KOD Poznań, 09.01.2016

 

Macierewicz o KOD: „Część dawnych elit, które przywłaszczyły sobie Polskę. Kontynuacja aparatu komunistycznego”

mf, PAP, 09.01.2016

Szef MON Antoni Macierewicz

Szef MON Antoni Macierewicz (Fot. MICHAŁ GROCHOLSKI/ Agencja Gazeta)

Antoni Macierewicz stwierdził, że manifestujący w protestach KOD to „część dawnych elit, które przywłaszczyły sobie Polskę przez ostatnie 25 lat”. Dodał, że część z nich „to kontynuacja aparatu komunistycznego – bezpośrednio ci ludzie, albo ich najbliżsi”.

 

– Nikomu nie odbiera się wolności słowa, wręcz odwrotnie – przywraca się wolność słowa większości narodu, która była tego pozbawiona – powiedział minister obrony Antoni Macierewicz w kontekście manifestacji organizowanych przez Komitet Obrony Demokracji.

– Ktoś wygrał te wybory, ktoś je przegrał. Ktoś jest większością, ktoś mniejszością. Oczywiście mniejszość ma swoje prawa. Nikt mniejszości praw ani nie odmawia, ani nie ma zamiaru odmawiać. Ale każdy kraj ma być rządzony z wolą większości, bo na tym polega demokracja, o to w tej demokracji chodzi, żeby wybierać i podejmować decyzje zgodnie z tym, co naród uznał za niezbędne do zrealizowania – mówił Macierewicz w Radiu Maryja i Telewizji Trwam.

KOD to „część dawnych elit, kontynuacja aparatu komunistycznego”

Zdaniem Macierewicza manifestujący w protestach KOD to „część dawnych elit, które przywłaszczyły sobie Polskę przez ostatnie 25 lat”. Zaznaczył, że część z nich „to kontynuacja aparatu komunistycznego – bezpośrednio ci ludzie, albo ich najbliżsi”.

– Teraz krzyczą, że odbiera się Polsce wolność słowa. To nieprawda, nikomu nie odbiera się wolności słowa, wręcz odwrotnie – przywraca się wolność słowa większości narodu, która była tego pozbawiona. Mamy do czynienia z rodzajem buntu części dawnych elit przeciwko narodowi, przeciwko ludowi, który wygrał wybory – podkreślił minister obrony.

Macierewicz zwrócił uwagę, że zwykle lud buntował się przeciwko złym elitom.

– Teraz, gdy lud wygrał, część tych elit zarzuca ludowi, że bezprawnie korzysta z demokracji. Po prostu tym ludziom się coś pomyliło. Przypominają się im czasy okresu komunistycznego, kiedy powołując się na klasę robotniczą, rządzili przeciwko narodowi – mówił minister.

„Front patriotyczny skupiony wokół PiS”

Polityk PiS zaznaczył, że wielki front patriotyczny skupiony wokół PiS tworzą ludzie, którzy przez dziesięciolecia walczyli, których rodzice „gnili w więzieniach” i byli skazywani na kary śmierci. Dodał, że demokracja została wywalczona dzięki wysiłkowi narodu, Kościoła i tych, którzy ginęli.

– Nie damy się zakrzyczeć ani zaszantażować bez względu na to, czy robią to ci ludzie na ulicy, czy w Sejmie, czy też sięgają po „bratnią pomoc”. Nawiązuję do tych sformułowań, które dzisiaj padły z ust polityków. (…) Nawiązywanie do „bratniej pomocy” to nie jest w Polsce dobry kierunek myślenia – podkreślił Macierewicz.

Protesty KOD

W sobotę Pod hasłem „Wolne Media” w wielu miastach w całym kraju odbyły się manifestacje Komitetu Obrony Demokracji. Uczestnicy protestowali przeciwko dokonanym ostatnio zmianom w ustawie o radiofonii i telewizji, a w konsekwencji tego w zarządach TVP i Polskiego Radia.

kodTo

 

gazeta.pl

„Nie milczcie, proszę” – Bartosz Wieliński wzywa Niemców na łamach „Süddeutsche Zeitung”

Bartosz T. Wieliński, 09.01.2016Bartosz T. Wieliński

Bartosz T. Wieliński (AGATA JAKUBOWSKA)

W latach 80. z Niemiec do ciemiężonej Polski płynęła rzeka paczek z darami. Teraz Polska potrzebuje solidarności, otuchy, moralnego wsparcia. Dlatego proszę Niemców, by nie milczeli.

Tekst „Nie milczcie, proszę” ukazał się w sobotnim wydaniu niemieckiego dziennika „Süddeutsche Zeitung”. Publikujemy go w pełnej wersji w języku polskim.

Gdy Państwo będziecie czytać ten tekst, w internecie pojawi się zapewne kilka, a może kilkadziesiąt wpisów oskarżających mnie, że zdradziłem Polskę, bo ośmieliłem się donosić Niemcom na mój kraj. Padnie zapewne słowo „folksdojcz”. To pochodzący z czasów niemieckiej okupacji synonim zdrady i kolaboracji. Wśród wyznawców niepodzielnie rządzącego Polską Prawa i Sprawiedliwości są i tacy, którzy regularnie przeglądają zagraniczne portale internetowe i alarmują, gdy namierzą kolejnego zdrajcę. Kolega, który o Polsce pisze w „Die Zeit”, odkrył w sieci zdjęcie francuskich kobiet, którym po wyzwoleniu golono głowy, bo współżyły z Niemcami. A między nie ktoś wkleił jego zdjęcie. Ubawiliśmy się po pachy.

Broń Boże nie użalam się. Czuję się wręcz wyróżniony. Ale jest mi przykro. Bo w najczarniejszych snach nie przypuszczałem, że w Polsce przed władzą trzeba będzie bronić budowanej przez 26 lat demokracji. Nie brałem na poważnie tego, że ministrem obrony mógłby zostać człowiek wyznający szalone teorie spiskowe, twierdzący, że prezydent Lech Kaczyński został zamordowany przez Rosjan w Smoleńsku. Że koordynatorem służb specjalnych zostanie człowiek skazany za nadużycia władzy. Że minister spraw zagranicznych za wroga uzna rowerzystów i wegetarian. Że szczująca na przeciwników PiS katolicka telewizja zostanie przez nową władzę uznana za modelowy przykład obiektywnego dziennikarstwa. Że politycy PiS wprost zażądają od dziennikarzy, by przestali ich krytykować.

A takie czasy właśnie nastały.

Od rodziny w trudnych chwilach oczekuje się pomocy

Za komuny, by zohydzić ludziom „Solidarność”, władza kolportowała rysunki przedstawiające „drzewo zdrady narodowej”. Teraz wyznawcy PiS szczują na nas przez Twittera i Facebooka i robią z nas folklsdojczy. Zagrzewa ich do tego wicepremier Mateusz Morawiecki, który publicznie ubolewa, że trzeba się zmagać z donoszeniem na własny kraj.

Wtedy chodziło o to samo co dziś: zastraszyć i uciszyć niepokornych. O ile przecież mniej problemów miałby PiS, gdyby zagranica była nieświadoma tego, co się w Polsce wyprawia.

Zagranica jednak o tym wie i z tej wiedzy robi użytek. Sytuacji w Polsce chce przyjrzeć się Komisja Europejska i europarlament, w zachodnich mediach jest coraz więcej krytycznych komentarzy, cierpliwość tracą kolejni europejscy politycy. Oburzenie Zachodu w zupełności rozumiem. Jesteśmy wielką rodziną. To normalne, że krewni reagują, gdy któremuś z bliskich dzieje się coś złego, że sprawdzają, co się z nim dzieje, pomagają. I że w sytuacji gdy krewny zachowuje się źle, słyszy napomnienia. A gdy je ignoruje, stają się one coraz bardziej ostre.

Wyłączenie Trybunału Konstytucyjnego, planowane brutalne przejęcie publicznych mediów jest sprzeczne z wartościami zjednoczonej Europy. Tak jak sprzeczny z duchem europejskiej demokracji jest sposób, w jaki PiS zmienia prawo: w ekspresowym tempie, nocą, poważnie ograniczając opozycji prawo do dyskusji. Zapowiedziane ustawy, które czekają na ekspresowe przegłosowanie w Sejmie i Senacie, mają rozszerzyć kompetencje służb specjalnych, likwidować niezależność prokuratury, zrepolonizować prywatne media. A kto wie, co jeszcze narodziło się w głowie prezesa PiS Jarosława Kaczyńskiego, który steruje premier Beatą Szydło i prezydentem Andrzej Dudą jak marionetkami. W Polsce dzieje się coś bardzo złego. Dobrze, że Europa reaguje. Od rodziny w trudnych chwilach oczekuje się pomocy.

Niemiecki ambasador wierzy, że można uniknąć katastrofy

Widać jednak, że Niemcy – nie licząc niemieckich polityków w europejskich strukturach – obawiają się napominać Polskę głośno. W latach 2005-07, gdy PiS rządził po raz pierwszy, władza raz po raz atakowała Niemców, nie przebierając przy tym w słowach. Teraz Berlin najwyraźniej chce uniknąć pyskówki. Gdy wreszcie dojdzie do spotkania premier Szydło z kanclerz Angelą Merkel, szefowa niemieckiego rządu jasno powie gościowi z Polski, co myśli o polityce PiS. Ale oficjalnie Berlin będzie dalej trzymać wodę w ustach. Pilnuje tego niemiecki ambasador w Warszawie, który ciągle wierzy, że w stosunkach polsko-niemieckich można uniknąć katastrofy, i prosi polityków, nawet tych lokalnych, o powściągliwość . Wierzy bowiem, że dwa ważne kraje Europy będą ze sobą jakoś współpracować.

Podziwiam ambasadora, ale katastrofy nie da się uniknąć. Wrogość do Niemców politycy PiS mają pod skórą. Cokolwiek by się złego wydarzyło, winni będą właśnie oni. Jarosław Kaczyński kilka lat temu nazwał Polskę niemiecko-rosyjskim kondominium. Jego przyboczny Joachim Brudziński powiedział w niedzielę, że niemieckie szmatławce ani urzędniczyny nie będą dyktować Polsce, co ma robić. Organ prasowy PiS „Gazeta Polska Codziennie” na okładce pokazał zdjęcie niemieckich żołnierzy łamiących polski słup graniczny we wrześniu 1939 r. Wehrmachtowcy mają twarze Angeli Merkel, Günthera Oettingera, Martina Schulza. Państwo PiS będzie prowadzić z Niemcami wojny nawet w wyimaginowanych sprawach (w 2007 r. Berlin oskarżono o germanizację polskich dzieci żyjących w Niemczech). To, czy Berlin będzie milczał, czy nie, nie ma znaczenia.

Polska potrzebuje otuchy

A głos z Niemiec nie doleje już oliwy do ognia. 10 lat temu podczas wyborów prezydenckich kandydaturę Donalda Tuska (dzisiejszego przewodniczącego Rady Europejskiej) pogrzebał tzw. dziadek z Wehrmachtu – czyli ujawniony wówczas fakt, że jego dziadek został przymusowo wcielony do niemieckiej armii. Ale kraj uodpornił się już na taki rodzaj propagandy. Straszenie, że Niemcy chcą odebrać Polsce Szczecin albo że Merkel zawdzięcza karierę jakimś ciemnym siłom, zbywamy śmiechem. Między Polską a Niemcami w ostatnich latach wydarzyło się dużo dobrego.

W latach 80. z Niemiec do ciemiężonej Polski płynęła rzeka paczek z darami. Teraz Polska potrzebuje solidarności, otuchy, moralnego wsparcia. Dlatego proszę Niemców, by nie milczeli.

Jeśli chodzi o przyszłość, jestem optymistą. Polacy do tej pory byli najbardziej proeuropejskim społeczeństwem w UE. To, że wybory parlamentarne wygrał PiS, nie oznacza, że ten naród obrócił się do Europy plecami. Ludzie głosowali na inną partię. W kampanii wyborczej PiS zapewniał przecież, że się zmienił, złagodniał. Teraz, gdy Polska sterowana z tylnego fotela przez Kaczyńskiego porzuca europejskie wartości i idzie na konfrontację z Brukselą, opór wobec władzy będzie rósł. Społeczeństwo obywatelskie zaskoczyło swoją siłą podczas grudniowych demonstracji. A to był początek.

Zobacz także

nieMilczcie

wyborcza.pl

 

Tomasz Lis: Nowy szef TVP 2 zabronił mi zapraszać prof. Rzeplińskiego do programu

ar, 09.01.2016

Tomasz Lis

Tomasz Lis (Fot. Bartosz Bobkowski / Agencja Gazeta)

„No i zaczęło się. TVP 2 poinformowała mnie, że nowy szef Dwójki, Pan Chmiel, nie chce, by w programie gościem był profesor Rzepliński. Poinformowałem TVP, że nie widzę możliwości rezygnacji z udziału profesora Rzeplińskiego” – napisał na Twitterze Tomasz Lis.

noi

W następnym tweecie Lis dodał: „Przez osiem lat pracowałem z prezesami TVP sympatyzującymi z PiS, PO, SLD i narodowcami. Żaden z nich, mówimy o 303 programach, nie ingerował w skład gości. W skład gości nigdy nie ingerował też żaden z szefów Dwójki. Podkreślam – nigdy!”.

Niespełna godzinę wcześniej Tomasz Lis odniósł się na Twitterze do dzisiejszych manifestacji KOD, które odbyły się w miastach całej Polski. „Kolejny wielki sukces KOD. Pytają mnie, dlaczego nie przemawiałem. Doskonale zrobili to inni. A PiS-owscy propagandyści nie mogli użyć podłego argumentu, że ktoś broni koryta” – napisał Lis.

Potem skomentował: „Mnie za chwilę w mediach publicznych nie będzie. Ale będę wspierał ich idee i bronił wolności słowa”.

Program „Tomasz Lis na żywo” niebawem zniknie z ramówki TVP. Ma być zastąpiony programem publicystycznym w formie debaty z udziałem ekspertów i publiczności. Umowa Tomasza Lisa kończy się w styczniu.

Tomasz Lis od dawna jest na celowniku PiS. W tym roku rządzone przez prawicowych, propisowskich dziennikarzy Stowarzyszenie Dziennikarzy Polskich przyznało mu antynagrodę Hiena Roku. „Tomasz Lis, współpracownik mediów publicznych, wielokrotnie łamał zasady etyki dziennikarskiej” – napisano w uzasadnieniu.

Zobacz także

tomaszLis

wyborcza.pl

 

Sumliński plagiatował powieści sensacyjne? „Newsweek” ma nowe fragmenty. Teraz Stieg Larsson

mf, 09.01.2016

„Newsweek” publikuje kolejne fragmenty, które rzekomo splagiatować miał Wojciech Sumliński (Fot Agencja Gazeta / mat. prasowe)

Raymond Chandler, Alistair MacLean, a także… Stieg Larsson. Wydłuża się lista autorów, których wedle „Newsweeka” splagiatował w książce o prezydencie Komorowskim Wojciech Sumliński. Tygodnik sugeruje, że nazwisk może być jeszcze więcej.

 

„Newsweek” postawił Wojciecha Sumlińskiego w trudnej sytuacji – na swojej stronie internetowej tygodnik opublikował w piątek długie zestawienie fragmentów książki „Niebezpieczne związki Bronisława Komorowskiego” i całych akapitów z dzieł Raymonda Chandlera i Alistaira MacLeana.

Podobieństwo jest uderzające – z lektury tekstu tygodnika można wywnioskować, że całe frazy, zdania, sytuacje, opisy przedmiotów i miejsc w książce Sumlińskiego są żywcem wzięte z „Mrocznego Krzyżowca” MacLeana oraz twórczości Chandlera. Konkretne cytaty przedstawialiśmy w naszym omówieniu artykułu „Newsweeka”.

Sam Sumliński stwierdził, że tekst „Newsweeka” to „absolutne, ewidentne kłamstwo” i zapowiedział proces. Jednak najwyraźniej niezrażeni tą groźbą dziennikarze tygodnika…publikują kolejne fragmenty książki Sumlińskiego, które mogą wzbudzać podejrzenia.

Co ciekawe, tym razem na trop domniemanych plagiatów wpadli… czytelnicy tygodnika, który zresztą sam zachęca internautów do dalszych poszukiwań.

Minister jak admirał

„Tym razem chodzi o powieść Alistaira MacLeana „H.M.S. Ulisses” oraz dwa fragmenty z bestselleru „Mężczyźni, którzy nienawidzą kobiet” Stiega Larssona” – pisze „Newsweek”. I podaje kilka przykładów. Oto jeden z nich:

U Sumlińskiego czytamy:

„- Usprawiedliwiać się? – oficer uśmiechnął się ze zmęczeniem. – Nie, panie ministrze, tego nie potrafię, ale chętnie uzasadnię swoje stanowisko” .

W książce MacLeana podobny fragment wygląda zaś tak:

„- Usprawiedliwiać się? – uśmiechnął się ze zmęczeniem. – Nie, panie admirale, tego nie potrafię. – Starr poczerwieniał lekko, słysząc ton tej wypowiedzi. – Lecz postaram się wytłumaczyć moje stanowisko – kontynuował Brooks. – To może przynieść korzyść.”

Ustka niczym Hedestadt. Tylko co z tym śniegiem?

Okazuje się też, że Sumliński pisząc w jednym z fragmentów książki o odwiedzonej przez głównego bohatera Ustce „zainspirował” się opisem szwedzkiej miejscowości Hedestadt z książki Larssona.

„W nocy napadało dużo śniegu, ale rano niebo się wypogodziło. Gdy wysiadałem z pociągu, uderzyło mnie przejrzyste, lodowate, morskie powietrze” – czytamy u Sumlińskiego opis wizyty w Ustce.

„W nocy napadało bardzo dużo śniegu, ale rano niebo się wypogodziło i wysiadającego z pociągu Mikaela uderzyło przejrzyste i lodowate powietrze” – pisze zaś Larsson.

Najciekawsze jest jednak to, że jak zauważa tygodnik, choć „według opisu Sumlińskiego Ustka 3 grudnia 2006 roku zalegała pod zwałami śniegu, a powietrze było przejrzyste i lodowate”, to w rzeczywistości „początek grudnia nad morzem był wtedy ciepły, temperatury dochodziły do 5 stopni Celsjusza, nie odnotowano opadów śniegu”.

Więcej o „zapożyczeniach” Sumlińskiego przeczytać można w tekście „Newsweeka

sumliński

gazeta.pl

Manifestacja KOD-u. Ewa Wanat apeluje do dziennikarzy: Nie dajcie sobie łamać kręgosłupów

Tomasz Sobczyk, Dorota Karska, 09.01.2016
http://www.gazeta.tv/plej/19,114927,19450625,video.html?embed=0&autoplay=1
– Gdybyście wy wszyscy zastrajkowali, nie przyszli do pracy, to nagle by się okazało, że zupełnie inaczej to wygląda, niż im się wydawało. Najmniej ważny w radiu i w telewizji jest prezes czy dyrektor. Jak widać, można go wymienić w ciągu pięciu minut, a widzowie ani słuchacze tego nie zauważą – zaapelowała do dziennikarzy mediów publicznych Ewa Wanat.

dlaczegoTylu

gazeta.pl

szkodaPolski

pisChce

20 miast w obronie mediów. Dziennikarze do dziennikarzy: Po pierwsze – prostowanie bezczelnego kłamstwa, po drugie – solidarność

Michał Wachnicki, 09.01.2016
http://www.gazeta.tv/plej/19,75478,19450362,video.html?embed=0&autoplay=1
– Naszym pierwszym obowiązkiem jest prostować kłamstwa, drugim – solidarność – mówił do ludzi mediów na manifestacji KOD w Warszawie Seweryn Blumsztajn, szef Towarzystwa Dziennikarskiego. – Wolność słowa, to możliwość mówienia rzeczy, które się nie podobają – przypomniał Sławomir Sierakowski z KP. A Ewa Wanat wzywała do bojkotu publicznych mediów telewizji i dziennikarzy i gości.

Manifestacje KOD przeciw niszczeniu przez PiS mediów publicznych odbyły się dziś w całym kraju. Protestowali mieszkańcy m.in Krakowa, Trójmiasta, Wrocławia, Łodzi, Katowic, Poznania, Bielska Białej, Gorzowa Wlkp., Torunia, Bydgoszczy, Szczecina, Częstochowy, Lublina, Opola, Kielc, Torunia, Bielsko Białej, a nawet Białegostoku i Rzeszowa (w tych miastach po raz pierwszy mieszkańcy wyszli na ulice w obronie demokracji).

>>>TUTAJ zapis relacji na żywo z tych manifestacji

Przyszły na nie tłumy ludzi. W samej stolicy, jak informuje wiceprezydent Warszawy Jarosław Jóźwiak, było ok. 20 tys. osób. Policja (przy poprzednich manifestacjach KOD podawała dużo niższe szacunki niż władze Warszawy) odmówiła tym razem informacji.

Na manifestacji warszawskiej, która zaczęła się o godz. 14 na placu Powstańców, gdzie mieści się budynek TVP, pierwsza wystąpiła Renata Kim z „Newsweeka”. Odczytała list manifestujących w Poznaniu:

„Takie słowa jak ‚wolność’, ‚pluralizm’, ‚demokracja’ mają znaczenie. Dlatego z placu Wolności chcemy się połączyć z takimi jak my, którzy czują się zagrożeni działaniami władzy. Władzy, która uzurpuje sobie prawo do narzucenia własnej i jedynie słusznej wizji świata, obraża obywateli i niszczy wizerunek demokratycznego państwa. Władzy, która nie chce się pogodzić z tym, że pluralizm mediów publicznych polega na tym, że pojawiają się w niej różne narracje: prawicowe, lewicowe, centrowe, feministyczne, queerowe i kościelne. Podporządkowanie mediów publicznych jest przejawem demokratury prowadzącej do prymitywnej tyranii”.

Później swoje przemówienia do kilkunastotysięcznego tłumu rozpoczęli kolejni dziennikarze.

Seweryn Blumsztajn: Kłamstwo „dobrej zmiany” ma ogromną siłę. Mówią „naprawiamy”, gdy rozwalają

Seweryn Blumsztajn z „Gazety Wyborczej”, prezes Towarzystwa Dziennikarskiego stwierdził, że najlepszym komentarzem do ustawy medialnej jest jej pierwszy owoc, czyli prezes Telewizji Polskiej Jacek Kurski. – Rozumiem, że dewizą naszej telewizji publicznej będzie „Ciemny lud to kupi”, skoro on obiecał, że obroni media przed presją polityków!

– Ale nie boję się o wolne słowo. Zawsze potrafiliśmy je obronić. Kiedyś kręcąc wałkami powielaczy, dziś – mamy internet. Boję się kłamstwa. Bo kłamstwo „dobrej zmiany” jest ogromną siłą. To są ludzie, którzy mówią „naprawiamy”, gdy rozwalają instytucje publiczne. Siła kłamstwa jest ogromna, paraliżuje nas. Takie prymitywne bezczelne kłamstwo. – Naszym pierwszym obowiązkiem jest prostować kłamstwa, a drugim – solidarność. Żaden związek zawodowy nie zająknął się na temat wyrzucenia wszystkich dziennikarzy z mediów publicznych. Stowarzyszenie Dziennikarzy Polskich uczestniczy w nagonce na dziennikarzy polskiego radia i telewizji. Nie możemy zostawić ludzi wyrzucanych teraz z pracy samych. Jeśli nie przywrócimy zjawisku „solidarności” nowego blasku, to przegramy – przestrzegał Blumsztajn.

Jacek Żakowski: My, dziennikarze, jesteśmy grzesznikami. Gdybyśmy byli lepsi, Polska byłaby lepsza

– To nie zgromadzenie ludzi broniący swoich stołków, ale wolnych mediów – zaczął Jacek Żakowski z „Polityki”. – One wcześniej nie pełniły swojej roli. Gdyby to robiły, PiS nie rządziłby w Polsce. – Jestem tu, bo mam głębokie przekonanie, że ludzie nie mogą być nawozem historii, których się wstawia i wystawia w zależności od tego, co jest potrzebne. My dziennikarze jesteśmy grzesznikami. Gdybyśmy byli lepsi, Polska byłaby lepsza. Ale na miejsce grzeszników przychodzą teraz niemoralni, którzy chcą świat uczynić piekłem. Przed nami ponury czas. Musimy stworzyć koncepcję nowych mediów, które będą mediami obywatelskimi i mam nadzieję, że to się uda. Nie! Musi się nam to udać.

Ewa Wanat. Do dziennikarzy: Zastrajkujcie. Do ludzi kultury, ekspertów: Przestańcie chodzić do telewizji

Ewa Wanat, była naczelna publicznego radia RDC, obecnie kierująca prywatnym internetowym radiem Medium Publiczne, wystąpiła z apelem do dziennikarzy mediów publicznych: – Nie dajcie się więcej gwałcić, nie dajcie sobie łamać kręgosłupów. Mam wiele gorzkich myśli na temat państwowych mediów i tego, co się w nich działo, ale do tej pory nikt tak bezczelnie i po chamsku nie robił tego, co zrobiło PiS. Mam apel do pracowników, dziennikarzy telewizji i Polskiego Radia: Gdybyście wszyscy zastrajkowali i nie przyszli do pracy, wtedy by to wszystko inaczej wyglądało, niż im się wydawało. Najmniej ważny w telewizji czy radiu jest prezes. Jak widać można go wymienić w 5 minut. Najważniejsi są ludzie, którzy prowadzą programy, reporterzy, którzy robią newsy. To wy jesteście siłą mediów publicznych!

– Wszyscy, którzy jesteście zapraszani – ludzie kultury, politycy, eksperci – przestańcie tam chodzić. Niech rozmawiają sami ze sobą – mówiła wśród oklasków. – I jeszcze apel do słuchaczy i widzów. Po prostu przestańcie słuchać i oglądać. Są wolne media prywatne i internet.

Sławomir Sierakowski: Miały być media bez reklam, będą media bez widzów

Sławomir Sierakowski z „Krytyki Politycznej” ironicznie zachęcał, by pozdrowić telewizję rosyjską, która na pewno transmituje zgromadzenie i podkreślił, że najbardziej z sytuacji w Polsce cieszy się Władimir Putin.

– Nowa władza obiecała nam media bez reklam, ale wygląda na to, że będziemy mieli media bez widzów. Boję się również, że będą to media bez kultury. Kultura nie może się rozwijać, jeśli mamy odgórnie regulowany poziom patriotyzmu. Boję się w końcu, że będą to media bez kobiet.

– Wolność słowa, to możliwość mówienia rzeczy, które się nie podobają. Nie przyszedłem tu tylko dla państwa czy dla dziennikarzy, których teraz władza wymienia po nazwisku. Ale też dla tych, których za kilka lat inny prezes w innych barwach będzie wymieniał po nazwisku. Rymkiewicza, Wildsteina itd. – mówił.

Jarosław Kurski: Oni liczą, że wymiękniemy. Nie wymiękniemy!

Naczelny „Gazety Wyborczej” Jarosław Kurski, brat Jacka Kurskiego, który wczoraj został prezesem TVP, stwierdził na początek, że „nie wszyscy Kurscy są do kitu”. Powiedział też, że nie ma takich słów, które mogłyby nas obrazić, bo oni nie mogą nas obrazić. – Kiedyś walczyliśmy z Radiokomitetem, wtedy wygraliśmy i teraz też wygramy. Nie ma zgody, żeby ponure słowo stanu wojennego „weryfikacja” robiło zawrotną karierę. Jaruzelski tylko niektórych weryfikował, a ta władza chce zwolnić wszystkich, a tylko niektórych zatrudnić.

– Nie ma zgody na łamanie charakteru i kręgosłupów, nie godzimy się na to. Czeka nas długa, ciężka droga, być może potrwa to lata. Oni liczą, że nam się znudzi, że wymiękniemy. Ale my nie wymiękniemy! Dziś przyszli po media publiczne, jutro przyjdą po prywatne, a potem po społeczeństwo obywatelskie. Nie pozwolimy na to!

Manifestacje KOD w obronie wolnych mediów:

* „Tylko kaczki boją się lisa”. Tysiące na pl. Solnym w obronie wolności słowa [WROCŁAW]
* Ja tu bronię swoich interesów? Tej marnej emerytury po 40 latach pracy? PiS z nas kpi i dopiero się rozpędza [POZNAŃ]
* „Nigdy nie sądziłem, że będę cytował prezydenta Lecha Kaczyńskiego, ale teraz to zrobię…” [BIAŁYSTOK]
* 60-latek z Sosnowca ma dwie flagi: Jestem Polakiem i Europejczykiem. Dotąd byłem tylko na pochodach 1 maja [KATOWICE]
* „Prawdy się boicie, media niszczycie”. Manifestujący pozdrawiają rowerzystów i wegetarian [GDAŃSK]
* Pikieta KOD pod Radiem Kraków. „Chcemy radia, nie szczekaczki”, „Wracaj do łona, misja skończona” [KRAKÓW]
* „Wolne media, wolna Polska”. Oburzeni ludzie po raz kolejny wyszli na ulice [LUBLIN]
* W centrum marsz KOD-u, a na Jasnej Górze zaczęła się pielgrzymka kibiców [CZĘSTOCHOWA]
* „Kaczyński Polaków wydudał i wyszydził”, „Media mają być państwowe, a nie partyjne” [BIELSKO-BIAŁA]

Zobacz także

dziennikarze

wyborcza.pl

 

WOLNOŚĆ SŁOWA TO MÓWIENIE TEGO, CO SIĘ NIE SPODOBA [SIERAKOWSKI]

Media PiS to media bez kobiet, bez kultury i bez widzów.

„Wolne Media” – pod tym hasłem tysiące uczestników i uczestniczek protestowało dziś w całej Polsce przeciwko zmianom w mediach publicznych. Manifestacje zorganizował Komitet Obrony Demokracji.

 

Wśród przemawiających na stołecznym placu Powstańców Warszawy, gdzie mieści się budynek Telewizji Polskiej, byli m.in. Ewa Wanat, Jacek Żakowski, Seweryn Blumsztajn, Jarosław Kurski, Paulina Młynarska, Dorota Warakomska oraz szef Krytyki Politycznej, Sławomir Sierakowki, którego przemówienie publikujemy poniżej.

**

Ja chciałem zacząć od pozdrowienia rosyjskiej telewizji, która filmuje dzisiejszą demonstrację. To jest demonstracja za wolnością słowa i pluralizmem w mediach. Pozdrawiamy Rosjan. A wszystkim, którzy wybrali nam obecną władzę, chcemy uświadomić, że póki co najbardziej zadowolony z tego, co robią rządzący, jest Władimir Putin. Polska destabilizuje i osłabia się sama, a on dostaje dziś pretekst, żeby oświadczyć z satysfakcją: proszę, a w Polsce ograniczają wolność słowa.

Nowa władza zapowiadała MEDIA BEZ REKLAM, ale wygląda na to, że stworzy MEDIA BEZ WIDZÓW. Jeśli nie od razu, to później, gdy Polki i Polacy uznają, że partie robią już takie świństwa, że te media trzeba albo zlikwidować, albo SPRYWATYZOWAĆ.

To mogą być MEDIA BEZ KULTURY, bo kultura nie może się rozwijać, jeśli władza zamierza regulować poziom patriotyzmu w teatrze, kinie i sztuce, a Minister Kultury obiecuje nam „zaprzestanie dekonstrukcji polskiej tożsamości”.

To mogą być MEDIA jeszcze bardziej BEZ KOBIET. W każdym polskim serialu będzie już nie tylko ksiądz, ale co najmniej biskup i poseł partii rządzącej.

Na koniec sam chciałbym skorzystać z wolności słowa, która polega na prawie do MÓWIENIA RZECZY, KTÓRE SIĘ MOGĄ NIE SPODOBAĆ. Nie tylko władzy, ale również państwu, zgromadzonym na tej demonstracji. Ja tu przyszedłem nie tylko dla tych, których nowa władza wymienia z nazwiska (co dzieje się po raz pierwszy po ’89 roku): Piotra Kraśki, Karoliny Lewickiej, Tomasza Lisa, ale przyszedłem także dla Bronisława Wildsteina, Jana Pospieszalskiego, Rafała Ziemkiewicza i innych prawicowych dziennikarzy. Kiedyś może pojawić się jakiś INNY PREZES, który zacznie wymieniać ich z nazwiska, zapowiadając wyrzucenie z pracy. Brońmy także ich prawa do mówienia tego, co chcą, bo na tym polega pluralizm.

 

***Dziennik Opinii nr 9/2016 (1159)

 

manifestacjeKOD

onet.pl

Zamachowcy Macierewicza. Będzie nowe śledztwo smoleńskie

Wojciech Czuchnowski, Agnieszka Kublik, 09.01.2016

Jarosław Kaczyński i Antoni Macierewicz podczas posiedzenia parlamentarnego zespołu smoleńskiego. 10 kwietnia 2013 r.

Jarosław Kaczyński i Antoni Macierewicz podczas posiedzenia parlamentarnego zespołu smoleńskiego. 10 kwietnia 2013 r. (Fot. Sławomir Kamiński)

Jeżeli chodzi o materiały wybuchowe, to zeznaję, że byłem w wojsku, gdzie miałem do czynienia z bronią strzelecką, granatami i środkami przeciwpancernymi. Dodatkowo jako dziecko oglądałem stodoły wybuchające w pożarach po wojnie.

Najdalej do końca stycznia w MON ma powstać specjalna komisja, która od nowa zbada katastrofę smoleńską. Na jej czele szef resortu Antoni Macierewicz chce postawić Kazimierza Nowaczyka, jednego z najbliższych współpracowników i wyznawcę teorii o zamachu. Ponieważ na udział w pracach nowej komisji nie zgodził się na razie żaden ekspert z uprawnieniami do badania katastrof lotniczych, Macierewicz będzie musiał sięgnąć po tych, którzy przez ostatnie lata pracowali z nim w sejmowym zespole smoleńskim. Wbrew ekspertyzom, oficjalnym ustaleniom i stanowisku prokuratury są oni przekonani, że 10 kwietnia 2010 r. samolot prezydencki spadł w wyniku eksplozji.

10 kwietnia 2010 r. Macierewicz był na cmentarzu w Katyniu, dokąd przyjechał specjalnym pociągiem z delegacją Rodzin Katyńskich. Gdy dotarła tam wiadomość o tragedii, nie pojechał na lotnisko w Smoleńsku, tylko tym samym pociągiem wrócił szybko do Polski. Nigdy nie był na miejscu katastrofy.

Do teorii zamachu ludzie Macierewicza musieli dojrzeć. W czerwcu 2011 r. jego zespół przedstawił „białą księgę”, która winą za tragedię obciążała Rosjan i rząd Donalda Tuska. To oni „sprowadzili prezydencki samolot w śmiertelną pułapkę”. Miesiąc później Macierewicz oświadczył, że samolot został „obezwładniony” 15 m nad ziemią. Ani słowa o wybuchach.

Te po raz pierwszy pojawiły się w maju 2012 r. Zagraniczny „ekspert” – Gregory Szuladziński z Australii – stwierdził, że w tupolewie doszło do dwóch wybuchów „od dwóch do pięciu kilogramów dynamitu”, a „samolot rozpadał się w powietrzu, rozsiewając części”. – Jak były odłamki, to znaczy, że był wybuch, i nie ma od tego żadnej ucieczki – przekonywał Szuladziński. Trzy miesiące później teza o dwóch wybuchach pojawiła się w pierwszym raporcie zespołu, wydanym przez „Gazetę Polską”. „Nie ma już wątpliwości, że katastrofa nie była wypadkiem, lecz skutkiem dwóch eksplozji, do których doszło w powietrzu” – mówił Macierewicz. Od tego czasu szuka ekspertów, którzy to potwierdzą. Na razie znalazł, kogo znalazł.

Lista przebojów Antoniego Macierewicza

Kazimierz Nowaczyk

Rocznik 1952, stary przyjaciel Macierewicza z obozu dla internowanych w Iławie, od 20 lat w USA. Dzisiaj w MON z zadaniem przeprowadzenia nowego śledztwa w sprawie katastrofy.

Na szersze wody wypłynął w drugą rocznicę Smoleńska. Jego występ – „pierwsze naukowe badanie katastrofy”, jak reklamował Macierewicz – posłowie z Jarosławem Kaczyńskim na czele oglądali na telebimie. Zakłócenia na łączach miały być wynikiem działań „służb”. Według obliczeń Nowaczyka trajektoria tupolewa była inna od tej przedstawionej przez komisję przy MSWiA rządu Tuska, a lewe skrzydło oderwało się w powietrzu.

O przyczynach nie chciał „spekulować”, ale Macierewicz triumfował: „Ostatecznie upada kłamstwo smoleńskie”.

Nowaczyk twierdził, że wykłada na wydziale medycznym University of Maryland w Baltimore, formalnie był adiunktem w Centrum Spektroskopii Fluorescencyjnej, ale pracował głównie jako technik od obsługi aparatury i administrator sieci komputerowej. Ma mierny dorobek naukowy w dziedzinie, którą się zajmował, czyli fotoluminescencji. Nigdy nie zetknął się z lotnictwem, mechaniką czy aerodynamiką.

Rok później w filmie Anity Gargas „Anatomia upadku” Nowaczyk już nie spekulował: „Pierwszy wybuch nastąpił 50 m przed brzozą, a ostateczny – w kadłubie”. I dodawał, że „w Smoleńsku państwo polskie upadło na kolana i klęczy tam nadal”.

Występuje z Krzyżem Katyńskim w klapie. Prelekcje zaczyna od planszy „Smoleńsk 2010 – Katyń 1940”. Zdjęcia ofiar katastrofy mieszają się z fotografiami polskich oficerów zamordowanych przez NKWD.

Pod koniec 2013 r. uczelnia w Maryland nie przedłużyła z nim kontraktu. Powodem była redukcja etatów, ale do decyzji przyczynił się Smoleńsk. Nowaczyk twierdził, że jego ustalenia popiera jego przełożony prof. Joseph Lakowicz. Wykorzystał do tego spotkanie Lakowicza z Macierewiczem. Lakowicz wydał oświadczenie. – Jestem wściekły. Czuję, że zostałem wystawiony. Poproszono mnie o zgodę na spotkanie kurtuazyjne, a potem zostało to przedstawione, jakbym był zaangażowany w prace zespołu Macierewicza – mówił w TOK FM.

Zadaniem Nowaczyka w MON ma być utworzenie nowej komisji i przeprowadzenie nowego śledztwa smoleńskiego. – Będą to „kompetentni uczeni i chcący dojść do prawdy fachowcy”. Zasadniczy zrąb prawdy jest już znany: „Wiemy o trzech wybuchach. Mówimy o wybuchach materiałów wybuchowych, nie paliwa” – podkreśla Nowaczyk.

Program „Czarno na białym” (TVN 24) dotarł do źródeł teorii Nowaczyka o wybuchach. Zaczęło się od wstrząsów, które w odczytach przyrządów pokładowych wychwycił inny polonijny badacz Michał Jaworski. Przesłał swoje uwagi Nowaczykowi, a ten „zawłaszczył mu teorię i zamienił wstrząsy na wybuchy”. – A przecież wstrząsy to nie muszą być wybuchy – podkreślał przed kamerą Jaworski.

W pracach zespołu smoleńskiego brał też udział dr Marek Czachor, fizyk, były student Nowaczyka. Gdy na II Konferencji Smoleńskiej zaczął przekonywać, że eksplozja – jeżeli nastąpiła – była wynikiem uderzenia zbiornika z paliwem w brzozę, jego wykład został przerwany. Czachor wydał oświadczenie o „kompletnym fiasku prób merytorycznej dyskusji”.

Nauka i smoleńska mgła

Jacek Rońda

Rocznik 1948. Naukowiec renomowanej uczelni (AGH), specjalista od wytrzymałości metali z niezłym dorobkiem. Prawica przedstawiła go jako człowieka „ratującego honor polskiej nauki”.

Był gwiazdą zespołu, wyrastał na prawą rękę Macierewicza. Szczytowym punktem popularności była konferencja w Sejmie w październiku 2013 r., na której u boku Jarosława Kaczyńskiego przekonywał o bombach w samolocie. Ale już kilka godzin później w TV Trwam oświadczył, że w kwietniu w TVP 1 kłamał, mówiąc, że ma „tajny dokument z Rosji” potwierdzający teorie zespołu. „To był blef” – wyznał Rońda. Prowadzący program ksiądz zaniemówił…

Kaczyński uznał postawę profesora za niedopuszczalną. Rońda zrezygnował z funkcji przewodniczącego Komitetu Naukowego Konferencji Smoleńskiej. Za kłamstwo „nielicujące z godnością pracownika nauki” został też na pół roku zawieszony w prawach wykładowcy AGH. Komisja ds. etyki w nauce przy PAN uznała, że naukowiec, wypowiadając się na tematy niezwiązane ze swoją specjalnością, postępuje „nieetycznie i nagannie”.

Podczas zeznań w prokuraturze w 2013 r. profesor przyznał, że nie ma pojęcia o wyjaśnianiu katastrof lotniczych. Do wniosku, iż na pokładzie tupolewa wybuchła „bomba termiczno-paliwowa”, doszedł na podstawie zdjęć dostarczonych przez Macierewicza. „To są takie eksperymenty myślowe mechanika, który zna się na konstrukcjach” – tłumaczył śledczym.

Jacek Rońda jest barwną postacią. W latach 80. na Uniwersytecie Technicznym w Hamburgu pracował przy programie komputerowym do spawania pod wodą. W latach 90. w RPA opracowywał program do spawania korpusów silników turbinowych i rurociągów w elektrowniach atomowych. W Polsce projektował implanty kości twarzy i czaszki.

Nie zawsze był związany z prawicą. Doradzał ministrowi nauki w rządzie Leszka Millera. Za rządów AWS w liście do tygodnika „Nie” zachęcał pismo Jerzego Urbana do „zorganizowania Wszech-Polskiej Konferencji Naukowej na temat Przyczyny Nieśmiertelności Głupoty Polskiej Prawicy”. Ze służbowego komputera Rońdy pochodził wpis na forach internetowych: „To nieprawda, że w polskim MSZ są sami Żydzi. Jest jeden taki, co nazywa się Arabski. Ale to też ch…”. Podczas przesłuchania profesor tłumaczył, że nie tylko on miał dostęp do komputera.

Od blefu w TV Trwam Rońda pozostawał w niełasce „zamachowców”. W „Naszym Dzienniku” skarżył się, że „czuje się osobą prześladowaną”, a jego „wszystkie telefony są podsłuchiwane przez 24 godziny na dobę”. Ale w programie ostatniej konferencji smoleńskiej znów był na liście wykładowców. Jest też podpisany pod dokumentem pt.: „Co wiemy o przyczynach Katastrofy Smoleńskiej”. Jego autorzy żądają „podjęcia kroków prawnych w celu unieważnienia Raportu Komisji Millera”.

Piotr Witakowski

Najstarszy z „zamachowców” (ur. w 1942 r.), jeden z głównych inicjatorów i wielokrotny przewodniczący konferencji smoleńskich. W 2013 r. jego dosyć spokojny wykład ilustrowany był krwawym plakatem z wizerunkiem tupolewa rozrywanego w powietrzu wybuchami. Podczas II Konferencji Smoleńskiej w celu udokumentowania swoich tez profesor użył puszki po piwie tyskim. Inaczej wyglądała po zgnieceniu (wypadek), inaczej po rozerwaniu (wybuch). Przekonywał, że szczątki skrzydła wbite w brzozę „zostały tam umieszczone w znacznie późniejszym terminie”. Skrzydło „mogło zostać odcięte piłą albo detonacją”. – Nie ma innego scenariusza niż eksplozja – przekonywał.

Puszki profesora obok ilustracji pękających parówek w prezentacji dr. Andrzeja Ziółkowskiego z Instytutu Podstawowych Problemów Techniki PAN i dźwięków „piijiii, bziuuu!” wydawanych przez Chrisa Cieszewskiego z USA) stały się symbolami konferencji.

W 2014 r. prawicowe media uderzyły na alarm, że Witakowski stracił pracę na AGH. Anita Gargas w programie „Zadanie specjalne” (TV Republika) sugerowała, że to polityczna represja za to, że dowodził „prawdy o tym, co stało się w Smoleńsku”.

Bartosz Dembiński, rzecznik prasowy AGH: – Bzdura. Kiedy czytam sformułowania typu: „Zwolnili go, bo ponoć jest w wieku emerytalnym”, to ręce mi opadają. Jak można być „ponoć” emerytem? Prof. Witakowski ma już 72 lata, już w 2011 r. sam zgłosił chęć odejścia na emeryturę, ale uczelnia oceniała go na tyle dobrze, że zaproponowaliśmy mu umowę jeszcze na dwa lata. W naturalny sposób skończyła się ona w grudniu 2013 r.

Witakowski ma ładną kartę opozycyjną (KOR, „Solidarność”, podziemne pisma „Wola”, „Idee”), ale tak jak pozostali eksperci Macierewicza nigdy nie badał katastrof lotniczych. Inżynierię budowlaną na Politechnice Warszawskiej ukończył w 1967 r., a trzy lata później Wydział Matematyki i Mechaniki Uniwersytetu Warszawskiego. W 1975 r. był już doktorem, habilitował się w 1999 r.

W stolicy mieszkał i pracował do 2004 r., m.in. na Politechnice i w PAN. Dziesięć lat temu przeniósł się do Krakowa.

Wiesław Binienda

Jego specjalność to symulacja, która obala „mit pancernej brzozy”. Ma 59 lat. Ukończył Wydział Samochodów i Maszyn Roboczych Politechniki Warszawskiej. Od 1982 r. w USA, dziekan Wydziału Inżynierii Cywilnej Uniwersytetu Akron i naczelny „Journal of Aerospace Engineering” wydawanego przez American Society of Civil Engineers. Wyróżniony przez NASA za udział w badaniach dotyczących poprawy bezpieczeństwa konstrukcji silników odrzutowych. Z wyjaśnianiem katastrof lotniczych nie ma nic wspólnego.

– Gdyby komisje [polska i rosyjska] przeprowadziły badania, którym można by ufać, nie zawracałbym sobie głowy. Jako Polak nie zgadzam się z takim traktowaniem nas, Polaków. Nikt nie chce żyć w niewiedzy i kłamstwie – to odpowiedź na pytanie TV Trwam, co zainspirowało go do badań nad katastrofą Tu-154.

Dobrotliwie się uśmiecha i przekonuje, że jego obliczenia w sprawie brzozy potwierdziły „wszystkie komputery w Ohio”. Smutnieje, kiedy opowiada o zagrożeniu, które odczuwa w Polsce. – Mówią o nas, że jesteśmy profesorami z trzeciorzędnych uczelni. Jesteśmy przedstawiani negatywnie i to ośmiela ludzi do działań, które niejednokrotnie mogą grozić naszemu zdrowiu czy bezpieczeństwu – opowiadał portalowi wPolityce.pl. – Jest to naganne i smutne, że ja – Polak – nie mogę spokojnie przyjechać do Polski, aby odwiedzić grób moich rodziców, aby się przy nim pomodlić i zapalić świeczki. Piszą mi: „Pan już kariery w Polsce nie zrobi”.

Ekspert Macierewicza od Smoleńska: W Polsce nie jestem bezpieczny. To wina liderów tego kraju

Na podstawie symulacji komputerowej dowodził, że nawet gdyby samolot zahaczył o brzozę, to wyszedłby z tego bez szwanku, ścinając drzewo. Czyli tupolew w ogóle brzozy nie dotknął. Skąd zatem wbite w brzozę fragmenty skrzydła i kawałki drzewa w szczątkach maszyny? Tego Binienda nie wyjaśnia. Mimo wielu zaproszeń ze strony prokuratury wojskowej nie skorzystał z okazji, by porozmawiać ze śledczymi o swoich ustaleniach.

Michał Setlak, lotnik i wiceszef „Przeglądu Lotniczego”, odkrył, że Binienda utrzymuje, iż grubość dźwigarów skrzydła tupolewa wynosi 12 mm. Ale nie ma czegoś takiego jak grubość dźwigarów – można mówić o grubości ścianki dźwigara. W podręczniku dla studentów można znaleźć informację, że grubość ścianki w Tu-154 wynosi do 12 mm, ale w kierunku końców skrzydła się zmniejsza i tam, gdzie doszło do zderzenia z brzozą, ścianka pierwszego dźwigara ma 3 mm, drugiego – 2,5 mm, trzeciego – 2 mm. Czyli są cztery razy cieńsze, niż założył Binienda w swojej symulacji.

Binienda upiera się, że skrzydło samolotu nie mogło zostać złamane przez brzozę, bo w jego symulacji odłamana część drzewa pada wzdłuż toru lotu, a naprawdę przewróciła się w poprzek toru. Dla Setlaka jest jasne, że takie rozumowanie dowodzi, że Binienda nic a nic nie zna się na samolotach. Bo brzoza nie została przecięta przez skrzydło, tylko skrzydło zostało przecięte przez brzozę. Przez pewien czas drzewo było całe, ale nadwątlone. Przewróciły je wiry brzegowe. Binienda po prostu nie wie, że istnieją wiry brzegowe, bardzo silne zawirowania powietrza za skrzydłem (między innymi z tego powodu na lotniskach odstępy między lądującymi samolotami komunikacyjnymi wynoszą trzy minuty. Trzeba poczekać, aż wir się rozproszy, bo mógłby przewrócić nawet duży samolot).

W końcu Setlak natrafił w internecie na pracę Chao Zhanga, studenta dr. inż. Biniendy, zatytułowaną „Zastosowanie metod numerycznych do badania wytrzymałości skrzydła dużego samolotu w zderzeniu z drzewem”. Przez długi czas była dostępna wyłącznie dla zaufanych, ale w zeszłym roku dostęp został odblokowany. Liczący 13 stron dokument jest najprawdopodobniej pracą semestralną, którą Chao Zhang napisał pod okiem swego opiekuna oraz dwóch pozostałych autorów w stopniu doktora – Franka Horvata i Wenzhi Wanga z Akron.

Praca demonstruje wykorzystanie metod matematycznych do badania wytrzymałości konstrukcji lotniczych. Nie udowadnia wcale tezy Biniendy, że „pancerne” skrzydło Tu-154M przecina smoleńską brzozę i pozostaje nieuszkodzone.

Pokazuje jasno, jaki byłby efekt dwukrotnego zmniejszenia grubości ścianki dźwigara. Grubość 10 mm określa jako krytyczną, przy której zaczyna się niszczenie dźwigara. Przy ściance 5 mm zderzenie rozdziera dźwigar do połowy. W Tu-154 było to 2,5-2 mm.

Ślady zderzeń skrzydła z drzewem zostały zidentyfikowane i opisane przez członków Komisji Badania Wypadków Lotniczych Lotnictwa Państwowego (KBWLLP) pracujących w Smoleńsku. W „krytycznej” brzozie znajdowały się wbite w pień elementy lewego skrzydła. Przebieg zdarzeń potwierdziły analizy zapisów rejestratorów lotu – w tym polskiego, odczytanego tylko w naszym kraju – oraz analiza rejestratora rozmów i zapisów urządzenia TAWS (ostrzega o niebezpiecznym zbliżaniu się do ziemi). Na ich podstawie został zbudowany profil lotu i dokładnie określone miejsce zderzenia z brzozą. Potwierdzili to także niezależni biegli powołani przez prokuraturę wojskową oraz dwóch naocznych świadków.

Z zeznań Biniendy w wojskowej prokuraturze w czerwcu 2013 r.: „Jestem dziekanem wydziału inżynierii cywilnej i dyrektorem laboratorium badawczego specjalizującym się w zachowaniu materiałów, w szczególności pod wpływem uderzeń wysokiej energii. Laboratorium jest używane do charakteryzowania materiału, który następnie opisuje się matematycznie w programie LSDyna, który to opis matematyczny służy do obliczania zachowania się samolotu przy np. uderzeniu w drzewo czy ziemię”.

Pytany, czy jest gotów udostępnić prokuraturze wszystkie znajdujące się w jego dyspozycji materiały, w tym ich zapisy cyfrowe będące podstawą oraz stanowiące wyniki badań związanych z katastrofą Tu-154M, Binienda odpowiada: „Mogę przekazać np. zapisy cyfrowe plików wygenerowanych przez program LSDyna (…), ale najpierw musiałbym dostać na to zezwolenia NASA i mojej uczelni, gdyż są tam pewne informacje, które mogą być tajne dla użytkowników poza USA”.

Wierną towarzyszką profesora jest żona, Maria Szonert-Binienda, prawniczka. Według jej teorii „zamach w Smoleńsku był potrzebny do zlikwidowania Lecha Kaczyńskiego, przywódcy Europy Środkowo-Wschodniej, który najskuteczniej opierał się ekspansji Rosji na tereny poradzieckie”. „Zamach w Smoleńsku przygotowały polskie i rosyjskie służby specjalne”.

Katastrofa smoleńska. Eksplozja – tak, ale co z tą brzozą?

Jan Obrębski

Podczas I Konferencji Smoleńskiej w 2012 r. profesor Politechniki Warszawskiej mówił: „Eksplozja musiała oderwać elementy samolotu, np. gródź ciśnieniową, do której zostały wepchnięte elementy wyposażenia”. Badania elementów o rozmiarach 20 na 20 cm „wskazują, że wnętrze elementu jest osmolone, natomiast na zewnątrz nietknięte”.

Rok później przekonywał na przykładzie puszki po red bullu, że rozbicie tupolewa na wiele części „nie jest możliwe w wyniku zwykłego upadku”. Gdyby to był zwykły upadek, samolot zachowałby się jak „puszka cienkościenna uderzona drewnianym młotkiem. Można podejrzewać, że to była dobrze przygotowana wielopunktowa eksplozja”.

W maju 2013 r. zeznał wojskowym śledczym: „W sprawie katastrofy z dnia 10 kwietnia 2010 r. wiadomo jest mi tyle, ile można przeczytać w gazetach. Przez 40 minut miałem kontakt z elementem, który jest opisany w księdze konferencyjnej z konferencji smoleńskiej z października 2012 r. na stronach 87-96. To cała wiedza, jaką posiadam na temat tej katastrofy.

Nie brałem nigdy udziału w pracach badawczych związanych z katastrofami lotniczymi, natomiast prowadziłem badania laboratoryjne podstaw mechaniki prętów cienkościennych i wytrzymałości materiałowej, i w tym obszarze czuję się bardzo dobrze. Już od kilkuletniego chłopca interesowałem się bardzo lotnictwem, modelarstwem lotniczym, nawet zdarzało się, że na święto lotnictwa siedziałem w samolocie bojowym w Białej Podlaskiej.

Oprócz tego wykonałem kilkaset godzin lotów odrzutowcami pasażerskimi, jako pasażer, przyglądając się temu, jak pracują skrzydła i silniki samolotów w czasie lotu, w związku z tym czuję się dość kompetentny w tym zakresie.

Jeżeli chodzi o materiały wybuchowe i skutki ich użycia, to zeznaję, że byłem w wojsku, gdzie miałem do czynienia np. z bronią strzelecką, granatami czy środkami strzeleckimi przeciwpancernymi. Dodatkowo jako dziecko oglądałem wybuchające stodoły w czasie pożarów po wojnie”.

Pytany, czy podtrzymuje wypowiedź z filmu „Anatomia upadku”, iż przyczyną katastrofy była „dobrze przygotowana wielopunktowa eksplozja”, Obrębski mówi: „Mogę powiedzieć, że wszędzie, gdzie pisałem, nie używałem sformułowania o charakterze jednoznacznie stwierdzającym (…). Używałem sformułowania, żewszystko wskazuje na to, że była to wielopunktowa, dobrze przygotowana eksplozja „.

Na pytanie, czy uważa, że istnieją dowody wskazujące na wybuch bądź wybuchy jako przyczynę katastrofy, świadek zeznaje: „Poza doniesieniami gazetowymi nie mam żadnej wiedzy na ten temat. (…) Nie byłem też nigdy obecny na miejscu katastrofy lotniczej, jestem inżynierem budowlanym”.

Jesienią 2013 r. zaprotestował rektor Politechniki Warszawskiej prof. Jan Szmidt. „Nazwa naszej uczelni nie powinna się pojawiać w kontekście katastrofy smoleńskiej – mówił wtedy „Wyborczej”. Prof. Obrębski nie prowadzi żadnych badań w tej sprawie, a reprezentuje swoje poglądy. To nie jest tak, że jeśli się jest profesorem Politechniki, to znaczy, że zna się na wszystkim. Uczelnia została potraktowana instrumentalnie, została wykorzystana w wojnie smoleńskiej. Profesorowie współpracujący z zespołem Macierewicza nie zajmują się w swojej działalności naukowej na Politechnice wyjaśnianiem przyczyn katastrof lotniczych. Tym zajmują się naukowcy z wydziału mechaniki energetyki i lotnictwa (MEL) i ewentualnie z innych wydziałów mechanicznych”.

Chris Cieszewski

Zabłysnął w gronie smoleńczyków od Macierewicza jesienią 2013 r. rewelacyjną hipotezą: skrzydło nie mogło zawadzić o brzozę, bo ona została złamana przed katastrofą.

Przed wyjazdem do USA nazywał się Krzysztof Cieszewski, ukończył Szkołę Główną Gospodarstwa Wiejskiego w Warszawie i Akademię Rolniczą w Krakowie z tytułami magistra leśnictwa i inżyniera leśnictwa o specjalizacji inżynieria leśna oraz planowania i optymalizacji zbiorów. W Stanach pracuje na stanowisku profesora badawczego w Warnell School of Forestry and Natural Resources University of Georgia.

Do współpracy z konferencją smoleńską zaprosił go prof. Piotr Witakowski, Cieszewski miał zbadać próbki drewna ze słynnej brzozy. W rozmowie z portalem Niezależna.pl opowiadał, że w ciągu ostatnich trzydziestu paru lat był w Polsce tylko kilka razy, a wyjechał w 1983 r., uciekając przed esbecją. – Pierwszy raz mogłem przyjechać w 1989 r. Tańczyłem na międzynarodowym festiwalu polonijnych zespołów ludowych, i to tylko dlatego, że konsul w Kanadzie osobiście zagwarantował moje bezpieczeństwo.

Czy Chris Cieszewski, ekspert Macierewicza, to TW „Nil”? TVP: „Pracował z esbecją kilka lat”

Podczas II Konferencji Smoleńskiej zaprezentował zdjęcia satelitarne wykonane pięć dni przed katastrofą. Jego zdaniem widać na nich, że brzoza, w którą miał uderzyć samolot, była złamana co najmniej 5 kwietnia 2010 r. – To fakt niepodlegający dyskusji – stwierdził. – Na drzewo ktoś się wspinał, walił młotem, siekierą (ale satelity tego nie odnotowały).

Uczony ilustrował wykład zdjęciami, ale też imitował odgłos, jaki powinien towarzyszyć zderzeniu tupolewa z brzozą. Wyszło mu: „piijiii, bziuuu!”. Wystąpienie Cieszewskiego wywołało entuzjazm prawicowych mediów. Związana z PiS „Gazeta Polska Codziennie” pisała o „przełomie”.

Przełom nie trwał długo. Cieszewskiego zdemaskował w internecie bloger Ford Prefect, okazało się, że to, co specjalista od analizy zdjęć satelitarnych lasów wziął za powaloną brzozę, to w istocie worki ze śmieciami. Na powiększeniu nie ma co do tego wątpliwości.

Rewelacje Cieszewskiego obalił też Nikołaj Bodin, jeden z bohaterów filmu Anity Gargas „Anatomia upadku”, który miał dowieść, że w Smoleńsku doszło do zamachu. Bodin to właściciel działki, na której rośnie brzoza. W filmie Gargas opowiada, że Tu-154 przeleciał nad nim tak nisko, że powalił go podmuch, a gdy wstał, pobiegł w kierunku brzozy, pod którą już leżały fragmenty maszyny.

Znacznie dokładniej Bodin zrelacjonował wydarzenia z 10 kwietnia autorom książki „Ostatni lot. Przyczyny katastrofy smoleńskiej” (Jan Osiecki, Tomasz Białoszewski, Robert Latkowski): „Chmury wisiały tuż nad głową. Kiedy popatrzyłem na brzozę rosnącą na mojej działce, widziałem ją w zasadzie tylko do wysokości około dziesięciu metrów, tego dnia porządkowałem swoją daczę. (…) Chwilę potem (…) z mgły wyskoczył prosto na mnie wielki biały odrzutowiec. Byłem przerażony. Samolot leciał kilka metrów nad ziemią. Kiedy upadłem, usłyszałem trzask łamiącego się drzewa. Podniosłem głowę i zobaczyłem opadającą koronę brzozy rosnącej przy mojej daczy. W powietrzu wirowały kawałki dachu zerwanego przez podmuch silników. Wszędzie fruwały śmieci, które od dłuższego czasu starałem się zebrać z działki na jedno miejsce, żeby w końcu je wywieźć”.

Co gorsza dla Cieszewskiego, jego hipoteza obalonej brzozy została obalona przez innych smoleńczyków – profesorów Marka Czachora z Politechniki Gdańskiej i Andrzeja Wiśniewskiego z Instytutu Fizyki PAN.

Cieszewski tak to komentował: „Prof. Czachor i prof. Wiśniewski (wraz z profesjonalnym geodetą inż. Dariuszem Szymanowskim) wykazali empirycznie, że metoda ta była obarczona błędem wyznaczenia lokalizacji brzozy, i należy się im podziękowanie za podjętą inicjatywę i wysiłek. Te najnowsze pomiary dokonane w sposób profesjonalny to duży przyczynek do badania tego tematu, jako że ani autorzy, ani nikt inny do tej pory nie byli w stanie wykazać takiej możliwości w oparciu o teoretyczne analizy tej metody”.

Empiria empirią, ale Cieszewski wciąż utrzymuje, że brzoza została złamana przed 5 kwietnia 2010 r.

Wideo „Magazynu Świątecznego” to coś więcej – więcej wyjątkowych tematów, niezwykłych ludzi, najważniejszych wydarzeń, ciekawych komentarzy i smacznych wątków. Co weekend poznasz ciekawy przepis, zasłuchasz się w interpretacji wiersza i przyznasz, że jest cudem, dowiesz się, co w trawie piszczy – w polityce, kulturze, nauce.

W ”Magazynie Świątecznym” czytaj:

Jerzy Owsiak: Nie dajmy się podzielić, dzielmy się kasą
Czuję się patriotą także dlatego, że jestem tu, gdzie jestem, i robię to, co robię. Żadne słowa, żaden polityk nie zdołają mnie z biało-czerwonej wspólnoty wykluczyć. Z Jerzym Owsiakiem rozmawia Agnieszka Kublik

Liroy: Zabierajcie łapy z moich majtek
Ludzie mówią: ja nic nie robię, nie ściągam porno, nie piratuję seriali, nie mam się czym martwić. No więc masz się czym martwić. Oni będą czytać, co piszesz z biura do żony, będą przeglądać rachunki za kablówkę, będą oglądać focie twojej córki. Z Piotrem Marcem-Liroyem rozmawia Tomasz Piątek

Cisza nad Budapesztem
Ci, którzy się sprzeciwiają, są w mniejszości. Zawsze są w mniejszości. Z Gáspárem Miklósem Tamásem rozmawia Erik de la Reguera

Węgierska lekcja. Władzę partii politycznej może odebrać tylko inna partia
Dlaczego Orbán wygrywa, a lewica nie jest w stanie odbić się od dna?

Zamachowcy Macierewicza. Będzie nowe śledztwo smoleńskie
Jeżeli chodzi o materiały wybuchowe, to zeznaję, że byłem w wojsku, gdzie miałem do czynienia z bronią strzelecką, granatami i środkami przeciwpancernymi. Dodatkowo jako dziecko oglądałem stodoły wybuchające w pożarach po wojnie

Wielkie sprzątanie na fejsie. Jak wyrzucamy znajomych i dlaczego
Z hukiem kończą się wieloletnie przyjaźnie, chudną towarzyskie konta obserwujących i znajomych. Polityka z Sejmu przenosi się do mediów społecznościowych

Broszka masowego rażenia
Kiedyś były przedmiotem codziennego użytku, później nie wiadomo dlaczego zeszły do podziemia. Teraz przeżywają wielki come back w modzie i w… polityce

Andrzej Wielowieyski: Czuję w kościach 300 lat protestantyzmu [ROZMOWA]
Hodowałem króliki, handlowałem tytoniem, pędziłem bimber i zażarcie grałem w pokera. Do matury doszedłem w wieku 16 lat – rozmowa z publicystą Andrzejem Wielowieyskim

 

skrzydło

wyborcza.pl

Niemcy: Chadecy domagają się sankcji gospodarczych przeciw Polsce. „Pewnych wartości nie wolno naruszać”

ar, pap, 09.01.2016

Volker Kauder

Volker Kauder (JULIAN STRATENSCHULTE (AP Photo/Julian Stratenschulte)/EAST NEWS)

Szef klubu CDU/CSU w niemieckim Bundestagu Volker Kauder opowiedział się za sankcjami wobec Polski, „jeśli Warszawa będzie w dalszym ciągu lekceważyć normy państwa prawa”. Za karami finansowymi jest również przewodniczący chadeków w Parlamencie Europejskim.”

– Kiedy stwierdza się naruszenia wartości europejskich, państwa członkowskie UE muszą mieć odwagę sięgnięcia po sankcje – mówił w rozmowie z „Der Spiegel” Volker Kauder. Tygodnik omawia wywiad w wydaniu online.

Szef klubu CDU/CSU w niemieckim Bundestagu opowiedział się za sankcjami gospodarczymi wymierzonymi w Polskę. – Polski rząd musi wiedzieć: pewnych podstawowych wartości nie wolno w Europie naruszać – mówił. Wyraził też zadowolenie, że Komisja Europejska „dokładnie przyjrzy się teraz” sytuacji w Polsce.

„Spiegel” informuje, że również przewodniczący grupy CDU/CSU w Parlamencie Europejskim Herbert Reul opowiedział się za karami finansowymi przeciwko Polsce. – Potrzebujemy sankcji gospodarczych, jeśli polityczne środki dialogu są nieskuteczne – powiedział „Spieglowi” Reul.

„Spiegel” wyjaśnia swoim czytelnikom, że od momentu dojścia do władzy PiS w ogromnym pośpiechu uchwala kolejne ustawy. „Dzięki jednej z takich ustaw PiS obsadził Trybunał Konstytucyjny przychylnymi sobie ludźmi” – pisze tygodnik.

Przypomina też, że przyjęta i podpisana przez prezydenta tzw. ustawa medialna pozwala PiS-owi na mianowanie czołowych stanowisk w mediach publicznych.

„Nowe prawo krytykuje nie tylko UE, ale także sami Polacy. W grudniu dziesiątki tysięcy ludzi wyszły na ulice, podobnie jak dzisiaj, w sobotę, gdy w 19 miastach Polacy demonstrują pod hasłem „Wolne media””- czytamy w niemieckim tygodniku. „Der Spiegel” przypomniał też wypowiedź ministra spraw zagranicznych Witolda Waszczykowskiego w rozmowie z „Rzeczpospolitą”, w której stwierdził, że „Polska stała się wasalem Niemiec”.

„Spiegel” komentuje także planowaną wizytę premier Beaty Szydło w Niemczech. – Według naszych informacji pierwsza wizyta premier Polski w Berlinie odbędzie się 12 lutego. To dość późno. Tym bardziej że kanclerz Merkel wystosowała zaproszenie w listopadzie – podkreśla tygodnik.

To kolejny już krytyczny tekst na temat działań obecnego rządu, który ukazuje się w tygodniku „Spiegel” i portalu Spiegel Online. W ubiegły poniedziałek jeden z jego czołowych publicystów, Jakub Augstein pisał , że „Polska pod rządami nowego, prawicowego rządu coraz bardziej przypomina putinowską Rosję”. – Zachowanie Polaków przypomina zachowanie niektórych enerdowców: podczas gdy chętnie biorą zachodnie pieniądze, chcą trzymać się jak najdalej od zachodnich wartości – komentował Augstein.

Zobacz także

niemcyChadecy

wyborcza.pl

 

Wujek prezydenta Andrzeja Dudy będzie rządził Radomskiem. Wskazała go premier

AB, 09.01.2016

Komisarz Radomska Wiesław Kamiński

Komisarz Radomska Wiesław Kamiński (Fot. http://www.radomsko.pl)

1. Wiesław Kamiński zastąpi dotychczasową prezydent Radomska
2. Polityk jest bliskim krewnym Andrzeja Dudy
3. Na to stanowisko wskazała go premier Beata Szydło

 

Dotychczasową prezydent Radomska była Anna Milczanowska, która rządziła nim od 2006 roku. W wyborach parlamentarnych dostała się jednak do Sejmu z listy PiS w okręgu piotrkowskim i musiała pożegnać się z funkcją. W takiej sytuacji do czasu przeprowadzenia nowych wyborów miastem rządzi komisarz (czyli p.o. prezydenta) powoływany przez premiera.

Beata Szydło na stanowisko komisarza wskazała Wiesława Kamińskiego. – Babcia Andrzeja Dudy jest rodzoną siostrą mojej mamy – przyznaje polityk. „Gazeta Wyborcza” precyzuje, że babcia prezydenta jest chrzestną matka wujka Kamińskiego.

Przed objęciem funkcji komisarza Kamiński był prezesem Przedsiębiorstwa Gospodarki Komunalnej w Radomsku. Już wtedy nie wykluczał, że wystartuje w wyborach na prezydenta miasta – dodaje „GW”. Tak się też stanie: 7 lutego polityk będzie ubiegał się o ten urząd jako kandydat PiS.

Całość czytaj na Łódź.Wyborcza.pl >>>

wujek

gazeta.pl

 

Demonstracja KOD. Poznań broni wolnych mediów [DUŻE ZDJĘCIA]

PIOTR SKÓRNICKI, JL, 2016.01.09

Zdjęcie numer 0 w galerii - Demonstracja KOD. Poznań broni wolnych mediów [DUŻE ZDJĘCIA]

PIOTR SKÓRNICKI

„Wolne media!”, „Precz z kaczyzmem”, „Szydło już nam zbrzydło” skandowały na Placu Wolności tysiące poznaniaków. Tym razem Komitet Obrony Demokracji zorganizował manifestację w obronie wolnych mediów.
  • Zdjęcie numer 1 w galerii Demonstracja KOD. Poznań broni wolnych mediów [DUŻE ZDJĘCIA]
  • Zdjęcie numer 2 w galerii Demonstracja KOD. Poznań broni wolnych mediów [DUŻE ZDJĘCIA]
  • Zdjęcie numer 3 w galerii Demonstracja KOD. Poznań broni wolnych mediów [DUŻE ZDJĘCIA]
  • Zdjęcie numer 4 w galerii Demonstracja KOD. Poznań broni wolnych mediów [DUŻE ZDJĘCIA]
  • Zdjęcie numer 5 w galerii Demonstracja KOD. Poznań broni wolnych mediów [DUŻE ZDJĘCIA]
  • Zdjęcie numer 6 w galerii Demonstracja KOD. Poznań broni wolnych mediów [DUŻE ZDJĘCIA]
  • Zdjęcie numer 7 w galerii Demonstracja KOD. Poznań broni wolnych mediów [DUŻE ZDJĘCIA]
  • Zdjęcie numer 8 w galerii Demonstracja KOD. Poznań broni wolnych mediów [DUŻE ZDJĘCIA]
  • Zdjęcie numer 9 w galerii Demonstracja KOD. Poznań broni wolnych mediów [DUŻE ZDJĘCIA]
  • Zdjęcie numer 10 w galerii Demonstracja KOD. Poznań broni wolnych mediów [DUŻE ZDJĘCIA]
  • Zdjęcie numer 11 w galerii Demonstracja KOD. Poznań broni wolnych mediów [DUŻE ZDJĘCIA]
  • Zdjęcie numer 12 w galerii Demonstracja KOD. Poznań broni wolnych mediów [DUŻE ZDJĘCIA]
  • Zdjęcie numer 13 w galerii Demonstracja KOD. Poznań broni wolnych mediów [DUŻE ZDJĘCIA]
  • Zdjęcie numer 14 w galerii Demonstracja KOD. Poznań broni wolnych mediów [DUŻE ZDJĘCIA]
  • Zdjęcie numer 15 w galerii Demonstracja KOD. Poznań broni wolnych mediów [DUŻE ZDJĘCIA]
  • Zdjęcie numer 16 w galerii Demonstracja KOD. Poznań broni wolnych mediów [DUŻE ZDJĘCIA]
  • Zdjęcie numer 17 w galerii Demonstracja KOD. Poznań broni wolnych mediów [DUŻE ZDJĘCIA]
  • Zdjęcie numer 18 w galerii Demonstracja KOD. Poznań broni wolnych mediów [DUŻE ZDJĘCIA]
  • Zdjęcie numer 19 w galerii Demonstracja KOD. Poznań broni wolnych mediów [DUŻE ZDJĘCIA]
  • Zdjęcie numer 20 w galerii Demonstracja KOD. Poznań broni wolnych mediów [DUŻE ZDJĘCIA]
  • Zdjęcie numer 21 w galerii Demonstracja KOD. Poznań broni wolnych mediów [DUŻE ZDJĘCIA]
  • Zdjęcie numer 22 w galerii Demonstracja KOD. Poznań broni wolnych mediów [DUŻE ZDJĘCIA]
  • Zdjęcie numer 23 w galerii Demonstracja KOD. Poznań broni wolnych mediów [DUŻE ZDJĘCIA]
  • Zdjęcie numer 24 w galerii Demonstracja KOD. Poznań broni wolnych mediów [DUŻE ZDJĘCIA]
  • Zdjęcie numer 25 w galerii Demonstracja KOD. Poznań broni wolnych mediów [DUŻE ZDJĘCIA]
  • Zdjęcie numer 26 w galerii Demonstracja KOD. Poznań broni wolnych mediów [DUŻE ZDJĘCIA]
  • Zdjęcie numer 27 w galerii Demonstracja KOD. Poznań broni wolnych mediów [DUŻE ZDJĘCIA]
  • Zdjęcie numer 28 w galerii Demonstracja KOD. Poznań broni wolnych mediów [DUŻE ZDJĘCIA]
  • Zdjęcie numer 29 w galerii Demonstracja KOD. Poznań broni wolnych mediów [DUŻE ZDJĘCIA]
  • Zdjęcie numer 30 w galerii Demonstracja KOD. Poznań broni wolnych mediów [DUŻE ZDJĘCIA]
  • Zdjęcie numer 31 w galerii Demonstracja KOD. Poznań broni wolnych mediów [DUŻE ZDJĘCIA]
  • Zdjęcie numer 32 w galerii Demonstracja KOD. Poznań broni wolnych mediów [DUŻE ZDJĘCIA]
  • Zdjęcie numer 33 w galerii Demonstracja KOD. Poznań broni wolnych mediów [DUŻE ZDJĘCIA]
  • Zdjęcie numer 34 w galerii Demonstracja KOD. Poznań broni wolnych mediów [DUŻE ZDJĘCIA]
  • Zdjęcie numer 35 w galerii Demonstracja KOD. Poznań broni wolnych mediów [DUŻE ZDJĘCIA]
  • Zdjęcie numer 36 w galerii Demonstracja KOD. Poznań broni wolnych mediów [DUŻE ZDJĘCIA]
  • Zdjęcie numer 37 w galerii Demonstracja KOD. Poznań broni wolnych mediów [DUŻE ZDJĘCIA]
  • Zdjęcie numer 38 w galerii Demonstracja KOD. Poznań broni wolnych mediów [DUŻE ZDJĘCIA]
  • Zdjęcie numer 39 w galerii Demonstracja KOD. Poznań broni wolnych mediów [DUŻE ZDJĘCIA]
  • Zdjęcie numer 40 w galerii Demonstracja KOD. Poznań broni wolnych mediów [DUŻE ZDJĘCIA]
  • Zdjęcie numer 41 w galerii Demonstracja KOD. Poznań broni wolnych mediów [DUŻE ZDJĘCIA]
  • Zdjęcie numer 42 w galerii Demonstracja KOD. Poznań broni wolnych mediów [DUŻE ZDJĘCIA]
  • Zdjęcie numer 43 w galerii Demonstracja KOD. Poznań broni wolnych mediów [DUŻE ZDJĘCIA]
  • Zdjęcie numer 44 w galerii Demonstracja KOD. Poznań broni wolnych mediów [DUŻE ZDJĘCIA]
  • Zdjęcie numer 45 w galerii Demonstracja KOD. Poznań broni wolnych mediów [DUŻE ZDJĘCIA]
  • Zdjęcie numer 46 w galerii Demonstracja KOD. Poznań broni wolnych mediów [DUŻE ZDJĘCIA]
  • Zdjęcie numer 47 w galerii Demonstracja KOD. Poznań broni wolnych mediów [DUŻE ZDJĘCIA]
  • Zdjęcie numer 48 w galerii Demonstracja KOD. Poznań broni wolnych mediów [DUŻE ZDJĘCIA]
  • Zdjęcie numer 49 w galerii Demonstracja KOD. Poznań broni wolnych mediów [DUŻE ZDJĘCIA]
  • Zdjęcie numer 50 w galerii Demonstracja KOD. Poznań broni wolnych mediów [DUŻE ZDJĘCIA]
  • Zdjęcie numer 51 w galerii Demonstracja KOD. Poznań broni wolnych mediów [DUŻE ZDJĘCIA]

poznan.wyborcza.pl

 

KOD na pl. Wolności w Poznaniu. Manifestacja w obronie wolnych mediów

pż, new, 09.01.2016

Demonstracja KOD w Poznaniu. Przemawiał m.in. prezydent Poznania Jacek Jaśkowiak

Demonstracja KOD w Poznaniu. Przemawiał m.in. prezydent Poznania Jacek Jaśkowiak (PIOTR SKÓRNICKI)

Plac Wolności w Poznaniu jest pełen ludzi. Trwa manifestacja zorganizowana przez Komitet Obrony Demokracji w obronie wolności mediów

POZNAŃ BRONI WOLNYCH MEDIÓW – ZOBACZ ZDJĘCIA Z DEMONSTRACJI W DUŻYM FORMACIE

– Nie ma zgody na zawłaszczanie państwa. Władza została wybrana demokratycznie, niech rządzi, ale w granicach prawa, a nie, że robimy ustawę, żeby zablokować Trybunał, media. Takie przykłady znamy sprzed wojny i wiemy, jak to się skończyło. To droga do państwa totalitarnego. Niestety, nie wierzę w to, że prezes Kaczyński się zatrzyma – mówił na chwilę przed rozpoczęciem demonstracji Arkadiusz Krasucki, jeden z uczestników, który na plac Wolności przyjechał z podpoznańskiego Lubonia.

Elżbieta Ziętek przyjechała z mężem spod Pobiedzisk. Trzymała transparent: „Wolne media podstawą demokracji!”. – Jestem tu co tydzień, bo jeśli się coś zmienia w kraju, to tylko na gorsze. A wolność jest najważniejsza – mówiła. – Ludzie, którzy doszli do władzy, patrzą na nas z kpiącym uśmiechem, jakbyśmy byli stadem baranów. Że bronimy swoich interesów? Tej niewysokiej emerytury, którą mam po 40 latach ciężkiej pracy? Nigdy za PO też nie byłam, ale żyło się w miarę spokojnie. A PiS dopiero się rozpędza, nie wiem, dokąd to zmierza. Kaczyński siedzi w drugim rzędzie i za nic nie odpowiada.

Wolne media! „Tu powstało radio!”

W południe cały plac Wolności był pełen ludzi, którzy zebrali się, by protestować przeciwko kolejnym działaniom politykom PiS, przede wszystkim zawłaszczeniu mediów publicznych.

Zebranych powitał Zbigniew Zawada z poznańskiego Komitetu Obrony Demokracji: – Jak powiedział pewien klasyk: „Ciemny naród wszystko kupi”. A my, jako ludzie gorszego sortu, nie kupujemy! Kupujemy?

– Nie! – odpowiedzieli zebrani. I skandowali: – Wolne media! Wolne media!

– Nie bez emocji staję na tym placu, ponieważ tutaj, w 1927 r., rozpoczęło się radio, z którym jestem od wielu lat związany. To tutaj, z tych okien, ustawione gigantofony oznajmiły poznaniakom, że rodzą się wolne media – mówił Piotr Frydryszek, były prezes, a obecnie (jeszcze) szef rady nadzorczej publicznego Radia Merkury. – Przyszło nam uczestniczyć w pierwszej i jedynej, jak dotąd, manifestacji w obronie mediów publicznych – podkreślił.

Frydryszek poinformował, że rada nadzorcza Radia Merkury w piątek przyjęła stanowisko, w którym z dezaprobatą przyjmuje zmiany w ustawie medialnej wprowadzone przez PiS. – Zmienia się zasadniczo charakter relacji pomiędzy rządem a mediami publicznymi. Dotąd rząd z mediami wiązał jedynie stosunek właścicielski i udział przedstawiciela Skarbu Państwa w radach nadzorczych spółek medialnych. Pozostałe sfery były wyraźnie od wpływu rządu rozdzielone – mówił Frydryszek. Przypomniał, że w 1992 r. przekształcone rządowe media w publiczne, by „odseparować radio i telewizję od rządu i powiązanej z nim większości parlamentarnej”. Frydryszek dodał, że taki rozdział jest europejskim standardem. Zebrani odpowiedzieli skandowaniem: – Media publiczne! Media publiczne!

„Kurski – człowiek z wazeliny”

Andrzej Karmiński, były dziennikarz „Słowa Wrocławia”, nagatywnie zweryfikowany w stanie wojennym, mówił, że nowa ustawa medialna, która pozwoliła PiS przejąć media publiczne, czerpie z PRL-owskich wzorców: – W obu widoczna jest wyraźnie kierownicza rola partii, a wszystkie stanowiska obsadzane są przez najwierniejszych synów partii. Pamiętacie, że szefem komunistycznego Radiokomitetu był niejaki Jerzy Urban, król cyników? Wczoraj zastąpił go równie cyniczny facet. Kiedyś nakręcą o nim film „Człowiek z wazeliny” – Karmiński nawiązał do nominacji polityka PiS Jacka Kurskiego na prezesa TVP.

Tłum odpowiedział: – Wazelina! Wazelina!

– Jest jednak pewna różnica między rozwiązaniami PRL i obecnymi – stwierdził Karmiński. – W stanie wojennym pracę tracili tylko ci, których władza bała się zostawić w mediach. Dzisiaj pracę stracą wszyscy, dopiero potem namaszczone przez PiS władze zdecydują, który z dziennikarzy jest godny głosić chwałę obecnej władzy. Dziennikarze zostaną zatrudnieni, jeśli zostaną wolne miejsca po inwazji klonów z mediów propisowych.

Karmiński opowiedział też zebranym, jak wyglądała jego weryfikacja: – W stanie wojennym pojawiła się grupa dziwnych facetów. Siedzieli za stołem z paprotką, zaczęli wzywać po kolei dziennikarzy, zadając takie pytania: „Powiedzcie, co myślicie o sytuacji z kraju? Jak oceniacie obecną władzę? Czy popieracie przewodnią rolę partii?”. Wiecie co? Te pytania mogą spokojnie paść na obecnej weryfikacji! Jeśli o mnie chodzi, to pytania mi nie podeszły, zrobił się przeciąg , walnęły drzwi, orzeł spadł ze ściany. Zostałem wolnym człowiekiem.

Karmiński zwrócił się też do „młodszych kolegów, którzy staną za chwilę przed komisją weryfikacyjną”: – Chciałem zadedykować wam pewną myśl: zawsze warto zachować twarz, choćby na pamiątkę!

Byliście na placu Wolności? Zrobiliście sobie zdjęcie? Dołączcie do akcji #PlacWolności

– 25 lat temu zaczęło nadawać w Poznaniu pierwsze wolne radio „S”, które też zakładałam. Wtedy było dla nas najważniejsze odkłamanie haseł, że telewizja, media kłamią, pokazanie, że to już nie jest prawda. A teraz dziennikarze publicznych mediów mają być weryfikowani. Nie ze względu na swoje umiejętności, talent, doświadczenie, ale postawę ideologiczną – mówiła Anna Karolina Kłys, była dziennikarka radiowa. I dodawała: – Media publiczne mają być narodowe, katolicko-narodowe, a ideologia ma być podstawą programów nie tylko informacyjnych, publicystycznych, ale też edukacyjnych, dla dzieci, kinematografii. Nie będzie miejsca na obronę wolności słowa, wolności mniejszości.

Marcin Wesołek: Odpowiedzialność spoczywa teraz na mediach prywatnych

Głos zabrał także Marcin Wesołek, redaktor naczelny „Gazety Wyborczej” w Poznaniu: – Jesteśmy zgromadzeni, by bronić wolności mediów publicznych. Żadna władza nie opierała się pokusie, by wpływać na media publiczne. Ale żadna władza nie robiła tego w tak chamski, bezczelny sposób, jak robi to PiS. Widzę transparent: „Mam pilota i nie zawaham się go użyć”. Radzę skorzystać z tej rady.

– Precz z kaczyzmem! Precz z kaczyzmem! – skandowali zebrani.

– Olbrzymia odpowiedzialność spoczywa teraz na tych mediach, na które Jarosław Kaczyński, jego koleżanki i koledzy nie mają wpływu, czyli na mediach prywatnych. Być może media prywatne będą musiały przejść część misji publicznej. Ja w imieniu „Wyborczej” obiecuję. że spróbujemy część tej misji wziąć na siebie.

Podemski: Broniliśmy trzeciej władzy, teraz bronimy czwartej

Głos zabrał prof. Krzysztof Podemski, socjolog z UAM: – Spotykamy się na palcu Wolności pod flagami polskimi, europejskimi i tęczowymi, po to, żeby podkreślić naszą polskość, naszą europejskość i naszą różnorodność.

Zebrani skandowali: – Wolna Polska! Wolna Polska!

Podemski: – Gdy władza, nawet demokratycznie wybrana, łamie konstytucję, łamie podstawowe prawa obywatelskie, to my tej władzy musimy wypowiedzieć posłuszeństwo.

Zebrani: – Mówimy głośne: Nie! Nie!

Podemski: – Protestowaliśmy do tej pory przeciwko temu, co robiono z władzą sądowniczą, którą nazywa się trzecią władzą. Dzisiaj spotykamy się tu po to, by zaprotestować przeciwko odbieraniu nam wolnych i publicznych mediów. Przeciwko niszczeniu tego, co nazywane jest czwartą władzą.

Zebrani – Wolne media!

Podemski: – To, że na rządzący obóz głosował co piąty Polak i co siódmy Wielkopolanin, nie ma znaczenia dla legalności wyborów. Ale ma znaczenie, gdy ktoś mówi, że naród stoi po jego stronie, że w imię narodu można dewastować prawo i obalać konstytucję.

Zebrani: – Precz z kaczyzmem!

Bądźmy razem!

Wśród przemawiających był prof. Jacek Wachowski, z Katedry Dramatu Teatru i Widowisk na Wydziale Filologii Polskiej i Klasycznej UAM. – Solidaryzujemy się ze wszystkimi, którzy dzisiaj na ulicach, placach manifestują w słusznej sprawie. Apeluję do tych wszystkich, którzy chcą nas podzielić, żebyśmy nie dali się podzielić. To nie jest naprawdę ważne, czy występują między nami różnice światopoglądowe, religijne, żywieniowe. Bądźmy razem!

Plac Wolności odpowiedział: – Bądźmy razem!

Demonstranci przynieśli pory, marchewki i ogórki

Ale nie tylko przejęcie mediów publicznych oburzało zebranych na placu Wolności. Część demonstrujących przyniosła ze sobą warzywa. Były pory, marchewki i ogórki oraz rzodkiewki – jedna z kobiet przypięła je do zielonej czapki. To odpowiedź na słowa ministra Witolda Waszczykowskiego, który w wywiadzie dla niemieckich dziennikarzy mówił o lewicowej koncepcji, wdrażanej przez poprzedni rząd, której przejawem na być wegetarianizm i jazda na rowerze. – Pokażmy panu Waszczykowskiemu, że warzywa są zdrowe. I że należy je umyć przed spożyciem, aby zmyć całą wazelinę – mówił do tłumu Zbigniew Zawada z Komitetu Obronu Demokracji.

Demonstracje w całej Polsce

Prezydent Andrzej Duda podpisał w czwartek PiS-owską nowelizację ustawy medialnej. Dzięki temu minister skarbu może wymienić – i już wymienia – szefów publicznego radia i telewizji. Władze mediów publicznych nie będą powoływane w konkursach i na kadencje, a minister będzie miał prawo wymienić je w każdej chwili. Komitet Obrony Demokracji uważa, że to zamach na wolność mediów publicznych. Demonstracje odbywają się w całej Polsce.

placWolności

poznan.wyborcza.pl