Macierewicz – Kudrycka

Minister nauki: Szamańscy profesorowie Macierewicza. Danse macabre na grobach 96 osób

Rozmawiała Agnieszka Kublik, 12.11.2013
Antoni MacierewiczAntoni Macierewicz (Fot. Marcin Stępień / Agencja Gazeta)

Smoleńsk pokazał, że mała grupa naukowców daje się wykorzystywać do celów ideologicznych. To niezwykle przykre, bo to jest danse macabre na grobach 96 osób – mówi Barbara Kudrycka, minister nauki
Agnieszka Kublik: Smoleńsk zatruł polską naukę?

Barbara Kudrycka: Trochę tak. Zawsze, gdy ideologia wykorzystuje naukowców, a ci się dają wykorzystywać, cierpi nauka. Podważa to jej autorytet i wiarygodność.

Ci, którzy współpracują z zespołem Macierewicza, zaczynają od wniosków, a nie hipotez, które można udowodnić naukowymi metodami. Często wypowiadają się poza zakresem swoich kompetencji. To tak, jakby specjalista od komór kriogenicznych wypowiadał się jako ekspert na temat teorii ewolucji.

Eksperci od Macierewicza mają tytuły profesorskie, a jakby nie wiedzieli, że naukowa hipoteza ma wartość, gdy ją zweryfikują inni naukowcy.

– Bo tu nie chodzi o teorie naukowe, lecz spiskowe. Naukowcy jak wszyscy ludzie poddawani są takim pokusom jak tytuły, pieniądze, popularność. Mam wrażenie, że uczeni z zespołu Macierewicza, zastępując naukę wiarą – bo mamy do czynienia z wiarą w zamach, a nie z wiedzą udokumentowaną badaniami – ulegli tym pokusom.

Co to za pokusa być wyśmiewanym smoleńskim profesorem?

– Dla niektórych – jak widać – ogromna. Każde posiedzenie zespołu Macierewicza jest pokazywane przez media. Tak wielkiej popularności nigdy by nie uzyskali.

To spędza pani sen z powiek?

– Kiedy autorytet nauki jest podważany, każdy odpowiedzialny naukowiec może czuć się zaniepokojony. W tym sensie ta sprawa bardzo mnie boli. Jako naukowiec, ale jednocześnie polityk i urzędujący minister, jestem w trudnej sytuacji. Przecież wedle zespołu Macierewicza to rząd Donalda Tuska stoi za zamachem na prezydenta Lecha Kaczyńskiego. Wszystko, co powiem w obronie nauki, tamta strona zinterpretuje jako obronę rządu i zamach na wolność nauki.

Ale tak, to spędza sen z powiek wielu świetnym naukowcom, którym leży na sercu uczciwość i godność nauki polskiej.

Na głos rektorów Politechniki Warszawskiej i AGH trzeba było czekać do września. Rektorzy nie reagowali na prezentowane przez swoich profesorów zamachowe tezy na tzw. konferencjach smoleńskich.

– W ostatnich miesiącach jak w latach 30. konflikty i podziały społeczne przelewały się też na uczelnie. Pamięta pani te zakłócone czy odwoływane wykłady prof. Środy, prof. Hartmana, Michnika? Zaprosiłam wtedy rektorów do ministerstwa, bo wielu sygnalizowało, że trzeba szukać rozwiązań, które nie będą eskalować konfliktów i nie będą naruszać najważniejszej dla naszego środowiska zasady wzajemnego szacunku dla różnych poglądów w dyskusji akademickiej. Rektorzy zaproponowali, by wiosną 2014 r. w Krakowie odbył się Kongres Kultury Akademickiej.

Ależ ten problem jest palący dziś!

– To prawda. Ale nauka jest racjonalna, nie reaguje impulsywnie. Wiele osób zastanawia się, dlaczego rozsądni naukowcy nie reagowali, kiedy eksperci posła Macierewicza kpili sobie z naukowych zasad i metodologii. Poważni naukowcy włączają się do publicznej dysputy wówczas, kiedy pojawiają się fakty możliwe do naukowej weryfikacji. A o ile wiem, żaden z referatów przedstawionych w zespole Macierewicza nie był poddany recenzjom naukowym. Dopiero pani – ujawniając ich zeznania w prokuraturze – obnażyła źródła ich „wiedzy”, a przez to ich skrajną niekompetencję w sprawach, w których się wypowiadali.

Dlaczego świat nauki nie powiedział tego Polakom dwa lata temu?

– Bo dla nas to banał. Poważny naukowiec nie wdaje się w dyskusję z ideologami.

Tymczasem smoleńscy profesorowie przekonali co najmniej 17 proc. Polaków, że to nie była zwykła katastrofa, ale zamach.

– Dla mnie to są szamańscy profesorowie. A te 17 proc. to ci, którzy dali się uwieść rozmaitym pokusom i sami już uwierzyli, że dwa plus dwa to kaloryfer.

Prof. Jacek Rońda, ten od smoleńskiego blefu, naruszył kodeks etyki?

– Oczywiście. Nauka nie akceptuje kłamstwa. To podważenie fundamentalnych wartości w świecie nauki.

Jakie powinien ponieść konsekwencje?

– W pewnej mierze już je poniósł. Kompromitacja w oczach środowiska naukowego to dla uczonego najdotkliwsza kara.

A formalne?

– Zajmuje się tym komisja dyscyplinarna AGH. Wszędzie na świecie nauka ma swoje słabości – niestety, zdarzają się preparowanie danych, plagiaty – ale o jej sile świadczy to, jak sobie z nimi radzi, jak chroni się przed rozmaitymi nadużyciami, np. jak chroni się przed takimi smoleńskimi szamanami.

Nasza się nie uchroniła.

– Czasami idzie to jak po grudzie, to prawda, ale jednak rektorzy PW i AGH, a także szefowie dwóch instytutów naukowych PAN, w stanowczych oświadczeniach powiedzieli, że zatrudnieni u nich naukowcy przekroczyli swoje uprawnienia i kompetencje naukowe, a ich wypowiedzi miały jedynie charakter prywatny.

Smoleńsk zatruł naukę polską i polskie społeczeństwo.

– Smoleńsk pokazał, że mała grupa naukowców daje się wykorzystać do celów ideologicznych. To niezwykle przykre, bo to jest danse macabre na grobach 96 osób należących do elity naszego państwa, i to, przypomnę, ze wszystkich partii politycznych.

Prof. Czapiński pół żartem, pół serio mówi, że Smoleńsk zdegenerował tytuł profesora.

– Nie dajmy się zwariować. Chociaż to prawda, że duża część profesury czuła się ośmieszona przez działania zespołu Macierewicza i jego ekspertów.

Nie tak bardzo, by to publicznie ogłosić?

– Dlatego tak bardzo czekam na głos Komisji Etyki przy PAN. W jej skład wchodzą autorytety naukowe: prof. Zoll, prof. Grabowski, prof. Ziejka, prof. Węgleński, prof. Luty Środowisko powinno usłyszeć ich zdanie. Komisja wypracowała głęboki i mądry kodeks etyczny dla nauki, powinna mówić mocnym i słyszalnym głosem, gdy ten kodeks jest łamany.

Wyborcza.pl

Dodaj komentarz