ABP GĄDECKI PISZE DO PREZYDENTA W SPRAWIE IN VITRO: PROSZĘ O SKIEROWANIE USTAWY DO TRYBUNAŁU KONSTYTUCYJNEGO
Abp Gądecki zapisał do prezydenta Komorowskiego w sprawie in vitro (fot. KUBA ATYS, SŁAWOMIR KAMIŃSKI)
„Globalizacja wykluczania bezbronnych”
– Chciałbym podkreślić, że w kwestii procedury „in vitro” występują nie tylko dwie główne strony polemiki, tzn. jej przeciwnicy i zwolennicy. Jest jeszcze trzecia strona, którą próbuje się całkowicie pominąć i uprzedmiotowić. Tą trzecią stroną są dzieci nienarodzone. Im właśnie, tuż po poczęciu, odbiera się prawo do rozwoju, narodzin i godnego życia. W ten sposób traktuje się je nie jako osoby ludzkie, ale jako przedmioty, którymi można dowolnie dysponować – dodaje
– Kościół katolicki broni prawa do życia także tej trzeciej strony, którą próbuje się społecznie wykluczyć i zmarginalizować. Uczniowie Chrystusa winni być zawsze głosem tych, którym odmawiano praw i których godność deptano. Dlatego również w kwestii tak ważnej ustawy jesteśmy za globalizacją solidarności, a przeciw globalizacji wykluczania bezbronnych i słabych istot ludzkich jeszcze przed ich narodzeniem – kończy swój list
Co zrobi prezydent?
Ustawa o in vitro została przyjęta zarówno przez Sejm, jak i Senat. Teraz czeka na podpis prezydenta, który dziś zapowiedział, że decyzje podejmie w przyszłym tygodniu.
Wcześniej pisał jednak w liście do marszałka Senatu, że ma konstytucyjne wątpliwości. Chodzi o kwestię pobierania komórek rozrodczych od dawcy, który jest niezdolny do świadomego wydania zgody.
- Proces o mobbing za in vitro: degradacja zawodowa, szykany, plotki i nękanie w pracy
- Meandry PiS wokół in vitro. Skończy się to wstrzymaniem finansowania tej metody z budżetu
- Wzywają do postu i modlitwy za prezydenta Komorowskiego. By nie podpisał ustawy o in vitro
- Biskup Marcin Hintz: In vitro jest godziwe
TABLOID „GPC” WCHODZI DO ŁÓŻKA PREZYDENTA SŁUPSKA I UJAWNIA: „OBSCENICZNE PRAKTYKI PARTNERA BIEDRONIA”
Dziennikarze śledczy „Gazety Polskiej Codziennie” postanowili zbadać zwyczaje seksualne partnera Roberta Biedronia. Donoszą oni, że Krzysztof Śmiszek „występujący w roli chłopaka Biedronia” posiada profil w niemieckim serwisie oferującym usługi seksualne. – To jednak jest dno – stwierdziła blogerka Kataryna, krytykująca publikację.
– Poważne dziennikarstwo śledcze. Czy w grę wchodzą jakieś bardziej zaawansowane techniki operacyjne? – pytał na Twitterze politolog Olgierd Annusewicz. – Niczego nie potwierdzili, ale to im nie przeszkadza grzebać w cudzych gaciach – szydziły z dziennikarzy „Gazety Polskiej Codziennie” kolejne osoby. A to wszystko przez artykuł, którego autorzy postanowili przyjrzeć się prywatnemu życiu partnera prezydenta Słupska.
W serwisie niezalezna.pl czytamy, że „Związek Biedronia i Śmiszka tofikcja” (pisownia oryginalna). – Zarówno jeden, jak i drugi regularnie zapraszają chłopców do domu bądź hotelu sejmowego. Ostatnio w marcu widziałem Śmiszka w klubie Cherry weWrocławiu. Był z nowym chłopakiem (pisownia oryginalna) – donosi ogólnopolski dziennik o profilu społeczno-politycznym.
Twitter.com
Dziennikarze wraz ze swoim informatorem wyjaśniają, że środowisko ludzi o preferencjach homoseksualnych, którzy w internecie oferują swoje ciało innym, to bardzo zamknięte grono. Mimo to, udało im się zalogować na stronę Gayromeo.com. I choć nie potrafili potwierdzić informacji, że znaleziony tam przez nich profil „wawaevil” należy do Krzysztof Śmiszka, informują o opisanych tam preferencjach seksualnych użytkownika serwisu.
„OBSCENICZNE PRAKTYKI PARTNERA BIEDRONIA”Fragment artykułu w serwisie niezalezna.plI tak użytkownik serwisu szukający partnera seksualnego może dowiedzieć się, że stosuje „tylko lekkie SM” (SM od sado-maso). Mimo kolejnych szczegółów dotyczących poszukiwanych kontaktów seksualnych, takich jak np. przedział wiekowy pomiędzy 18. i 36. rokiem życia, „wawaevil” na ukrytym profilu nie chwali się byciem w związku. Czytaj więcej
Jeżeli ktoś pragnie dowiedzieć się więcej na temat rzekomych preferencji seksualnych partnera prezydenta Słupska, musi przeczytać cały artykuł, dostępny wyłącznie w „Gazecie Polskiej Codziennie”.
Źródło: niezalezna.pl
Choć mamy 2014 rok, „Kaczyński tkwi w 1985. Dla niego jedynym punktem odniesienia jest PRL”
– Robienie diagnozy w oparciu o to, co znamy z czasów PRL, jest kompletnie nietrafne. Trzeba zadać pytanie, co będzie, jak PiS z PRL-owską diagnozą obejmie władzę? Czy ważny będzie dla nich rozwój gospodarczy, edukacja, rynek pracy? Czy będziemy tropić „układ”? Jarosław Kaczyński tkwi w tym 1985 czy 1987 roku, ale rzeczywistość się zmieniła.
Co powiedzieć wyborcom?
Prezes PiS może stać się więźniem swojej retoryki. Dzięki której udało mu się zmobilizować sporą grupę wyborców.
– Zaproponował im wizję, że my nie odzyskaliśmy niepodległości. Dzięki zmobilizowaniu i utrzymaniu elektoratu ma szanse na sukces w przyszłorocznych wyborach parlamentarnych. I jak wtedy wytłumaczy swoim wyborcom, że bierze się np. za rozwój gospodarczy czy informatyzację, skoro ten kraj jest podległy… I przecież najpierw trzeba wprowadzić demokrację – zastanawiał się dr Robert Sobiech.
Według ostatniego sondażu poparcia dla partii politycznych, przygotowanego dla „Wiadomości” TVP 1, partię Jarosława Kaczyńskiego popiera 34 proc. pytanych, a Platformę Obywatelską 31 proc. Za plecami liderów, PSL z 8 proc. poparciem oraz SLD i Kongres Nowej Prawicy, na które chce głosować po 5 proc. pytanych.
- „Kaczyński wypowiedział pogląd bezpodstawny. Ale żadnej strasznej obrazy nie widzę” – Dorn o liście sędziów
- Szefowie sądów oburzeni słowami Kaczyńskiego: znieważające! Pełen pogardy atak wymierzony w sędziów
- „Materiał informacyjny o demonstracji partii opozycyjnej nie powinien być prześmiewczy!”
- Na marszu PiS Komorowski jak Jaruzelski. „Jakby nie pamiętali, że prezydent siedział wtedy w więzieniu”
„Kaczyński wypowiedział pogląd bezpodstawny. Ale żadnej strasznej obrazy nie widzę” – Dorn o liście sędziów
oburzeni wypowiedzią Jarosława Kaczyńskiego.
„Fałszerstwem jest sytuacja, w której władza, gdy okazuje się, że wybory kończą się katastrofą, że ich wynik jest w gruncie rzeczy nieznany, natychmiast rozpoczyna kampanię ukrywania tego faktu, wpływa na sądy. Można powiedzieć – wręcz terroryzuje sądy, i to z udziałem prezydenta RP i z udziałem prezesów sądów, tych najważniejszych w Polsce” – stwierdził prezes Prawa i Sprawiedliwości.
Według prezesów SN, NSA i TK słowa Kaczyńskiego „to bezprzykładny w Europie atak polityka pretendującego do sprawowania władzy wykonawczej na władzę sądowniczą w Polsce”. „Jest to pełen pogardy atak wymierzony w każdego z tysięcy sędziów wszystkich sądów w Polsce. Takie znieważające, wiecowe zdanie nawiązuje do najgorszych zwyczajów walki politycznej sprzed 1989 roku” – napisano w specjalnym oświadczeniu.
Zdaniem byłego szefa MSWiA Ludwika Dorna, prezes PiS „wypowiedział pogląd bezpodstawny”. – Ale ja tu żadnej strasznej obrazy nie widzę – mówił w „Poranku Radia TOK FM”.
„Uraźliwi”
Zdaniem Dorna reakcja prezesów sądów nie powinna specjalnie zaskakiwać. Bo „skądinąd wiadomo, że korporacja sędziowska jest niesłychanie uraźliwa”.
– Ja nie jestem za tym, żeby sędziów obrażać. Choć niekiedy, jak patrzy się na linię orzeczniczą sądów, to żołądek i zdrowy rozsądek się burzą. Zawsze mnie powalał na podłogę idiotyzm stwierdzenia, że z wyrokami sądów się nie dyskutuje – podkreślał były polityk Prawa i Sprawiedliwości.
Jak ocenił, „uraźliwość” sędziów bierze się prawdopodobnie z tego, że „pewnej części z nich niezawisłość myli się z nieodpowiedzialnością, rozumianą jako fakt nieponoszenia odpowiedzialności przed nikim”.
– Moim zdaniem koncepcja PiS, i wynikająca z niej krytyka dotycząca sądownictwa, wynika z poglądu, że największy wpływ na Polskę mają władze, które są w całości obsadzone ludźmi złymi i zdeprawowanymi. Niby czemu sędziowie mieliby być z tego wyjęci? Tak jak są źli i zdeprawowani posłowie czy ministrowie, to tacy sędziowie też się zdarzają – tłumaczył Ludwik Dorn w TOK FM.
- Szefowie sądów oburzeni słowami Kaczyńskiego: znieważające! Pełen pogardy atak wymierzony w sędziów
- „Materiał informacyjny o demonstracji partii opozycyjnej nie powinien być prześmiewczy!”
- Lisicki ubolewa, że opozycja w Polsce nie ma łatwiej od innych partii. „Zamiast korzystać ze swoistej taryfy ulgowej”
- Na marszu PiS Komorowski jak Jaruzelski. „Jakby nie pamiętali, że prezydent siedział wtedy w więzieniu”
Prawicowi Urbanowie, czyli co mówi awantura o „seanse nienawiści”
Prawica usilnie stara się wcisnąć premier Kopacz z w rolę “Urbana w spódnicy”, bo premier “powtórzyła jego słowa o seansach nienawiści”. Problem w tym, że to prawicowa publicystyka wskrzesiła to określenie – jako alternatywę dla słynnego „przemysłu pogardy”.
„Seanse” do słownika polityki
Po sieci krąży grafika porównująca wypowiedzi Kopacz i byłego komunistycznego rzecznika. Premier komentując marsz organizowany 13 grudnia przez PiS stwierdziła, że Polacy nie chcą „kolejnych seansów nienawiści, chcą spokoju w kraju i u jego granic”. Te „seanse” ma organizować prezes Jarosław Kaczyński, który z trybuny sejmowej „miotał oskarżenia o fałszerstwo” i generalnie uprawia ostatnio politykę nienawiści.
Urban użył tego samego sformułowania, kiedy w 1984 roku komentował działalność księdza Jerzego Popiełuszki. „W kościele księdza Popiełuszki urządzane są seanse nienawiści. Mówca rzuca tylko kilka zdań wyzbytych sensu perswazyjnego oraz wartości informacyjnej. On wyłącznie steruje zbiorowymi emocjami” – przekonywał na miesiąc przed śmiercią duchownego.
Komentatorzy z prawicy natychmiast wychwycili podobieństwo. Samuel Pereira z „Gazety Polskiej” stwierdził, że „przemówienie Ewy Kopacz napisał Jerzy Urban”. Inni, że Urban jest „duchowym opiekunem rządu” albo że „uczniowie przerastają mistrza”. Temat podchwycił nawet polityk PiS Mariusz Błaszczak. Jak powiedział, Kopacz użyła tej samej retoryki, więc „udowodniła, że określenie Urban w spódnicy do niej pasuje”.
Fot. Twitter
Od Orwella do Urbana
Można się spierać, czy w ustach polskiej premier określenie „seanse nienawiści” jest na miejscu. Jednak nie o to prawicy chodzi. Chodzi o to, że Kopacz rzekomo upodobniła się do Urbana, bo użyła figury retorycznej jego autorstwa.
I tutaj pierwszy fałsz. Urban nie wymyślił „seansów”. To nie to samo, co np. sformułowanie autorstwa Cyrankiewicza: „Każdy prowokator czy szaleniec, który odważy się podnieść rękę przeciw władzy ludowej, niech będzie pewny, że mu tę rękę władza ludowa odrąbie”. Jeśli zastosować prawicową logikę, można by powiedzieć, że „współczesnym Cyrankiewiczem” jest Ryszard Czarnecki z PiS, który ostrzegał, że na organizowanym przez partię marszu pojawią się „prowokatorzy”. O! Tu prowokatorzy, tam prowokatorzy, coś w tym musi być… Tak?
Tymczasem seanse nienawiści są z Orwella, który w „1984” pisał o seansie „2 minut nienawiści”. Chodziło o spędzanie ludzi do sali, gdzie na ekranie prezentowali byli aktualni wrogowie. W książce nie było mowy dosłownie o „seansach nienawiści”, ale takie określenie w nawiązaniu do tego opisu się przyjęło. Wyciąganie „seansów” jako dowodu na podobieństwo Kopacz i Urbana dziwi, bo określenie to powtarzane jest bardzo często. Tak często, że można się zastanawiać, czy pamięta się o jego pochodzeniu. Po prostu ktoś, kto czuje się krytykowany, zamiast słów „atak” czy „krytyka” wybiera „seanse”, bo są bardziej efektowne.
Wszyscy wszystkich nienawidzą
W przypadku prawicy taka argumentacja zaskakuje tym bardziej, bo to po tej stronie szczególnie upodobano sobie orwellowską metaforę. Na prześladowania, jakich rzekomo doświadcza w Polsce PiS (ale także np. katolicy), nie wymyślono jeszcze mocniejszego terminu. Czy publicyści z prawicy zapomnieli, że o „seansach nienawiści” mówi się w ich otoczeniu równie często, co o „przemyśle pogardy”?
Kilka przykładów. „Tak się robi propagandę w prorządowych mediach. To orwellowskie mini seanse nienawiści” – grzmiał kilka lat temu serwis braci Karnowskich. Chodziło o pokazywanie przez „reżimowe” media „grymasów” na twarzy rozmówców o innych poglądach. Ciekawe, że sam autor tego tekstu przypomniał, iż chodzi o „seanse” z Orwella. Dlaczego nie Urbana? – chciałoby się zapytać.
O „seansach nienawiści” pisała też „Niezależna”.
Fot. Niezalezna.pl
Z kolei politycy PiS „seansem nienawiści” nazwali skecz kabaretu Limo. Ten o papieżu.
Są więc dwie możliwości. Albo argument „Urban w spódnicy” jest jak kulą w płot albo na prawicy aż roi się od naśladowców komunistycznego rzecznika.
Koniec nie naszego świata
– Moja przygoda z poezją rozpoczęła się, niestety, od ogromnej tragedii w życiu prywatnym. Mój własny koniec świata był powodem, dla którego zaczęłam szukać jakiejś formy wyrażania siebie. Nie pamiętam dokładnie okoliczności, ale wiem, że bardzo tęskniłam, stąd „Tęsknoty” – tłumaczyła tytuł pierwszego wiersza portalowi Podlasiesiedzieje.pl.
W maju gotowy był już zbiór poezji Marii Goniewicz zatytułowany „33”. Pierwsze recenzje po wydaniu miał entuzjastyczne. Fragment jednej z nich (Szuflada.net):
„To przede wszystkim zapis emocji kobiety, która przeżywa historię miłosną. Jest to uczucie trudne, skomplikowane, prawdopodobnie jednostronne, o niezwykłej sile oddziaływania na podmiot. Podmiot ’33’ prowadzi monologi skierowane do siebie, do ludzi z jej otoczenia oraz do tego kogoś. Czy jest to mężczyzna? Pewnie tak, choć tylko kilka wierszy potwierdza taką teorię”.
Próbka twórczości Marii Goniewicz z Facebooka – na wstępie oznajmia, że jest „bezczelnie młoda, bezczelnie zdolna”:
będzie ci przy mnie nieziemsko
racja
ale nikt nie mówi tu o niebie
nie musisz iść ze mną w ogień
to i tak będzie piekło
*
uważaj na swoje dłonie
nie bój się, dobrze ci idzie
nie ma piękniejszej koszuli
niż ta szyta z twoich kłamstw
założę ją na pogrzeb
będę gwiazdą tego wieczoru
A może tak zabijemy rodziców?
Kamil, mieszka na osiedlu domów jednorodzinnych pod Białą Podlaską. Ojciec Jerzy N., pułkownik Komendy Głównej Straży Granicznej, dojeżdżał do pracy do Warszawy, matka Agnieszka była nauczycielką i tłumaczką języka rosyjskiego. Przeciętna rodzina z synem jedynakiem. Żadnych skarg ze strony sąsiadów, żadnych interwencji policji.
Zuzanna nie podobała się rodzicom Kamila. Mieli pretensje, że chłopak przez nią wagaruje i rzekomo bierze narkotyki. Mogło ich też martwić, że Maria Goniewicz zdominowała syna. Była rzeczywiście twarda. Gdy w jednym z wywiadów dziennikarka zauważyła, że nie każdemu poecie, zwłaszcza młodemu, dane jest wydanie własnego tomiku, Maria Goniewicz odrzekła: – Nie ma rzeczy niemożliwych. Postawiłam sobie cel, więc musiałam go zrealizować.
Zapewniała też, że nie boi się krytyki, bo nie uprawia grafomanii:
– Znam wartość swojej twórczości, więc nie przejmuję się opinią kilku jednostek, które nie rozumieją, „co autor miał na myśli”. Podzielam tu zdanie Witkiewicza. Ja również „mam wstręt taki do hołoty umysłowej, że rzygam”. (…) Wszystko [co napisałam] powstało pod wpływem impulsu, a nie przymusu czy też, co gorsza, po prostu chęci zostania poetą, bo to teraz modne. Nie. Uważam wrażliwość za swoją największą wadę czy może nawet zgubę, dlatego staram się jej pozbyć, pisząc wiersze.
Dwa tygodnie temu – to ustalili już policjanci z Komendy Wojewódzkiej w Lublinie – Zuzanna M. i Kamil postanowili „zrealizować cel”, „okazać wstręt do hołoty” i pokazać, że nie mają już „wrażliwości”.
Oboje lubili amerykańskie kino: filmy Quentina Tarantino, Davida Lyncha, ale szczególnie spodobało się im „American Psycho” z Christianem Bale’em. Główny bohater – biznesmen – dla zabicia nudy i wyjścia poza rutynę codzienności brutalnie morduje prostytutki i włóczęgów. Zuzanna z Kamilem podczas wspólnego oglądania żartowali sobie, że równie dobrze mogliby zabić rodziców Kamila. Aż żartować przestali.
nie naszego świata
nie zawsze jednak idzie dobrze,
ale już niedługo.I jeszcze:Przyjedź.
Nie ma żadnych planów, których nie możesz odwołać.
Śmierć o ciebie nie pyta.
Nie ośmieliłaby się.
Przyjedź.
Mam pewność, że zechcesz zostać dłużej.
To ja
dam ci wszystko.
Oboje wiemy, że prędzej czy później wydarzy się.
Gorzej niż w horrorach gore
W ostatnią sobotę rano na komendę w Białej zadzwonił sąsiad państwa M. Zaniepokoił się, bo drzwi od ich domu był dłuższy czas otwarte. Na miejsce pojechał patrol. Mundurowi zobaczyli przed drzwiami kałużę krwi. Wezwano policjantów z komendy wojewódzkiej, otrzaskanych w ściganiu zabójców.
Funkcjonariusz z 30-letnim stażem: – Dom cały we krwi. Czegoś takiego nie widziałem, odkąd jestem w służbie. Sceneria gorsza niż w horrorach gore.
Zaczęło się mozolne zbieranie śladów. Ciała pułkownika i jego żony wyglądały tak, jakby ktoś wpadł w atak szału i zadawał ciosy – w twarz, szyję, tułów, ręce i nogi – aż opadł z sił. Ofiary musiały spać, bo oficer straży granicznej był dobrze zbudowany i na pewno by się bronił. To jego zaatakowano jako pierwszego. Żonie udało się uciec, ale zabójcy dopadli ją przed domem i zawlekli z powrotem. Poderżnęli gardło.
Obrażenia męża wskazują na to, że próbowano odciąć mu rękę. Powód: przebudzony atakiem Jerzy N. musiał się bronić, dlatego zabójczyni ugryzła go w dłoń. Oboje napastnicy uznali, że zapewne zostawiła w ciele ofiary swoje DNA, więc próbowali usunąć kończynę, ale noże już się stępiły.
Satysfakcja z wykonanego zadania
Jeszcze w sobotę nastolatków przesłuchano i zamknięto.
Jeden ze śledczych: – W takich sprawach zawsze w pierwszej kolejności sprawdza się rodzinę. Ustaliliśmy, że Kamil jest w Krakowie. Poprosiliśmy tamtejszych funkcjonariuszy, by go zatrzymali. Był z Zuzanną. Oboje w świetnych humorach. Właśnie zjedli w restauracji spaghetti ze szpinakiem.
Ona przyznała się od razu. Nie kryła uciechy, że plan się powiódł.
– Zdradzała dużą satysfakcję z dobrze wykonanego zadania – mówi nasz informator. – Zero skruchy, jakiejś refleksji. Opowiedziała, co się stało i krok po kroku, jak do tego doszło. Policjanci słuchali jej przerażeni. Nie mogli uwierzyć, że młoda, inteligentna dziewczyna tak beznamiętnie mówi o potwornej zbrodni, której się dopuściła. Widać, że kierowała zabójstwem, chłopak też się przyznał, też niczego nie żałuje, ale był raczej wykonawcą planu.
Oficjalnie prokuratura tego nie komentuje. – Wciąż zbierane są dowody – wyjaśnia Beata Syk-Jankowska, rzeczniczka Prokuratury Okręgowej w Lublinie.
Na to, że nastolatkowie obmyślili mord wskazuje to, iż kupili lateksowe rękawiczki. Użyli trzech noży.
Świat wierszy vs świat realny
Po co pojechali do Krakowa? Kryminalni sądzą, że chcieli zapewnić sobie alibi, ale prawda może być bardziej banalna. Zuzanna M. umawiała się z fanami swojej twórczości na spotkanie. Dzień przed morderstwem zorganizowała na Facebooku konkurs: „Jeśli chcesz wygrać ode mnie tomik, dodaj swój jeden ulubiony wiersz mojego autorstwa (publicznie) i oznacz stronę. Do wygrania jest pięć sztuk »33 «”.
W sobotę, już po „realizacji planu” zachęcała na FB: „HALO KRAKÓW! Dzisiaj też można się ze mną umówić w mieście w sprawie odbioru » 33 «”.
Oboje prawdopodobnie korzystali z pomocy znajomych, którzy przywieźli ich do domu rodziców chłopaka w nocy z piątku na sobotę. Dwie osoby zatrzymano w związku z tym w Poznaniu, prokuratura nie postanowiła jeszcze, jakie dostaną zarzuty. Zuzannie M. i Kamilowi N. grozi dożywocie. Na razie nic nie wskazuje na to, by działali pod wpływem ciężkich narkotyków. Przyznali, że przed zabójstwem wypali jedynie jointa.
– Świat wierszy pomylił jej się ze światem realnym – skomentował wczoraj na facebookowym profilu poetki jeden z jej fanów.
Fałsz marszu 13 grudnia
Żadna telewizja takiego marszu by nie pokazała. A tu, proszę, ta znienawidzona przez PiS TVN przez cały dzień na żywo relacjonowała każdy krok demonstrujących i każde przemówienie. Bez oporów i bez strachu uczestnicy marszu wypowiadali się do kamer i atakowali władzę. Wtedy za głupi dowcip można było się znaleźć w więzieniu. Dziś nikt nikomu niczego nie zabrania. Nikt niczego nie chce ukrywać. O tym już PiS woli nie przypominać, bo zestawienie tamtych ponurych czasów z obecnym dobrobytem wolności pokazywałoby fałsz pisowskiej propagandy.
Dlatego moja wdzięczność do PiS ma swoje granice, bo głęboki sprzeciw budzi to, że Jarosław Kaczyński zaprosił ludzi na ulice w obronie demokracji i wolnych mediów. Gdyby naprawdę trzeba było bronić demokracji i gdyby naprawdę nie było wolności mediów, to taki marsz zostałby brutalnie rozpędzony, a państwowe media (prywatnych przecież by nie było) informowałyby jedynie o elementach kontrrewolucyjnych.
PiS, tak jak wtedy tamta władza, chce wmówić Polakom fałsz. Ale to się nie uda, bo ludzie pamiętają. I dlatego tej obecnej pisowskiej propagandzie, tak jak wtedy komunistycznej, trzeba się zdecydowanie przeciwstawić. I mówić, jak było.
Biskup podważa prawo. „Wierzący nie może mieć wątpliwości, czy prawo Boże jest ważniejsze od ludzkiego”
- Chazan w „TP”: Kara, jaka mnie spotkała, ma być straszakiem dla innych lekarzy
- „Nie mogę odwrócić głowy od sporu Hoser – Lemański. Prędzej czy później także mnie zagarnie, przez zmienianie prawa na wyznaniowe”
- Ks. Stryczek: Przestrzeń publiczna jest nie tylko dla ludzi niewierzących. Kapelani opłacani z budżetu są dla katolików płacących podatki
- „Pl. Zbawiciela z tęczą – miejsce zapalne w walce z kołtuństwem, betonem i Kościołem, który dolewa oliwy do ognia”
Krzysztof Bosak zapowiada kolejne protesty ws. tęczy na pl. Zbawiciela: Dwa tygodnie będą obfitowały w emocje
14.04.2014
Wstrzymanie odbudowy tęczy na placu Zbawiciela, dziesiątki policjantów postawionych w stan gotowości i kilkudziesięciu zatrzymanych – to efekty protestu narodowców. – Uważamy, że policja w ogóle nie miała prawa nas atakować – powinna była nas chronić! – przekonuje w „Bez autoryzacji” Krzysztof Bosak, jeden z liderów protestu i kandydat Ruchu Narodowego w wyborach do PE.
Kiedy dwa miesiące temu rozmawiałem z Witoldem Tumanowiczem o planie Ruchu Narodowego na kampanię powiedział, że będzie się ona opierała na “entuzjazmie zwolenników i ciężkiej pracy wolontariuszy”. Rozumiem, że w sobotę na placu Zbawiciela mieliśmy pokaz tego “entuzjazmu i ciężkiej pracy”?
Jeżeli chce się wpisać przedwczorajsze wydarzenie w kalendarz kampanijny, to można tak na to spojrzeć. Ale dla nas ten protest ma charakter ideowy i protestowaliśmy przeciw tej instalacji na długo przed kampanią. Proszę więc nie sprowadzać naszego stanowiska do działań autopromocyjnych.
Jak przeczytałem na Facebooku Ruchu Narodowego kupiliście prawa do zdjęcia płonącej tęczy i wykorzystacie je w kampanii.
Kupiliśmy prawa do zdjęcia człowieka z polską flagą na tle płonącej tęczy, to różnica. To zdjęcie zapisało się w pamięci, zostało wybrane zdjęciem roku i będziemy z niego korzystać.
Więc jednak to ma związek z kampanią.
Demokratyczna polityka żywi się konfliktami społecznymi, a rolą różnych sił politycznych, które biorą udział w wyborczej rywalizacji, jest wyrażanie przeciwnych punktów widzenia, które pojawiają się w debacie. Nie rozumiem skąd zdziwienie.
Dalej będziecie próbować zatrzymać odbudowę tęczy na placu Zbawiciela?
Najbliższa manifestacja jest zaplanowana na wtorek, na godz. 18:00. Zapowiada się już na nią ok. tysiąca osób. Ta manifestacja jest zgłoszona, więc policja będzie musiała nas chronić, a nie atakować. A co dalej zobaczymy. Podobno 1 maja ma nastąpić oficjalne otwarcie tej instalacji, zostały więc dwa tygodnie, które będą na pewno obfitowały w emocje, które zdecydowała się nam zafundować Hanna Gronkiewicz-Waltz. Na siłę i za nasze pieniądze.
Tęcza to według Księgi Rodzaju symbol przymierza Boga ze wszystkimi istotami na Ziemi. Może więc zamiast palić ją i blokować jej odbudowę wystarczy zmienić jej postrzeganie – z symbolu ruchu LGBT, który pańskiemu środowisku się na podoba, na te, który jest zgodny z waszym światopoglądem?
To typowo postmodernistyczny sposób myślenia, że każdej rzeczy da się nadać dowolny sens. Tak nie jest. Jeżeli jakiś obiekt powstał w konkretnym kontekście społeczno-kulturalnym, gdzie środowiska lewicowo-liberalne biorą taki obiekt na sztandar, a kolorystyka jest od lat wykorzystywana jako symbol lobby LGBT, to próby tego typu reinterpretacji są karygodną naiwnością albo próbą odebrania nam prawa do krytyki. To mówienie, w zawoalowany sposób, że mamy się po prostu zamknąć.
Czytałem w waszych mediach społecznościowych relację ze słowami “szturm policji”, “pacyfikacja”. To trochę groteskowe w kontekście protestu, który przebiegał raczej spokojnie, bez brutalnej akcji policji. Mamy kampanię i chcieliście wyolbrzymić akcję policji?
Kto uważa, że rozbicie pokojowej demonstracji przez policję jest groteskowe?
Groteskowe były słowa, których użyliście do opisu tego słowa.
Zorganizowaliśmy pokojowe zgromadzenie…
…które powinno być zgłoszone.
Zgłoszone powinno być jeżeli odbywa się później niż trzy dni od momentu zaplanowania. W innym wypadku ustawa nie daje możliwości zgłoszenia i mamy tzw. zgromadzenie spontaniczne, które również korzysta z chronionej konstytucyjnie swobody zgromadzeń. Tak mówi orzecznictwo polskich sądów. I to przekazałem funkcjonariuszowi dowodzącemu działaniami policji.
Tymczasem policja zgromadziła czterokrotnie liczniejsze od nas siły by obezwładnić wszystkich protestujących. Tych, którzy byli na tyle lekkomyślni, żeby przyjąć mandaty, ukarała mandatami do 500 złotych. Później przewiozła wszystkich protestujących na komendę, odmawiając podania podstaw zatrzymania, a nawet spisania protokołu zatrzymania.
A polskie prawo nie przewiduje zatrzymania, jeśli nie popełniło się przestępstwa. W wypadku wykroczenia wystawia się mandat albo kieruje sprawę do sądu. Policjanci wyszli więc poza granice swoich uprawnień.
Rozumiem, że wasze zarzuty dotyczą braku podstaw do przeprowadzenia akcji policji i błędów proceduralnych, a nie brutalności działań policjantów, nadużycia siły?
I tego i tego. Cała ta akcja to było nadużycie siły. Wobec jednego z zatrzymanych policja użyła gazu. Innego musiała zabrać karetka. Uważamy, że policja w ogóle nie miała prawa nas atakować – powinna była nas chronić! Nie miała też prawa nas zatrzymać, tak długo póki nie tworzyliśmy dla nikogo zagrożenia i manifestowaliśmy pokojowo, a tak było do końca.
Tymczasem zostaliśmy zaatakowani, zatrzymani, a później wmawiano nam, że było to jedynie doprowadzenie i nie postawiono nam żadnych zarzutów. Czy to jest państwo prawa?
Rozumiem, że będziecie dochodzić waszych racji.
Oczywiście, tak jak zawsze to robimy, często wygrywając z policją. Tak było w przypadku policjanta kopiącego uczestnika Marszu Niepodległości w 2011 roku, który został już skazany. Tak też było w przypadku chłopaka, który został na 1,5 miesiąca zamknięty w areszcie tylko na podstawie kłamliwych zeznań policjanta po Marszu Niepodległości 2012, a obecnie został uniewinniony przez sąd.
Ostatni przypadek, to rzekomy podpalacz budki pod rosyjską ambasadą, w rzeczywistości 20-letni przypadkowy kozioł ofiarny, który po 2,5 miesiąca w areszcie został zwolniony, bo policja nie dysponowała przeciw niemu żadnymi dowodami.
Sądzi pan, że odbudowana tęcza znowu spłonie?
Nie jestem jasnowidzem. Jeżeli policja znowu postawi tyle patroli, ile stało tam po ostatnim spaleniu, to pewnie nie. Ale jeżeli stracą czujność, to pewnie tak. To stało się swego rodzaju konkursem, przypomnijmy choćby historie o odpalaniu papierosa od płonącej tęczy. Tak wygląda dynamika życia społecznego – jeżeli coś próbuje narzucić się na siłę, to rodzi się reakcja obronna.
Śmieje się pan. Rozumiem, że to, co dzieje się wokół tęczy pana bawi?
Bynajmniej nie uważam tej całej sytuacji za zabawną. Ona pokazuje poważny i realny konflikt ideowy. Z jednej strony tzw. wartości europejskich, lewicowo-liberalnych, narzucanych nam przez UE, a z drugiej patriotycznej i chrześcijańskiej większości społeczeństwa, która jest zachowawcza, nastawiona do tego wszystkiego sceptycznie, niechętnie lub wręcz agresywnie.
Ten konflikt mamy i to trzeba przyznać. Próby zlekceważenia go przez rządowe dekretowanie publicznej dominacji kulturowej lewicy nie są zbyt mądre. Ani obecna władza, ani media, które ją ideowo popierają, nie są zdolne definitywnie nam tego narzucić i spacyfikować naszej strony. Przeciwnie – ta bezczelność i arogancja stopniowo nas wzmacnia.
Muzułmanie piszą o pieszczonym Jezusie: „groza i niesmak”, „solidaryzujemy się z chrześcijanami”
Muzułmanie w najnowszym oświadczeniu piszą: „W ostatnim czasie opinia publiczna w kraju doświadczyła żenującego spektaklu, jakim było wystawienie w Centrum Sztuki Współczesnej instalacji ‚Adoracja Chrystusa’. Wywołała ona zrozumiałe oburzenie chrześcijan. Łączą się z nimi wszyscy ci, którzy nie godzą się na ostentację wulgarności w przestrzeni publicznej, niepotrzebne prowokacje, a także obrazę uczuć religijnych – nawet jeśli nie są to ich własne uczucia religijne”.
Aku Abi Issa podkreśla, że islam nakazuje potępiać zło wszędzie tam, gdzie ono występuje.
„Stanowi to główny powód, dla którego zabieramy głos w niniejszej sprawie. Swój sprzeciw wyrażamy z tym większym zrozumieniem i poczuciem solidarności z pokrzywdzonymi, ponieważ nasza wspólnota również spotkała się niedawno z dotkliwym aktem profanacji i nienawiści wobec uczuć religijnych jej członków w przypadku publikacji karykatur z wizerunkiem Proroka Muhammada”. Dr Issa podkreśla, że muzułmanie mają poczucie niesmaku i w pełni solidaryzują się ze znieważonymi chrześcijanami.
To kolejny już głos oburzenia. Wcześniej przez kilka dni w budynku galerii, tuż pod samym ekranem, na którym wyświetlana była praca, na modlitwie gromadzili się przeciwnicy kontrowersyjnego filmu.