Lech Kaczyński

10 kwietnia – mobilizacja

Dodano: 21.03.2014 [19:31]
10 kwietnia – mobilizacja - niezalezna.pl

foto: arch.

Ten 10 kwietnia będzie niezwykle ważny dla wszystkich Polaków. Spotkamy się bowiem w szczególnym czasie. Gdy rosyjski imperializm zagraża nie tylko naszym wschodnim sąsiadom, ale także naszemu państwu oraz pokojowi w całej Europie. Polityka Donalda Tuska ostatecznie zbankrutowała i choć to on dzisiaj bryluje jako antyrosyjski szef rządu, to dla wszystkich staje się jasne, że Polska potrzebuje realnego przywództwa. Ludzi, którzy nie dadzą się kupić ani zastraszyć. Jest więc szansa, by pokazać siłę i wolę narodu. 10 kwietnia jest idealną datą, by czcząc zabitych w Smoleńsku, zademonstrować jednocześnie, że nie chcemy rosyjskiego imperializmu, jego sługusów i pożytecznych idiotów, którzy mu służą. Apeluję, by kluby „Gazety Polskiej” wraz z regionalnymi oddziałami Prawa i Sprawiedliwości oraz Solidarności organizowały przyjazdy ludzi do Warszawy. Zachęcajcie znajomych i przyjaciół. Kolportujcie na ten temat ulotki, wysyłajcie SMS-y i mejle. Podejmijmy ten trud organizacyjny. Czeka nas seria wyborów i być może następne rocznice będziemy obchodzili razem z rządem, który zechce godnie uczcić zabitych i wyjaśni sprawę 10 kwietnia do końca. Dlatego zademonstrujmy dziś naszą siłę i solidarność.

niezalezna.pl

 

Lis krytykuje Lecha Kaczyńskiego. Wielowieyska: „Nie podoba mi się to. Pisowska argumentacja”

Krzysztof Lepczyński, 17.03.2014
Dominika Wielowieyska i Tomasz LisDominika Wielowieyska i Tomasz Lis (Fot. Tokfm.pl)
„Polityka wschodnia Lecha Kaczyńskiego, choć oparta na dobrym instynkcie, była pasmem porażek, równie kompromitujących, co upokarzających” – pisze w „Newsweeku” Tomasz Lis. „Nie ma dziś sensu umniejszanie gestu prezydenta Kaczyńskiego. To pisowska argumentacja – kontrowała w Poranku Radia TOK FM Dominika Wielowieyska.
najnowszym „Newsweeku” Tomasz Lis krytykuje lansowaną przez prawicowych publicystów i polityków Prawa i Sprawiedliwości tezę, że w sprawach polityki wschodniej „Lech Kaczyński zawsze miał rację”. – Lis idzie za daleko i to jest niedobre dla jedności polskiej polityki zagranicznej – stwierdziła jednak w Poranku Radia TOK FM Dominika Wielowieyska. Co napisał naczelny „Newsweeka”?„Zbankrutowała moralnie słuszna, ale politycznie naiwniutka koncepcja”Zdaniem Lisa twierdzenie, że wydarzenia na Ukrainie dowodzą słuszności polityki prezydenta Kaczyńskiego jest „mało wyrafinowane”. „Nie bagatelizuję ani banalnej słuszności owej tezy, a nie ważności gestu, jakim była demonstracja poparcia dla Gruzji zaaranżowana przez Lecha Kaczyńskiego. Polityka wschodnia byłego prezydenta, choć oparta na dobrym instynkcie, była jednak pasmem porażek, równie kompromitujących, co upokarzających. Prawidłowy instynkt rodził politykę doskonale nieskuteczną” – przekonuje szef „Newsweeka”.

„Lata temu zbankrutowała moralnie słuszna, ale politycznie naiwniutka koncepcja jakiejś polityki pseudojagiellońskiej, w której ważne gesty i uzasadnione moralne odruchy plus zamaszysta retoryka towarzyszyły amatorskim działaniom” – zaznacza publicysta.

„Nie ma sensu umniejszanie gestu prezydenta Kaczyńskiego”

„Przypomnijmy, że gdy Kaczyński występował na wiecu w Tbilisi, prezydent Saakaszwili zaakceptował na spotkaniu z Sarkozym de facto ultimatum sprezentowane mu przez Moskwę. Gest prezydenta Kaczyńskiego, choć symbolicznie istotny, praktycznie był bez znaczenia” – wskazuje Lis.

– Na czym polega mój problem z tym komentarzem? Nie ma sensu dziś umniejszanie gestu prezydenta Kaczyńskiego – oceniła w Poranku Radia TOK FM Wielowieyska. – On był ważny, trudno się spodziewać, żeby prezydent Saakaszwili nie pojechał na spotkanie z Sarkozym. Ale ta demonstracja miała jednak znaczenie, więc mam taki wewnętrzny sprzeciw – stwierdziła publicystka.

„To przyjmowanie pisowskiej argumentacji”

Lis wytyka też w „Newsweeku” Kaczyńskiemu, że wspierał Wiktora Juszczenkę, który ogłosił ukraińskim bohaterem narodowym Stepana Banderę, co miało godzić w Polskę. – To prawda, ale nie podoba mi się to jako dowód na nieskuteczność prezydenta Kaczyńskiego – stwierdziła Wielowieyska. – Trzeba działać w ramach zakreślonych przez politykę. Wówczas opcja trzymania z Juszczenką była słuszna – podkreśliła.

– To przyjmowanie pisowskiej argumentacji. Nie podoba mi się to – dodała prowadząca Poranek Radia TOK FM. – To tak, jakby Lis zarzucał prezydentowi Komorowskiemu, że jakiś czas temu usiłował przeciągnąć Janukowycza na stronę Unii Europejskiej. Komorowski faktycznie starał się to robić. Dziś okazało się, że niewiele z tego wyszło, ale wówczas należało to robić – skwitowała publicystka.

TOK FM

„Lech Kaczyński miał rację”? Lis: Lata temu zbankrutowała naiwniutka koncepcja tej polityki

Piotr Markiewicz, 17.03.2014
Tomasz LisTomasz Lis (Fot. AG)
„Słyszymy dziś, że wschodnia polityka Tuska i Sikorskiego zbankrutowała. Nieprawda. Lata temu zbankrutowała moralnie słuszna, ale politycznie naiwniutka koncepcja jakiejś polityki pseudojagiellońskiej, w której ważne gesty i uzasadnione moralne odruchy plus zamaszysta retoryka towarzyszyły amatorskim działaniom” – pisze w najnowszym „Newsweeku” Tomasz Lis.
Lis odnosi się do haseł przywoływanych przez prawicowych publicystów i polityków Prawa i Sprawiedliwości, których retoryka sugeruje, że w kwestiach polityki wschodniej rację miał… Lech Kaczyński. „Chór PiS-owskich propagandystów głośno wyśpiewuje niezmienny refren: ‚Lech Kaczyński miał rację’, ‚Jarosław Kaczyński miał rację’, ewentualnie, jak to na wazeliniarskiej okładce ujął jeden z prawicowych tygodników, ‚Kaczyńscy zawsze mieli rację'” – pisze Lis.Czy ktoś sobie wyobrażał, że do Unii włączone zostanie państwo, które ma gwarantowaną obecność wojsk rosyjskich na swoim terytorium? [BLOG] >>>

I wytyka, że jeżeli już wymienieni przez niego przeciwnicy rządu chwalą Donalda Tuska i Radosława Sikorskiego, to dlatego, że „mówią Kaczyńskim”.

„Naiwniutka polityka”

Zdaniem naczelnego „Newsweeka” tezy o tym, że polityka wschodnia obecnego rządu upadła, są nieuprawnione. Wręcz przeciwnie – to polityka L. Kaczyńskiego była nieudana. „Lata temu zbankrutowała moralnie słuszna, ale politycznie naiwniutka koncepcja jakiejś polityki pseudojagiellońskiej, w której ważne gesty i uzasadnione moralne odruchy plus zamaszysta retoryka towarzyszyły amatorskim działaniom” – podkreśla Lis.

Publicysta podsumowuje, że to dzięki polskim staraniom byliśmy o krok od podpisania umowy stowarzyszeniowej Ukrainy z Unią; to dzięki działaniom Sikorskiego udało się powstrzymać dalszy rozlew krwi na Majdanie. „Dziś, jeśli jest szansa na sankcje wobec Rosji, to w dużej mierze za sprawą polskiego rządu działającego i racjonalnie, i stanowczo. Polityka to może mało jagiellońska, za to profesjonalna i poważna” – pisze dziennikarz.

Cały komentarz Lisa w najnowszym „Newsweeku”.

AGATA BIELIK-ROBSON – PROROCZE WIZJE ZMARŁEGO PREZYDENTA

10.03.2014

W miarę jak kryzys na Ukrainie się zaostrza, pogłębia się także Mariański Rów między polską prawicą a nie-prawicą (zgodnie z nieustająco słuszną diagnozą Kingi Dunin, postawioną już lata temu, że w Polsce lewicy właściwie nie ma: jest tylko nie-prawica). Od dawna mam wrażenie, że żyjemy na dwóch zupełnie różnych planetach. Ale reakcje prawicy na ostatnie wydarzenia ukraińskie są tak „pojechane”, że ta odległość zaczyna przypominać międzygalaktyczne przestrzenie.

 

I nie mówię tu wcale o aberracyjnym kulcie Putina, z którym ni stąd, ni zowąd (choć może właśnie całkiem stąd i zowąd) wyskoczył kandydat obozu narodowego, który z takim właśnie hasłem – „oddać Putinowi, co Putinowskie: Krym, Ukrainę i całą resztę, co jego jest” – zamierza startować do europarlamentu. To tylko niewczesny słowianofilski folklor, który przepadnie w odmętach tego bezkresnego oceanu, jakim jest ludzka głupota. Mówię tu o na nowo znów rozkwitającym kulcie Lecha Kaczyńskiego, który teraz odnosi swój pośmiertny „smutny triumf” jako ten jedyny prawy i sprawiedliwy w zaślepionej polskiej Sodomie, co to przewidział, że Rosja, połknąwszy Osetię, następnie sięgnie po Ukrainę. Wieść ta jest odbębniana we wszystkich „niepokornych” mediach i portalach, a wraz z nią odżywają nastroje smoleńskie i wraca hipoteza zamachu, która – już można było mieć taką nadzieję – zemrze śmiercią naturalną po wszystkich „aferach wycieraczkowych” posła Macierewicza.

 

Bo przecież Putin nie mógł tolerować w świecie istnienia tak niebezpiecznego profety, który wszystko zobaczył jasno i wprzód w swym patriotyczno-mistycznym uniesieniu! My zaś, jako liberalne „ślepe lemingi”, dowiadujemy się o sobie, że byliśmy – jak zawsze zresztą – tylko idiotami, którzy zawierzyli Putinowi i jego pokojowym pozorom, dając się wodzić na pasku mirażom „międzynarodowej współpracy”, podczas gdy od początku trzeba było zdać sobie sprawę, że katastrofa w Smoleńsku to akt rosyjskiej agresji, zdradzający imperialne zakusy Rosji – a jeśli już nie sama katastrofa (to frakcja „umiarkowana”), to z pewnością wszystko, co po niej nastąpiło: celowa dezinformacja, „upokarzanie” polskiej strony obraźliwymi raportami Anodiny oraz uparte niezwracanie świętej relikwii, czyli wraku.

 

Człowiek myśli, że już niewiele może go z tej strony zaskoczyć, a tu proszę, ja znów nie posiadam się ze zdumienia.

 

Oni – to znaczy, prawicowi publicyści – naprawdę mają nas za idiotów.

 

Być może, że w typowy dla siebie resentymentalno-rekacyjny sposób po prostu odpłacają nam pięknym za nadobne, ale tym razem ostro przegięli. Nie przypominam sobie, by ktokolwiek z tak zwanej nie-prawicowej strony – od premiera Tuska począwszy, a na Krytyce Politycznej kończąc – pałał kiedykolwiek entuzjazmem dla Putinowskiej Rosji, czy w ogóle przejawiał jakieś rusofilskie skłonności. Jeśli już, to wiele z takich zachwytów dało się odnaleźć właśnie po prawicy, którą nieraz kusiło przyciąganie Konserwatywnego Bieguna Świata i jego eurofobiczno-antyliberalnej wersji „demokracji suwerennej”. Czy chodzi więc o to, że polski rząd nie wypowiedział Rosji wojny, która w sytuacji posmoleńskiej byłaby jedynym honorowym rozwiązaniem?

 

Sądząc po tym, jak Jarosław Kaczyński skomentował dyplomatyczne osiągnięcie Radka Sikorskiego, oskarżając go o sprzyjanie „mordercy Janukowyczowi” (zamieniając bierne you’re all be dead w niepokojąco czynne we will kill you), to chyba tak: jak zawsze, chodzi tylko o to, by skompromitować wszelką dyplomację i ponad nią postawić otwartą walkę. Dyplomacja wszak to domena lemingów, „ostatnich ludzi” i tchórzy. Wedle prawicy dyplomacja nie tylko nie jest istotą polityki, ale jej zaprzeczeniem: sednem polityczności pozostaje wojna, konflikt, nieprzejednany Schmitteański podział na przyjaciół i wrogów

 

Jeśli to jest ta „głupota obozu rządzącego”, którą dziś demaskuje „smutny triumf” zmarłego (poległego!) tragicznie prezydenta – to podpisuję się pod nią obiema rękami. Ta prorocza wizja, którą prawicowa egzaltacja przypisuje geniuszowi Lecha Kaczyńskiego, nie jest bynajmniej niczym szczególnie ezoterycznym. Mam wręcz wrażenie, że była i jest wiedzą, jaką posiada każdy w miarę przytomny obywatel tego kraju: tak, Rosja Putinowska jest szalenie niebezpieczna, bo opiera się na wciąż podtrzymywanych iluzjach wielkiego imperium; ależ tak, gdyby tylko nadarzyła się okazja, Putin łyknąłby z powrotem nie tylko Osetię (co zrobił), ale i Krym, i Ukrainę, i Białoruś, i Bałty, i – co wcale niewykluczone – także nasz przywiślański kraj.

 

Wszyscy to wiedzą dobrze i od zawsze – ale cały sens tej wiedzy polega na tym, by Rosji tego rodzaju okazji nie dostarczać. Majdan, odrzucając dyplomatyczne rozwiązanie Sikorskiego, takiej okazji dostarczył – i teraz nie tylko Ukraina, ale i cały świat musi się zmagać z rozdrażnionym imperializmem Rosji, który objawia się natychmiast, kiedy tylko dać mu pretekst. To najoczywistsza oczywistość, do której objawienia nie potrzeba żadnej sekretnego daru proroka.

 

Imperialne „macki Putina” wcale zresztą nie muszą przejawiać się pod postacią bezpośredniej wojskowej interwencji. Władimir Wołkow, autor kultowej (w moim pokoleniu przynajmniej) książki pt. Montaż (w zakresie paranoi politycznej Philip K. Dick nie dorasta Wołkowowi do pięt), przypisał rosyjskiemu wywiadowi zasadę Lao-tsy: „Wygrać wojnę tak, by ani razu nie użyć broni”. I znów, nie potrzeba żadnych mistycznych wglądów do tego, by wiedzieć, że Rosjanie bardzo sprawnie utrzymują swoje strefy wpływów na starej dobrej zasadzie divide et impera, „dziel i rządź”.

 

We wszystkich tych krajach postkomunistycznych, gdzie udaje im się wprowadzić i podtrzymać trwały konflikt polityczny, osłabiający wydolność prodemokratycznych reform, rosyjska „macka” ma się dobrze.

 

Im większy chaos, tym mniejsza szansa na to, że kraj należący do niedawna do rosyjskiego dominium od tego dominium na dobre się oderwie. Klęska Pomarańczowej Rewolucji, w której skłóciły się śmiertelnie stronnictwa Juszczenki i Tymoszenko, nie była znów taka całkiem spontaniczna – i z pewnością Rosjanie nie ustaną, by tym razem skonfliktować ze sobą trzy największe partie Majdanu. Konflikt PO i PiS, który osiągnął apogeum po Smoleńsku, też nosi liczne znamiona manipulacji – przy czym nie ulega dla mnie wątpliwości, że stroną, która całkowicie tej manipulacji uległa, popadając w absolutną histerię, była właśnie prawica. Ta sama prawica, która teraz poucza nas o mądrości Lecha Kaczyńskiego, który jakże słusznie przestrzegał nas przed Rosją.

 

Litości, panowie. Widzicie źdźbło w oku wroga swego, a belki w swym oku nie widzicie.

Dziennik Opinii KP

„Na nowo rozkwita kult L. Kaczyńskiego? Reakcje prawicy na wydarzenia ukraińskie są tak pojechane…”

Piotr Markiewicz, 10.03.2014
Lech Kaczyński, Agata Bielik-RobsonLech Kaczyński, Agata Bielik-Robson (Fot. AG)
„Reakcje prawicy na ostatnie wydarzenia ukraińskie są tak ‚pojechane’, że ta odległość zaczyna przypominać międzygalaktyczne przestrzenie” – pisze na stronach „Dziennika Opinii” Krytyki Politycznej Agata Bielik-Robson.
Bielik-Robson podkreśla, że chodzi jej o „na nowo rozkwitający kult Lecha Kaczyńskiego”, czyli opinie, że zmarły prezydent kilka lat temu przewidział, że „Rosja, połknąwszy Osetię, następnie sięgnie po Ukrainę”.”Wieść ta jest odbębniana we wszystkich ‚niepokornych’ mediach i portalach, a wraz z nią odżywają nastroje smoleńskie i wraca hipoteza zamachu, która – już można było mieć taką nadzieję – zemrze śmiercią naturalną po wszystkich ‚aferach wycieraczkowych’ posła Macierewicza” – pisze autorka Krytyki Politycznej.

„Przecież Putin nie mógł tolerować w świecie istnienia tak niebezpiecznego profety, który wszystko zobaczył jasno i wprzód w swym patriotyczno-mistycznym uniesieniu! My zaś, jako liberalne ‚ślepe lemingi’, dowiadujemy się o sobie, że byliśmy – jak zawsze zresztą – tylko idiotami, którzy zawierzyli Putinowi i jego pokojowym pozorom, dając się wodzić na pasku mirażom ‚międzynarodowej współpracy’, podczas gdy od początku trzeba było zdać sobie sprawę, że katastrofa w Smoleńsku to akt rosyjskiej agresji” – pisze Bielik-Robson.

„Nie posiadam się ze zdumienia”

„Człowiek myśli, że już niewiele może go z tej strony zaskoczyć, a tu proszę, ja znów nie posiadam się ze zdumienia” – podkreśla Bielik-Robson.

„Być może, że w typowy dla siebie resentymentalno-rekacyjny sposób po prostu odpłacają nam pięknym za nadobne, ale tym razem ostro przegięli. Nie przypominam sobie, by ktokolwiek z tak zwanej nie-prawicowej strony – od premiera Tuska począwszy, a na Krytyce Politycznej kończąc – pałał kiedykolwiek entuzjazmem dla Putinowskiej Rosji, czy w ogóle przejawiał jakieś rusofilskie skłonności” – pisze o Ukrainie autorka KP.

„Jeśli już, to wiele z takich zachwytów dało się odnaleźć właśnie po prawicy, którą nieraz kusiło przyciąganie Konserwatywnego Bieguna Świata i jego eurofobiczno-antyliberalnej wersji ‚demokracji suwerennej’. Czy chodzi więc o to, że polski rząd nie wypowiedział Rosji wojny, która w sytuacji posmoleńskiej byłaby jedynym honorowym rozwiązaniem?” – zastanawia się Bielik-Robson.

Cały komentarz na stronie „Dziennika Opinii” Krytyki Politycznej.

Umowa stowarzyszeniowa z UE pogłębi kryzys polityczny na Ukrainie

10.03.2014

Kijów chce natychmiast podpisać umowę stowarzyszeniową z UE. Ten pośpiech nie jest wskazany, gdyż może doprowadzić nie tylko do fali protestów, ale do rozpadu Ukrainy. Co najmniej 36 proc. Ukraińców, zwłaszcza na wchodzie kraju, przeciwni integracji z UE.

 

Nowe ukraińskie władzę liczą na podpisanie umowy 17 lub 21 marca. Chodzi o część polityczną dokumentu. Niezrozumiały jest ten pośpiech w tak napiętej sytuacji krajowej. Na południu i wschodzie kraju narastają nastroje separatystyczne po wprowadzeniu przez parlament ograniczeń wobec języka rosyjskiego na Ukrainie. Językiem tym w 45 mln. kraju posługuje się ok. 20 mln obywateli. Wprawdzie parlament w ostatnich dniach „po angielsku” wycofał się ze swojego nieprzemyślanego kroku (a propos niezgodnego z międzynarodowymi standardami i przepisami), ale było już za późno. Teraz na wschodzie mamy do czynienia z lustrzanym odbiciem działań podejmowanych na zachodzie kraju podczas protestów na Majdanie. Prorosyjscy demonstranci bowiem zajmują budynki władz samorządowych, zmuszają gubernatorów (wojewodów) do podania się dymisji. Nie dotyczy to Krymu, bo tam lokalny parlament i władze samorządowe postępują zgodnie z oczekiwaniami mieszkańców. Niedzielne referendum w sprawie przyłączenia Krymu do Rosji będzie formalnością.Mam nadzieję, że europejscy politycy wykażą się mądrością polityczną, i również tym razem zastosują swoją ulubioną strategię w stosunkach międzynarodowych – grę na zwłokę. Nie chodzi bowiem o reakcję Rosji, lecz przede wszystkim o niechęć sporej części Ukraińców wobec nowych władz w Kijowie kojarzonych z UE. Ta niechęć przenosi się także na samą Unię Europejską. Podpisywanie umowy w tej sytuacji tylko zaogni i bez tego napiętą sytuację na wschodzie kraju. Będą protesty antyeuropejskie. Będą lokalne referenda. Będą kolejne apele do Federacji Rosyjskiej o przyłączenie wschodnich obwodów Ukrainy do Rosji.

naTemat.pl

 

Dlaczego w Dębicy nie chcą pomnika Lecha Kaczyńskiego?

Marcin Kobiałka, 03.02.2014
Plac Mikołajkowów w Dębicy. 17 Dębów Katyńskich upamiętnia ofiary NKWDPlac Mikołajkowów w Dębicy. 17 Dębów Katyńskich upamiętnia ofiary NKWD (Fot. Artur Barwacz)
– Jak można porównywać ofiary katastrofy smoleńskiej, z całym dla nich szacunkiem, z polskimi oficerami rozstrzelanymi w Katyniu czy Charkowie?
Nie pojmuje tego 75-letnia Maria Aktyl, prezes dębickiego koła Związku Sybiraków.Podkreśla, że związek nie ma nic przeciwko stawianiu pomnika prezydentowi Lechowi Kaczyńskiemu, który zginął w Smoleńsku. – Ale nie w tym miejscu – zaznacza Aktyl.

To miejsce to plac Mikołajkowów w centrum Dębicy. Plac nosi nazwisko rodziny, która podczas II wojny światowej ukrywała kilkunastu Żydów. Jest na nim także 17 Dębów Katyńskich, które upamiętniają ofiary NKWD. Związek Sybiraków w liście do „Wyborczej” apeluje o „poszanowanie słów Adama Mickiewicza”: „Jeśli zapomnę o nich, Ty Boże na niebie zapomnij o mnie”. Związek Sybiraków uważa, że plac Mikołajkowów z Dębami Katyńskimi nie powinien być „skażony” przez politykę.

Na czele stowarzyszenia budującego pomnik Lecha Kaczyńskiego stoi poseł PiS Jan Warzecha.

Sybiracy w kolejnym liście, tym razem do radnych i mieszkańców, napisali, że w Dębicy jest „wiele miejsc godnych pomnika Lecha Kaczyńskiego”, ale nie plac Mikołajkowów. „Ma dla nas i wielu osób szczególne znaczenie i nie wiążemy politycznych działań z tym miejscem. Pozostawmy to miejsce pamięci tych, którzy już z tym placem są związani” – podkreśla w liście Związek Sybiraków. Zaproponował, że jeżeli poseł PiS chce uczcić na placu ofiary katastrofy smoleńskiej, to wystarczy symboliczny krzyż. Pod listem podpisało się ponad 20 działaczy Związku Sybiraków. – Jesteśmy zbulwersowani pomysłem budowy pomnika w tym miejscu. Nikt z nami tego wcześniej nie konsultował – twierdzi Maria Aktyl.

Działkę pod budowę pomnika przekazał urząd miasta. Wylano na niej już fundamenty pod pomnik, który ma mieć 5 m wysokości i symbolizować ogon Tu-154 odwrócony statecznikiem do góry. Będzie ze stali nierdzewnej, a na nim wykonane z brązu popiersie Lecha Kaczyńskiego i flaga państwowa. Znajdzie się na nim również orzeł i szachownica. Przy pomniku zostaną umieszczone granitowe tablice z nazwiskami pozostałych ofiar.

Wiadomo, że pomnik ma być odsłonięty 12 kwietnia. Zaproszenie wysłano już prezesowi PiS Jarosławowi Kaczyńskiemu.

Poseł Warzecha pisemnie tłumaczy nam historię pomnika. Że pierwotnie miał powstać w innej części miasta niedaleko pomnika Jana Pawła II na placu „Solidarności”, ale nie było na to zgody. W wybór nowego miejsca zaangażowali się nawet duchowni na czele z ks. Ryszardem Piaseckim, proboszczem parafii pw. świętej Jadwigi. Włączył się także Edward Brzostowski, były burmistrz Dębicy i legenda miasta. – Jestem przeciwny stawianiu pomnika Kaczyńskiemu. Jeśli ma być pomnik, to upamiętniający wszystkie ofiary – mówi Brzostowski.

W Dębicy rządzi PiS. Mariusz Trojan, wiceburmistrz miasta: – List związku jest ostry. Jestem zaskoczony. Ofiary w niebie pewnie kiwają głowami z politowaniem na to, co się dzieje. Będę rozmawiał ze związkiem, by uspokoić atmosferę – zapowiada Trojan.

A Warzecha twierdzi, że inicjatorem listu Związku Sybiraków jest „były aktywista PZPR”. Ale jego nazwiska poseł PiS nie zdradza.

– To nieprawda. Wszyscy nasi działacze zdecydowali na opłatku, że podpiszemy list. A poza tym, czy w PiS są sami ludzie z idealnymi życiorysami? – odpowiada Maria Aktyl.

„Zamiast dzielić, powinniśmy łączyć, co się da, bo uważam, że akurat ta inicjatywa nikogo nie obraża ani nie umniejsza godności i czci Sybirakom. Są nam wszystkim bardzo bliscy. Uczcijmy więc w ciszy i w spokoju pamięć tragicznie zmarłych ofiar, nie szukajmy konfliktów tam, gdzie nie powinno ich być” – pisze w e-mailu do „Wyborczej” poseł Warzecha.

Sybiraków popiera Solidarna Polska. Szef dębickich struktur partii Roman Iwasieczko: – Nie to miejsce, nie ten czas na pomnik. Podjęto głupią decyzję, która skonfliktowała środowiska kombatanckie.

Gdy zainteresowaliśmy się „pomnikowym konfliktem”, poseł Warzecha zaczął wydzwaniać do Sybiraków. – Namawiał mnie do wycofania listu. Nie zrobimy tego. Wyszlibyśmy na niepoważnych ludzi – mówi Maria Aktyl.

A Warzecha nam zagroził: – Jeżeli napisze pan nierzetelny artykuł, podam was do sądu.

 

Wyborcza.pl

Dodaj komentarz