miliarda złotych rocznie. Roczna sprzedaż – 2 mld zł, pracuje w niej ponad 8 tys. osób. To efekt udanej prywatyzacji oraz kilkunastu lat pracy właścicieli i menedżerów. W tej całkowicie prywatnej firmie politycy nie mogli niczego naprawiać, nie było więc ryzyka, że coś zepsują.

Zobacz także

wstyd

wyborcza.pl