Zrób to, 15.02.2016

 

Timothy Garton Ash: Gdy zmieniają się fakty, ja zmieniam zdanie

14.02.2016

„Tak jak wiele innych osób pomyliłem się, twierdząc, że istnieje przynajmniej szansa, by nowa władza w Polsce miała charakter umiarkowany i pragmatyczny”.

Karolina Wigura: W ciągu kilku miesięcy w „The Guardian” ukazały się dwa pańskie teksty na temat polskiej polityki. Tony obu znacznie się różnią. W pierwszym, opublikowanym tuż po wyborach parlamentarnych nad Wisłą, pisał pan o kasandrycznych okrzykach wobec PiS-u. I wzywał do uspokojenia: „w Polsce działy się gorsze rzeczy niż wygrana konserwatystów w wyborach”. Drugi artykuł z początku stycznia tego roku ma zupełnie inną wymowę. Ostrzega pan w nim, że niszczone są fundamenty demokracji w III RP i wzywa przyjaciół Polski do zabierania głosu w tej sprawie. Co stało się przez te kilka miesięcy?

Timothy Garton Ash: Jak mówił John Maynard Keynes, „gdy zmieniają się fakty, ja zmieniam zdanie”. Tak jak wiele innych osób pomyliłem się, twierdząc, że istnieje przynajmniej szansa, by nowa władza w Polsce miała charakter umiarkowany i pragmatyczny. Wskazywało na to wiele elementów kampanii wyborczej – zarówno Andrzeja Dudy, jak i Beaty Szydło. Wiele ugrupowań na całym świecie przed wyborami prezentuje się bardziej radykalnie niż potem jako partie rządzące. Dlatego uważałem, że należy bez przesądów i uprzedzeń poczekać, dać szansę. I nadal uważam, że było to słuszne rozumowanie.

A co stało się później?

W szalenie szybkim tempie zaczęła się próba orbanizacji Polski. To jest ewenement na skalę europejską. Media publiczne, Trybunał Konstytucyjny, służba cywilna i służby specjalne… Szokujące jest, że Jarosław Kaczyński, osoba ewidentnie mająca dziś decydujący głos w polskiej polityce, bez nawet formalnej obecności premier Szydło czy prezydenta Dudy spotkał się z Viktorem Orbánem. Nie zależy mu więc nawet na stwarzaniu pozorów, że nie dzierży władzy. Szokujące jest także to, że prezydent Duda, sam przecież prawnik, głowa państwa, mający stać na straży Konstytucji, zachowuje się w sposób tak bardzo partyjny. Z tego powodu sam zdecydowałem się odezwać głosem Kasandry – mając nadzieję, że odniesie to jakiś skutek.

Uważałem, że należy uczynić to teraz, bo za 6 miesięcy czy za rok zmiany kadrowe i instytucjonalne zajdą tak daleko, że będzie za późno. A inne kraje machną na Polskę ręką. Już teraz na Zachodzie – we Francji, Włoszech słychać takie głosy: „no tak, to jednak jest Europa Wschodnia, jej demokracja ma słabe korzenie, jej liberalizm nie jest prawdziwy, może zatem trzeba integrować silne jądro Unii Europejskiej, np. strefę euro, zamiast liczyć na Polskę…”.

Niedawno ukazał się tekst Neala Aschersona, który twierdzi, że ze względu na wzmacniające się nastroje nacjonalistyczne Polska może w przyszłości stanowić zagrożenie dla bezpieczeństwa Unii Europejskiej. W części ukazujących się komentarzy nie sposób nie dostrzec swoistej Schadenfreude albo przynajmniej nastawienia typu „a nie mówiliśmy?”.

Zacznijmy od historii. Amerykański historyk Larry Wolff napisał kiedyś świetną książkę „Inventing Eastern Europe”.

To była książka inspirowana „Orientalizmem” Edwarda Saida, pracą prezentującą tezę, że Zachód „wyobraził sobie” egzotyczny, tajemniczy i zacofany Bliski Wschód. Jak pisze Said: „zorientalizował go”.

Tak, zaś Wolff dokumentuje, jak już w XVIII stuleciu na Starym Kontynencie rozwinął się rodzaj orientalizmu wewnątrzeuropejskiego. Myślano w tych kategoriach zwłaszcza o Polsce, jej sarmackich tradycjach, przedstawiając ją jako coś egzotycznego i barbarzyńskiego zarazem. Polska miała być „barbarzyńcą w ogrodzie”. Te przesądy istnieją do dziś. Sam byłem świadkiem, jak w latach 90. w czeskiej Pradze François Mitterand starał się stworzyć, zamiast Unii Europejskiej, którą znamy dziś, tzw. konfederację europejską. W jej ramach Europa Wschodnia na wieki wieków pozostałaby w poczekalni.

Jakie będą konsekwencje zmiany sposobu myślenia o Polsce i szerzej – o Europie Środkowo-Wschodniej?

Cały wywiad TUTAJ

dr Karolina Wigura

szefowa Obserwatorium Debaty Publicznej „Kultury Liberalnej”, adiunktka w Instytucie Socjologii UW, visiting scholar na Uniwersytecie Oksfordzkim (2016). Autorka książki pt. „Wina narodów. Przebaczenie jako strategia prowadzenia polityki” (Nagroda Tischnera 2012).

Timothy Garton Ash

brytyjski historyk. Specjalizuje się w dziejach Europy po 1945 roku. Po polsku opublikował między innymi: „Polska rewolucja. Solidarność”, „W imieniu Europy. Niemcy i podzielony kontynent”, „Wolny świat. Dlaczego kryzys Zachodu jest szansą dla naszych dziejów”. W języku angielskim jego ostatnia książka to „Facts are Subversive: Political Writing from a Decade without a Name”.

TOK FM

„Washington Post”: Zasada nr 1 nowego polskiego rządu? Ignorować krytykę

Wah, 15.02.2016

Artykuł oceniający politykę polskiego rządu w

Artykuł oceniający politykę polskiego rządu w „The Washington Post”

W kolejnym artykule dotyczącym sytuacji w Polsce „Washington Post” ocenia, że „od czasu przejęcia władzy w Polsce Jarosław Kaczyński wysyła spójny przekaz do swoich zwolenników: Ignorować krytykę”. „Szybkość zmian w Polsce przez długi czas uważanej za model zmian demokratycznych w postsowieckiej Europie wywołała falę szoku w kraju i w Brukseli”
 

„WP” ocenia, że „cztery miesiące od czasu przejęcia władzy w Polsce Jarosław Kaczyński wysyła jeden spójny przekaz do swoich zwolenników: Ignorować krytykę”. – Słaba Polska jest wygodna dla różnych sił w Europie i poza Europą – cytuje słowa Kaczyńskiego z ceremonii wręczenia nagrody Człowieka Roku tygodnika „Wprost” (nazywa go prorządowym magazynem) amerykański dziennik.

Gazeta opisuje także działania Kaczyńskiego, twierdząc, że „by zwiększyć swoją władzę, upchnął własnych sędziów do Trybunału Konstytucyjnego, by uniemożliwić mu wydawanie wyroków”, oraz że zamierza tworzyć państwo na wzór nieliberalnej demokracji węgierskiej. Cytuje też liderów opozycji, w tym m.in. Ryszarda Petru oraz Mateusza Kijowskiego z KOD, który stwierdza, że Kaczyński „niszczy mechanizmy demokratycznej kontroli w kraju”. – Teraz mamy jeden centralny punkt władzy: pana Kaczyńskiego – mówi Kijowski. Ryszard Petru dodaje z kolei, że „wszystko zmierza do tego, by wsadzić do więzienia ludzi odpowiedzialnych za katastrofę z 2010 roku”.

„WP” dodaje, że Kaczyński rzadko udziela wywiadów zagranicznym dziennikarzom, ale w krótkiej wypowiedzi dla dziennikarza gazety stwierdził, że „jego działania nie są gorsze niż działania Platformy Obywatelskiej”. – Już tłumaczyłem naszym amerykańskim przyjaciołom, że nie powinni bać się o polską demokrację – powiedział dziennikarzowi dziennika po gali „Wprost”.

Artykuł w „WP” pojawia się dwa dni po opublikowaniu przez prasę listu otwartego amerykańskich senatorów, w tym m.in. Johna McCaina, do premier Szydło. Autorzy pisali w nim, że „chcą wyrazić zaniepokojenie działaniami polskiego rządu, które zagrażają niezależności mediów i Trybunału Konstytucyjnego oraz psują wizerunek Polski jako wzorca przemian demokratycznych dla wszystkich innych krajów w regionie. Wzywamy Pani rząd, żeby potwierdził wierność zasadom OBWE i UE, w tym zobowiązał się szanować demokrację, prawa człowieka i rządy prawa”.

Premier Beata Szydło odpisała wczoraj, że przedstawiona przez nich diagnoza „jest obarczona wieloma błędami” i „daleką nieznajomością faktów, które są związane z tą sprawą”.

Zobacz także

washingtonPost

wyborcza.pl

2,5 tysiąca rosyjskich żołnierzy przy granicy z Łotwą i Estonią. Ćwiczą desant i szturm

look, 15.02.2016

Rosyjscy żołnierze podczas ćwiczeń wojskowych

Rosyjscy żołnierze podczas ćwiczeń wojskowych (SERGEY VENYAVSKY / AFP/EAST NEWS)

W poniedziałek w obwodzie pskowskim na zachodzie Rosji rozpoczęły się manewry wojsk desantowo-szturmowych. – Odbywają się w pobliżu granicy z krajami NATO, które wcześniej wyraziły zaniepokojenie zagrożeniem militarnym ze strony Rosji – zauważa radio Echo Moskwy.
 

Jak poinformowało rosyjskie ministerstwo obrony, ćwiczenia potrwają pięć dni, czyli do 20 lutego. Odbywają się w obwodzie pskowskim położonym w północno-zachodniej części Rosji przy granicy z Białorusią, Łotwą i Estonią. Weźmie w nich udział 2,5 tysiąca żołnierzy i 300 sztuk sprzętu wojskowego, m.in. śmigłowce, lotnictwo, pojazdy opancerzone, artyleria i drony. Celem manewrów jest przetestowanie umiejętności rosyjskiej kawalerii powietrznej, czyli żołnierzy transportowanych w rejon operacji wojskowej za pomocą śmigłowców.

„Ćwiczenia obejmą m.in. desant szturmowy, to znaczy wysadzanie żołnierzy z helikopterów na nieprzygotowany teren z wysokości 2-3 metrów. Działaniom pododdziałów desantowo-szturmowych będzie towarzyszył jednoczesny lub następujący po nich desant spadochronowy” – poinformował rosyjski MON.

Ćwiczenia mają być okazją do sprawdzenia nowego systemu nazwanego „Andromeda-D”, który znajduje się na wyposażeniu 76. Pskowskiej Dywizji Desantowo-Szturmowej. To zautomatyzowany systemem kontroli i dowodzenia na szczeblu dywizja – żołnierz.

„W ćwiczenia zaangażowane będą drony, nowe środki komunikacji i systemy wczesnego wykrywania celów powietrznych” – informuje rosyjski MON.

Zobacz także

andromedaD

wyborcza.pl

Andrzej Duda dla „Wprost”: Przeprowadzono akcję propagandową, która miała zburzyć dobry wizerunek Polski

luna, 15.02.2016

Prezydent Duda tłumaczył we

Prezydent Duda tłumaczył we „Wprost”, że na wizerunek Polski miała wpływ wroga akcja propagandowa (Fot. Sawomir Kamiski / Agencja Gazeta)

– W ostatnich miesiącach została przeprowadzona zakrojona na dużą skalę akcja propagandowa mająca na celu zburzenie dobrego wizerunku Polski. Mówiono po prostu nieprawdę na temat tego, co się w naszym kraju dzieje – powiedział prezydent Andrzej Duda w wywiadzie dla tygodnika „Wprost”.
 

W ten sposób prezydent skomentował konflikt wokół Trybunału Konstytucyjnego i późniejszą interwencję Unii Europejskiej.

Zdaniem Dudy „akcja propagandowa” ma związek z tym, że „pewna grupa ludzi” w Polsce nie może się pogodzić ze zmianą władzy. – A ponieważ mają duże wpływy w zachodnich mediach i wśród zachodnich polityków, wykonują robotę, która szkodzi Polsce – powiedział prezydent. Dodał też, że sprawa Trybunału Konstytucyjnego była tylko pretekstem do ataku i że gdyby nie ona, to pojawiłaby się jakaś inna. – Była przecież kompromisowa propozycja przedstawiona przez premier Beatę Szydło i ona została odrzucona przez opozycję. Opozycja żyje dziś z tego konfliktu i najwyraźniej nie jest w jej interesie, by doszło tu do jakiegokolwiek porozumienia – stwierdził Duda.

Zdaniem prezydenta w Unii brakuje demokracji

Pytany o ustawę inwigilacyjną Duda przekonywał, że jej uchwalenie w tak szybkim tempie było konieczne, by służby mogły efektywnie pracować. – Wokół ustawy pojawiły się różne kontrowersje, ale ze względu na kwestie bezpieczeństwa państwa, a zatem także obywateli, trzeba było te przepisy przyjąć – stwierdził prezydent.

Na pytanie, czy trzeba ustawę nowelizować, Duda odpowiedział, że jest gotów do rozmów z organizacjami pozarządowymi, jeśli mają one wątpliwości dotyczące standardów, praw człowieka czy wykonania wyroków TK. Podkreślił jednak, że jego zdaniem nowe przepisy „w wielu miejscach” zabezpieczają interesy obywateli.

W wywiadzie Duda mówił także o polityce zagranicznej. Zapytany o zarzuty, że działania Polski prowadzą do rozpadu UE i są na rękę Władimirowi Putinowi, odpowiedział, że „do rozpadu Unii mogą doprowadzić nieodpowiedzialni politycy, którzy nie szanują demokracji”.

– Obawiam się, że we wspólnocie za dużo jest elementów niedemokratycznych (…). Ponadto niektóre państwa usiłują załatwiać wyłącznie swoje interesy – powiedział prezydent. Jak dodał, do tego dochodzi „narzucanie państwom, szczególnie mniejszym, wzorców, które tam nigdy nie występowały”. – Nie możemy pozwolić na takie myślenie najsilniejszych państw, które mówią, że jeżeli ktoś ma inne obyczaje niż one, to nie uznaje reguł demokracji – podkreślił Duda.

„Nie możemy nikogo przewozić do Polski siłą”

Mówiąc o kryzysie migracyjnym, prezydent stwierdził, że system kwotowy nie jest uczciwym rozwiązaniem, a on sam nie zgadza się na to, by „kogokolwiek do Polski przewożono wbrew jego woli i aby był tu siłą przetrzymywany”. – Jeśli ci ludzie dotarli do Europy legalnie, to mają swoje prawa i mogą osiedlić się tam, gdzie chcą. Powinniśmy więc przede wszystkim strzec zewnętrznej granicy Unii Europejskiej – powiedział Duda. Dodał też, że Polska powinna rozwijać współpracę z krajami Grupy Wyszehradzkiej, bo „bogata zachodnia Europa w wielu przypadkach nas nie rozumie”; poszerzać tę współpracę o Bułgarię, Rumunię i Chorwację, a także „w miarę możliwości” prowadzić polityczny dialog z Rosją, nie zapominając jednak przy tym o Ukrainie.

Prezydent mówił również o nadchodzącym szczycie NATO w Warszawie. Stwierdził, że jego celem jest wzmocnienie bezpieczeństwa Polski pod względem militarnym. Zdaniem prezydenta Polsce potrzebna jest większa obecność NATO. – Kluczowe są dwie kwestie: możliwość szybkiego przerzucenia oddziałów państw NATO do Polski w przypadku zagrożenia i obecność na naszym terenie takich sił, abyśmy byli w stanie odeprzeć każde potencjalne niebezpieczeństwo, jak również wzmocnić kraje sojusznicze, przede wszystkim państwa bałtyckie – tłumaczył Duda.

Zobacz także

dudaPrzeprowadzono

wyborcza.pl

 

Euronews robi materiał o rządach PiS i protestach KOD. Nie wygląda to dobrze

TS, 14.02.2016

Manifestacja KOD w Krakowie, 23 stycznia 2015 r.

Manifestacja KOD w Krakowie, 23 stycznia 2015 r. (ŁUKASZ KRAJEWSKI)

Jedna z najchętniej oglądanych telewizji informacyjnych w Europie przygotowała obszerny materiał na temat sytuacji w naszym kraju.

 

„Od końca ubiegłego roku Polska rządzona jest przez populistyczny, prawicowy rząd, który próbuje zawłaszczyć media publiczne i Trybunał Konstytucyjny”, słyszymy w reportażu Euronews. To nie pierwszy taki głos w zagranicznych mediach. Wcześniej o „brzydkim obrocie” spraw w naszym kraju słyszeliśmy w CNN.

PiS vs. KOD

Dziennikarze Euronews zwracają uwagę na to, że ostatnie wybory parlamentarne i działania rządu PiS doprowadziły do wyraźnych podziałów w polskim społeczeństwie. Głównie na płaszczyźnie poparcia dla partii Jarosława Kaczyńskiego lub wolnościowych protestów Komitetu Obrony Demokracji.

– Dzisiejsza sytuacja w Polsce głęboko mnie martwi. Jestem młodym historykiem, więc wiem, jakie to może mieć konsekwencje. Jestem zmartwiony – mówi w rozmowie z Euronews Artur Sierawski, student historii i szef młodych z KOD. – Najbardziej martwi mnie to, że rząd stawia na kurs przeciwko Unii Europejskiej – to z kolei głos innego zwolennika KOD, Adama Lewańskiego.

Ale w reportażu pojawiają się też głosy drugiej strony. – Przed zmianą rządu media publiczne były stronnicze. Prezentowały lewicowo-liberalne opinie, zgodne z polityką ówczesnych władz. To nie było sprawiedliwe, więc przez trzy lata nie oglądałam telewizji – mówi sędzia Kamila Thiel-Ornass i dodaje: – Tylko w Internecie miałam wybór.

„Ministerstwo propagandy”

W materiale Euronews wypowiada się też Maciej Czajkowski, były już sekretarz redakcji TVP Info. – Jesteśmy teraz bezrobotni. Na początku było nas dwóch – szef wiadomości i ja. Potem było tsunami zwolnień – mówi dziennikarz.

I dodaje: – Jeśli mamy do czynienia z bezpośrednią ingerencją polityków w tworzenie wiadomości, to nie sądzę, byśmy mogli nazwać takie państwo demokratycznym. Polska telewizja i polskie radio staną się kolejnym polskim resortem – ministerstwem propagandy.

Czajkowski podkreśla, że „Wiadomościom” ufało około 70 proc. widzów. – A jaki jest poziom zaufania do polityka, który oskarża nas o stronniczość? Kilkanaście procent – mówi.

„Wrócimy do Europy”

Również Jarosław Kulczycki mówi o statystykach prowadzonych przez organy eksperckie. Według tych danych – choć innego zdania są obecni rządzący – to właśnie TVP przedstawiała informacje w sposób najbardziej obiektywny podczas kampanii prezydenckiej i parlamentarnej. – W ostatnich wydaniach „Wiadomości”, widać ogromną stronniczość – dodaje.

– Partia rządząca zmienia zasady gry, przewraca stół (…) To nie zmiana, to rewolucja – mówi Kulczycki, ale stara się być dobrej myśli: Przyjmujemy teraz szczepionkę przeciw populizmowi. Mam nadzieję, że wyjdzie nam to na dobre.

Dziennikarz zwraca się też do Europejczyków. – Chciałbym podkreślić, że Polska jest ważnym członkiem europejskiej rodziny. Reprezentujemy te same wartości. Część moich rodaków podjęła inną decyzję, ale mam nadzieję, że zmienią zdanie i wrócimy do Europy – mówi.

Demokracja jak sport. Muszą być zasady

O nietypowej, jeśli chodzi o podział władzy, sytuacji w Polsce mówi z kolei konstytucjonalista, Maciej Chmaj. – Pozycja prezydenta Dudy nie jest typowa. W demokratycznym kraju musi być podział między władzą sądowniczą a legislacyjną i wykonawczą. Teraz, w związku z brakiem takiego podziału, mamy bardzo duży problem. I to jest kryzys konstytucyjny – mówi prawnik i politolog.

I dodaje: – Demokracja to gra, podobnie jak piłka nożna, ale przecież bez przestrzegania zasad taka gra nie ma sensu.

Zobacz reportaż Euronews o aktualnej sytuacji w Polsce:

http://www.euronews.com/embed/323957/

euronews

gazeta.pl

„Bunt przeciw Schetynie kwestią czasu”. Dostał władzę, ale za chwilę zostanie tylko ze skompromitowanym szyldem PO

Grzegorz Schetyna to wytrawny polityk, ale w walce o wielką władzę ma pecha, który wcale nie przestał go prześladować...
Grzegorz Schetyna to wytrawny polityk, ale w walce o wielką władzę ma pecha, który wcale nie przestał go prześladować… Fot. Sławomir Kamiński / Agencja Gazeta

„Jak się tu pojawi znowu, to sam mu zorganizuję Trybunał Stanu” – tak według jednego z tabloidów miał powiedzieć Grzegorz Schetyna o Donaldzie Tusku, gdy triumfował po przejęciu władzy w Platformie Obywatelskiej. W rozmowie z naTemat działacze PO nie pozostawiają jednak wątpliwości, że prawdziwe problemy dopiero przed samym Schetyną. I nie chodzi o walkę z PiS, a buntem szykującym się w jego własnej partii.

Koniec tego dobrego
Powierzchowność nowego przewodniczącego Platformy Obywatelskiej ma jedną specyficzną dla niego cechą. Grzegorz Schetyna ma olbrzymi problem z tym, by ukryć zadowolenie. Szczególnie ten charakterystyczny uśmieszek, który w ostatnich latach towarzyszył prawie każdej kolejnej klęsce PO. Nie inna mina pojawiła się na twarzy Schetyny po przegranej w wyborach parlamentarnych z 25 października 2015 roku. Bo wiedział, że wtedy zaczęła się era jego przywództwa w Platformie. Coś, na co ciężko pracował i czekał 15 lat.

W jeszcze lepszy humor Grzegorza Schetynę musiały wprawić kolejne miesiące, w których okazało się, że walka o pozycję lidera największej partii opozycyjnej w Sejmie będzie łatwiejsza niż się wydawało. Donald Tusk niespecjalnie mocno zaangażował się w kadrowe przetasowania i tylko pro forma wsparł skazanego na porażkę z powodu braku partyjnego zaplecza i charyzmy Tomasza Siemoniaka. Ostatecznie, tuż przed wyborami nowego przewodniczącego PO polityk z Dolnego Śląska został jedynym kandydatem.

I właśnie wtedy mina powinna mu wreszcie zrzednąć, bo wszystko poszło zbyt gładko. I efekt jest taki, że niezbyt łatwo Grzegorzowi Schetynie prowadzić dziś partyjne czystki, którymi odgrażał się w platformianych kuluarach od lat.

Ta władza przyszła zbyt łatwo
Przede wszystkim to efekt trudnego położenia partii, której lider nie może pozwolić sobie na zbyt mocne tarcia, by nie przyspieszyć u swoich posłów decyzji o transferze do .Nowoczesnej, ludowców, a tym bardziej do Prawa i Sprawiedliwości. Jednak inny problem Schetyny to fakt, iż lojalność wobec niego oficjalnie zadeklarowali właściwie wszyscy. Trudno więc pacyfikować spacyfikowanych i walczyć z tymi, którzy sami deklarują się jako przegrani.

Być może zdezorientowanie tą sytuacją i świadomość, że jest to jedynie zasłona dymna są powodami tego, iż Grzegorz Schetyna po przejęciu władzy w PO zachowuje się bardziej nerwowo i chaotycznie niż kiedy zajmował się walką o fotel przewodniczącego. Bo naprawdę jest zbyt wytrawnym politykiem, by nie zdawać sobie sprawy, że dobra passa w partii to zwiastun kłopotów…

To w rozmowie z naTemat przyznają działacze Platformy. – W Sejmie jest młyn zgotowany przez PiS, a poza tym wszyscy się wciąż „macają”, liczą szable, kombinują. Ale my, tu w regionach powoli nie mamy na co czekać. Kto jest pewien, że zostaje w Platformie i aktywnej polityce, ten musi działać. A pierwsze zadanie to na serio odnowić przywództwo – słyszę od wpływowego działacza z pomorskich struktur.

Tusk wciąż rozgrywa
To region, w którym bunt przeciw Schetynie prawdopodobnie wybuchnie najszybciej i będzie najbardziej zdecydowany. Nowy szef PO nigdy nie miał tam zbyt wiele do powiedzenia, a do tego wciąż to miejsce, nad którym mniej lub bardziej oficjalnie czuwają przyjaciele Donalda Tuska. Dzięki którym to właśnie na Pomorzu najtrudniej będzie uprawiać polityczny prozelityzm ludziom Ryszarda Petru, nie będzie obaw o lojalność i wpływy w samorządzie, oraz – co dla każdej partii niebagatelne – przychylność ludzi z dużymi pieniędzmi.

Kluczowy jest też fakt, że to struktury kierowane przez przewodniczącego klubu parlamentarnego PO Sławomira Neumanna. Ten 47-letni starogardzianin to w polityce trochę człowiek-zagadka. Długo był wpływowy co najwyżej w partyjnej III lidze. Przez ostatnie lata jego głównym politycznym zadaniem było pilnowanie Bartosza Arłukowicza w Ministerstwie Zdrowia, gdzie od 2012 roku był sekretarzem stanu.

Wtedy był brany za jednego z zaufanych ludzi Donalda Tuska, ale kiedy rok temu jego kariera partyjna nabrała tempa i został szefem pomorskiej Platformy, zaczęto spekulować o tym, iż raczej osłabi wpływy przewodniczącego Rady Europejskiej w jego rodzimym regionie. Tuż po wyborach to on ostatecznie upokorzył też Ewę Kopacz namaszczoną przecież niegdyś przez Tuska, która przegrała z nim walkę o szefostwo w klubie parlamentarnym. Szybko pojawiły się jednak informacje, że Neumann zielone światło na takie rozwiązanie problemu PO z Kopacz dostał właśnie z Brukseli.

I przy okazji pokazał, że ma nie tylko wpływy, ale ujawnił też charyzmę i… przeszedł sporą metamorfozę stylistyczną. Co przecież jest nie bez znaczenia we współczesnym marketingu politycznym. – Zaczął się lepiej ubierać, zyskał tym pewność siebie. Schetyna wygląda teraz przy nim jak ubogi krewny. A ludzie oceniają przede wszystkim po wyglądzie. Niektórzy żartują, że Tusk wysłał go do swojej córki, by go wystylizowała na nowego lidera – słyszę od mojego rozmówcy z gdańskiej PO.

Niech sobie bierze tę Platformę…
Szef klubu parlamentarnego zdaje się mieć też lepszy posłuch od przewodniczącego Platformy w stolicy. – Mamy wciąż permanentny „bezplan”, ale wydaje mi się, że jest coś na rzeczy w tym, że czas pożegnać się zarazem ze Grzegorzem Schetyną i starym szyldem. PO nie kojarzy się dobrze, bo zniszczyliśmy sobie markę własnymi wpadkami i oddaniem pola PiS, który przez te osiem lat zrobiło z naszej nazwy synonim wszelkiego zła. To było piękne 15 lat i fajnie byłoby budować partię trwałą na lata, jak Republikanie i Demokracji w USA, ale ważniejsza od marzeń jest realpolitik – mówi poseł Platformy z południa Polski.

Plan, o którym wspomina, miałby zakładać „załatwienie Schetyny” w ten sposób, iż pozostałby on z logo Platformy, grupką posłów i najbardziej oddanych mu działaczy, oraz wszelkimi kłopotami, które do partii przylgnęły. Pozostali, z błogosławieństwem Donalda Tuska i prawdopodobnie pod okiem Sławomira Neumanna mieliby podjąć próbę zbudowania zupełnie nowego projektu. – Petru wielu ludzi coraz bardziej wkurza, a nas ogranicza przede wszystkim skompromitowany szyld. Poza tym prosty transfer z PO do .Nowoczesnej u większości odpada, bo Petru pomiatałby nami tak, jak Schetyna. Na co to komu? – pyta retorycznie polityk.

A nawet jeśli ten plan nie wejdzie w życie i pod przywództwem Grzegorza Schetyny uda się pokonać konkurencję z .Nowoczesnej i podjąć rękawicę do walki z PiS, to te sukcesy wewnętrznych problemów też nie powinny rozwiązać. – W takim układzie zacznie mu odbijać sodówka, zacznie swoje gierki i zemsty. Wszyscy to dobrze wiedzą. Schetyna powinien pamiętać, co mawiał Tusk. Że prawdziwej władzy się nie dostaje, tylko trzeba ją wywalczyć, bo inaczej źle się kończy. Sprawdziło się choćby na Kopacz. A on myśli, że wywalczył funkcję przewodniczącego? Wolne żarty, z kim tę walkę wygrał…? – mówią w Gdańsku.

bunt

naTemat.pl

Tomasz Lis: Rok wściekłego wyborcy

14-02-2016

ZOBACZ ZDJĘCIA »German Chancellor Merkel receives US Secretary of State Clinton

 fot. MICHAEL KAPPELER  /  źródło: PAP

W najbliższych kilku tygodniach, a na pewno miesiącach rozstrzygną się losy dwóch kobiet, którym rozsądnie myślący Polacy powinni kibicować.

Jedna ma 68 lat, druga 62, jedna jest córką biznesmena, druga pastora, mąż pierwszej był najważniejszym człowiekiem na świecie, mąż drugiej jest skromnym chemikiem. Pierwsza ma majątek wart kilkadziesiąt milionów dolarów i piękną posiadłość w Waszyngtonie, druga mieszka w skromnym apartamencie w centrum Berlina. Bardzo wiele różni Hillary Clinton i Angelę Merkel, ale to, co najważniejsze, je łączy. Obie mają niezwykłe polityczne doświadczenie, każda z nich gwarantuje swemu krajowi najlepszy możliwy w obecnym czasie rodzaj przywództwa. I jeszcze jedno – obie mogą wkrótce definitywnie przegrać.

Powody ewentualnych porażek są oczywiście różne. Angela Merkel może stracić funkcję kanclerza, bo – w sprawie uchodźców – być może pierwszy raz kierowała się sercem, a nie zimną kalkulacją. Hillary Clinton może nie uzyskać nominacji Partii Demokratycznej w wyborach prezydenckich, bo wyborcy widzą zalety jej umysłu, ale nie dostrzegają w niej serca i pasji, może poza pasją do kosmicznych wynagrodzeń za wystąpienia dla bankierów z Wall Street.

Czytaj także: Kronika Dobrej Zmiany 

Obie te kobiety (Hillary Clinton pewnie chętnie zgodziłaby się na słowo „polityczki”, Angela Merkel przeciwnie) mogą paść ofiarą złości elektoratów. W Ameryce mamy „rok wściekłego wyborcy” – w cenie jest populizm prawo- i lewostronny, a nie umiar, tym bardziej gdy jest to umiar kogoś postrzeganego jako przedstawiciel establishmentu. W Niemczech już 40 procent obywateli jest za dymisją Merkel, bo głęboko nie zgadzają się z jej polityką otwartych drzwi dla imigrantów.

Czytaj także: Renata Kim: Kaczyzm obśmiany 

Clinton i Merkel oczywiście można wiele zarzucić. Żona byłego prezydenta rzeczywiście przeszarżowała, grając kartą kobiecości. Rzeczywiście reprezentuje establishment. Rzeczywiście ma na koncie wiele niewyjaśnionych spraw – od kwestii korzystania z prywatnej skrzynki e-mailowej w komunikacji dotyczącej najważniejszych spraw państwa po niechęć do ujawnienia, co naprawdę mówiła w jednym z wystąpień dla bankierów, za które dostała, bagatela, 600 tysięcy dolarów. Angela Merkel rzeczywiście przeszarżowała, nie szacując precyzyjnie wielkiego ryzyka, jakim było – i dla Europy, i dla Niemiec, i dla niej samej – wysłanie ewentualnym imigrantom otwartego zaproszenia. Nawiasem mówiąc, byłoby swoistym paradoksem, gdyby pani kanclerz, której od lat zarzuca się kunktatorstwo i niepodejmowanie decyzji przed wsłuchaniem się w głos wyborców, straciła władzę właśnie za to, że kunktatorem nie była. Za takie gesty można wprawdzie dostać tytuł Człowieka Roku magazynu „Time”, ale można też stracić kanclerską pieczątkę. (…)

Porażki obu pań byłyby złą wiadomością dla Polski i źródłem naszych nowych kłopotów…

rokWściekłego

Newsweek.pl

Źle się dzieje

Wydarzenia różnej wagi wskazują, że źle się dzieje w naszym kraju i tego nie zmienia fakt, że mamy demokratycznie wybrane władze, a decyzja „suwerena” była jasna i zdecydowana. Od listu senatorów amerykańskich do premier Szydło po sprawy drobniejsze – nie brak powodów do niepokoju.
Dymisja komendanta głównego policji, inspektora Zbigniewa Maja, to bomba odłamkowa. Jedną ofiarą jest sam komendant, inną minister Spraw Wewnętrznych i Administracji Błaszczak, który formalnie inspektora mianował i prezes Kaczyński, który musiał taką nominację zatwierdzić. (O premier Szydło tylko wspominam w nawiasie, stosownie do jej pozycji). Motywy dymisji są niejasne. Sam „poszkodowany” w ciągu dwóch miesięcy urzędowania zdążył podjąć kilkadziesiąt (!) decyzji personalnych. Widać, że działał w tempie PiS-owskim. Co teraz czują i myślą ludzie przez komendanta Maja odwołani i powołani? Czy nowy komendant (ktokolwiek nim zostanie) też zacznie od rewolucji kadrowej?
Inny aspekt tej sprawy, to odrzucenie przez Prokuraturę raportu policji w sprawie rzekomych , sprzecznych z prawem podsłuchów telefonicznych prawników i dziennikarzy. W kampanii wyborczej był to jeden z koronnych argumentów przeciwko rządowi Platformy, która faktycznie nie panowała nad służbami (przypominam dymisję min. Sienkiewicza), ale nie do tego stopnia, żeby autoryzować takie bezprawie. O podsłuchach mówili i pisali z oburzeniem prezydent Duda (w „Financial Times”), premier Szydło (w Parlamencie Europejskim) i ministrowie. Jak się teraz okazało, zdaniem prokuratury, raport nie dostarczył dowodów ani przesłanek wskazujących na podsłuchy i trafił do kosza. Jest to być może ostatnia istotna decyzja niezależnej prokuratury. Gdyby szefem prokuratury był już wtedy Zbigniew Ziobro, „dowody” na podsłuchy zostałyby potraktowane z większą atencją. Prokuratura za czasów poprzedniego szefa (Andrzej Seremet) była często przedmiotem krytyki, nie raz uzasadnionej, ale jeszcze do niej zatęsknimy. (Choć bezpodstawne przetrzymywanie w areszcie „Starucha” każe myśleć inaczej.)
Komendant Główny Policji to była tylko jedna z setek nominacji nowego rządu. A co powiedzieć o nowym prezesie Orlenu, znajomym prezesa, p. Jasińskim? A pan Mastalerek, który na otarcie łez (za to, że nie znalazł się na listach wyborczych PiS) został dyrektorem do spraw komunikacji Orlenu? To równie niesmaczne, jak próba ulokowania na tym stanowisku p. Ostachowicza, kiedy Donald Tusk pakował się już do Brukseli.
Inspektor Maj skompromitował się słynną wycieczką do „bizantyjskiego” gabinetu komendanta głównego policji, ale to nie jedyna kompromitacja. Żałosne było, jak minister i wicepremier Jarosław Gowin w programie Moniki Olejnik w TVN zaczął przekonywać, że Mateusz Kijowski (leader KOD) jest „resortowym wnukiem”. Pojęcie powstałe na marginesie życia politycznego, zostaje wprowadzone do głównego nurtu. I to przez kogo?! Minister Nauki oraz wicepremier, były minister Sprawiedliwości traktuje poważnie takie brednie. To znaczy, że praktyki pseudo-norymberskie, grzebanie w genealogii do trzeciego i dalszych pokoleń, ustalanie w ilu procentach ktoś jest „resortowy”, są już do przyjęcia. Mam nadzieję, że wicepremier przeprosi Mateusza Kijowskiego i jego rodzinę, a jeśli nie, to że lider KOD odda sprawę do sądu. Nawet gdyby dziadek M.K. był złoczyńcą, to czyż wnuki odpowiadają za dziadków, a dzieci za rodziców?! Wstyd, że trzeba to jeszcze przypominać.

Z innej beczki: ci, którzy twierdzą, że Polska musi odzyskać należną jej pozycję, że musi powstać z kolan, odrzucić „pedagogikę wstydu” – sami, swoimi decyzjami powodują, że jest wręcz odwrotnie. Profesor Ryszard Bugaj, który głosował na PiS i został członkiem Prezydenckiej Rady Rozwoju, zrezygnował z tego zaszczytu ze względu na całokształt – Trybunał, służbę cywilną, media publiczne etc.
Zalew krytyki ze strony polityków zachodnich i w mediach zagranicznych jest tak duży, że nie można go przypisać li tylko zgubnym wpływom i kontaktom Anne Applebaum. Postawienie Polski na cenzurowanym w Unii Europejskiej nie może wynikać z zakulisowych manipulacji Platformy. Taka wszechmocna, to ona nie jest. Wizyta członków Komisji Weneckiej i konieczność tłumaczenia się przed nimi, wizyta komisarza praw człowieka Rady Europy i jego jednoznacznie krytyczne wypowiedzi o sytuacji w Polsce, publiczne sygnały z Departamentu Stanu USA, wreszcie list trzech senatorów amerykańskich do polskiej premier , to poważny uszczerbek dla wizerunku Polski w świecie. Senator John McCain – nie żaden „lewak”, ale legenda prawicy amerykańskiej, bohater z Wietnamu, były kandydat Partii Republikańskiej na prezydenta, oraz dwaj inni wpływowi senatorowie – to nie są ludzie do zbagatelizowania. Jeśli oni dają wyraz swojemu zaniepokojeniu sytuacją w Polsce, to trzeba poważnie zastanowić się nad tym, co się u nas dzieje. Nawet najbardziej stanowcza odprawa dana w odpowiedzi autorom listu nie poprawi sytuacji w naszym kraju i jego wizerunku zagranicą.

danielPassent

passent.blog.polityka.pl

Uszyj, napraw, zrób sobie sam

Alicja Bobrowicz, Anita Karwowska, 13.02.2016

Majsterki mają profesjonalną pracownię, w której odnawiają stare przedmioty i tworzą nowe. Ich zdaniem DIY jest nie tylko dla perfekcjonistów - czasem lepiej przyciąć krzywo, ale mieć z tego frajdę

Majsterki mają profesjonalną pracownię, w której odnawiają stare przedmioty i tworzą nowe. Ich zdaniem DIY jest nie tylko dla perfekcjonistów – czasem lepiej przyciąć krzywo, ale mieć z tego frajdę (Fot. Łukasz Milej)

Mamy to we krwi. Wolimy własnymi rękami naprawić, uszyć, odnowić, ugotować. Ale także nagrać płytę, wydać książkę, zrobić pierścionek, ukręcić krem, stworzyć grę komputerową. A przecież łatwiej i szybciej jest coś kupić lub zlecić
 

Dawne „zrób to sam” wróciło do Polski i robi furorę wśród 30- i 40-latków. Tyle że dziś nazywa się „DIY” od angielskiego „do it yourself” i niesie ze sobą znacznie więcej znaczeń niż kiedyś. Dwa lata temu niemiecka Deutsche Welle opisywała DIY jako masowy trend, który oddaje ducha naszych czasów. W reportażu przytoczono historie młodych Niemców, którzy po pracy biegną na warsztaty szycia, robienia przetworów albo odnawiania krzeseł. Przebywanie wśród turkoczących maszyn do szycia, koncentrowanie się na pracy własnych rąk to dla nich sposób na odreagowanie zawodowych napięć. – Wspólne działania są ucieczką od stresu, który spotęgował się wskutek kryzysu finansowego. Tworzymy dla siebie przestrzeń kreatywności – tłumaczyła Ines Imdahl, szefowa instytutu badań marketingowych Rheingold Institut.

– DIY to wielowarstwowe zjawisko, w którym ujawnia się styl życia, stosunek do przedmiotów, do pracy, poglądy na ekonomię i ekologię – uważa dr Piotr Cichocki z Zakładu Etnologii Pozaeuropejskiej i Globalistyki Uniwersytetu Warszawskiego.

DIY obejmuje wiele różnych dziedzin życia – od urządzania domu, napraw samochodowych, uprawiania ogrodu, majsterkowania po rękodzieło czy odnawianie mebli. Profesorowie Marco Wolf i Shaun McQuitty, specjaliści od marketingu, sprawdzili, dlaczego właściwie ludzie robią, przerabiają lub naprawiają coś samodzielnie, zamiast kupować lub zlecić („Academy of Marketing Science Review”, 2011). Ustalili, że: chcą oszczędzić (choć podkreślają, że do „zrób to sam” przyznają się osoby o różnych, często średnich i wysokich zarobkach), nie mogą znaleźć tego, co zaspokoi ich potrzeby, nie są zadowoleni z jakości dostępnych na rynku produktów albo usług. Ale również czerpią z tego inne, pozaekonomiczne korzyści. Czują, że zmieniają swoje życie na lepsze, i zyskują poczucie kontroli nad otaczającą rzeczywistością. Zrobienie czegoś własnoręcznie, od początku do końca, przynosi poczucie samodoskonalenia się, uczenia czegoś nowego. I wreszcie oznacza też dobrą zabawę.

Angielskie „do it yourself” łączyło się pierwotnie z remontem, przebudową i urządzeniem domu. W Stanach Zjednoczonych przyjęło się na dobre w latach 50., kiedy Amerykanie meblowali się w swoich domach na przedmieściach. Wtedy wykorzystywanie własnych talentów i manualnych zdolności do urządzenia i prowadzenia domu było postrzegane jako wyraz kreatywności i oszczędności. Lata 70. przyniosły wysyp magazynów i poradników podpowiadających, jak poradzić sobie z domowymi naprawami czy jak uszyć zasłony.

Z czasem zaczęto mówić o DIY w nowych kontekstach. „Zrób to sam” stało się częścią filozofii punk i antykonsumpcjonizmu od lat 70. Polegało na nagrywaniu muzyki własnym sumptem, samodzielnym tworzeniu koszulek i naszywek, tworzeniu fanzinów. Dziś odnosi się też m.in. do samodzielnego wydawania książek i komiksów, niezależnego tworzenia gier komputerowych i programów. Można być nawet naukowcem DIY, biorąc udział w projektach typu „citizen science” (nauki obywatelskiej), np. analizując udostępniane przez naukowców w sieci wyniki badań.

Niektóre pomysły z serii „zrób to sam” wywołują kontrowersje. Założyciel Facebooka Mark Zuckerberg w 2011 roku ogłosił światu, że „właśnie zabił świnię i gęś”. Własnoręcznie, bo postanowił, że będzie jadł mięso tylko tych zwierząt, które własnoręcznie pozbawi życia. Wszystko po to, by docenić to, co ma. Pisał, że dzięki temu „praktycznie został wegetarianinem”. Od tamtej pory na amerykańskim rynku przybyło poradników i warsztatów dla tych, którzy mają zamiar iść w ślady milionera. Niektórzy idą jeszcze dalej, jedząc tylko to, co sami upolowali.

Dla niektórych filozofia DIY łączy się nierozerwalnie z ekologią. Uważają, że nie chodzi o majsterkowanie czy tworzenie rzeczy, ale o ich przerabianie i odnawianie. W duchu tzw. zasady 3R (od ang. reduce, reuse, recycle), która mówi, by nie kupować zbędnych rzeczy, używać powtórnie tych, które się ma, a potem je utylizować.

Kilka pokoleń Polaków ciągle jeszcze, mówiąc „zrób to sam”, myśli: Adam Słodowy. Programy byłego majora, popularyzatora majsterkowania, który potrafił robić cuda z wkładu do długopisu (łącznie 505 odcinków), były nadawane od 1958 do 1983 roku. Nakład jego książki „Lubię majsterkować” z 1973 roku przekroczył pół miliona egzemplarzy. Zresztą podejście „zrób to sam” wymuszały okoliczności, peerelowska bylejakość i puste półki.

Domek w szufladzie

Dla blogerów rzemieślniczych (tzw. craftowych) kopalnią inspiracji jest anglojęzyczny internet. Tylko co robić, jeśli odnowić trzeba np. „liska” (zaprojektowany przez Hannę Lis fotel typu 300-190, popularny w latach 70.)? – Wtedy sprawdza się metoda prób i błędów. Rozbieram mebel na części i uczę się go. W razie wątpliwości pytam o radę wujka stolarza. Dużo mnie nauczył, m.in. jak zdejmować z krzesła stary lakier – mówi Paula Adamska, autorka bloga Refreszing.pl. 30-letnia łodzianka po prawie i administracji odnawianiem mebli zainteresowała się jeszcze jako nastolatka. Rok temu swoje projekty pokazywała w sieci.

Odświeżone własnymi rękami krzesła, stoły, szafki i fotele wymienia w swoim mieszkaniu kilkanaście razy w roku. Wciąż pojawiają się nowe przedmioty, którym przywróciła życie. – Jeszcze kilka lat temu znalezienie materiałów do renowacji było prawie niemożliwe. Dziś już mamy w Polsce dobrą farbę do malowania kuchennych płytek i frontów – cieszy się blogerka.

Czytają ją wyłącznie dziewczyny. Chcą wiedzieć, czy zwykłą farbą można zamalować szafkę z MDF-u, czym różni się szlifierka mimośrodowa od oscylacyjnej, jak dobrać farbę, by nie złuszczyła się za szybko. – Mężczyznom ego nie pozwala szukać rad rzemieślniczych u kobiety. Mają własnych idoli – mówi Paula. – Właśnie kończę instrukcję wykonania domku dla lalek ze starej szuflady – dodaje.

Malwina Woźniak, autorka bloga DIY „It’s so easy”, tematem zainteresowała się trzy lata temu. Babcia pracowała w dekoratorni, Malwina poszła w jej ślady. – Gdy zakładałam blog, DIY w Polsce raczkowało. Nie wystarczało mi, by wytwarzać ładne rzeczy. Chciałam uczyć innych, jak to robić – mówi blogerka. Kluczowy jest tutorial, czyli poradnik wykonania przedmiotu krok po kroku. Opis musi być czytelny i dobrze zilustrowany.

Majsterki chętnie inspirują się blogami hiszpańskimi. – Lubię kolory, nudzi mnie wszechobecny w Polsce styl skandynawski – mówi jedna z nich, dziennikarka Sylwia Czubkowska. Majsterki.pl to inicjatywa trzech młodych kobiet: Sylwii Czubkowskiej, dziennikarki Beaty Sowy i marketingowca Alicji Rzeczkowskiej. Mają profesjonalną pracownię, w której odnawiają stare przedmioty i tworzą nowe. Uczyły się od rzemieślników, zaliczyły kursy ciesielstwa, renowacji mebli i krawiectwa. Ale pocieszają, że DIY nie jest tylko dla perfekcjonistów. – Co prawda przy cięciu jest zasada, by najpierw trzy razy zmierzyć, ale czasem lepiej przyciąć krzywo, ale z frajdą. Nie wierzę, że ktoś mógłby nie poradzić sobie z majsterkowaniem. Na nasze warsztaty „zrób to sam” przychodzą także dzieci – mówi Czubkowska. Majsterki uczyły je m.in. wykonywania pieczątek do ozdabiania ścian, wieszaków z pnia brzozy oraz pufa ze starej skrzyni.

Ekokrem dla trzydziestki

Na warsztaty kosmetyczne przychodzą głównie 30- i 40-latki, które już coś dla siebie zrobiły – zmieniły dietę na zdrową, zapisały się na siłownię czy jogę, przeszły warsztaty samorozwoju. Teraz zaczęły się przyglądać temu, co nakładają na twarz i ciało. Parabeny, detergenty, sztuczne barwniki ze składów na etykietach kremów i balsamów wydały im się nagle wrogie i niebezpieczne.

– Marketing kosmetyczny jest potężny. Wierzyłam, że nie obejdę się bez sporej ilości kosmetyków – mówi Hanna Sobkowska, założycielka Synchronii. Kilka lat temu zrezygnowała ze wszystkich sklepowych kremów, maści, podkładów i toników. Nie radziła sobie z problemami skórnymi, nie pomagały drogie kosmetyki i maści od dermatologów. Na półce w łazience ustawiła zimnotłoczony olej jojoba, hydrolat oczarowy i żel hialuronowy.

Dziś rzadko nosi makijaż. Krem do twarzy dla siebie robi w dziesięć minut. Wygląda i czuje się młodziej niż wtedy. Podczas warsztatów robienia kwiatowych soli i kul do kąpieli, ekologicznych kremów czy kolorowych mydeł zapachowych tłumaczy, jak poznać swoją cerę, dobrać odpowiednie dla niej składniki, wykorzystywać zioła i naturalne barwniki, takie jak kurkuma, cynamon czy kakao.

Dla niej zmiana pielęgnacji ciała to część większej opowieści. Rzuciła pracę w korporacji, zwolniła tempo, zamieniła gwarny Poznań na spokojną wieś pod Lesznem, skończyła szkołę trenerów rozwoju osobistego. Mówi, że dziś wśród jej kursantek są panie, które szukają pasji, bo gdzieś zgubiły radość życia, i takie, które po prostu chcą odpocząć, pobyć z innymi, zrobić coś tylko dla siebie.

– Robimy peelingi z cukru i soku ze świeżych pomarańczy, balsamy na ciepło w formie świec, olejki do demakijażu, np. z naparu z rumianku, oleju ze słodkich migdałów i witaminy E. Ogranicza nas tylko wyobraźnia – śmieje się Monika Laskowska, tłumaczka z języka rosyjskiego i autorka bloga „Wielki kufer”. Prowadzenie warsztatów łączy z pracą zawodową, choć ostatnio zajmuje jej to każdą wolną chwilę.

Rynek kosmetyków DIY się rozkręca – uczestniczki warsztatów zakładają własne biznesy, same prowadzą zajęcia i blogi albo sprzedają własnoręcznie przygotowane wyroby. Podobnie jak w Skandynawii, Niemczech czy Wielkiej Brytanii w Polsce można zamówić krem przygotowany na miarę. Warsztaty robienia kosmetyków zamawiają dla pracowników korporacje. Popularne są też jako pomysł na wieczór panieński.

Od niedawna przychodzą na nie też panowie. W większości tacy, którym filozofia eko nie jest obca. Ale też ci, którzy chcą podarować partnerce samodzielnie zrobiony kosmetyk.

Schamballa dla zmęczonych korpo

– Wypatrzyliśmy je chyba w jakimś serialu, spodobały nam się takie surowe, kanciaste. Pomyśleliśmy, że robione według dawnych metod obrączki byłyby nasze, a nie anonimowe ze sklepu – opowiada Dorota Rączka, fotografka z Warszawy. Kupiła książkę na temat robienia biżuterii ze srebra, przekopała internet, wypytywała w sklepach dla jubilerów. – Nie skończyło się najlepiej. W przeddzień ślubu miałam samodzielnie zrobione obrączki, ale bardziej surowe, niż chciałam, nie do końca zlutowane i wykończone. W panice zamierzałam ruszyć do sklepu albo pożyczyć. Mój narzeczony na nie spojrzał i orzekł, że wyszły takie, jak miały być, i takie założymy.

To najczęstsza motywacja. Pracujące, aktywne trzydziestolatki uciekają przed sklepową, fabryczną masówką. W ręcznie robionej biżuterii widzą sposób na wyróżnienie się, oryginalny prezent, dbałość o wizerunek. Ale stopni wtajemniczenia jest kilka – od technik dla każdego po te finezyjne, wymagające biegłości i talentu.

W modzie jest ostatnio soutache, rodzaj tradycyjnego haftu, wykorzystywanego niegdyś w strojach ludowych. To dość trudna technika, która wymaga podstawowych umiejętności szycia. Podczas czterech, a czasem nawet sześciu godzin warsztatów udaje się zrobić parę kolczyków lub małą zawieszkę. Do wyplatania ze wstążek i koralików spektakularnych kolii czy długich kolczyków trzeba wprawy.

Dla tych, którzy przy okazji chcą odpocząć, są techniki makramowe, np. tybetańska schamballa i japońska kumihimo, polegające na wyplataniu z gotowych elementów. – Są panie, które przychodzą na zajęcia, by choć na kilka godzin odciąć się od elektroniki, odłożyć smartfona i zrobić coś namacalnego, własnymi rękoma – mówi Ola Frankowska z łódzkiej Pracowni OKO, która organizuje warsztaty biżuterii artystycznej.

Krzywy, ale własny

„Czy wiecie, jak uszyć dżinsy?” – pytał dwa lata temu czytelników brytyjski „The Guardian”. Przekonywał, że to całkiem proste zadanie, podając precyzyjną instrukcję. Poradnictwo z szycia i projektowania podbija teraz nasz internet. – Tutoriale to najczęściej czytane posty na blogu. 20- i 30-latki szukają porad, jak przerobić ubranie, zrobić wykrój, uszyć coś – mówi blogerka Joanka Jóźwiak. Jest samoukiem, szyje m.in. po to, by nie wydawać pieniędzy na ciuchy. – Jestem skąpcem – mówi.

Czytelniczki prowadzi za rękę, każdy etap pracy nad projektem fotografuje i szczegółowo opisuje. Wielkie poruszenie zrobił jej wpis „Jak uszyć spodenki”. „Tył spodenek powinien mieć lekko wydłużoną linię kroku w stosunku do linii bocznej”. „W lekcji 1. podkroje kroków w formach są skierowane w przeciwną stronę. Dlaczego w lekcji 2. po przewróceniu na lewo są skierowane w tę samą?” – dociekały czytelniczki. Amatorki szycia najczęściej szukają prostych projektów, np. pluszowych toreb, pasków, maskotek. – W krawiectwie najważniejsza jest cierpliwość. Z odpowiednią instrukcją z maszyną do szycia poradzić sobie może każdy, także kompletny amator – przekonuje Joanka Jóźwiak. Czytelniczki piszą maile, w których proszą o podpowiedź, jak poprowadzić projekt, jak dobrać tkaninę czy wszyć zamek. – Coraz więcej kobiet ma dosyć masowych kolekcji, marnych materiałów i powtarzalnych krojów – mówi blogerka. Nie chcą zlecać pracy fachowcom. Może być krzywo, ścieg niedoskonały, ale sukienki, spódnice i spodnie najlepiej, gdy są zrobione własnoręcznie.

Według Sylwii Czubkowskiej Polacy DIY mają we krwi: – W PRL poradniki typu „zrób to sam” były w każdym domu. Dziś, po okresie zachwytu fabryczną produkcją i Ikeą, chcemy zrobić coś sami dla siebie. I wychodzimy z tym do ludzi. W internecie zawsze ktoś pocieszy, pochwali, poradzi. – Największa moda na DIY jeszcze w Polsce przed nami – twierdzi Paula Adamska. – Niskobudżetowe przemiany to przyszłość. Będą powstawać programy telewizyjne i książkowe poradniki, DIY będzie mieć swoje gwiazdy.

Jest też jeszcze jeden wymiar DIY – własnoręcznie wykonane prezenty. – W antropologii kategoria daru jest istotna, bo wskazuje na relacje międzyludzkie. Prezent robiony ręcznie jest bardziej wartościowy, bo podczas jego wytwarzania między rzeczą a twórcą powstaje więź, nie do podrobienia przy najdroższej, ale będącej efektem masowej produkcji rzeczy – uważa dr Piotr Cichocki. – Dlatego to właśnie jest podarunek sensu stricto.

Magazyn Świąteczny to coś więcej – więcej wyjątkowych tematów, niezwykłych ludzi, najważniejszych wydarzeń, ciekawych komentarzy i smacznych wątków. Co weekend poznasz ciekawy przepis, zasłuchasz się w interpretacji wiersza i przyznasz, że jest cudem, dowiesz się, co w trawie piszczy – w polityce, kulturze, nauce.

W Magazynie Świątecznym:

Mateusz Morawiecki. Delfin prezesa
Lustrator i dekomunizator, abstynent przez 63 dni w roku w hołdzie dla powstania warszawskiego. To Mateusz Morawiecki, wicepremier, który ma uspokajać rynki finansowe

Paweł Szałamacha. Nikifor polskich finansów
Paweł Szałamacha jest pierwszym ministrem finansów III RP bez wykształcenia ekonomicznego. Nie dzieli się swymi przemyśleniami o gospodarce. Pasjonuje się polityką historyczną

Kto zostanie prezydentem podzielonej Ameryki?
Wybory prezydenckie to taka gra, w której wszyscy biją się o aborcję, amerykańskie wartości, broń, imigrantów i małżeństwa homoseksualne, a na końcu jest business as usual. Z Salvatore Babonesem rozmawia Katarzyna Wężyk

Donald Trump – król hejtu
Mam dość tego gówna, które nazywają polityczną poprawnością! – mówi kandydat na wodza Amerykanów

P jak Pudzian, P jak Polska
Najsilniejszy Polak o uchodźcach: – Ja tego nie stoleruję i uważam, że większa część społeczeństwa też tego nie stoleruje

Anna Dymna: Ciii… O takiej miłości się nie mówi
Na początku myślałam, że nie wytrzymam. A po roku wiedziałam, że dam radę. Że warto wytrzymać wszystko, by być z nim. Z Anną Dymną rozmawia Katarzyna Kubisiowska

Uszyj, napraw, zrób sobie sam
Mamy to we krwi. Wolimy własnymi rękami naprawić, uszyć, odnowić, ugotować. Ale także nagrać płytę, wydać książkę, zrobić pierścionek, ukręcić krem, stworzyć grę komputerową. A przecież łatwiej i szybciej jest coś kupić lub zlecić

Xymena Zaniewska. Wybitna polska scenografka zmarła w wieku 88 lat
Uczyniła z TVP unikalną telewizję w Europie – mówił o niej Mariusz Walter. Nauczyła mnie, że jak się robi jakieś rzeczy, to one wychodzą – wspomina Iwo, syn. Xymena Zaniewska – przez ponad dwie dekady główna scenografka TVP, projektantka mody i architektka – zmarła wczoraj w Warszawie. Miała 88 lat

uszyj

wyborcza.pl