JP II, 14.02.2016

 

Walentynki według KOD. Trwa pikieta pod Pałacem Prezydenckim

KOD zorganizował walentynkową pikietę
KOD zorganizował walentynkową pikietę Fot. Screen / TVN Warszawa

KOD łączy, nie dzieli – pod takim hasłem w południe wystartowała walentynkowy happening komitetu. Na Krakowskim Przedmieściu zebrało się już kilkaset osób, które usłyszą m.in. miłosne piosenki Kaliny Jędrusik.

Nietypowa akcja rozpoczęła się o 12 przed Pałacem Prezydenckim. Uczestnicy machają balonikami z napisem: „I love KOD”, widać też transparenty, jeden z nich głosi: „Po miłosnym swym zawodzie, walentynki spędzam w KODzie”. Jak widać, inny niż zazwyczaj protest wzbudził entuzjazm i… sprzeciw.

Organizatorzy – młodzi aktywiści KOD – witają przybywających warszawiaków śpiewaniem i recytowaniem poezji. Rozrywki dostarczają im też tańcami przy szlagierach Mieczysława Fogga, Kalina Jędrusik i Eugeniusza Bodo.

Młodzieżówka komitetu tak właśnie udowadnia, że daleko im do polityki. – Chcemy pokazać, że wychodzimy do wszystkich, nawet do tych, którzy się z nami nie zgadzają. Dlatego spotykamy się pod pałacem, chociaż pan prezydent nie jest nam przychylny – powiedzieli TVN Warszawa.

Poza stolicą, z KOD-em świętują m.in. Poznań i Wrocław.

źródło: tvnwarszawa.tvn24.pl

happening

naTemat.pl

http://natemat.pl/170243,nie-tylko-bodo-i-villas-historie-tych-6-osob-tez-warto-przeniesc-na-ekran

Paweł Szałamacha. Nikifor polskich finansów

Witold Gadomski, 13.02.2016Minister finansów Paweł Szałamacha (po lewej) i wicepremier Mateusz Morawiecki podczas konferencji na temat wielkopowierzchniowego handlu detalicznego

Minister finansów Paweł Szałamacha (po lewej) i wicepremier Mateusz Morawiecki podczas konferencji na temat wielkopowierzchniowego handlu detalicznego (Fot. Sławomir Kamiński / Agencja Gazeta)

Paweł Szałamacha jest pierwszym ministrem finansów III RP bez wykształcenia ekonomicznego. Nie dzieli się swymi przemyśleniami o gospodarce. Pasjonuje się polityką historyczną.
 

U waża się za wolnorynkowca, ale gotów jest walczyć z kapitałem zagranicznym. Pracował nad obniżeniem i uproszczeniem podatków, a teraz wymyśla nowe. Był wiceministrem skarbu – resortu odpowiedzialnego za prywatyzację – lecz przekonuje, że prywatyzacja poszła za daleko. Za sól gospodarki uważa małe rodzinne przedsiębiorstwa, ale przeciwko jego polityce protestują tysiące właścicieli niewielkich sklepów. Był współautorem programu PiS z 2014 roku, w którym zapisano sztandarowy pomysł – zasiłek z budżetu na drugie i kolejne dziecko. Jednak gdy w styczniu projekt „500 plus” zaczął być konsultowany, Ministerstwo Finansów zaopiniowało go negatywnie, czym mocno zdenerwowało pisowskich polityków.

Do fotela ministra gospodarczego był przymierzany wiele miesięcy przed wyborami, ale może być pierwszym, którego Beata Szydło wymieni. Jego największą siłą jest krótka ławka rezerwowa PiS. Znaleźć następcę nie będzie łatwo.

Mateusz Morawiecki. Delfin prezesa

W rządzie polskim, a nie w kolonii holenderskiej

Jak wielu polskich polityków zaczynał w środowisku Janusza Korwin-Mikkego. Dziś mówi o korwinowcach w wywiadzie „wSieci”: „To nierozwojowa inicjatywa, na granicy paranoi”.

Urodził się w 1969 roku, skończył prawo w Poznaniu, studiował w Belgii i USA. Przez dziesięć lat doradzał przy transakcjach prywatyzacyjnych w kancelarii Clifford Chance w Warszawie. Ale bardziej interesowały go sprawy publiczne i w 1996 roku zaczął współpracować z Centrum im. Adama Smitha – think tankiem skupiającym zwolenników gospodarki wolnorynkowej. W 2003 roku założył Instytut Sobieskiego. Dwa lata później został pierwszym zastępcą ministra skarbu w rządzie Kazimierza Marcinkiewicza.

Odegrał główną rolę w walce z grupą UniCredit. Włosi byli właścicielami Pekao SA i BPH i chcieli je połączyć. Nie stanowiło to żadnego problemu dla polskiej gospodarki, ale rząd postawił weto. Miał podstawy, bo kupując w 1999 roku Pekao SA, Włosi zobowiązali się nie kupować już w Polsce innych instytucji finansowych.

„Chcieliśmy odzyskać wiarygodność prywatyzacji poprzez wyegzekwowanie zobowiązania od inwestora. Musieliśmy wybrać pole sporu na tyle prestiżowe, aby sukces był zauważalny, a jednocześnie o znacznych szansach powodzenia” – wspominał Paweł Szałamacha.

Rząd naciskany przez Komisję Europejską zgodził się na fuzję, pod warunkiem że połowa oddziałów BPH nie zostanie wchłonięta. Była to operacja skomplikowana prawnie i finansowo i jej przeprowadzenie pokazało fachowość Szałamachy, choć trudno powiedzieć, czemu służył spór z zagranicznym inwestorem.

Wiceminister był także odpowiedzialny za restrukturyzację sektora energetycznego. Marcinkiewicz uważa, że była sukcesem.

Była też porażka w starciu z holenderską grupą Eureko, której wbrew zobowiązaniom rząd nie chciał sprzedać większości akcji PZU. „Jestem wiceministrem w rządzie polskim, a nie w kolonii holenderskiej. Polski rząd nie powinien respektować wyroku Trybunału Arbitrażowego w Londynie nakazującego dokończenie prywatyzacji PZU” – pieklił się Szałamacha.

– Nie wiem, jakie Szałamacha ma kwalifikacje w dziedzinie finansów publicznych, ale jego znajomość spraw gospodarczych oceniam wysoko – mówi Kazimierz Marcinkiewicz.

Patriotyczny podatek Szałamachy

Po drugie, gospodarka

Jest pierwszym ministrem finansów III RP bez wykształcenia ekonomicznego. To nie musi być wadą, jeśli minister zdaje sobie sprawę, że ekonomia ma swoje prawidłowości i ograniczenia. Czytając teksty Szałamachy, nie mam takiej pewności. Nie wypowiada się na tematy ważne dla ekonomisty. Nie martwi go sprawa równowagi makroekonomicznej, niskiego poziomu oszczędności, zagrożeń dla stabilności finansów państwa. Nie komentuje prac znanych ekonomistów.

Na jego blogu znalazłem wpis „Dwa argumenty przeciwko Keynesowi”, ale jest to krytyka nie keynesizmu, lecz postawy brytyjskiego ekonomisty, który na konferencji wersalskiej w 1919 roku bronił Niemiec przed nadmiernymi reparacjami. Keynes miał rację, ale nie dla Szałamachy, który do zachodniego sąsiada ma stosunek taki jak większość polityków PiS – nieufny.

Na Facebooku, na którym jest dość aktywny, nie dzieli się swymi przemyśleniami o gospodarce. Poleca biografię Wojciecha Kilara i „Cienie moich czasów” Bronisława Wildsteina. Zapewnia, że „rząd PiS wsłuchuje się w głos obywateli”. Relacjonuje spotkania z wyborcami.

Minister finansów pasjonuje się polityką historyczną. „Uważamy, że o sile moralnej kraju decyduje w dużej mierze postrzeganie go przez światową opinię publiczną” – pisał z Przemysławem Sypniewskim w opracowaniu Instytutu Sobieskiego. Chcieli popularyzować polską historię na świecie serią filmów dokumentalnych.

Najpełniej poglądy Szałamachy można poznać podczas lektury jego książki „IV Rzeczpospolita – pierwsza odsłona”. Pisze o: „gniciu III RP”, o „usprawiedliwianiu postkomunistów przez „Gazetę Wyborczą””, o lustracji i WSI, przyczynach objęcia stanowiska premiera przez Kazimierza Marcinkiewicza i powodach jego odwołania, o „rządach prawników w Polsce”, „szkodliwej roli Trybunału Konstytucyjnego”. Gospodarka „powinna zajmować ważne, ale drugie miejsce w debacie publicznej, po silnych i sprawnych instytucjach”.

Gospodarka to dla niego nie gra rynkowa, w której zwyciężają rozwiązania bardziej efektywne, ale wojna, w którą muszą się angażować państwa. „Celem polityki gospodarczej Polski powinna być ekspansja poza granice kraju, dążenie do tego, aby polskie firmy przemysłowe weszły na rynki eksportowe Europy Środkowo-Wschodniej i Wschodniej”. Niby nie ma w tym nic złego, tyle że używa słów dziwacznych: „ekspansja”, „wejście na rynki”.

W wielu miejscach krytykuje prywatyzację, a zwłaszcza „uzależnienie się” od kapitału zagranicznego. Jest zwolennikiem „narodowego kapitalizmu” – oparcia gospodarki przede wszystkim na polskich zasobach, ze szczególnym naciskiem na rolę państwa. Martwi go możliwość „wrogiego przejęcia” dużych spółek, rozmyśla nad sposobami „repolonizacji” banków, „suwerenną” walutę uważa za niezbędną dla rozwoju gospodarki.

Można odnieść wrażenie, że Szałamacha chce postawić bariery procesom globalizacyjnym, a firmom z kapitałem zagranicznym, które już są w Polsce, narzucić regulacje, które zmuszą je do podporządkowania się polityce rządu.

Był głównym orędownikiem podatku od kredytów udzielanych przez banki. Lekceważył głosy tych, którzy ostrzegali, że skutkiem będzie zmniejszenie akcji kredytowej i przeniesienie niektórych operacji za granicę oraz podniesienie marż. Uważa, że można banki zmusić, by robiły to, czego chce rząd. Dla uczestników rynków finansowych takie stwierdzenie ministra finansów jest zdumiewające.

Resort mistrzów walki

– Jacek Rostowski czasami cynicznie wykorzystywał posiadaną wiedzę ekonomiczną, Szałamacha wiedzy nie posiada. Nie wiem, co jest gorsze – mówi Ryszard Petru. – Być może dałby sobie radę w Ministerstwie Skarbu, ale nie Finansów, gdzie potrzebne jest rozumienie wzajemnej zależności parametrów ekonomicznych. W dniu, w którym Sejm obraduje nad programem „500 plus”, pojawia się informacja NBP, że realizacja projektu prezydenta, dotyczącego kredytów frankowych, będzie kosztować banki ponad 40 mld zł i zagrozi ich stabilności. A minister finansów nie zabiera w tej w sprawie głosu.

Za czasów Rostowskiego i Szczurka w ministerstwie było nawet kilkunastu wiceministrów. Szałamacha ma sześciu zastępców, ale żadnego sekretarza stanu, czyli pierwszego po ministrze.

Wyjątkowo mocna jest reprezentacja specjalistów ds. zwalczania nadużyć podatkowych i gospodarczych.

Wiesław Jasiński, generalny inspektor kontroli skarbowej, w latach 2007-10 był dyrektorem CBA w Gdańsku. Ekspert w dziedzinie prania pieniędzy, współautor szkolenia e-learningowego dla policji państw Unii Europejskiej.

Marian Banaś, szef Służby Celnej. Doradzał szefowi MSW w rządzie Jana Olszewskiego. W latach 1992-2015 pracował w Najwyższej Izbie Kontroli. Był wiceministrem finansów w poprzednich rządach PiS. Z zamiłowania trener karate.

Konrad Raczkowski. W latach 2003-13 pracownik resortu finansów. Współpracował z Europejskim Urzędem ds. Zwalczania Nadużyć Finansowych w Brukseli oraz Instytutem Bezpieczeństwa i Polityki Rozwoju w Sztokholmie. IV stopień mistrzowski w taekwondo.

Walka z nadużyciami jest priorytetem, ale co najmniej równie ważne jest zarządzanie finansami publicznymi i przygotowanie budżetu na przyszły rok. Odpowiedzialna za to jest Hanna Majszczyk, jedyna z poprzedniej ekipy, która została na stanowisku. Przygotowywała kolejne budżety państwa od 2010 roku. Także te, które poseł Szałamacha poddawał miażdżącej krytyce.

Za dwa miesiące Ministerstwo Finansów powinno przesłać do Brukseli zaktualizowany „Program konwergencji”, w którym przedstawi plany dotyczące równoważenia finansów państwa. Komisja Europejska już ostrzegła rząd, że bez dodatkowych działań stabilizujących finanse w przyszłym roku deficyt budżetowy przekroczy 3 proc., co oznacza ponowne objęcie Polski procedurą nadmiernego deficytu. Niedawno w wywiadzie dla PAP Szałamacha stwierdził, że plany ograniczania deficytu przedstawione przez poprzedni rząd były zbyt ambitne. „Nie podejmiemy działań, które byłyby ryzykowne społecznie, które zaburzałyby harmonię, dialog społeczny, jedynie po to, by zejść do 1 proc. deficytu” – dodał.

Nawet jeśli rząd nie zrealizuje kolejnych obietnic wyborczych, w przyszłym roku w kasie państwa zabraknie ok. 20 mld zł na sfinansowanie zasiłków na dzieci. Rząd stanie przed dylematem: rezygnować z obietnic, podnosić podatki czy iść na zwarcie z Brukselą w sprawie wysokości deficytu. Konstrukcja budżetu będzie piekielnie trudnym zadaniem i niewykluczone, że nie będzie to już problem Szałamachy.

Magazyn Świąteczny to coś więcej – więcej wyjątkowych tematów, niezwykłych ludzi, najważniejszych wydarzeń, ciekawych komentarzy i smacznych wątków. Co weekend poznasz ciekawy przepis, zasłuchasz się w interpretacji wiersza i przyznasz, że jest cudem, dowiesz się, co w trawie piszczy – w polityce, kulturze, nauce.

szałamacha

KOD na walentynki. Przytulanie i tańce na Placu Wolności [VIDEO]

nat, 14.02.2016

KOD Przytulamy

KOD Przytulamy (Natalia Mazur)

Komitet Obrony Demokracji przyłączył się do tradycyjnych już walentynek. – Naszą miłością jest demokracja. Musimy ją pielęgnować. Raz wywalczona nie zostaje na zawsze – mówił szef wielkopolskiego KOD-u, Zbigniew Zawada.
 

– Zapraszamy! Przytulamy! – organizatorzy zaczepiali przechodniów. Ludzie w kamizelkach KOD-u rozdawali naklejki, cukierki, zakładki, lizaki w kształcie serduszek. – Spotykamy się tutaj, byśmy się do siebie przytulili z okazji dnia świętego Walentego – Zbigniew Zawada tłumaczył, czym jest miłość: – Można kochać drugą osobę, to co się robi. My kochamy demokrację. Demokracja musi być dojrzała, musimy ją pielęgnować, raz wywalczona nei zostaje na zawsze – wyjaśniał.

Po nim wystąpił 18-letni Kevin. Dokładnie 14 lutego skończył 18 lat. – Reprezentuję głos młodych. Nas najbardziej dotyka ustawa o inwigilacji. Nie pamiętamy, jak walczyliście w latach 80. o demokrację, ale my dziś musimy walczyć o prawo do prywatności – mówił.

W walentynkową niedzielę plac był mniej zaludniony niż zwykle, ale bardziej kolorowy i zdecydowanie odmłodzony. Wśród demonstrantów przechadzała się Myszka Minnie i fotograf robiący chętnym zdjęcia z serduszkiem. Dzieci mogły wziąć udział w konkursie gwary poznańskiej i w wyścigach rzędów (rzędy przekazywały sobie pod nogami kolorowy balonik). Zebrani pozdrawiali się, przytulali, tańczyli „kaczuszki” i wykrzykiwali intonowane przez Kevina hasła: „Dzisiaj mamy walentynki, skaczą chłopcy i dziewczynki”, „Chociaż Warta skuta lodem, nam gorąco, bo my z KOD-em”.

Wszystkie nasze artykuły znajdziesz na Twitterze i Google+
Jesteśmy też na Facebooku. Dołącz do nas, dyskutuj i dziel się opiniami.

poznan.wyborcza.pl

 

Twitt Agnieszki Gozdyry

miłośćJestWtedy

Kaczyzm obśmiany

Renata Kim, 14-02-2016

okładka

Najpierw jest wściekłość. Potem poczucie bezsilności. A potem ochota, by się z tego wszystkiego pośmiać. Ci, którzy nie cierpią PiS, próbują żartami oswoić swoją traumę.

Kiedy Barbara Borzymowska, psycholog z Wrocławia, usłyszała, że członkowie nowej komisji smoleńskiej będą zarabiać 25 tysięcy złotych miesięcznie, strasznie się wkurzyła. I zaraz napisała na Facebooku, że też chce tyle zarabiać. Sporo latała samolotem, zawsze wyglądała przez okno na skrzydło, kwalifikacje ma. Okazało się, że wielu jej znajomych z fejsa czuje podobnie, więc utworzyła grupę o nazwie Kontrkomisja ds. największej katastrofy.

– Błyskawicznie posypały się zgłoszenia. Ktoś napisał, że ma gotową ekspertyzę, która może być końcowym oświadczeniem komisji. Wie też, kogo trzeba oskarżyć o zamach. Inny zgłosił akces, bo – jak wyjaśnił – potrzebuje pieniędzy, a następny wyznał, że nadaje się do tej pracy, ponieważ spędził bardzo dużo czasu w szpitalu psychiatrycznym i sporo się nauczył od pacjentów – wspomina Barbara Borzymowska.

Wszystkich przebił mieszkający we Wrocławiu amerykański pastor, który oświadczył, że dzięki niemu komisja smoleńska wreszcie będzie miała międzynarodowy charakter. Kiedy został przyjęty, szybko zaczął się rozpychać: usiłował przejąć komisję strzelecką (argumentował, że kiedyś był skautem), a potem zaproponował, by zweryfikować dziadków członków komisji.

kaczyzmObśmiany

newsweek.pl

strachPrzedPolską

Analityk wojskowy: Rosja szykuje się na wielką wojnę. To może być konflikt ogólnoeuropejski

apa, pap, 14.02.2016

Rosja szykuje się na wielką wojnę - ocenia znany rosyjski analityk wojskowy Paweł Felgenhauer

Rosja szykuje się na wielką wojnę – ocenia znany rosyjski analityk wojskowy Paweł Felgenhauer (fot. 123rf)

Rosja szykuje się na wielką wojnę – ocenia znany rosyjski analityk wojskowy Paweł Felgenhauer. Jego zdaniem zaangażowanie Rosji w Syrii oraz napięcie między Moskwą a Ankarą grożą wybuchem poważnego konfliktu, a nawet ogólnoeuropejskiej wojny.
 

W Syrii wojska prezydenta Baszara el-Asada, wpierane przez rosyjskie siły powietrzne, posuwają się konsekwentnie w kierunku granicy z Turcją. Siłom rządowym nie udało się jeszcze podbić Aleppo; „aby wziąć to miasto siłą, trzeba je zrównać z ziemią. Szykuje się więc długa blokada Aleppo” – pisze Felgenhauer na ukraińskim portalu „Nowoje Wremja”.

„Będzie to długie i krwawe oblężenie: następny Grozny, albo coś gorszego” – prognozuje autor, przypominając losy obecnej stolicy Czeczenii, którą w 2003 roku, po wojnie czeczeńskiej, ONZ nazwał najbardziej zniszczonym miastem na świecie. Aby nie dopuścić do „totalnej katastrofy humanitarnej interweniować będą siły zewnętrzne. Istnieje możliwość, że siły zachodnie lub tureckie będą chciały odblokować osaczonych powstańców, albo przebić korytarz humanitarny” – przewiduje autor.

Rosja przygotowuje się do ogólnoeuropejskiej wojny

„A to z kolei grozi rozpętaniem poważniejszego konfliktu, a nawet ogólnoeuropejskiej wojny. Trwają już stosowne przygotowania” – wskazuje Felgenhauer, odnosząc się do trwających na południu Rosji i zaanektowanym Krymie manewrów wojskowych, a także relokacji wojsk i środków, które – jego zdaniem – prowadzone są „z myślą o wielkiej wojnie z Turcją”.

W poniedziałek na mocy dekretu prezydenta Władimira Putina w graniczącym z Ukrainą rosyjskim Południowym Okręgu Wojskowym rozpoczęto alarmowe sprawdzanie gotowości bojowej. „Trafnie ocenił sytuację ukraiński sztab generalny, który uznał, że wzmożona aktywność sił rosyjskich nie jest wymierzona w Ukrainę” – konstatuje analityk. „Zwłaszcza że na Ukrainie rozwija się kryzys polityczny, a więc w Moskwie, z pewnością, postanowili poczekać: wkrótce Ukraina sama się rozpadnie” – prognozuje Felgenhauer.

Rosja walczy o dostęp do granicy z Turcją

„Rosyjscy wojskowi oczekują zwycięstwa na północy Syrii, a potem zapewne również na południu, dzięki czemu siły proasadowskie wywalczą dostęp do granicy z Turcją” – wyjaśnia. I dodaje: „Jak na to zareaguje Turcja, tego nie wie nikt”.

Zdaniem Felgenhauera międzynarodowe rozmowy pokojowe w sprawie konfliktu syryjskiego „nie mają sensu”, bo tak naprawdę powinno dojść do rozmów „między Zachodem a Moskwą, a być może i Ankarą”. „Należy wywierać presję, należy szukać pokojowego wyjścia z sytuacji, aby uniknąć wielkiej wojny” – podkreśla ekspert.

„Nie można po prostu siedzieć i czekać, przyglądając się męczeństwu osaczonego Aleppo. W ostatecznym rozrachunku doprowadzi to do bardzo niebezpiecznej konfrontacji – a ryzyko jej eskalacji jest wielkie” – pisze. A to, „na jakich warunkach Rosja gotowa jest zgodzić się na pokojowe uregulowanie konfliktu, stanie się jasne dopiero w trakcie rozmów” – przewiduje autor.

Rosja zwiększa koncentrację wojsk na Krymie

W czwartek minister obrony Siergiej Szojgu zameldował Putinowi, że Rosja zwiększyła koncentrację swych sił zbrojnych na Krymie. Dodał, że uczestniczące w ćwiczeniach wojska Południowego Okręgu Wojskowego, a także jednostki Centralnego Okręgu Wojskowego, wojsk powietrznodesantowych i wojskowego lotnictwa transportowego osiągnęły pełną gotowość bojową i rozpoczęły realizowanie zadań szkolno-bojowych. Uczestniczące w ćwiczeniach wojska przemieszczono na odległości do 3 tys. kilometrów i wprowadzono na 18 poligonów.

Putin oznajmił, że praktyka takiego niezapowiedzianego sprawdzania gotowości bojowej powinna być kontynuowana, gdyż uzyskała dobrą rekomendację i daje w efekcie wzrost sprawności bojowej sił zbrojnych.

Zobacz także

analityk

wyborcza.pl

 

 

walentynkiUterlikowskich

Endokrynolog: Miłość jest chorobą. W klasyfikacji WHO ma nawet swój numer

jg, PAP, 14.02.2016

Para zakochanych na

Para zakochanych na „Moście Miłości” w Kijowie, na Ukrainie. (Fot. Efrem Lukatsky AP)

Drżenie rąk, rozszerzenie źrenic, zaczerwienienie, potliwość – to fizyczne objawy zakochania. W kontaktach z ukochanym zachowujemy się irracjonalnie.

 

– Jak to jest z tą miłością? – zapytało radio TOK FM endokrynologa i ginekologa z Centralnego Szpitala Klinicznego w Katowicach docenta Pawła Madeja. – Bodźce z narządów wzroku czy słuchu dochodzą do odpowiednich części mózgu i w hipokampie zaczyna wydzielać się tzw. hormon miłości czyli fenyloetyloamina. Wydzielany jest w kilkanaście sekund od dotarcia bodźców. W konsekwencji dochodzi do reakcji biochemicznych, a na zewnątrz określamy to zakochaniem – tłumaczy lekarz.

Dr Madej tłumaczy, że konsekwencją produkcji fenyloetyloaminy jest wydzielanie dodatkowych hormonów w mózgu. Należą do nich: dopamina, serotonina i noradrenalina. – Konglomerat tych hormonów powoduje, że nasze ciało zaczyna się inaczej zachowywać. Jesteśmy aktywni, możemy pracować dzień i noc bez objawów apatii czy zmęczenia. Dochodzi do tego drżenie rąk, rozszerzenie źrenic, zaczerwienienie, potliwość. To wszystko są cechy zakochania – mówi. – Zostało to zakwalifikowane jako choroba psychiczna. W klasyfikacji WHO ma swój numer F63.9, mówiący o tym, że jest to jednostka chorobowa.

Jakie są objawy zakochania? Zdaniem dr. Madeja zakochanie to nic innego, jak kompletnie irracjonalne zachowanie w stosunku do osób, do których wyrażamy zainteresowanie. – Chcemy być z nimi cały czas być, jesteśmy bezkrytyczni w stosunku do ich wad, zachowujemy się irracjonalnie. Zrobimy z tą osobą rzeczy, których na co dzień w ogóle nie robimy np. pójdziemy na basen, choć nie umiemy pływać, pójdziemy do opery, choć nienawidzimy opery – mówi lekarz.

Wiek nie jest żadną barierą

Stan silnego zakochania nigdy jednak nie trwa wiecznie. „Ma swój czas, ten czas jest indywidualny dla par, średnio wynosi 2-3 lata. Po tym okresie poziom dominujących hormonów – czyli fenyloetyloaminy i dopaminy – opada. Jeżeli do tego czasu ten związek nie wytworzył innych relacji pozytywnych, m.in. seksualnych, to najprawdopodobniej się rozpadnie” – wyjaśnił specjalista.

Jeśli jednak związek trwa, to w organizmach tworzących go osób zaczynają być wydzielane zupełnie inne hormony – tzw. endorfiny, czyli morfinopodobne czynniki biochemiczne w mózgu. Należą do nich m.in. oksytocyna i wazopresyna. Oksytocyna jest hormonem płodności dla kobiet, hormonem pozwalającym sprowokować i wywołać poród, który jest też wydzielany w dużych ilościach podczas laktacji.

U mężczyzny dominuje wazopresyna, która w łączności z testosteronem daje poczucie silnego związku, wzajemnej pozytywnej zależności. „Jeżeli wytworzymy te pozytywne relacje i te hormony będą wydzielane, to związek prawdopodobnie przetrwa długie lata” – zapewnił doc. Madej.

Nauka potwierdza, że wiek nie jest barierą dla zakochania. „Można być zakochanym w wieku lat kilkunastu i 80 – nie starzejemy się w tym sensie, że te hormony nie są wydzielane” – podkreślił ekspert. Posłuchaj audycji >>

Ekspert: Miłość romantyczna to wytwór kultury, a nie uczucie czy stan naturalny

Jeszcze inaczej o miłości mówi specjalista w zakresie badań nad kulturą współczesną. – Wbrew utartym opiniom romantyczna miłość nie jest ani uczuciem, ani stanem naturalnym – podkreśla prof. Waldemar Kuligowski wykładowca w Instytucie Etnologii i Antropologii Kulturowej Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu. – Według prowadzonych badań coś takiego jak miłość romantyczna, czyli bardzo intensywne zakochanie związane też z relacją erotyczną, taki rodzaj idealizacji partnera występuje czy występowała jedynie w jednej trzeciej społeczeństw, więc z całą pewnością nie mamy do czynienia z czymś uniwersalnym – mówił profesor w rozmowie z Polską Agencją Prasową.

– Gdyby spojrzeć tylko na naszą kulturę, można by powiedzieć, że jest to rzecz niezwykle świeża i z bardzo krótką tradycją. Przez długie tysiąclecia o takiej miłości nie było mowy i pojawiła się ona na dobrą sprawę dopiero w XIX wieku, a i to nie w całym społeczeństwie, a jedynie w elicie kulturalnej i wśród artystów. W klasach średnich, na wsiach, jeszcze w połowie XX wieku miłość nie funkcjonowała w takim znaczeniu, jakbyśmy to sobie wyobrażali dzisiaj – mówił.

Zdaniem Kuligowskiego, zanim miłość rozgościła się w społeczeństwie w kształcie, w jakim znamy ją obecnie, była uczuciem bardzo niepożądanym. – Oczywiście istniały rodziny, małżeństwa, ludziom rodziły się dzieci i uprawiano seks, ale miłość nie musiała temu wcale towarzyszyć i zdarzała się dość rzadko – mówił.

– Miłość romantyczną zaczęli propagować dopiero ok. 200 lat temu poeci, niektórzy z nich nawet z tego powodu popełnili samobójstwo. Inni o tej miłości bajali jak Mickiewicz i pomalutku, bardzo wolno ten romantyzm rozchodził się po społeczeństwie. Najpewniej dopiero cezura II wojny światowej była tym momentem, kiedy miłość się upowszechniła i dzisiaj uważamy ją za taką piękną i jedyną, a w niej nic naturalnego nie ma – podkreślił.

Według profesora, bardzo istotny wpływ na postrzeganie miłości i jej współczesny obraz mają wytwory kultury i środki masowego przekazu. Do niedawna, jak zaznaczył Kuligowski, hegemonem na tym polu była literatura, później kino, internet. Obecnie wpływów środków masowego przekazu na obraz miłości jest tak wiele, że trudno jednoznacznie wskazać, który z nich ma największą siłę oddziaływania. – Wszystkie te wizerunki miłości w książkach, muzyce, filmie przekonują nas, że dziś dla szczęścia człowieka, dla jego dobrostanu, zakochanie się jest właściwie niezbędne. Jeszcze 100 lat temu byłaby to pewnie herezja, a dziś uznajemy, że to warunek szczęścia jednostki – dodał.

Zobacz także

 

miłośćJest

TOK FM

„FAS”: „Polacy jak lunatycy zmierzają ku rafie. Gdyby Putin miał tylko takich wrogów, nie potrzebowałby przyjaciół”

apa, pap, 14.02.2016
Niemiecki dziennik „Frankfurter Allgemeine Zeitung” w swoim niedzielnym wydaniu „FAS” powraca do wizyty premier Beaty Szydło w Berlinie; ostrzega Polaków, że wspierając antyzachodnie tendencje w UE, „jak lunatycy zmierzają w kierunku rafy”.
 

Polska premier Beata Szydło powiedziała przed swoją pierwszą wizytą w Berlinie w piątek, że z powodu ‚błędów’ w polityce wobec uchodźców sytuacja w Niemczech ‚wymknęła się spod kontroli’ – przypomina na wstępie autor komentarza – długoletni korespondent gazety w Warszawie Konrad Schuller. Słowa Szydło wpisują się w „chór antyzachodnich wypowiedzi, których częstotliwość rośnie od czasu dojścia do władzy prawicy w Polsce” – pisze Schuller.

Polska Kaczyńskiego to nie Rosja Putina

Zdaniem autora takie wypowiedzi „utrudniają odrzucenie nieprawdziwego stereotypu o putinizacji Polski”. „Polska Kaczyńskiego różni się zasadniczo od Rosji Putina, ponieważ fundamentem władzy tego drugiego są korupcja, wojna i mord polityczny. Żadna z tych rzeczy nie występuje w Polsce, a pomimo tego istnieją podobieństwa. Należy do nich fala antyzachodnich emocji, które oba kierownictwa rejestrują, dają im pokarm i wzmacniają: Niemcy-Europa – poza kontrolą”.

Schuller przyznaje, że ocena sytuacji na Zachodzie jest pozbawiona podstaw: „cały Zachód stracił z punktu widzenia Wschodu swój dawny blask”. „Europa rozdaje dziś tyle samo problemów, co pieniędzy, a Polska, Węgry, Słowacja poszukują własnych dróg” – stwierdza niemiecki dziennikarz dodając, że mowa jest o „regionalnej tożsamości” – w nawiązaniu do dawnej polskiej koncepcji Międzymorza.

Odwracanie się od UE zrozumiałe, ale katastrofalne

Nowa tendencja „odwracania się” od UE jest wobec europejskiego kryzysu „tak zrozumiała, co katastrofalna” – ocenia autor komentarza. „Europa przecieka i podczas gdy Polacy czy Węgrzy uciekają do szalup ratunkowych, chociaż przy pompach potrzebna jest każda para rąk, wokół Niemiec, Austrii i Holandii powstaje ‚Klub Chętnych’, który wobec braku koordynacji w całej UE biorą sprawy w swoje ręce” – czytamy w „FAS”.

„Mini-Schengen jest słowem wypowiadanym szeptem – zamknięty obszar ratunkowy – bez Wschodu” – wyjaśnia Schuller. „Obie tendencje wzmacniają się wzajemnie. Im bardziej członkowie UE na Wschodzie chronią się przed kryzysem, odgradzając się, tym mocniej na Zachodzie ton będą nadawać ci, którzy ze swojej strony chcą odrzucić balast” – pisze komentator.

„Ten, kto uważa, że należy stać przy pompach, nie będzie chciał troszczyć się o tych, którzy będąc już w szalupach, odcinają linę” – ostrzega Schuller. Jeżeli ulegnie rozbiciu solidarność, pod znakiem zapytania stanie nie tylko transfer unijnych pieniędzy na Wschód – czytamy w „FAS”.

Czy będziemy za siebie walczyć?

„Powróci także fundamentalne dla Zachodu pytanie: czy będziemy za siebie walczyć? Czy obowiązuje jeszcze zasada ‚wszyscy za jednego’, gdy coraz więcej krajów przy zasadzie ‚jeden za wszystkich’ bierze zwolnienie? – zastanawia się autor. Schuller określa ten proces jako „lunatykowanie na powrót do XX wieku”.

„Czy Angela Merkel odporna na Władimira Putina będzie rządzić wiecznie?” – pyta komentator. „Czy można całkowicie wykluczyć, że jej następcy mogą uznać porozumienie z wielką Rosją za racjonalne wyjście – kosztem Polski i tych wszystkich krajów, które dawniej nazywane były okropnie Międzyeuropą?” – pyta Schuller.

„Polscy narodowi konserwatyści nazwali swoich przeciwników, którzy do dziś stawiają na ‚zmurszałą’ Europę, ‚lemingami’. Teraz szydzą z kontynentu, który dawał ostatnio ich krajowi bezpieczeństwo, i prowadzą Polskę w euforii śnionej suwerenności w kierunku rafy. Gdyby Putin miał tylko takich wrogów, nie potrzebowałby żadnych przyjaciół” – konkluduje Konrad Schuller na łamach niedzielnego wydania „FAS”.

Zobacz także

niemieckaGazeta

wyborcza.pl

 

Michał Rachoń z TV Republika zastąpił Krzysztofa Ziemca. Prowadzi program publicystyczny w TVP Info

knysz, 14.02.2016

Michał Rachoń z TV Republika zastąpił Krzysztofa Ziemca. Prowadzi program publicystyczny w TVP Info

Michał Rachoń z TV Republika zastąpił Krzysztofa Ziemca. Prowadzi program publicystyczny w TVP Info (screen: tvp.info)

Michał Rachoń to wicedyrektor TVP Info. Przyszedł do telewizji publicznej wraz z ekipą PiS-u. Prezes TVP Jacek Kurski, mianowany na to stanowisko przez ministra skarbu, błyskawicznie ściągnął Rachonia z TV Republika i uczynił go wiceszefem TVP Info odpowiedzialnym za publicystykę. Przed kamerą TVP właśnie debiutuje. Zastąpił Krzysztofa Ziemca w niedzielnym programie TVP Info „Woronicza 17” .
 

Rachoń dał się poznać szerszej publiczności już kilka lat temu. A dokładniej w 2009 r., gdy postanowił spektakularnie powitać w Polsce Putina. Przebrał się wtedy za olbrzymiego penisa z napisem „Putin”. W takim stroju poszedł pod hotel, w którym ówczesny premier Donald Tusk spotkał się z rosyjskim przywódcą. Rachoń dziarsko wykrzykiwał: „Putin morderca!”.

A całkiem niedawno, przed wyborami prezydenckimi, prowadził w TV Republika relację ze spotkania, do którego nie doszło. Przez pół nocy stacja nadawała na żywo spod kancelarii premier Ewy Kopacz, gdzie miało się odbywać tajne spotkanie doradcy Kopacz Michała Kamińskiego z Tomaszem Lisem. Rachonia wspomagał Samuel Pereira z „Gazety Polskiej Codziennie”.

„Emocje jak na rybach. Nie widać specjalnie, aby się tu wiele działo. Wyjdą, czy nie wyjdą? Wejdą, czy nie wejdą?” – zastawiał się Rachoń na żywo. I zastanawiał się, jak obstawić wszystkie wyjścia z budynku, by upolować Lisa. Chciał nawet wykorzystać protestujących przed kancelarią rolników. Ale ci nieświadomi spotkania, którego nie było, po prostu poszli spać.

Wcześniej Rachoń współpracował z „Gazetą Polską Codziennie”, tygodnikiem „Gazeta Polska”, miesięcznikiem „Niezależna Gazeta Polska – Nowe Państwo” oraz portalem Niezalezna.pl. W 2013 r. został prowadzącym poranne pasmo „Polska na dzień dobry” w Telewizji Republika. Prowadził też tam program „Co wiemy” oraz blok „Republika na żywo”.

Zobacz także

rachoń

wyborcza.pl

 

ewaKasprzyk

Bartosz Zawieja – nowy szef PO w Poznaniu „ma charakter Grzegorza Schetyny”

Tomasz Nyczka, 14.02.2016

Bartosz Zawieja

Bartosz Zawieja (Archiwum Prywatne)

– Klnie, pali, jest kibicem Kolejorza i jak nikt zna swój fyrtel – skomentował wybór Bartosza Zawiei na szefa poznańskiej PO Jarosław Pucek, były członek partii, zapalony kibic. Czy Bartoszowi Zawiei wystarczy charyzmy, żeby podnieść z kolan poznańską Platformę?
 

Wybór Bartosza Zawiei na szefa poznańskiej w ubiegły piątek PO nie był niespodzianką. Zawieja dostał 76 głosów, przeciwko jego kandydaturze były tylko dwie osoby. Od wielu tygodni wiadomo było, że chce wystartować w tym wyścigu. Na tydzień przed wyborami wszystko właściwie było jasne – bo jedyny konkurent Zawiei, wiceprezydent Mariusz Wiśniewski, oficjalnie go poparł. Poznańską Platformą będą rządzić w tandemie.

Już po wyborach Zawieja przyznał, że jest „schetynowcem”, bo wizja Platformy Grzegorza Schetyny bardzo mu odpowiada.

W urzędzie od studiów

Bartosz Zawieja ma 38 lat. Zanim przyszedł do pracy do Urzędu Miasta, na studiach miał jeszcze praktyki w Zarządzie Dróg Miejskich. Tam złapał „bakcyla transportowego”. Potem już pracując w Urzędzie Miasta zajmował się drogami i transportem. Jako jeden z nielicznych znał się na funduszach unijnych, więc zaczął przygotowywać wielkie projekty za kilkaset milionów złotych. Pracował m.in. przy przebudowie ulicy Głogowskiej. Potem wylądował w Starostwie Powiatowym w Poznaniu. I tam zajmuje się funduszami unijnymi.

Jest równolatkiem Mariusza Wiśniewskiego. Obaj politycy poznali się w czasach studenckich, przez wspólnych znajomych. Zawieja studiował na politechnice, Wiśniewski – na uniwersytecie. Ich bracia – historię na jednym roku. Obaj politycy działali też w Niezależnym Zrzeszeniu Studentów. Choć Zawieja pierwsze polityczne kroki stawiał w młodzieżówce Partii Chrześcijańskich Demokratów.

– Mówią o nim, że to „urzędas”, ale nie zgadzam się z tym. To zaprzeczenie stereotypu urzędnika. Fan Kolejorza, z którym chodziłem na mecze. I kompan do imprez w czasach studenckich. Spędzałem z nim sylwestra, był na moim ślubie – mówi Mariusz Wiśniewski.

Bartosz Zawieja ma liczną rodzinę. Od pokoleń – na Górczynie. Przodkowie – powstańcy wielkopolscy. W 1999 roku Zawieja skrzyknął się z kolegami, z którymi grał w piłkę na boisku na Górczynie. Postanowili reaktywować radę osiedla. Wtedy trzeba było zgłosić się z takim pomysłem do urzędu miasta. Radzie szefował najpierw jego brat Maciej Zawieja, po nim on sam. W zarządzie osiedla był ich ojciec Jan.

Stamtąd do rady miasta było już blisko – sześć lat temu Zawieja dostał propozycję startu od działaczy poznańskiej PO. Był jedynym debiutantem w gronie platformerskich „jedynek” na listach. Zastąpił w ławach tragicznie zmarłego brata Macieja – cenionego radnego i działacza Platformy.

Nie ciąć zieleni

Bartosz Zawieja w swojej pierwszej kadencji rady został szefem komisji ochrony środowiska. „Wyborczej” mówił: – Gdy patrzę na zieleń w mieście, to myślę, że to niedobrze, że właśnie jej dotykają cięcia. Wiem, że łatwiej jest ciąć pieniądze na drzewa i kwietniki niż pomoc społeczną, ale nie możemy też przesadzać.

Pytani o Bartosza Zawieję politycy PO podkreślają jego doświadczenie wyniesione z pracy na osiedlu. Dla prezydenta Jaśkowiaka Zawieja to przede wszystkim „społecznik”: – Sam go do kandydowania namawiałem. Myślę, że ma charakter Grzegorza Schetyny.

Podobnie mówi Mariusz Wiśniewski: – Zawieja i ja zawsze rozumieliśmy, że praca radnego to przede wszystkim chodniki, drogi, na osiedlu. Część naszych starszych kolegów polityków nie mogła tego pojąć. Z kolei dla części działaczy społecznik z partyjną legitymacją to już nie społecznik. To nieprawda. Zawieja należy do Platformy, ale jest takim właśnie lokalnym działaczem.

– Jak z Zawieją idzie się po Górczynie, to ciężko znaleźć osobę, która by do niego nie podeszła i nie przywitała się. Jest tam bardzo znaną osobą – mówi z kolei Marek Sternalski, szef PO w radzie miasta. – Koło Platformy na Grunwaldzie, któremu Bartek przewodniczy, jest największym w mieście. To grupa fajnych, zaangażowanych ludzi. Sam Bartek to taki „król osiedli” na Grunwaldzie – z każdą z tamtejszych rad współpracuje i wszystkim się interesuje.

Sam Zawieja wie, że niektórzy to „społecznikostwo” wyśmiewają. – Mówili o mnie, że jestem radnym od placów zabaw i chodników. Tymczasem ja uważam, że te małe rzeczy są bardzo ważne. Od tego zacznę pracę nad tym, by Platforma odzyskała zaufanie ludzi – mówi.

Rodzina w PO

Z Platformą związani są wszyscy Zawiejowie. Sam Bartosz, od lat, jest szefem koła Platformy na Grunwaldzie. Drugi raz zasiada w radzie miasta. Przy ustalaniu tegorocznego budżetu walczył o budowę sali gimnastycznej przy podstawówce na Rawickiej, rewaloryzację parku Górczyńskiego i przebudowę ulic.

O zmarłym w zeszłym roku ojcu Bartosz Zawieja nie mówi inaczej niż „ukochany tatuś”. Z ojcem chodził na mecze na Bułgarską. Na stadionie był od małego. Pierwszy mecz – ten na otwarcie stadionu przy ul. Bułgarskiej w 1983 roku, w towarzystwie dziadka i ojca.

– Na ten otwierający rundę wiosenną też pan pójdzie?

– To już nie to samo.

Blisko związany Bartosz Zawieja był też z bratem. Maciej, radny miejski, zginął wraz z całą rodziną w tragicznym wypadku samochodowym w 2009 roku. Rodzina i przyjaciele co roku organizują turniej piłkarski imienia Macieja. To tam można spotkać na jednym boisku radnych PiS i PO. Grzegorz Ganowicz, Szymon Szynkowski vel Sęk, Michał Grześ – w krótkich spodenkach. Różnice polityczne się nie liczą. W zeszłym roku turniej, pod patronatem Rady Osiedla Górczyn, odbył się na boisku szkolnym przy Gimnazjum nr 50. Wpisowe – 100 zł. Cel – charytatywny. Na bramce – Bartosz Zawieja.

Bartosz Zawieja poradzi sobie z poznańską PO?

Zdystansowany zwykle do Platformy były prezes ZKZL Jarosław Pucek: – Ten wybór porównałbym do transferu Nickiego Nielsena do Kolejorza. Czasami w drużynie potrzeba wariatów. Jak dla mnie, PO zyskała szalonego napastnika. W pozytywnym tego słowa znaczeniu.

Wiceprezydent Mariusz Wiśniewski: – Ze względu na jego życiowe doświadczenia, to jest człowiek dobry na trudne czasy. Sporo przeżył i łatwo się nie podda.

Marek Sternalski: – Ludzie rzadko lubią polityków. Ale garną się do tych, którzy rozwiązują ich konkretne problemy. Bartosz Zawieja taki jest.

Wszystkie nasze artykuły znajdziesz na Twitterze i Google+
Jesteśmy też na Facebooku. Dołącz do nas, dyskutuj i dziel się opiniami.

kimJestNowyPO

klniePali

poznan.wyborcza.pl

 

BBC wyemituje dokument o relacjach Jana Pawła II z kobietami. Watykan: Więcej dymu niż ognia

apa, 14.02.2016

Papież Jan Paweł II

Papież Jan Paweł II (Fot. Sławomir Sierzputowski)

Dokument „Sekretne Listy Jana Pawła II” będzie wyemitowany w BBC w poniedziałek. Film ma pokazać relacje łączące papieża z kobietami, przede wszystkim z amerykańską filozofką polskiego pochodzenia Anna Teresą Tymieniecką. Watykan dystansuje się od tego materiału – pisze ” The Guardian”.
 

„Sekretne listy Jana Pawła II” to tytuł odnoszący się do jego czteroletniej korespondencji z Anną Teresą Tymieniecką, amerykańską filozofką polskiego pochodzenia, która pomagała papieżowi w pracy nad tłumaczeniem jego książki.

„Spędzała z Janem Pawłem II setki godzin. Czasami w obecności sekretarki, ale często sama” – pisał o Tymienieckiej John Cornwell, autor książki o pontyfikacie Jana Pawła II. Ona sama zaprzeczała, jakoby łączyło ją z papieżem coś więcej niż przyjaźń. Krytykowała poglądy Karola Wojtyły zawarte w książce „Miłość i odpowiedzialność”. „Pomyślałam, że on nie wie, o czym mówi” – cytuje jej słowa„The Guardian”.

Watykan ocenia z dystansem

Watykan dystansuje się od zapowiedzianego przez BBC dokumentu. – Wiadomo, że Jan Paweł II przyjaźnił się z Tymieniecką i Półtawską. Spodziewamy się, że w filmie będzie „więcej dymu niż ognia” – ocenił anonimowo w rozmowie z „The Guardian” watykański urzędnik.

Wanda Półtawska, która urodziła się w Lublinie, od lat mieszka w Krakowie. Przez wiele lat korespondowała z Karolem Wojtyłą, także po jego wyborze na papieża. W 1962 roku arcybiskup Wojtyła listownie poprosił słynnego włoskiego stygmatyka ojca Pio o modlitwę o uleczenie chorej wówczas na raka Połtawskiej. Półtawska wyzdrowiała, a późniejszy Jan Paweł II listownie dziękował ojcu Pio za modlitwę.

Zobacz także

bbc

wyborcza.pl