Duda, 28.12.2015

 

Globalna prognoza Stratfor: W 2016 r. Polska będzie prowadzić „jastrzębią” politykę wobec Rosji

Pap, wah, 28.12.2015
Minister spraw zagranicznych Witold Waszczykowski

Minister spraw zagranicznych Witold Waszczykowski (Fot. Franciszek Mazur / Agencja Gazeta)

Polska w 2016 r. będzie prowadzić „jastrzębią” politykę wobec Rosji, a także ściślej niż dotychczas współpracować z Grupą Wyszehradzką – wynika z udostępnionej PAP prognozy amerykańskiego think-tanku Stratfor. W UE zamknięte granice staną się „nową normalnością”, a Niemcy i Francja skręcą w prawo – prognozuje ośrodek.
W globalnej prognozie Stratforu na 2016 r. jest fragment dotyczący Polski. Wynika z niego, że Polska będzie „jastrzębiem” w relacjach z Rosją, zacieśni współpracę z Grupą Wyszehradzką, a także oddali się od Brukseli i Berlina.

Amerykański ośrodek analityczny przewiduje, że w Unii Europejskiej w przyszłym roku „nową normalnością” staną się zamknięte granice i ograniczenia w przepływie osób. Pogłębiać będzie się fragmentacja Unii, kryzys uchodźczy zdestabilizuje Bałkany Zachodnie, a południowa Europa zluzuje dyscyplinę fiskalną i przestanie „zaciskać pasa”.

Stratfor ocenia, że nawet jeśli w Wielkiej Brytanii dojdzie do referendum, to Brytyjczycy zagłosują za pozostaniem w UE. Londyn będzie jednak negocjować umowę zmieniającą relacje z Brukselą. Zarówno w Niemczech, jak i we Francji dojdzie do przesunięcia w prawo przed wyborami w 2017 r., pogłębią się też rozbieżności pomiędzy tymi dwiema największymi gospodarkami Europy, a Berlin będzie niechętnie patrzył na Paryż odgrywający rolę lidera integracji – ocenia amerykański ośrodek.

Według Stratforu ani Unia Europejska, ani Stany Zjednoczone nie zaostrzą w przyszłym roku sankcji wobec Rosji, jednak sankcje te nie zostaną też znacząco złagodzone. Konflikt na wschodzie Ukrainy nie zakończy się, a Kreml – jak prognozuje ośrodek – rozprawi się z protestami opozycji przed wrześniowymi wyborami parlamentarnymi.

Amerykański ośrodek przewiduje ponadto m.in., że słabnące Państwo Islamskie będzie próbować przeprowadzać kolejne zamachy, Turcja zbliży się do USA i Europy Środkowo-Wschodniej, a w Syrii nie dojdzie do zawarcia porozumienia o podziale władzy.

Stratfor to prywatna agencja analityczno-wywiadowcza założona w 1996 r. w Teksasie przez George’a Friedmana.

Zobacz także

stratfort

wyborcza.pl

„Ktoś napisze fajną opinię, to dostanie fajne stanowisko” – Borys Budka o tym, jak PiS rozdaje stanowiska

Borys Budka (PO) chociaż twierdzi, że nie grozi nam wojna domowa, to prezes PiS musi się mieć na baczności w swoich działaniach.
Borys Budka (PO) chociaż twierdzi, że nie grozi nam wojna domowa, to prezes PiS musi się mieć na baczności w swoich działaniach. Fot. Sławomir Kamiński/Agencja Gazeta

O to, czy KOD jest apolityczny, co dalej nam grozi, i czy Prawo i Sprawiedliwość daje stanowiska za odpowiednie opinie zapytałam Borysa Budkę z Platformy Obywatelskiej, który uczestniczył niedawno w posiedzeniu komisji na temat nowelizacji projektu ustawy o TK.

W mediach prawicowych mówi się o podburzaniu ludzi przez polityków przegranych partii w celu wywołania puczu. Czy Komitet Obrony Demokracji jest apolityczny, czy może jest coś na rzeczy?

Niestety te wszystkie krytyczne opinie pojawiają się głównie ze strony polityków Prawa i Sprawiedliwości w stosunku do KOD-u, one są nieuprawnione. Kilka tygodni rządów PiS pokazuje, że konstytucja nie ma dla nich żadnego znaczenia. Podział władzy nie ma znaczenia. Przecież to sami politycy PiS doprowadzili do tego, że tyle osób wyszło na ulice. Oni nie protestują w imieniu jakiejkolwiek partii – protestują przeciw łamaniu podstawowych standardów.

My na co dzień obserwujemy to w parlamencie. Ale ludzie nie pozostają bierni. Bo zdają sobie sprawę, że skoro jednej nocy można przeprocedować najważniejszego bezpiecznik w państwie, to kolejnej nocy mogą się pokusić zmiany np. inwigilowania obywateli, kwestii związanych z zatrzymywaniem bez nakazów i przetrzymywania w tymczasowych aresztach przez dłuższy czas.

Czy to droga do autorytarnych rządów?

To wszystko co dzieje się w tych dniach w sejmie, a na co pozwala prezydent, podpisując wszystko co z tego sejmu wychodzi, to jest prosta droga do tego, żeby obalić jedyny filar, który nie jest zależny od Prawa i Sprawiedliwości, bo nigdy nie był zależny od polityków, czyli Trybunał Konstytucyjny. PiS ma bezwzględną większość w sejmie, ale nie daje im to prawa do łamania konstytucji. To nie są puste słowa. Jeżeli nie będzie TK, to nie będzie żadnej kontroli nad większością i łamania konstytucji

Co będzie dalej?

Liczę na opamiętanie się władz. Nie jestem psychologiem, ale mam wrażenie, że wszystko co realizuje na polecenie Jarosława Kaczyńskiego większość sejmowa i co niestety robi prezydent, jest próbą odbicia sobie tego, że wtedy, kiedy walczono o wolność, to Jarosław Kaczyński był mało aktywny i nie zasłynął ze swojego bohaterstwa. Teraz chce to nadrabiać wywołując podziały w społeczeństwie, kreując jakiegoś bliżej nieokreślonego wroga, a o wszystkich przeciwnikach mówić, że stoją przeciwko narodowi. To pokazuje że dla prezesa PiS nie ma świętości.

Już raz mieliśmy do czynienia ze zwłoką w zaprzysiężeniu sędziego TK. Za czasów prezydenta Lecha Kaczyńskiego który wstrzymał się z zaprzysiężeniem Lidii Bagińskiej ponad dwa miesiące. Tym precedensem PiS tłumaczy obecną zwłokę prezydenta Dudy. Czy dla pana to przekonująca opinia konstytucyjna?

TK w 2 wyrokach stwierdził wyraźnie, że Prezydent RP ma obowiązek niezwłocznego przyjęcia ślubowania od 3 sędziów, którzy zostali wybrani zgodnie z konstytucją i procedurą parlamentarną. Andrzej Duda i żaden prezydent nie ma prawa w tym zakresie kontrolować sejmu, bo tylko sejm jest podmiotem, który wybiera na 9 lat sędziów Trybunału. Ostatnio dowiedzieliśmy się, że profesor, który napisał opinię dla prezydenta, w której stwierdza jakoby nie musiał przyjmować tego ślubowania, został przez PiS mianowany szefem Biura Analiz Sejmowych.

PiS przekupuje stanowiskami?

Stosuje bardzo prostą zasadę: jeśli ktoś napisze fajną opinię, która jest podważana przez większość konstytucjonalistów, to dostaje fajne stanowisko. To szczyt wszystkiego, by płacić odpowiedzialnymi stanowiskami za pisanie odpowiednich opinii. Bo do tego to się teraz sprowadza. Na posiedzeniu Komisji Ustawodawczej powiedziano nam, że to jest nowy szef Biura Analiz Sejmowych, czyli komórki sejmowej odpowiedzialnej za to, żeby wykazać kiedy jest łamana konstytucja, a kiedy nie. Tą osoba jest właśnie ten pan, który pisał opinię, że prezydent mógłby nie przyjąć przyrzeczenia.

Precedens konstytucyjny” jest wymysłem?

Oczywiście, nie ma czegoś takiego. Jeżeli Prezydent miał wątpliwości, mógł skorzystać z konstytucyjnego prawa i złożyć wniosek do TK. Natomiast sam nie może decydować. Dlatego, że tym oto sposobem byłoby pole do nadużyć. Na przykład prezydent stwierdziłby, że jego zdaniem jakaś ustawa jest niekonstytucyjna, odmówiłby podpisania i nie skierował do TK, to ustawa nie wchodziłaby w życie, bo nie zostałaby podpisana. Albo nawet gdyby prezydent by ustawę podpisał, to premier nie dawałaby jej do publikowania, bo zdaniem jej ustawa jest niezgodna z konstytucja, a i ona by o tym orzekała autorytarnie.

profesor

naTemat.pl

Szef liberałów w europarlamencie krytykuje Polskę. Błaszczak odpowiada: Wychodzą braki w edukacji

kospa, 28.12.2015

Mariusz Błaszczak

Mariusz Błaszczak (Fot. Sławomir Kamiński / Agencja Gazeta)

– Warto by przesłać panu Verhofstadtowi podręcznik na temat historii Polski. Myślę, że wychodzą braki w edukacji. Skoro posługuje się takimi określeniami, to tylko sam sobie wystawia złe świadectwo – mówił w TVN 24 Mariusz Błaszczak. W ten sposób odpowiada na zarzuty byłego premiera Belgii, że rząd „próbuje zawrócić Polskę z drogi demokracji liberalnej” i „przybliża Polskę do Moskwy”.

Były premier Belgii, a obecnie lider liberałów w Parlamencie Europejskim Guy Verhofstadt ocenił na Facebooku, że „o poranku 24 grudnia polski Senat wprowadził prawo paraliżujące TK”, które jeśli wejdzie w życie, sprawi, że Trybunał zostanie usunięty z „demokratycznych instytucji kontrolnych”.Przegłosowana tuż przed świętami przez polski parlament ustawa czeka na podpis prezydenta.

Zachodni polityk nie ma wątpliwości, że sterowany z tylnego siedzenia przez Jarosława Kaczyńskiego rząd „próbuje zawrócić Polskę z drogi demokracji liberalnej” i „przybliża Polskę do Moskwy”. Stwierdza, że „biorąc pod uwagę determinację Władimira Putina w próbach zniszczenia europejskiej jedności i rządów prawa, obecny polski rząd wykonuje tę pracę za niego”.

To już kolejny polityk europejski, który krytykuje poczynania obecnego polskiego rządu. Wcześniej zrobił to przewodniczący PE Martin Schulz i szef MSZ Luksemburga Jean Asselborn. Pierwszy mówił o „zamachu stanu”, drugi – o „cofaniu się do czasów Związku Radzieckiego”.

Z kolei pierwszy wiceprzewodniczący Komisji Europejskiej Frans Timmermans wystosował w środę list do szefa MSZ Witolda Waszczykowskiego i ministra sprawiedliwości Zbigniewa Ziobry z wezwaniem do nieuchwalania nowelizacji ustawy o TK. W czwartek MSZ poinformowało, że analizuje pismo.

Krytyka poczynań rządu PiS. „Mamy do czynienia z olbrzymim poziomem histerii”

– Warto by przesłać panu Verhofstadtowi podręcznik na temat historii Polski. Myślę, że wychodzą braki w edukacji. Skoro posługuje się takimi określeniami, to tylko sam sobie wystawia złe świadectwo – odpowiedział w TVN 24 szef MSW Mariusz Błaszczak.

Jego zdaniem takie opinie „nijak mają się do rzeczywistości”. – Problem polega na tym, że w Polsce następuje zmiana, że dotychczasowy establishment traci władzę. Tak jak było w czasach rządów premiera Jana Olszewskiego czy PiS, tak i teraz mamy do czynienia z olbrzymim poziomem histerii wywoływanym na użytek polityczny, tu, w naszym kraju – przekonywał.

Błaszczak stwierdził, że „wobec Węgier też próbowano podejmować takie działania”. – Pod koniec ubiegłego tygodnia ukazał się wywiad z ambasadorem Niemiec w Polsce, w którym mówił, żeby nie przejmować się tym, co pisze prasa niemiecka. A prasa niemiecka też jest bardzo napastliwa – mówił.

Trybunał Konstytucyjny. „Wszystko wskazuje na to, że ustawa zostanie podpisana”

Czy prezydent podpisze ustawę o Trybunale Konstytucyjnym autorstwa PiS? Tuż przed świętami przyjął ją Senat, wcześniej błyskawicznie przeszła przez Sejm. – Liczę na decyzję pozytywną. Ta ustawa została zaakceptowana przez Senat, a więc myślę, że zostanie też zaakceptowana przez prezydenta – stwierdził.

Błaszczak „nie sądzi, żeby były jakieś podstawy”, aby ustawa nie została podpisana. – Uważam, że wszystko wskazuje na to, że ta ustawa zostanie podpisana. Pan prezydent ma 21 dni na podjęcie decyzji – dodał.

Podsłuchy i inwigilacja internetu? „Ustawa będzie odpowiadać najwyższym standardom”

Błaszczak odniósł się do doniesień „Wyborczej” o zagrożeniach wynikających z przygotowanej przez PiS nowelizacji ustaw o policji i służbach specjalnych. Z zamieszczonego na stronie Sejmu w środę wieczorem projektu wynika, że PiS planuje zwiększyć uprawnienia służb do podsłuchów i inwigilowania internetu. Kontrola będzie mogła trwać aż 18 miesięcy. Obecnie sąd wydaje zgodę na trzy miesiące, ewentualnie kolejną – znów na trzy. W wyjątkowej sytuacji kontrolę przedłuża.

– Te 18 miesięcy to jest ograniczenie – przekonywał jednak Błaszczak.

Fundacja Panoptykon alarmuje, że służby będą miały zbyt łatwy dostęp – także w błahych sprawach – do maili, telefonów, billingów. Jak podkreśla organizacja, „zawarta w projekcie propozycja ‚kontroli’ ma jedynie fasadowy charakter, ponieważ ma charakter fakultatywny”.

„Sąd przeprowadzający kontrolę będzie miał dostęp jedynie do materiałów uzasadniających pobranie danych, a nie wszystkich materiałów postępowania. Kontrola będzie miała jedynie formalny charakter. Sąd nie będzie oceniał, czy sięgnięcie po dane było konieczne i proporcjonalne” – czytamy w stanowisku fundacji.

Również Ryszard Petru przestrzega przed „pełną inwigilacją internetu”. – To nieprawda – przekonuje Błaszczak i zapewnia, że ustawa „będzie odpowiadać najwyższym standardom”.

Zobacz także

szefLiberałów

wyborcza.pl

„Puls Biznesu”: PiS-owski projekt 500 zł na dziecko będzie nas kosztował dużo więcej

mar, PAP, 28.12.2015

Beata Szydło i Jarosław Kaczyński

Beata Szydło i Jarosław Kaczyński (KACPER PEMPEL / REUTERS / REUTERS)

Po ponownym przeliczeniu kosztów wprowadzenia programu 500 zł na dziecko, ministerstwo pracy doszło do wniosku, że świadczenie to będzie kosztować budżet państwa o kilka miliardów złotych więcej niż to wcześniej planowano – informuje „Puls Biznesu”.

Jak pisze „Puls Biznesu” w projekcie budżetu na 2016 rok ministerstwo finansów zarezerwowało na ten cel ok. 16 mld złotych.

„W projekcie z 22 grudnia, resort pracy raz jeszcze przeliczył koszty i niestety zarówno wpływ na wydatki budżetowe, jak i cały sektor finansów publicznych, jest znacznie wyższy niż w dokumencie z początku grudnia” – powiedział gazecie przedstawiciel ministerstwa finansów.

 

„Puls Biznesu” podkreśla, że w przyszłym roku kiedy wypłaty 500 zł będą obowiązywać od kwietnia z budżetu państwa będzie trzeba pozyskać dodatkowe 1,7 mld złotych. W kolejnych latach kwota ta wzrośnie do dodatkowych 2,5 mld zł.

Dziennik przywołuje także obawy niektórych ekonomistów wobec planu pomocowego rządu dla rodzin. Część z nich uważa, że wypłacanie 500 zł na dziecko może zniechęcić niektórych rodziców do podejmowania pracy, co uzależni ich od finansowego wsparcia państwa.

pulsBiznesu

10 najlepszych książek 2015 r. (Świat)

Foto: mm

… czyli zbliżamy się do finiszu podsumowania.

Jeżeli chodzi o wybór zagranicznej dychy to łatwo nie było, a jej skład zmieniał się kilkukrotnie i to do samego końca. Do siódemki niepodważalnych pewniaków, co rusz dobierałem inną trójkę pozostałych. A w dodatku kilku pozycji, które biorąc pod uwagę oceny zaufanych krytyków i blogerów, być może mogłyby także aspirować do znalezienia się w ścisłym topie, jeszcze nie przeczytałem. Mam tu na myśli chociażby „Drogę do wyzwolenia” Lawrence Wrighta, „Judasza” Amosa Oza czy „Księgę gramatyki intymnej” Dawida Grosmana.

Zanim przejdę do konkretów wymienić muszę jeszcze wspomnianą już trójkę tych książek, które ostatecznie z finałowej dziesiątki mi wypadły. Są to: „Nie jest źle” Jana Novaka (Książkowe Klimaty) – oparta na faktach porywająca historia brawurowej ucieczki piątki młodych Czechów do Berlina Zachodniego przez wschodnie Niemcy w latach 50-tych; „Imperium księżyca w pełni. Wzlot i upadek Komanczów” S.C. Gwynne (Czarne) – świetna historyczno-przygodowa opowieść o jednym z najpotężniejszych plemion indiańskich oraz „Jeden z nas. Opowieść o Norwegii” Asne Seierstad – książka, o której pisałem podsumowując najlepsze reportaże.

Do znudzenia przypominam, że w zestawieniu znajdują się książki, które miały swoje premiery w mijającym roku, i że jest ono mojsze, najmojsze, czyli na wskroś subiektywne.
A dziesiątka najlepszych książek napisanych przez autorów zagranicznych wygląda tak (kolejność alfabetyczna):

Martin Amis – „Strefa interesów” (Rebis)

Niby temat (Holocaust) mocno wyeksploatowany, ale angielskiemu pisarzowi udało się jeszcze wykrzesać zeń coś interesującego, a przede wszystkim wrócił tą książką do najwyższej literackiej formy – jest to rzecz napisana wręcz doskonale. Miłosna historia, dotykająca banalności zła w swej najpotworniejszej postaci, przedstawiona została z punktu widzenia trzech narratorów: komendanta obozu koncentracyjnego, bratanka Martina Bormanna oraz członka Sonderkommando. Mocne.

Jan Balaban – „Którędy szedł anioł” (Wydawnictwo Afera)

To była jedna z tych premier tego roku, na które czekałem najbardziej. I nie zawiodłem się. Balaban pisze w sposób jakiego nie spodziewalibyście po żadnym z czeskich pisarzy – poetycki i melancholijny, ale przede wszystkim mroczny i dojmująco smutny. Ostrawa czasu socjalizmu, a później lat dziewięćdziesiątych, którą tu portretuje to miasto szarości, beznadziei i nieszczególnych żywotów zwyczajnych ludzi. Dekadencka i piękna proza.

John Banville – „Prawo do światła” (Świat Książki)

Wielowątkowa powieść oparta na wspomnieniach (miłość młodego chłopaka do matki kolegi, tragiczna śmierć ukochanej córki) napisana, jak to u tego irlandzkiego pisarza bywa, kunsztownym stylem oraz zachwycającym językiem. Wysmakowana i finezyjna, po prostu mistrzowska literatura.

Julian Barnes – „Wymiary życia” (Świat Książki)

Angielski pisarz wychodząc od eseju dotyczącego początków baloniarstwa (!) dochodzi do przedstawionej w sposób bardzo szczery, momentami wręcz intymny, opowieści o wielkiej miłości do żony i próbach poradzenia sobie z jej śmiercią. Wspaniała to i niezwykle mądra książka, choć również niebywale smutna.

Javier Cercas –„Anatomia chwili (Noir Sur Blanc)

Na przeszło 400 stronach Cercas drobiazgowo rozkłada na czynniki pierwsze wszystko to, co wiąże się lub mogło się wiązać z dniem 23 lutego 1981 r. kiedy w Hiszpanii, podczas głosowania nad votum zaufania dla ówczesnego rządu, podjęto próbę zamachu stanu. Książka na granicy reportażu historycznego i non-fiction, zmieszanego z esejem i powieścią sensacyjną. Niełatwa w odbiorze ale fantastyczna rzecz.

Sorj Chalandon – „Czwarta ściana” (Sonia Daraga)

Jak zrealizować zwariowany pomysł i w ogarniętym wojną domową Libanie (1982 r.) wystawić „Antygonę”, w której zagrać mają aktorzy-amatorzy reprezentujący strony toczącego się konfliktu (chrześcijanie, Palestyńczycy, szyici i druzowie)? Przed taki zadaniem staje główny bohater tej powieści, francuz Georges. Chalandon przedstawia za pomocą oszczędnego stylu (równoważniki zdań), w sposób niezwykle skondensowany, przejmującą opowieść o ważnych sprawach: trudnej historii, uprzedzeniach, miłości, wojnie, polityce, teatrze i pokręconych ludzkich losach. Przejmujące.

Michael Crummey – „Sweetland” (Wiatr Od Morza)

Książka o pewnym outsiderze mieszkającym na małej wyspie. Rzecz dotykająca istotnych spraw – przywiązania do ziemi i domu, więzów rodzinnych. Tego w jaki sposób żyje się z poczuciem winy, czym mogą być dla człowieka niewykorzystane szanse. To w końcu także bardzo celne studium starości i samotności. Emocje są tu rozpięte od tragedii i dramatu po coś na kształt komedii. Crummey dołączył już do grona moich ulubionych pisarzy.

Richard Flanagan – „Ścieżki północy” (Wydawnictwo Literackie)

Lubujące się w nadmiernym kreowaniu rzekomych literackich wydarzeń Wydawnictwo Literackie wreszcie wypuściło książkę, która uniosła ciężar rozdmuchanych oczekiwań. Zdobywczyni ubiegłorocznego Bookera okazała się wspaniałą pozycją wykorzystującą ograny do cna schemat: wielka miłość i wojna. Tym razem chodzi o australijskich jeńców budujących dla Japończyków tzw. Kolej Śmierci w Birmie. Pisząc krótko – w kategorii wielka powieść Flanagan totalnie pozamiatał.

Varujan Vosganian – „Księga szeptów” (Książkowe Klimaty)

Oparta na faktach, ufabularyzowana, a także na poły magiczna i baśniowa opowieść o dramatycznej historii Ormian, z rzezią z 1915 r. na czele. Pozycja napisana pięknym (plastycznym i sugestywnym) poetyckim językiem, momentami nie łatwa w lekturze ze względu na specyficzną narrację, potrafi zarówno zachwycić jak i wstrząsnąć. Wymagająca acz niezwykła rzecz.

Sarah Waters – „Za ścianą” (Prószyński i Spółka)

Akcja „Za ścianą” dzieje się w Wielkiej Brytanii po I wojnie światowej (1922 r.). Autorka z pietyzmem oddaje nie tylko realia życia tamtych czasów, ale także ważne dla nich zagadnienia, od wspomnianych już podziałów klasowych, poprzez nierówność płci, po trudną sytuację weteranów wojennych. To kawał wciągającej, napisanej w sposób bardzo klasyczny, powieści obyczajowo-psychologiczno-historycznej, z mocnym wątkiem romansowo-kryminalnym.

A tuż po Nowym Roku opublikuję ostatnią część podsumowania książkowego 2015 r. czyli rozczarowania roku.

naTemat.pl

Sygnał administracji Obamy dla Polski: szczyt NATO w Warszawie „nie jest przesądzony”. To cena za igranie PiS z demokracją

Mirosław Czech, 28.12.2015

W czerwcu 2014 r. w Warszawie Barack Obama (na zdjęciu: z prezydentem Bronisławem Komorowskim na placu Zamkowym podczas obchodów Święta Wolności 4 czerwca) stawiał Polskę za wzór do naśladowania państwom naszego regionu. Działania PiS przeciwko instytucjom państwa demokratycznego znoszą tę ocenę

W czerwcu 2014 r. w Warszawie Barack Obama (na zdjęciu: z prezydentem Bronisławem Komorowskim na placu Zamkowym podczas obchodów Święta Wolności 4 czerwca) stawiał Polskę za wzór do naśladowania państwom naszego regionu. Działania PiS przeciwko instytucjom państwa demokratycznego… (FOT . KUBA ATYS)

Administracja prezydenta USA Baracka Obamy – jak informują nasze źródła – odkłada decyzję o spotkaniu z prezydentem Andrzejem Dudą. W dodatku „daje do zrozumienia”, że zorganizowanie lipcowego szczytu NATO w Warszawie „nie jest przesądzone”

Jarosław Kaczyński nie dostał prezentu pod choinkę – w Wigilię prezydent Andrzej Duda nie podpisał nowelizacji ustawy o Trybunale Konstytucyjnym. Duda, jak na Twitterze poinformował jego rzecznik, podejmie decyzję „w konstytucyjnym terminie” (ma na to 21 dni). Walec, który miał zmiażdżyć TK i polską demokrację, zatrzymał się na razie. Powód? Przeciwko pisowskiemu blitzkriegowi wystąpiły Rada Europy, UE i USA. Z ich stanowiskiem nawet prezes PiS musi się liczyć.

Po raz drugi Kaczyński się przekonuje, że Polska to nie Węgry. Pierwszy raz dotarło to do niego, gdy na ulice miast wyszły dziesiątki tysięcy ludzi, by zaprotestować przeciwko jego działaniom. I gdy społeczeństwo, zamiast przyklasnąć PiS, zareagowało sondażowym spadkiem poparcia dla partii, prezydenta i rządu.

Prezes PiS stwierdził, że przeciwko Majdanowi w Warszawie zbierze się wielokrotnie większy anty-Majdan. Pocieszenie dla ubogich, bo w historii pełno jest opowieści o politykach, którym się wydawało, że mogą pokonać opór społeczny, bo za nimi „stoją miliony”.

Teraz Kaczyński odbiera lekcję drugą: Polska ma zbyt duże ambicje na arenie międzynarodowej i jest zbyt ważnym państwem dla NATO i UE, by nasi sojusznicy przypatrywali się biernie jej spełzaniu w stronę autokracji. UE i USA właśnie zakomunikowały pisowskiej władzy, że na złość wszystkim może odmrozić sobie uszy, lecz rachunek za to będzie słony. Za podeptanie demokracji i zasad rządzących NATO i UE wysoka cena musi zostać zapłacona tu i teraz.

Opinia Komisji Weneckiej

1. Najważniejszą wiadomością wigilijnego czwartku nie były nocne głosowanie w Senacie ani też decyzja prezydenta o odroczeniu podpisania nowelizacji ustawy o TK, ale informacja MSZ o tym, że rząd Beaty Szydło zwrócił się do Komisji Weneckiej (Europejska Komisja na rzecz Demokracji przez Prawo, organ doradczy Rady Europy) o wydanie opinii w sprawie pisowskiej ustawy. Pismo Fransa Timmermansa, wiceprzewodniczącego Komisji Europejskiej, do polskiego MSZ i Ministerstwa Sprawiedliwości odniosło zatem skutek. A Timmermans napisał, że KE oczekuje „wstrzymania prac nad nowelizacją” bądź jej niewejścia w życie. Zalecił też współpracę z Komisją Wenecką i od wykonania jej postanowień uzależnił sposób reakcji KE na działania władz polskich.

2. Dla pisowskiej władzy ulegnięcie „namowom” KE to poważny wyłom w realizowanym do tej pory scenariuszu. Znając dotychczasowe opinie i rekomendacje Komisji Weneckiej, można być niemal pewnym, że podzieli ona stanowisko zajęte przez polski Sąd Najwyższy, prokuratora generalnego, rzecznika praw obywatelskich i całe środowisko prawnicze. A wówczas rząd PiS nie będzie miał wyjścia i powinien wystąpić do parlamentu o wykonanie zaleceń KW, bo w przeciwnym wypadku narazi Polskę na retorsje UE i Rady Europy.

3. Kluczowy problem to czynnik czasu, bo Komisja Wenecka działa niespiesznie. Co prawda rekomendacje KW mogą być uwzględnione po wejściu w życie pisowskiej ustawy, lecz wówczas szkody będą trudne do naprawienia. Jeśli zatem rząd rozumie powagę sytuacji i rzeczywiście zależy mu na dobru Polski, to powinien zwrócić się do KW o przyspieszenie rozpatrzenia swojej prośby (przed połową stycznia, gdy upływa 21 dni na podjęcie decyzji przez Dudę) lub też wystąpić do prezydenta, by wstrzymał wejście w życie ustawy do otrzymania rekomendacji z Wenecji. Duda ma prawne możliwości, by tak właśnie zrobić, choćby wysyłając ustawę do TK lub odsyłając ją do parlamentu. Czy rząd i prezydent postąpią w ten sposób? Raczej nie, bo zalęknieni są przez swojego prezesa. Na nasze szczęście spoza tej bojaźni zaczynają być widoczne realia: na szali znajduje się nie tylko los TK i polskiej demokracji, ale również miejsce Polski w UE i NATO. A zatem zdolność PiS do sprawowania władzy w kraju i kierowania sprawami państwa na arenie międzynarodowej.

Barack Obama i wywarcie wpływu na PiS

4. Niedawno „Washington Post” wezwał administrację Baracka Obamy do „wywarcia wpływu” na polskie władze i danie im do zrozumienia, „że ich działania mogą zaszkodzić relacjom z Waszyngtonem i podkopać polskie success story”. Z dobrze poinformowanych źródeł wiadomo, że Obama odkłada decyzję o spotkaniu z Dudą i „daje do zrozumienia”, że zorganizowanie lipcowego szczytu NATO w Warszawie „nie jest przesądzone”. Polska musi spełniać kryteria gospodarza spotkania, które przesądzi o przyszłości Sojuszu, sposobie obrony jego wschodniej flanki i strategii powstrzymywania rosyjskiego imperializmu.

5. W czerwcu 2014 r. w Warszawie Obama stawiał Polskę za wzór do naśladowania państwom naszego regionu. Uderzenie PiS w niezależność TK i zapowiedź podobnych działań przeciwko innym instytucjom państwa demokratycznego znoszą tę ocenę amerykańskiego prezydenta. Przyjeżdżając w lipcu do Polski, Obama musiałby zaakceptować Polskę skrojoną na pisowską modłę lub głośno upomnieć się o przestrzeganie fundamentalnych wartości świata zachodniego, czyli opowiedzieć się po stronie społeczeństwa i opozycji. Obama nie ma ochoty ani na jedno, ani na drugie, bo chwilowo ma poważniejsze kłopoty na głowie niż kokoszenie się z Kaczyńskim i jego przybocznymi.

6. W Waszyngtonie wciąż mają nadzieję na opamiętanie się polskiego rządu i prezydenta. Testem będzie realizacja przez nich zaleceń KE i KW. Stawka jest duża, bo dla pisowskiej władzy ewentualne przeniesienie szczytu Sojuszu poza Warszawę będzie oznaczać zniszczenie jej zdolności do prowadzenia polityki zagranicznej i potężne perturbacje na scenie wewnętrznej. PiS nie ceni UE, Niemcy traktuje z rezerwą (mówiąc eufemistycznie), chce dla Polski roli regionalnego lidera, czego osiągnięcie ma umożliwić status głównego sojusznika USA w Europie Środkowo-Wschodniej. Odmowa Waszyngtonu nadania takiego statusu pokaże, że na arenie międzynarodowej pisowski król jest nagi, bo nie ma rzeczywistych atutów w ręku. Nawet wyborcy PiS nie zrozumieją narażenia na szwank relacji z USA i polskiej pozycji w NATO kosztem zniszczenia niezależności TK. Ludzie nie zapomnieli przecież, że do tego, by się opierać „jankesowi, który pluje nam w twarz”, przekonywały władze PRL.

Czas na kontrakcję na działania PiS

7. Gdy władza prowadzi kraj na manowce, wówczas rośnie znaczenie niezależnych instytucji państwowych, społeczeństwa i opozycji. Skierowanie przez rząd wniosku do KW na powrót czyni z rozwiązań prawnych podstawowy sposób zakończenia kryzysu wokół TK oraz powstrzymywania innych zapędów PiS. Sędziowie Trybunału zostali poddani niespotykanej dotąd presji, lecz zarazem stanęli przed ogromną szansą. Od ich postawy i decyzji zależy nie tylko los demokracji polskiej, ale również udowodnienie, że demokracja europejska nie jest pustym sloganem. Gdy mimo wszystko prezydent podpisze pisowską ustawę, sędziowie zapewne znajdą sposób na unieważnienie jej najbardziej kuriozalnych zapisów. Wiedzą, że nie są osamotnieni w kraju i poza jego granicami.

8. Właśnie się kończy okres przekonywania polskiej opinii publicznej, że PiS zagraża naszej demokracji, i bicia w tam-tamy. Nadszedł czas na kontrakcję. PiS może zniszczyć TK na dwa sposoby: skutecznym przekonaniem społeczeństwa o własnej wszechmocy lub użyciem metod dyktatorskich – nocnego wejścia policjantów i oplombowania jego pomieszczeń. Na szczęście strachu nie widać w działaniach TK, środowiska prawniczego, biur legislacyjnych Sejmu i Senatu (postawa najwyższej próby). Na 12 stycznia Trybunał zaplanował rozprawę w sprawie uchwał Sejmu powołujących pięciu pisowskich sędziów, co powinno ostatecznie objaśnić prezydentowi, że powinien odebrać ślubowanie od trzech sędziów wybranych przez Sejm poprzedniej kadencji. A dyktatura w Polsce nie przejdzie.

9. Komitet Obrony Demokracji popełnił błąd, zgłaszając inicjatywę zbierania podpisów pod nowelizacją ustawy o TK. Zadaniem Komitetu jest obrona prawa i zasad rządzących naszym państwem, a nie powiększanie zamieszania legislacyjnego. To Kukizowi należy pozostawić przekonywanie społeczeństwa, że konstytucja jest zła i należy zmienić prawo, by „zażegnać obecny kryzys”. Muzyk polityk robi to z przekonaniem i w nadziei na zaskarbienie wdzięczności PiS.

10. Opozycja parlamentarna na ogół zdaje egzamin z przydatności dla państwa w trudnych czasach. Nowoczesna ostrzegła o grożącym niebezpieczeństwie i wniosła do polityki świeżość i idealizm. Ryszard Petru dobrze spisuje się w roli przywódcy swojej partii i całej opozycji. PSL kierowanemu przez Władysława Kosiniaka-Kamysza należy się plus za porzucenie roli statysty (dotąd ulubiona poza Stronnictwa), gdy trzeba bronić demokracji. PO zgłasza wnioski do TK i celnie punktuje PiS. A jednak absencja jej 30 posłów podczas głosowania w Sejmie pokazała, że partia czeka na nowego lidera. Ten okres powinien jak najszybciej się skończyć, bo opozycja musi być sprawna i zjednoczona, by obronić państwo przed zmianą konstytucji (stąd konieczność zapewnienia pełnej mobilizacji podczas posiedzeń parlamentu), podtrzymywać mobilizację społeczeństwa oraz współdziałać z Radą Europy, UE i USA.

A komentatorzy winni pamiętać, że nie ma końca III RP, „paraliżu” i „końca” Trybunału. Polska demokracja i państwo polskie nie są bezbronne i skazane na pożarcie przez quasi-dyktatora. Świat demokratyczny wierzy w Polskę i Polaków, więc nie ma powodu, by Polska i Polacy nie wierzyli w siebie samych. Szczególnie w obliczu trudności, które przecież nie będą trwały wiecznie.

Zobacz także

biały

wyborcza.pl

 

Podsłuchy będą bardzo długie

Mariusz Jałoszewski, Wojciech Czuchnowski, 28.12.2015

iS zwiększa uprawnienia służb do podsłuchów i inwigilowania obywateli.

iS zwiększa uprawnienia służb do podsłuchów i inwigilowania obywateli. (123RF)

Powołując się na zagrożenie terrorystyczne, PiS zwiększa uprawnienia służb do podsłuchów i inwigilowania internetu. Kontrola będzie mogła trwać aż 18 miesięcy

Poselski projekt PiS nowelizacji ustaw o policji i służbach specjalnych niespodziewanie opublikowano na stronach Sejmu w środę wieczorem. Dotyczy policji, Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego (ABW), Centralnego Biura Antykorupcyjnego (CBA), Żandarmerii Wojskowej, straży granicznej, służby celnej, kontroli skarbowej, Służby Kontrwywiadu Wojskowego (SKW), Agencji Wywiadu i Służby Wywiadu Wojskowego.

Wszystkie służby poza celną mają mieć prawo do stosowania kontroli operacyjnej za zgodą sądu aż do 18 miesięcy, a ABW i SKW – jak do tej pory – w „uzasadnionych sytuacjach” dłużej. Dziś sąd wydaje zgodę na trzy miesiące, ewentualnie kolejną znów na trzy. W wyjątkowej sytuacji kontrolę przedłuża.

„Przyjęcie takiego rozwiązania w odniesieniu do służb specjalnych realizujących zadania kontrwywiadowcze i antyterrorystyczne jest niezbędne w perspektywie bieżących zagrożeń bezpieczeństwa, m.in. w kontekście przyjmowanego obecnie modus operandi sprawców takich przestępstw jak przestępstwa o charakterze terrorystycznym, sabotaż czy szpiegostwo, wykorzystujących tzw. uśpione ogniwo” – piszą w uzasadnieniu posłowie PiS.

Projekt precyzuje, co jest kontrolą operacyjną, na której przeprowadzenie potrzeba zgody sądu: podsłuchiwanie rozmów telefonicznych, kontrola korespondencji, w tym elektronicznej w internecie, nagrywanie osób w pomieszczeniach zamkniętych, w środkach transportu oraz w innych miejscach, które nie są publiczne.

To akurat dobre rozwiązanie, bo likwiduje lukę, której służby nadużywały. O nagrywanie w miejscach niepublicznych trwał spór. CBA za czasów Mariusza Kamińskiego wbrew prokuraturze twierdziło, że nie musiało mieć na to zgody sądu i że wystarczyło ogólne zezwolenie na operację specjalną.

Tak jak do tej pory nie będzie też potrzeba zezwoleń do pozyskiwania danych od operatorów telekomunikacyjnych. Chodzi o billingi rozmów telefonicznych, dane umożliwiające lokalizację rozmówców i dane abonentów, również internetowych. Projekt mówi, że nie jest to kontrola operacyjna. Także osoby, wobec których stosowano kontrolę operacyjną, ale nie przekuło się to na zarzuty, nie będą o tym informowane. Trybunał Konstytucyjny mówił, że trzeba to zmienić, ale PiS uznał, iż mogłoby to sparaliżować pracę służb specjalnych.

PiS chce za to rozszerzyć prawo do stosowania kontroli operacyjnej przez straż graniczną i Żandarmerię Wojskową podlegającą MON Antoniego Macierewicza. Obie służby mają teraz dostać większy katalog przestępstw, w których mogą na przykład zakładać podsłuch telefonu.

Jak na ironię, w uzasadnieniu projektu posłowie PiS co chwilę podkreślają, że nowelizacja wykonuje wyrok… Trybunału Konstytucyjnego, z którego rządząca partia – przepychając przed świętami w ekspresowym tempie nową ustawę o TK – zrobiła atrapę. 30 lipca 2014 r. Trybunał zakwestionował brak niezależnej kontroli nad udostępnianiem danych telekomunikacyjnych (np. billingów) służbom oraz brak gwarancji szybkiego i komisyjnego niszczenia danych, które nie są potrzebne w związku z prowadzonymi śledztwami lub są objęte tajemnicą zawodową.

Jak teraz PiS rozwiązał brak niezależnej kontroli? Powstaną rejestry wniosków o kontrole operacyjne i rejestry, po jakie dane telekomunikacyjne sięgały służby. Będą to nadzorować sądy okręgowe. To sądy mają też decydować o tym, które z materiałów zawierających tajemnicę zawodową adwokatów i radców prawnych lub dziennikarską mogą być wykorzystane w śledztwach.

PiS nie podkreśla jednak, że przy okazji nowelizacji przemyca rozszerzenie niektórych uprawnień służb specjalnych. Ten projekt w większości pokrywa się zresztą z projektem senatorów PO złożonym przed październikowymi wyborami. Był on wtedy krytykowany przez organizacje pozarządowe oraz sam PiS, wówczas w opozycji. – Ten projekt nie stanowi wykonania orzeczenia Trybunału Konstytucyjnego, w znacznej mierze z tym orzeczeniem, z jego intencjami się rozmija – mówił Jarosław Zieliński, dziś wiceszef MSWiA. Projekt PO dawał jednak większą gwarancję ochrony prywatności niż obecny.

Nowelizacja ustawy o policji wejdzie w życie 7 lutego 2016 r., bo wtedy wygasną przepisy, które zakwestionował w 2014 r. Trybunał. Skrytykowała ją już fundacja Panoptykon zajmująca się ochroną wolności i prywatności. „Projekt jest niezgodny zarówno z prawem UE, jak i Konstytucją RP. Nie wprowadza skutecznej kontroli nad sięganiem przez policję i inne służby po dane telekomunikacyjne. Zawarta w projekcie propozycja »kontroli” ma jedynie fasadowy charakter” – oświadczył Panoptykon.

Zobacz także

pisZwiększa

wyborcza.pl

Przyznaję się do winy

JACEK ŻAKOWSKI (TYGODNIK „POLITYKA”, COLLEGIUM CIVITAS), 28.12.2015

Beata Szydło

Beata Szydło (Fot. Sławomir Kamiński / Agencja Gazeta)

– Wszystko po to, żeby obronić własne interesy – stwierdziła w Telewizji Trwam premier Beata Szydło, tłumacząc, jak rozumie motywy kierujące krytykami obecnej władzy i dziesiątkami tysięcy ludzi protestujących przeciw napaści PiS na Trybunał Konstytucyjny.

Szanowna Pani Premier, przyznaję się do winy. Bez bicia. Bez aresztu wydobywczego. Bez trzepania faktur oraz teczek parę pokoleń wstecz (to już mam za sobą). Bez kolejnej kampanii pomówień w prawicowych mediach. Bez wyrzucania z pracy (chyba na razie nie macie mnie skąd wyrzucić). Bez zatrzymania o świcie, nocnych przesłuchań, rewizji, kopania ogródka i innych znanych powszechnie argumentów stosowanych przez Pani środowisko w debatach na temat Polski. Macie moje przyznanie się do winy w prezencie pod spóźnioną choinkę.

Nie będę ukrywał, że krytykuję rządy PiS, demonstruję i przekonuję do tego, kogo mogę, by „obronić własne interesy”. Należę do grupy określanej przez Panią jako „lobby, które dzisiaj tak bardzo walczą o utrzymanie własnych przywilejów”.

Muszę Panią ostrzec, że nie zamierzam przestać. Mogę to oświadczyć w imieniu wielu osób. Robimy to w warunkach recydywy, w różnych, mniej lub bardziej zorganizowanych grupach, w rozmaitych składach osobowych i rozmaitymi, dostosowanymi do potrzeb sposobami od kilkudziesięciu lat, a nawet od kilku pokoleń.

Różne władze próbujące kontrolować Polskę przez dwieście poprzednich lat mogły się przekonać, jak jesteśmy uparci w obronie „własnych interesów” i „przywilejów”. Bo wolimy, gdy są nasze „własne”, niż gdy władza wydziela nam je wedle uważania.

Długo zdobywaliśmy nasze przywileje – wolność, prawo do sądu niezależnego od władzy wykonawczej, ograniczenie rządów ramami konstytucji, prawo mówienia tego, co chcemy, demonstrowania, jak chcemy, wybierania władzy, jaką chcemy. Najpierw były to przywileje szlachty, czyli części mężczyzn. Od niedawna są to przywileje wszystkich obywateli.

Bronimy tych naszych przywilejów przed wami, bo są w naszym interesie. W interesie każdego i wszystkich. Każdemu dają bezpieczeństwo przed szaleństwami i nadużyciami na przykład Pani partyjnych kolegów, a Polsce dają siłę, zamożność, bezpieczeństwo i włączają nas do zachodniej wspólnoty cywilizacyjnej.

Sprzeciwiamy się wam nie dlatego, że obiecujecie 500 zł na dziecko, ale dlatego, że mamiąc prostych ludzi mrzonkami, za które sami zapłacą, próbujecie zastąpić polską wolność samodzierżawiem Prezesa. To stary ruski standard. Obiecać bardzo dużo, żeby zabrać wszystko. A Polskę oderwać od wolnego świata i przyłączyć do Wschodu. Bo tylko do Wschodu pasuje wasza wizja Polski.

Przez ostatnie ćwierć wieku korzystaliśmy z naszych przywilejów obficie i nie zawsze roztropnie. Gdy trochę ich ubywało za sprawą IV RP, próbowaliśmy walczyć, ale niezbyt skutecznie, bo zwykle zabierano nam je w białych rękawiczkach, co demobilizuje opór. Władza PiS nas zaalarmowała, zmobilizowała swoją brutalnością i jednoznacznością. Od kilkudziesięciu lat nie byliśmy tak zaalarmowani i zmobilizowani.

Proszę się spodziewać, że z każdym kolejnym atakiem na nasze „przywileje” i „interesy” będziemy coraz bardziej zmobilizowani. W Polsce znów jest wielu ludzi, którzy „13 grudnia nie śpią do południa”. Nie da się nas łatwo przestraszyć, przekupić ani zniechęcić do stawiania oporu złej władzy.

Zobacz także

szydło

wyborcza.pl

Epilepsja – święta choroba. Historia plagi

Józef Krzyk, 28.12.2015

Niektórzy badacze podejrzewają, że na padaczkę cierpiał Rubens, a w każdym razie miał z nią kontakt, skoro w swoim obrazie

Niektórzy badacze podejrzewają, że na padaczkę cierpiał Rubens, a w każdym razie miał z nią kontakt, skoro w swoim obrazie „Przemienienie Pańskie” z 1605 r. bardzo wiernie przedstawił dziecko z napadem padaczkowym. W dolnym prawym rogu obrazu flamandzkiego mistrza wyraźnie widać… (Fot. Archiwum)

Starożytni Grecy nazywali epilepsję chorobą, którą bogowie zsyłają na ludzi. Strach przed epileptykami zaczął ustępować dopiero w epoce oświecenia, gdy lekarzom głupio już było twierdzić, że za różnymi dolegliwościami stoją siły nadprzyrodzone. Do dziś jednak nie ma lekarstwa na tę chorobę.

Najstarsze zapiski dotyczące epilepsji pochodzą z egipskich papirusów i mezopotamskich tabliczek sprzed czterech tysięcy lat. W Kodeksie Hammurabiego jest przepis mówiący, że jeśli u dopiero co kupionego niewolnika w ciągu miesiąca ujawni się „kurczowa choroba”, to można go zwrócić poprzedniemu właścicielowi.

Według Babilończyków przyczyną epilepsji było opętanie przez złe duchy, natomiast hinduski mędrzec Punarvasu Atreya około 900 r. p.n.e. opisał tę chorobę jako utratę świadomości. Rzymianie nazwali epilepsję morbus comitialis („chorobą sali obrad”) i uważali ją za klątwę zesłaną przez bogów.

Przez stulecia panowało przekonanie, że jest to choroba zakaźna. Na widok człowieka, z którym chwilę wcześniej normalnie się rozmawiało, a teraz z pianą na ustach tarza się po ziemi albo stoi ze sztywno powyginanymi kończynami, przechodnie uciekali byle dalej. Strach i zdumienie rosły, gdy porażony nagłym atakiem chory równie raptownie wracał do rzeczywistości i nie pamiętał niczego, co się z nim przed chwilą działo.

Choroba, którą leczą władcy

Diagnoza Hipokratesa

W klasycznej grece słowo „epilepsja” oznacza tyle, co chwytać, posiadać lub być przez coś dotkniętym. Grecy nazywali ją „świętą chorobą”, uważając, że zsyłają ją na ludzi bogowie i w zależności od rodzaju odgłosów wydawanych przez chorego widzieli w tym sprawkę Posejdona, Aresa lub jeszcze innego boga. Hipokratesa (ok. 460 – ok. 370 p.n.e.) bardzo irytowali wyznawcy takich poglądów, oskarżał ich o bezbożnictwo, nazywał też szalbierzami oraz wydrwigroszami. Wysuwają bóstwo jako tarczę i osłonę własnej bezradności i nieposiadania środków, których użycie byłoby pożytecznym. Nie chcąc ujawnić swej zupełnej niewiedzy, uznali to cierpienie za święte i dobrawszy sobie odpowiednie uzasadnienie, oparli sposób leczenia na bezpiecznym dla siebie gruncie, stosując oczyszczenie i zaklęcia – pisał ojciec greckiej medycyny w rozprawie „O świętej chorobie”.

Dalej zaś podkreślał, że epilepsja nie wydaje się od wszystkich innych chorób ani bardziej boską, ani bardziej świętą oraz posiada swą przyczynę naturalną i powód. Hipokrates jako pierwszy zwrócił uwagę na to, że choroba polega na zaburzeniach w funkcjonowaniu mózgu, a jako czynniki odpowiedzialne za wystąpienie jej objawów wymieniał przewlekły ból, lęk, emocje i intensywne światło. Ludzie jednak z powodu swego niedoświadczenia i jej dziwaczności uznali ją za zjawisko boskie, wszak do innych chorób nie jest ona wcale podobna. Jeżeli jednak z powodu tej dziwaczności będzie się ją uznawało za boską, to wiele innych chorób także okaże się z tej racji świętymi – argumentował Hipokrates.

Z jego rozprawy można się również dowiedzieć, że Grecy mieli też inne przesądy związane z epilepsją. Wierzyli, że chcąc uniknąć „świętej choroby”, nie powinno się nosić czarnego płaszcza (czarny kolor zwiastował śmierć), leżeć na skórze koziej lub ją nosić, zakładać nogę na nogę lub rękę na rękę. Hipokrates uważał to za bzdury.

Wyśmiewał też zalecane przez kolegów terapie – na długiej liście znajdowały się m.in. surowe zalecenia dotyczące przestrzegania diety oraz zakaz kąpieli. Hipokrates zapewniał, że ani kąpiel, ani jedzenie ryb morskich, czosnku, cebuli, drobiu, koźliny, sarniny i wieprzowiny nie ma nic wspólnego z epilepsją. Ja zaś myślę – pisał – że gdyby istotnie tkwiło coś ważnego w mięsie kozim, to z Libijczyków, zamieszkujących środek tej krainy, żaden zdrowiem by się nie cieszył, ponieważ ludzie nie posiadają tam posłań, płaszczów ani obuwia żadnego, które by nie było zrobione z kozy.

Szpetna twarz ospy

Przypadek Sokratesa

Wiele wskazuje na to, że żyjący współcześnie z Hipokratesem Sokrates (ok. 470-399 p.n.e.) był epileptykiem, choć być może nie zdawał sobie z tego sprawy. O dziwnych zachowaniach wielkiego filozofa, który zastygał długo na stojąco w jednej pozie i wydawało się, że jest duchem gdzie indziej, wspominał jego przyjaciel Agaton. Sam Sokrates przyznawał, że słyszał głosy, które nazywał „znakami bożymi”, „znakami duchowymi” i „moją proroczą mocą”. Widziano tę osobliwość we mnie zaraz od samego dzieciństwa. Jest nią głos jakiś, który mnie zawsze odwodzi od tego, co bym chciał robić (tłum. Felicjan Antoni Kozłowski).

Wśród innych sławnych ludzi starożytności cierpiących na epilepsję wymieńmy jeszcze Aleksandra Wielkiego i Juliusza Cezara, a wzmianki o chorobie pojawiają się również w Biblii, zarówno w Starym, jak i w Nowym Testamencie. Epileptykiem miał być Saul, pierwszy król Izraela (zrzucał swe szaty, upadał i leżał cały dzień i noc na ziemi), oraz jego następca Dawid, choć ten drugi być może tylko symulował chorobę, by nie wpaść w ręce wrogów. Zachowywał się przed nimi niepoczytalnie, udawał obłąkanego, gdy chwytali go rękami, bił pięściami w odrzwia bramy i obśliniał swoją brodę – czytamy o zachowaniu Dawida w starotestamentowej Księdze Samuela.

Kołtun polski. Historia plagi

Strach przed epileptykami

Od czasów starożytnych ludzie bali się epileptyków, mając ich za opętańców. Uważało się też, że epilepsja to choroba dziedziczna, więc chorym zabraniano zawierania małżeństw, a w starożytnym Izraelu choroba ta stanowiła wystarczającą podstawę, by mąż odprawił żonę. Mężczyzna chorujący na epilepsję nie mógł zostać sędzią, rabinem ani kapłanem; epileptyków obowiązywała separacja, niewiele mniej rygorystyczna od tej dotyczącej trędowatych. Kapłanowi i rabinowi nie wolno było leczyć chorych na epilepsję z obawy, że staną się nieczyści.

W tym kontekście większej wagi nabiera historia opisana przez aż trzech ewangelistów – św. Łukasza, św. Marka i św. Mateusza – o uzdrowieniu przez Jezusa chłopca chorego na epilepsję. O pomoc poprosił ojciec dziecka, a opis przypadłości jak ulał pasuje do tego, co wiemy o epilepsji. Nauczycielu, przyprowadziłem do Ciebie mojego syna, który ma ducha niemego. Ten gdziekolwiek go chwyci, rzuca nim, a on wtedy się pieni, zgrzyta zębami i drętwieje.

Dalszy ciąg tej opowieści też sugeruje, że chodziło o „świętą chorobę”: Duchu niemy i głuchy, rozkazuję ci, wyjdź z niego i nie wchodź więcej do niego”. A on krzyknął i wyszedł wśród gwałtownych wstrząsów. Chłopiec zaś pozostawał jak martwy, tak że wielu mówiło: „On umarł”. Lecz Jezus ujął go za rękę i podniósł, a on wstał (Mk 9, 14-26). Także scena nawrócenia Szawła, który w drodze do Damaszku padł na ziemię rażony światłem z nieba, jest według niektórych interpretacji opisem ataku epileptycznego.

Epileptykiem mógł być Mahomet, bo i tak interpretuje się zapis z Koranu o poruszającej się postaci, która powiedziała mu, by głosił słowo Boże. Ta sama choroba miała też trapić Joannę d’Arc, która miewała wizje od 13. roku życia, słyszała „głosy niebiańskie” i widziała aniołów, czasami kilka razy dziennie. Natomiast w opisie jej śmierci badacze znaleźli poszlakę mogącą świadczyć, że była epileptyczką. Świadkowie opowiadali mianowicie, że gdy spłonęła na stosie, jej serce pozostało nietknięte i nawet kaci nie wątpili w cud, ale racjonaliści znaleźli inne wyjaśnienie. Zgodnie z nim Joanna była chora na gruźlicę, a gruźlicze zapalenie osierdzia mogło powodować odporność serca na ogień. Z kolei gruźliczak mózgu tłumaczyłby, skąd brały się u niej napady padaczkowe.

Zajrzyj do osady trędowatych

Fallen znaczy padać

W średniowieczu patronem chorych na epilepsję był św. Walenty, a zawdzięczał to swemu imieniu brzmiącemu tak jak niemieckie słowo „fallen” (padać), przez co został skojarzony z padaczką – epilepsją. Jednak w państwach niemieckojęzycznych wierzono, że od epilepsji chroni św. Korneliusz, a w północnej Belgii jeszcze niedawno dzieci otrzymywały cztery imiona. Pierwsze – swoje własne, drugie i trzecie po rodzicach chrzestnych lub dziadkach, a czwarte Korneliusz lub Kornelia.

Z powodu epilepsji w szeregi gwardii papieskiej nie został przyjęty Giovanni Maria Ferretti, ale dzięki dyspensie papieża dopuszczono go do przyjęcia święceń kapłańskich. Wprawdzie ze względu na niebezpieczeństwo ataku mógł odprawiać msze tylko w asyście drugiego księdza, ale i tak zrobił wielką karierę: w 1846 r. został wybrany na papieża i jako Pius IX pełnił tę funkcję prawie 32 lata, czyli najdłużej ze wszystkich dotychczasowych zwierzchników Kościoła katolickiego.

Historia plagi. Żywe posągi

Epilepsja Dostojewskiego i van Gogha

Aż do końca XIX w. uważano, że z epilepsją związane są dewiacje seksualne, piromania i przestępczość. Na przekór tej opinii wśród epileptyków byli znakomici politycy, naukowcy i artyści, np.: kardynał Richelieu, Molier, Napoleon Bonaparte, lord George Byron, Niccolo Paganini, Ludwig van Beethoven, Georg Friedrich Händel, Lew Tołstoj, Fiodor Dostojewski, Piotr Czajkowski czy Hermann von Helmholtz, niemiecki lekarz, fizjolog, fizyk, który sformułował zasadę zachowania energii. A także Alfred Nobel i prawdopodobnie Włodzimierz Lenin.

Niektórzy z nich może nie zdawali sobie sprawy z choroby. Inaczej sprawy się miały np. z Dostojewskim, który od młodości cierpiał na epilepsję i miewał czasami nawet dwa ataki w ciągu doby. Zauważył on, że chwilę wcześniej ogarniało go uczucie błogostanu i ekstazy, ale o tym, co działo się z nim później, dowiadywał się od towarzyszących mu osób. Opisywali mu każdy detal: płacz, raptowny upadek na ziemię, skurcze mięśni, zmiany na twarzy, pianę na ustach, nietrzymanie moczu. Najczęściej ataki przytrafiały mu się o czwartej rano, a gdy ustępowały, pisarz na kilka dni popadał w depresję i trwał w jakimś stanie pomrocznym, miewał też zaburzenia mowy i pamięci. Dostojewski wykorzystał wiedzę o epilepsji w swoich powieściach – epileptykami uczynił księcia Myszkina w „Idiocie” oraz ojcobójcę Smierdiakowa, bohatera „Braci Karamazow”.

Vincent van Gogh po raz pierwszy doznał ataku, mając 27 lat. Czasami trwał w takim stanie nawet tygodnie, a swoje odczucia opisał w listach do brata Theo:Wiem od innych pacjentów, że podczas napadów oni także słyszą dziwne dźwięki i głosy tak jak ja oraz że w ich oczach także przedmioty wydają się zmieniać. Podczas jednego z napadów odciął sobie dolną połowę lewego ucha, a kiedy oprzytomniał, nie pamiętał tego wydarzenia. Lekarze podawali malarzowi bromek potasu, co ograniczyło liczbę i gwałtowność ataków, ale miało też skutki uboczne.Nieznośne halucynacje ustąpiły, ograniczając się do pojedynczych nocnych zmór, co jest, jak myślę, konsekwencją zażywania bromku potasu – pisał w liście do brata. Lekarze podawali mu też naparstnicę, roślinę, która działa jak antytoksyna. Czuł się po tym specyfiku lepiej, ale dochodziły inne efekty uboczne w postaci zniekształcenia widzenia. Stąd miał się brać w niektórych obrazach van Gogha nadmiar światła. „Gwiaździsta noc” i „Nocna kawiarnia” prawdopodobnie by nie powstały, gdyby van Gogh nie miał epilepsji.

Ataki Flauberta

Epileptykiem był też pisarz Gustaw Flaubert, rówieśnik Dostojewskiego (1821-80), który w listach do rodziców i przyjaciół opisywał swoje napady. Pierwszy przeszedł w 22. roku życia i widział to jego przyjaciel Maxime du Camp. To dzięki niemu wiadomo, że Flaubert miał trzy rodzaje napadów. Czasami nagle bez powodu podnosił głowę i ramiona w geście desperacji i blady mówił: „Widzę płomień w lewym oku”, a kilka sekund później: „Mam płomień w prawym oku i wszystko wydaje mi się w kolorze złota”. Inny rodzaj ataków polegał na halucynacjach – w tym stanie pisarza trapiły gonitwa myśli, lęk i strach z uczuciem zbliżającej się śmierci. Przy najcięższych atakach ogarniały go drgawki, po których zapadał w głęboki sen, a gdy się budził, przez kilka dni chodził nieswój. Ojciec i brat pisarza, którzy byli lekarzami, podawali mu bromki, herbatę z kwiatów cytryny i pomarańczy, rycynę, bylicę, indygo, walerianę, korę drzewa chinowego i stosowali hydroterapię oraz upusty krwi, ale nic to nie pomagało.

W poszukiwaniu lekarstwa

W starożytnym Egipcie lekarze radzili epileptykom jeść odchody osła rozpuszczone w winie. Asklepiades, grecki medyk z I wieku p.n.e., zalecał przechadzki, konną jazdę, bieganie i picie wina, ale wielu współczesnych odnosiło się do tych metod krytycznie. Śmiali się, że Asklepiades przepisuje wino na każdą chorobę.

W średniowieczu stosowano drastyczne metody, co stanowiło konsekwencję poglądu, iż epilepsja to choroba umysłu, a nie ciała, i powodowana jest przez demony. Aby je wygonić, chorym przykładano do czoła gorące żelazo (postępowano tak nie tylko w chrześcijańskiej Europie, ale też w Indiach). Bardziej subtelne sposoby przepędzania demonów stosował perski uczony Awicenna (980-1037) – zalecał wieszanie na szyi chorych amuletów i kwiatów piwonii, aby zapachy wydzielane przez rośliny zapobiegały napadom. Sugerował też, żeby chronić dzieci z epilepsją przed intensywnym światłem. Zalecał ograniczanie spożywania świeżych owoców zawierających dużo wody i unikanie selera jako pobudzającego napady.

Żyjący w XIII w. paryski lekarz Arnold de Villanova twierdził, że najważniejszym elementem leczenia epilepsji jest dieta. W tym samym czasie chorym przepisywano gotowany mózg łasicy i proszek z posiekanej kukułki, a najłagodniejszą z metod leczenia było stosowanie jemioły, która „rosnąc na wierzchołkach drzew, nigdy nie upada na ziemię”.

Biblijna metoda leczenia polegała na przyłożeniu ust do ucha chorego i trzykrotnym powtórzeniu wersetu: Kasper przyniósł mirrę, Melchior kadzidło, Baltazar złoto, którego przyniosą z imionami tych trzech królów, będzie uwolniony od padaczki przez świętość Chrystusa. Słowa te uważano za równie skuteczne, jeśli były napisane i noszone na szyi przez pacjenta.

Anglik John of Gaddesden (1280-1361), jeden z największych lekarzy średniowiecza, pisał w dziele „Rosa Medicinae”, że padaczka jest całkowitym i uogólnionym skurczem od uszkodzenia w przedniej komorze mózgu. I zalecał podawanie chorym sproszkowanych ludzkich kości. Nie był w tym odosobniony – Antonius Guainerius (zm. w 1445), autor dzieła „Opera medica”, zalecał, by mężczyznom podawać czaszkę mężczyzn, a kobietom – kobiet. Gaddesden uważał, że jeśli epilepsja przytrafi się kobiecie w ciąży, to po porodzie będzie od niej wolna. Doszedł też do wniosku, że w zależności od gwałtowności ataków pacjent czasami ma szansę na wyleczenie.

Strach przed epilepsją zaczął ustępować w epoce oświecenia, gdy lekarzom głupio już było twierdzić, że za różnymi dolegliwościami stoją siły nadprzyrodzone. Dopiero jednak w XIX w. doszło do naukowych prób zrozumienia przyczyn epilepsji. W 1850 r. padaczkę uznano za chorobę neurologiczną. W 1873 r. John Hughlings Jackson, angielski lekarz neurolog i wykładowca fizjologii, dał definicję padaczki jako nagłego, chwilowego, niespodziewanego zaburzenia pracy istoty szarej mózgu. Był to niewątpliwie przełom w myśleniu i postrzeganiu tej choroby.

Leku, który pozwala na całkowite uzdrowienie, dotąd nie odkryto. Udaje się tylko ograniczyć liczbę ataków i osłabić ich gwałtowność. W XX w. przypomniano sobie o niektórych radach medyków antycznych. Aleksandryjski anatom Erasistratus zalecał pacjentom głodówkę, a w II wieku n.e. Galen do głodówki dodał wywoływanie biegunek. Potem rady te traktowano z przymrużeniem oka, ale w 1911 r. dwaj paryscy lekarze za pomocą głodówki kurowali grupę 20 chorych na epilepsję i u kilku z nich zaobserwowali znaczną poprawę. Stan zdrowia najbardziej poprawił się u dzieci, ale tłumaczono to tym, że w czasie głodówki nie podjadały ukradkiem. Zalety głodówki były tym większe, że nie powodowała ona żadnych efektów ubocznych i nie zaburzała sprawności umysłowej pacjentów.

Szacuje się, że na epilepsję stale cierpi 1 proc. populacji – więcej w krajach biedniejszych niż bogatszych. Bardziej od dorosłych narażone są dzieci, a mężczyźni chorują częściej niż kobiety. Epilepsji sprzyjają urazy, w tym te okołoporodowe. To by tłumaczyło, dlaczego w krajach, w których zapewniona jest lepsza opieka nad kobietą w ciąży, nowych przypadków epilepsji jest mniej. Jej najczęstszą przyczyną u dorosłych są choroby naczyniowe i guzy mózgu, zaburzenia metaboliczne, urazy głowy i choroby zwyrodnieniowe.

Cytaty z Hipokratesa w tłumaczeniu Witolda Klingera: Archiwum Historii i Filozofii Medycyny, 1939 t. 18

Wideo „Ale Historia” to najciekawsze fakty, ciekawostki i intrygujące smaczki minionych wieków i lat. To opowieść o naszych przodkach, a więc i o nas samych, która pozwala lepiej zrozumieć świat, jego kulturę i naszą własną mentalność. Zafascynuj się przeszłością, by lepiej zrozumieć teraźniejszość!

W ”Ale Historia” czytaj też:

Sylwestry Sarmatów
Staropolskie zabawy noworoczne polegały m.in. na nachodzeniu dworu sąsiada i siedzeniu tam dopóty, dopóki spiżarnie i piwniczki nie zostały oczyszczone do cna. Moda na sylwestrowe bale maskowe z uroczyście otwieranym o północy szampanem przyszła do nas z Francji dopiero w połowie XIX w.

Święta choroba
Starożytni Grecy nazywali epilepsję chorobą, którą bogowie zsyłają na ludzi. Strach przed epileptykami zaczął ustępować dopiero w epoce oświecenia, gdy lekarzom głupio już było twierdzić, że za różnymi dolegliwościami stoją siły nadprzyrodzone. Do dziś jednak nie ma lekarstwa na tę chorobę

Rewolta dekabrystów
190 lat temu w Petersburgu wybuchła rebelia mająca obalić cara i odmienić Rosję. Gdyby buntownicy okazali więcej zdecydowania, to kto wie, co by się stało. Tamtego dnia zdecydowany był jednak młody car Mikołaj I

Jak Dickens i Andersen w jednym stali domku
Latem 1857 r. Hans Christian Andersen był gościem Charlesa Dickensa. Po jego wyjeździe Dickens przykleił w rogu lustra kartkę, na której napisał: W tej sypialni Andersen nocował przez pięć tygodni, ale dla mojej rodziny to była WIECZNOŚĆ . Nigdy już nie odpisał na żaden list duńskiego kolegi, który zupełnie nie rozumiał, dlaczego ich przyjaźń tak nagle się skończyła

Niezłomność stalinowca
Do swej śmierci w 2010 r. czcił Stalina i stalinizm, w obronie „marksistowskich prawd rządzących historią” zwalczał Władysława Gomułkę. W latach 60. reaktywował Komunistyczną Partię Polski, a potem wyjechał do Albanii i Chin, by wspierać tych, którzy nie zdradzili prawdziwego komunizmu

Tajemnice efektów specjalnych
„Przebudzenie Mocy”, najnowszy epizod „Gwiezdnych wojen”, w ciągu czterech dni pokazywania zarobiło na świecie 517 mln dol. Bez wątpienia filmy z efektami specjalnymi, które pojawiały się w kinie niemal od początku jego istnienia, są w natarciu

starożytniGrecy

wyborcza.pl