Szydło, 07.01.2016

 

Gowin przed wyjazdowym posiedzeniem klubu PiS: Unia ogranicza naszą wolność potrójnie

Agata Kondzińska, 07.01.2016
Jarosław Gowin o planach PiS:

Jarosław Gowin o planach PiS: „Nie zamierzam Was przekonywać, że obóz rządowy we wszystkim ma rację”. (Fot. Paweł Małecki / Agencja Gazeta)

Na wyjazdowym posiedzeniu klubu PiS w następny weekend posłowie i senatorowie spotkają się z ministrami, wysłuchają wystąpienia szefa partii i omówią sondaże.
Posiedzenie klubu PiS Jarosław Kaczyński zapowiedział jeszcze na wigilijnym spotkaniu z posłami i senatorami, na którym ich mobilizował. Mówił, że partia nie ugnie się przed krytyką i nie wycofa z wprowadzanych zmian. – Atakują nas i będą atakować, ale nie możemy się zachwiać – przekonywał. Mobilizujące wystąpienie ma mieć też w piątek po południu.

W zaproszeniu, które dostali parlamentarzyści PiS, jest też zapowiedź analizy sondaży wyborczych. Wprawdzie PiS jest ich liderem, ale wyrasta mu silny konkurent – partia Ryszarda Petru, która w sondażach poparcia wyprzedziła Platformę Obywatelską. Na spotkaniu omawiane mogą być też sondaże zamówione przez partię.

W tajemnicy trzymane jest miejsce wyjazdowego posiedzenia klubu PiS, żeby jak najpóźniej dowiedziały się o nim media. – Na pewno nie będzie daleko od Warszawy, żeby prezes mógł wrócić na noc do domu i przyjechać następnego dnia – mówi jeden z polityków PiS.

A następnego dnia, w sobotę 16 stycznia, posłowie i senatorowie spotkają się z ministrami rządu Beaty Szydło. „Wyborcza” pisała o braku komunikacji między klubem a rządem. To powoduje, że posłowie i senatorowie są często zaskakiwani różnymi propozycjami. Jeszcze przed świętami na posiedzeniu klubu pytali np., czy w planach jest obłożenie VAT-em szkół językowych. Do tej pory stawka była zerowa.

Odpowiedzi nie dostali, bo – jak usłyszeli – na sali zabrakło ministra finansów Pawła Szałamachy, a to jego kompetencja.

Politycy PiS do końca nie znali też planów dotyczących zmian w Trybunale Konstytucyjnym. Propozycje nowelizacji ustawy poznawali równie późno co posłowie opozycji. Wielu ministrów milczało na ten temat, m.in. wicepremier Jarosław Gowin.

Wczoraj portal 300polityka.pl opublikował jego list do absolwentów Wyższej Szkoły Europejskiej im. ks. Józefa Tischnera w Krakowie. To odpowiedź na prośbę studentów uczelni, której rektorem był Gowin, o zajęcie stanowiska w sprawie ostatnich decyzji koalicji rządzącej, „które w ich ocenie wpływają na drastyczne obniżenie standardów funkcjonowania instytucji publicznych”.

Gowin się z nimi nie zgadza i broni decyzji PiS.

W liście napisał, że to Platforma Obywatelska z Andrzejem Rzeplińskim dokonała zamachu na konstytucję, „oligarchizacja Polski” wciąż się pogłębia, a Unia Europejska ogranicza naszą wolność potrójnie. Bo + „próbuje się nam narzucić wzorce sprzeczne z naszą tradycją i kulturową tożsamością”, bo + „próbuje się na nas wymuszać utrzymanie uprzywilejowanej pozycji kapitału zagranicznego”, bo + „usiłuje się narzucić polskim rządom rozstrzygnięcia, które w myśl traktatów europejskich należą do suwerennej domeny państw narodowych”.

Na koniec Gowin pisze: „Nie zamierzam Was przekonywać, że obóz rządowy we wszystkim ma rację. Popełniamy błędy. Nie jesteśmy wirtuozami politycznej elegancji. Nie wszystkie decyzje są dla mnie zrozumiałe. Mam nadzieję, że z czasem nastąpią korekty. Jeśli nie dzielę się moimi wątpliwościami publicznie, to nie dlatego, że chowam głowę w piasek – zbyt często w życiu szedłem pod prąd, bym odczuwał potrzebę tłumaczenia się z takich zarzutów”.

Zobacz także

wyborcza.pl

Sasin: „w żadnym wypadku” nie można opublikować orzeczenia Trybunału

mo, 07.01.2016
Jacek Sasin

Jacek Sasin (Fot. Adam Stępień / Agencja Gazeta)

Poseł PiS Jacek Sasin zapowiedział, że kancelaria premiera nie opublikuje orzeczenia Trybunału Konstytucyjnego podjętego w składzie dziesięciu sędziów. – W żadnym wypadku. Nie można publikować orzeczenia, które jest podjęte z tak rażącą wadą prawną – mówił dziś w rozmowie z Moniką Olejnik w Radiu ZET.
– Trybunał zbierze się we wtorek w składzie dziesięciu sędziów. Co to jest według pana? – zapytała polityka Prawa i Sprawiedliwości Monika Olejnik.

– Będzie to, jak rozumiem, towarzyskie spotkanie sędziów Trybunału Konstytucyjnego w składzie, który uniemożliwia im podejmowanie wiążących rozstrzygnięć co do konstytucyjności aktów prawnych. Bo do wiążącej decyzji potrzeba przynajmniej 13 sędziów, więc dziesięciu sędziów nie będzie miało możliwości orzekania – powiedział Sasin. I dodał:

– To tak, jakby oczekiwać, że w dzienniku ustaw ukaże się ustawa, którą przyjął parlament bez kworum. Ona nie ma mocy prawnej. W przypadku TK to kworum to jest 13 sędziów – przekonywał poseł.

Sasin: jestem zdumiony zdaniem prezesa Sądu Najwyższego

Monika Olejnik zwróciła uwagę, że zdaniem prawników – m.in. pierwszej prezes Sądu Najwyższego i prof. Adama Strzębosza – TK musi mieć możliwość orzeczenia o konstytucyjności nowego prawa, a manewry prezydenta i PiS uniemożliwiają zrobienie tego zgodnie z ustawą, o której orzekać będzie TK.

– To nie tak. Każda ustawa cieszy się domniemaniem konstytucyjności. Jeżeli prezydent ją podpisze, to ona obowiązuje – mówił Sasin.

– A dlaczego inne zdanie ma pierwsza prezes Sądu Najwyższego? – zapytała Monika Olejnik.

– Jestem tym zdumiony. To jest zdanie idące w poprzek dotychczasowej praktyce i prawu. Ustawa cieszy się domniemaniem konstytucyjności i musi być stosowana. Każde inne zdanie to jest wzywanie do anarchii, droga donikąd – odpowiedział poseł PiS.

Sasin: dopuścić do orzekania sędziów PiS

Zdaniem Sasina rozwiązaniem byłoby dopuszczenie do orzekania pięciu sędziów, których wybrała większość PiS i których zaprzysiągł prezydent Andrzej Duda. – Prezes Rzepliński nie ma prawa im odmawiać orzekania. Oni to prawo mają, więc oczekuję, że ci sędziowie zostaną dopuszczeni do orzekania. Wtedy mogłaby być realizowana ustawa, czyli orzekanie w składzie trzynastoosobowym – argumentował poseł.

Dodał, że w żadnej ustawie nie był przewidziany skład dziesięcioosobowy (choć w piśmie prezesa nie ma mowy o składzie dziesięcioosobowym, ale o składzie pełnym – i wymienieni są wszyscy sędziowie, co do których nie ma żadnych wątpliwości; jest ich dziesięciu). – Pan prezes już się pogubił. Oczekuję, że zacznie stosować prawo, a nie zachowywać się jak lider opozycji – przekonywał Sasin.

Zobacz także

sasin

wyborcza.pl

„Orban odwiedził kogoś, kto go podziwia od dawna” – echa po spotkaniu premiera Węgier z Kaczyńskim

Jarosław Kaczyński wiele razy podkreślał, że chce zrobić w Warszawie drugi Budapeszt.
Jarosław Kaczyński wiele razy podkreślał, że chce zrobić w Warszawie drugi Budapeszt. Fot. Sławomir Kamiński / Agencja Gazeta

Nieoficjalne spotkanie przywódców partii konserwatywnych: Viktora Obrana i Jarosława Kaczyńskiego odbiło się echem również w zagranicznej prasie. „Financial Times” pisze o potajemnym spotkaniu polityków, podczas którego omawiane były ważne kwestie i wspólne stanowisko ws. Londynu i kwestii migrantów. W rzeczywistości wciąż jednak niewiele wiemy o tym, o czym obaj politycy tak naprawdę w Niedzicy rozmawiali.

„W skromnym pensjonacie na granicy polsko-słowackiej premier Węgier Viktor Orban odwiedził kogoś, kto go podziwia od dawna – prezesa polskiej partii rządzącej, Jarosława Kaczyńskiego” – tak dziennik opisuje spotkanie przywódców Fideszu i Prawa i Sprawiedliwości, które odbyło się 6 stycznia w Niedzicy, o którym już w naTemat pisaliśmy. Gazeta zauważa, że obu liderów wiele łączy i nie jest tajemnicą, że Kaczyński prowadzi swoją politykę wzorując się na sukcesie Orbana.

Brytyjski dziennik pisze o „zacieśnianiu więzi między politykami” i sugeruje, że debatowali nad wspólnym stanowiskiem względem polityki Londynu, w czwartek bowiem Orban ma rozmawiać z brytyjskim premierem Davidem Cameronem. Jednym z kluczowych projektów rządu Camerona jest ograniczenie dostępu do świadczeń społecznych dla obywateli państw Unii Europejskiej w trakcie pierwszych czterech lat pobytu w Wielkiej Brytanii – przeciwko czemu w grudniu opowiedziała się premier Szydło.

Komentatorzy gazety wskazują, że chociaż „pan Kaczyński i jego sojusznicy używają w polityce metod podobnych do tych, które stosowała partia Fidesz w ciągu ostatnich pięciu lat”, to są i różnice zwłaszcza jeśli chodzi o możliwe kompromisy z Władimirem Putinem: „Orban pokazał, że jest skłonny do kompromisów z Rosją i Władimirem Putinem, co byłoby nie do pomyślenia dla antymoskiewskiego Kaczyńskiego”. W przeszłości osoba prezydenta Rosji była już kością niezgody i doprowadziła do tego, że Jarosław Kaczyński odmówił spotkania z obecnym premierem Węgier.

FINANCIAL TIMES

Partie obu liderów dzielą te same eurosceptyczne, patriotyczno-konserwatywne, prokatolickie i antyimigracyjne nastawienie. Obaj wierzą, że gdy komunizm upadł przed ćwierćwieczem nie wszystkie jego struktury zostały wyrwane, co wymaga radykalnych kroków, by „naprawić”oba kraje.

Dziennik podkreśla też sympatię jaką lider PiS darzy Orbana. Przytacza jego słowa po przegranych wyborach, w których Kaczyński stwierdził, że „Viktor Orban dał nam przykład jak mamy wygrywać” i zapowiedział, że „przyjdzie dzień, gdy będziemy mieli w Warszawie Budapeszt”.

Eksperci uważają, że Kaczyński uczy się na błędach Fideszu – Orban uważnie przeanalizował przyczyny swojej porażki, za czasów bycia w opozycji w latach 2002-2010 i rozważył, jak utrudnić ponowne odsunięcie go od władzy. Teraz te cenne lekcje ma w swoim rządzeniu wykorzystywać Jarosław.

Spotkanie Kaczyński-Orban trwało 6 godzin. „Była to dobra i długa rozmowa” – ocenił jeden z uczestników cytowany przez RMF24.pl. Według portalu, nieoficjalnie słychać było, że rozmowy dotyczyły również m.in. ostatnich decyzji PiS w sprawie Trybunału Konstytucyjnego i nowej ustawy medialnej.

orbanNauczyłSię

naTemat.pl

 

Waszczykowski chwali Orbana: Odniósł spektakularne zwycięstwo, wyciągnął Węgry z zapaści

Michał Wilgocki, 07.01.2016

Witold Waszczykowski

Witold Waszczykowski (Fot. Sławomir Kamiński / Agencja Gazeta)

– Rozwiązania Wiktora Orbana przyniosły sukces nie tylko jemu, ale też, Węgrom. Wyszły z ciężkiej zapaści politycznej i gospodarczej, dlatego warto pewne rozwiązania przyjąć także w Polsce – mówił szef MSZ, Witold Waszczykowski w programie „Gość Poranka” w TVP Info.

Witold Waszczykowski komentował sylwestrowe dramatyczne wydarzenia w Kolonii, gdzie grupki imigrantów na masową skalę molestowały i okradały kobiety.

– Te obrazki i te zeznania kobiet wywołują na pewno wiele konfuzji w krajach europejskich, wiele ostrożności, co do dużych skupisk imigrantów, szczególnie młodych mężczyzn, którzy uciekli z Bliskiego Wschodu albo Afryki przez Bałkany. To jest pytanie do wszystkich, które zajmują się uchodźcami, do policji, służb bezpieczeństwa – mówił Waszczykowski.

Dziennikarka zapytała go, czy wierzy, ze niemiecki rząd zabronił o tym mówić.

– Wierzę, znając administrację niemiecką, niemieckie podejście do poprawności politycznej, wierzę. Być może myśleli, że to uda się ukryć. Tymczasem bezzasadne okazało się to myślenie, że nie można łączyć tej wielkiej fali uchodźców, imigrantów z możliwościami, że w ramach tej grupy znajdą się przedstawiciele frakcji terrorystycznych. Taka fala musiała zostać wykorzystana przez Państwo Islamskie, bądź to inne struktury terrorystyczne, które chce prowadzić wojnę z naszą cywilizacją na naszym terenie – komentował Waszczykowski.

Spotkanie Orban-Szydło w ciągu kilku tygodni

Waszczykowski był również pytany o wczorajsze spotkanie Kaczyński-Orban. Nie chciał podać wielu szczegółów.

– Zostawmy to do decyzji liderów partyjnych. To oni będą decydować, czy będą się dzielić tym, o czym dyskutowali – powiedział. – Nie było to formalne spotkanie międzypaństwowe, było to spotkanie przywódców, partyjnych liderów. W połowie drogi między swoimi stolicami się spotkali i omówili cały kompleks spraw międzynarodowych, zwłaszcza europejskich.

Jak stwierdził, to nie strona polska, ale obie strony wnioskowały o spotkanie.

– Takie spotkania odbyłyby się znacznie wcześniej, ale końcówka roku była wytężona, mieliśmy wiele problemów związanych z szybkimi głosowaniami – stwierdził.

Przekonywał również, że przed rokiem – wbrew temu, co pisały wówczas media – Kaczyński wcale nie odmówił spotkania z Orbanem, podczas wizyty premiera Węgier w Polsce.

– To jest nadinterpretacja, mówiliśmy to rok temu. Spotkanie nie było domówione, była krótka, robocza wizyta premiera Orbana. Nie było tak, że ktoś komuś odrzucił, odmówił, po prostu nie było czasu na ten temat – powiedział.

A dlaczego w rozmowach nie brała udziału Beata Szydło?

– Dlatego, że zaproszenie dla pani premier zostało wystosowane wcześniej. Pan premier Orban długo rozmawiał telefonicznie z panią premier po zaprzysiężeniu rządu. Pracujemy nad oficjalną wizytą państwową, będzie to wizyta pani premier w Budapeszcie. Mamy kilka terminów, które w tej chwili ustalamy. Na pewno to będą najbliższe tygodnie – powiedział.

Kalka Orbana? „Niemal, niemal”

Mówił również, że efektem „korekty polityki zagranicznej” będzie fakt, że Węgry będą teraz jednym z najbliższych partnerów. Chwalił również naszych sąsiadów za reformy Orbana.

– Odniósł spektakularne zwycięstwo, stąd też kiedy pan Jarosław Kaczyński zapowiadał, że chcemy mieć Budapeszt w Warszawie to odnosił się do tego stylu zwycięstwa. Określano to fałszywie, że chcemy skopiować wszystkie rozwiązania węgierskie w Polsce. Tego się nie da zrobić, choć te rozwiązania są dla nas przykładem, jak to można zrobić – mówił Waszczykowski.

Kamila Biedrzycka-Osica zwróciła uwagę, że to, co robi teraz PiS to kalka działań Orbana sprzed lat.

– Niemal, niemal. To są rozwiązania, które przyniosły sukces nie tylko Wiktorowi Orbanowi, ale również Węgrom. Węgry wyszły z ciężkiej zapaści politycznej i gospodarczej, dlatego warto pewne rozwiązania przyjąć – stwierdził.

Minister spraw zagranicznych mówił również o relacjach Polski z instytucjami europejskimi

– Jesteśmy chętni do podjęcia jakichkolwiek rozmów z jakąkolwiek władzą europejską w sposób, jaki przewidują procedury. Ale trudno nam rozmawiać przez media, pohukiwania, wywiady, które często ukazują się w niedzielnych wydaniach. Żeby się wypowiadać na temat, co dzieje się w Polsce, trzeba mieć informacje oparte na materiałach, przyjętym w Polsce prawie – powiedział.

waszczykowskiOrban

wyborcza.pl

Gliński o spotkaniu Orban-Kaczyński: „Pani premier zajmuje się administrowaniem. Jest pewien podział ról”

mo, 07.01.2016

Wicepremier Piotr Gliński

Wicepremier Piotr Gliński (KACPER PEMPEL / REUTERS / REUTERS)

– To było prywatne, nieformalne spotkanie dwóch liderów partii politycznych. Pani premier zajmuje się na co dzień rządzeniem, administrowaniem Polską. Jest pewien podział ról także po naszej stronie. I to jest jasne – mówił w TVN 24 wicepremier Piotr Gliński, komentując nieobecność premier Beaty Szydło na spotkaniu Kaczyński-Orban w Zielonej Owieczce w Niedzicy.

Wicepremier i minister kultury Piotr Gliński był gościem Bogdana Rymanowskiego w programie TVN 24 „Jeden na jeden”. Dziennikarz pytał go o wczorajsze spotkanie prezesa Prawa i Sprawiedliwości Jarosława Kaczyńskiego z premierem Węgier Viktorem Orbanem, które odbyło się w Niedzicy. Przez sześć godzin politycy dyskutowali w pensjonacie Zielona Owieczka. Spotkanie było trzymane w tajemnicy, jednak sprawę nagłośniły węgierskie media.

– Myślę, że to była rozmowa potrzeba dwóm liderom ważnych krajów w naszym regionie. To się doskonale wpisuje w politykę zagraniczną naszej formacji, tzn. budowania przyjaznych, mocnych politycznie relacji z krajami Europy Środkowo-Wschodniej – mówił Gliński. Dodał, że Polska może czerpać z doświadczeń Budapesztu, bo ten „podlegał podobnej obróbce brukselskich sił ideologiczno-politycznych”.

Gliński: „Jest podział ról i po naszej stronie”

– PiS wybaczył Orbanowi flirt z Putinem? Rok temu, kiedy premier Orban był u premier Ewy Kopacz, prezes PiS odmówił spotkania z Viktorem Orbanem. Co się zmieniło?

– To nie jest kwestia flirtu, tylko interesów. Węgry mają najprawdopodobniej wspólne interesy z Federacją Rosyjską i stąd inne relacje Orbana z Putinem. My i pan Jarosław Kaczyński wyraźnie daliśmy do zrozumienia, że nie zgadzamy się z tego typu polityką. Zmieniło się to, że musimy budować wspólne koalicje. Wtedy nie mogliśmy tego robić, ponieważ PiS nie było u władzy – ocenił wicepremier. I dodał:

– Poprzednia koalicja przez osiem lat nie budowała tych relacji z olbrzymią szkodą dla Polski. My tutaj mamy naturalnych sojuszników i powinniśmy budować taką bardzo cywilizowaną koalicję krajów Europy Środkowo-Wschodniej – stwierdził. Choć pochwalił Tuska, za to, że ten bronił w 2013 r. premiera Węgier.

– Dlaczego w tych rozmowach nie uczestniczyła premier Szydło? – zapytał Rymanowski.

– Ponieważ to było prywatne, nieformalne spotkanie dwóch liderów partii politycznych. Pani premier zajmuje się na co dzień rządzeniem, administrowaniem Polską. Jest pewien podział ról także po naszej stronie. I to jest jasne.

Zobacz także

dlaczego

wyborcza.pl

Niech przyjdzie gajowy i zrobi w Polsce porządek

Wojciech Maziarski, 07.01.2016

Flaga Polski

Flaga Polski

Idzie PiS z wielką miotłą, będzie wymiatać ludzi. Wszystkich, jak leci. Jeśli się ktoś później pokaja i zapewni, że szanuje Przewodnią Siłę Narodu, modli się do Świętego Tupolewa, błogosławi łono, które wydało na świat Andrzeja Dudę, oraz wielbi pierś, która go wykarmiła, może zostać zweryfikowany pozytywnie i ponownie być przyjęty do pracy.

Jeśli jednak komuś swawole i bunty w głowie, jeśli na przykład uważa – aż trudno uwierzyć, że mógłby się ktoś taki trafić, ale załóżmy czysto teoretycznie – że Kaczyński to żądny władzy i cyniczny szkodnik, Duda to jego marionetka, a zamachu nie było, to niech sobie szuka innej pracy. Jest tyle pożytecznych zajęć. W takiej choćby Czechosłowacji po 1968 r. dziennikarze i twórcy, którzy nie chcieli szanować Przewodniej Siły Narodu, zostali nocnymi stróżami, palaczami w kotłowniach, cieciami. I bardzo dobrze było, kraj rozkwitał, a oni mogli w skupieniu i spokoju zająć się swym rozwojem duchowym. To znakomity wzór dla Polski w roku 2016.

Pytanie tylko, co dalej. Przecież prędzej czy później nadejdzie dzień, kiedy – strach to powiedzieć głośno, ale trudno, skoro już zacząłem, to skończę – a więc przyjdzie taki dzień, kiedy Przewodnia Siła Narodu przestanie być Przewodnią Siłą Narodu. I wtedy co? Dawni palacze i ciecie znów zostaną redaktorami naczelnymi i dyrektorami, a nowi dyrektorzy i redaktorzy wrócą tam, skąd przybyli.

I tak w kółko, od wyborów do wyborów, jak w dowcipie o Niemcach i partyzantach, którzy na zmianę wypędzali się z lasu. Tak długo, aż wreszcie gajowy się wkurzył i wszystkich wywalił na zbity pysk.

Pora i u nas wezwać gajowego, żeby wreszcie zrobił porządek. Przecież nie tak miało być. Nie tak się umawialiśmy, obalając w 1989 r. komunizm. Dzisiejszy skok PiS na media, na państwowe spółki i koncerny, na wszystkie urzędy i instytucje obnaża słabości niedokończonej transformacji ustrojowej i skłania do namysłu, co zrobić, by wreszcie przerwać ten zaklęty krąg.

Lewicowi publicyści, także na łamach „Wyborczej”, proponują Polsce neosocjalistyczną terapię. Niech państwo więcej reguluje i redystrybuuje – postulują. Niech buduje więcej komunalnych mieszkań, niech rozdaje zasiłki, niech nie prywatyzuje niczego, a już zwłaszcza służby zdrowia. Przeciwnie – niech renacjonalizuje wszystko, co tylko się da. „Więcej państwa!” – oto hasło, które rzekomo ma być lekarstwem na zarazę PiS.

Ci, którzy chcą je Polsce zaaplikować, nie zrozumieli niczego. Jest dokładnie odwrotnie, niż usiłują nam wmówić: jeśli chcemy przerwać tę gorszącą przepychankę partii walczących o wpływy i kierownicze stanowiska w sektorze państwowym, musimy odebrać im łupy, o które rywalizują. Im mniej będzie państwa w gospodarce, w instytucjach kulturalnych, w służbie zdrowia, w mediach – tym mniej będzie stanowisk do obsadzenia i instytucji do zawłaszczenia.

Ludzkiej natury nie zmienimy i, niestety, musimy się pogodzić z tym, że w wyborach startują nie tylko szlachetni ideowcy w rodzaju Mazowieckiego, Geremka czy Balcerowicza, lecz także żądni władzy cynicy i paranoicy (litościwie pomińmy przykładowe nazwiska). Skoro więc nie mamy wpływu na ludzką naturę, zmieńmy naturę państwa i odbierzmy politykom konfitury, na które tak łapczywie się rzucają.

W następnych wyborach zagłosujmy więc na gajowego, który przyjdzie z programem: „Mniej państwa!”.

Zobacz także

jeśli

wyborcza.pl

„Moje dzieci spotykają się z ostracyzmem”. Prezeska Fundacji Wolność od Religii walczy o prawo do bycia ateistą

Dorota Wójcik jest prezesem fundacji Wolność od Religii.
Dorota Wójcik jest prezesem fundacji Wolność od Religii. Fot. Dorota Wójcik

Trudno jest być w Polsce ateistą? Wygląda na to, że tak. Zwłaszcza, jeśli jest się rodzicem i ma do czynienia z wykluczaniem swoich dzieci ze względu na wyznawane poglądy. Dorota Wójcik jest prezesem fundacji Wolność od Religii, która stoi za kampanią billboardową pod hasłem „Masz prawo nie wierzyć”. W rozmowie z naTemat mówi, o co walczy i gdzie szuka źródeł tożsamości Polaków-niekatolików.

Dlaczego właśnie taka forma – dlaczego billboardy? Co one mają dać?

Billboardy to pomysł na zainicjowanie debaty publicznej, na który się zdecydowaliśmy już kilka lat temu (w zasadzie u samego początku działania fundacji). To już jest nasza kolejna, czwarta, kampania (od 2012 roku). Wpisuje się to już w nasz sposób komunikacji ze społeczeństwem – społeczna billboardowa kampania ateistyczna.

Rozumiem, że to jest coś, co się sprawdza, skoro to państwo kontynuują?

Tak, uważamy, że jest to skuteczny środek komunikacji, że udaje nam się poruszyć pewne tematy w przestrzeni publicznej. Nasza pierwsza kampania odbiła się szerokim echem w mediach, wśród polityków, w programach publicystycznych. Na tym nam właśnie zależy – żeby wciąż podkreślać, przypominać o obecności osób niewierzących w polskim społeczeństwie. Żeby wciąż zaprzeczać stereotypowi Polaka-katolika i jednego, jedynego kanonu tradycji narodowych, którego musimy się absolutnie wszyscy trzymać i który obowiązuje nas wszystkich.

Chcielibyśmy by nie zapominano, tak jak to się teraz dzieje, o tym, że jednak w naszym kraju są osoby, które nie wyznają tych wartości, na które często powołują się np. konserwatywni politycy, czy hierarchowie kościelni.

Wspomniała pani o tożsamości Polaka jako katolika…

My ateiści na pewno czujemy się Polakami, tak samo, jak każdy inny obywatel. Nie chcemy, żeby nam odbierano prawo do czucia się Polakiem. To, że ktoś nie wyznaje religii dominującej nie znaczy, że jest gorszy. Nie chcemy, żeby nas obrażano, żeby umniejszano naszą moralność, żeby nam odbierano poczucia bycia prawdziwym Polakiem przez to, że nie jesteśmy tacy, jak większość. My tak samo jesteśmy dobrymi obywatelami, tak samo jesteśmy Polakami.

A czy próbujecie wskazać jakieś inne, niekatolickie, źródła tożsamości?

Wszyscy mamy te same źródła tożsamości. wszyscy jesteśmy Słowianami, Polanami. Nasza tożsamość nie wywodzi się bezpośrednio z religii, nie wolno tego zakłamywać. Nasza historia na pewno nie jest tylko i wyłącznie katolicka.

We wcześniejszych kampaniach hasła były nieco ostrzejsze, dość mocno prowokacyjne „ateiści są boscy”, „nie zabijam, nie kradnę, nie wierzę”. Natomiast teraz: „masz prawo nie wierzyć”. Skąd ta zmiana?

Nie wydaje mi się, żeby te hasła były ostre. Były bardzo łagodne i to też odebrało broń stronie przeciwnej, bo trudno było się do czegokolwiek przyczepić. Nikogo nie atakowaliśmy, nikogo nie obrażaliśmy. Odwoływaliśmy się w bardzo delikatny sposób do moralności, do tego jakimi się czujemy osobami.

Czy spotkała się pani ze stwierdzeniem, że hasło „nie zabijam, nie kradnę, nie wierzę” stawia morderców, złodziei i wierzących w jednym szeregu?

Nie. W tym haśle odnosiliśmy się do dekalogu do moralności człowieka – skąd ona się właściwie bierze? Z historii opisanej w jednej z książek religijnych? Czy też się wzięła z mechanizmów ewolucyjnych. Moralności nie należy wyciągać bezpośrednio z religii, tylko należy pamiętać, że człowiek niezależnie od tego jest istotą moralną. W więzieniach nie mamy samych osób niewierzących.

Obecne hasło też nie jest kontrowersyjne. Jedyny zarzut, jaki się może pojawić ze strony tzw. „prawdziwych Polaków”, to jest fakt umieszczenia hasła na tle polskiej flagi.

Chodziło o podkreślenie tego, że to mówią Polacy?

Tak, to ważne. Zwłaszcza, gdy niektórzy politycy odmawiają nam prawa do naszego światopoglądu. Wyrazem tego był choćby założony jeszcze w poprzedniej kadencji Sejmu zespół ds. przeciwdziałania ateizacji Polski. Ten zespół cały czas pracuje i postuluje różne zmiany. Ten zespół to zaprzeczenie demokracji liberalnej – posłowie reprezentują wszystkich Polaków i nie powinni nas kategoryzować ze względu na przekonania religijne. Mówi o tym art. 25. konstytucji [„władze publiczne w Rzeczypospolitej Polskiej zachowują bezstronność w sprawach przekonań religijnych, światopoglądowych i filozoficznych, zapewniając swobodę ich wyrażania w życiu publicznym”].

Co zmotywowało państwa do założenia fundacji?

Sprowokowały nas wydarzenia, które miały miejsce w naszym życiu osobistym, zwłaszcza w relacji szkoła – dzieci. Fundacja w bardzo dużym zakresie działa właśnie na rzecz równego traktowania w edukacji publicznej. Robiliśmy o tym m. in. kampanię billboardową, badania ankietowe wśród dyrektorów szkół, organizowaliśmy szkolenia antydyskryminacyjne nauczycieli.

To był punkt wyjścia naszych działań – jako rodzice nie mogliśmy się pogodzić z tym, że rzeczywistość szkolna wygląda tak, jak wygląda: wchodzi pan do szkoły i widzi na korytarzu mnóstwo świętych obrazków, krzyże, jakieś komunikaty o roratach.

Dlaczego właśnie teraz zorganizowaliście kampanię? Czy ze względu na to, jaka opcja polityczna znalazła się u władzy? Czy też było to czymś innym motywowane?

Powodem nie była zmiana u sterów rządów. Kampanie, które organizujemy (z zebranych z jednego procenta podatku) pieniędzy, wypadają nam co roku. Nie dlatego, że PiS doszedł do władzy. Przy rządzie Platformy też takową robiliśmy.

Czyli przy poprzednim rządzie też państwo czuli, że prawa ateistów są naruszane?

Tak. W Polsce jest dużo do zrobienia w przestrzeni równości światopoglądowej. Zupełnie inaczej wygląda to na zachodzie Europy, daleko nam do standardów tam obowiązujących.

Czego by pani oczekiwała w społeczeństwie? Co musiałoby się zmienić?

Mentalność. Bardzo dużo rzeczy powinno się zmienić,jeszcze jako społeczeństwo do pewnych rzeczy nie dojrzeliśmy. Na przykład to, że u nas prezydent w związku z zaprzysiężeniem organizuje mszę, jest nie do pomyślenia na Zachodzie. Takie rzeczy się nie dzieją. U nas jest to standard. To jest epatowanie swoją religijnością, tak być nie powinno. Posłowie nie powinni działać na rzecz konkretnego wyznania. Każdy obywatel powinien być przez funkcjonariuszy traktowany w taki sam sposób.

Czy ma pani na co dzień jakieś nieprzyjemności w związku z deklarowaniem ateizmu i swoją działalnością społeczną?

Owszem. Choć i tak mam szczęście, że żyję w większym mieście, jakim jest Lublin. Spotykam się z przejawami ostracyzmu, moje dzieci słyszą od swoich rówieśników, że ich rodzice zabronili im się z nimi bawić, czy też np. nie mogą u nich nocować w domu. Cały czas jest mi przykro z powodu tego, że mój ateizm nie jest akceptowalny przez całość społeczeństwa, co owocuje tego rodzaju sytuacjami. Moje doświadczenia i tak są do przełknięcia jak doświadczenia wielu osób w Polsce, które piszą do nas.

Była np. w sądzie sprawa chłopca, którego tato zbuntował się przeciwko odmawianiu modlitwy na pierwszej lekcji w szkole. Po tym, jak powiedział to głośno, chłopiec musiał zmienić szkołę, bo społeczeństwo nie dało im żyć.

Czyli oprócz billboardów pomagają też państwo ludziom?

Tak, interweniujemy w konkretnych sprawach (piszemy wiele pism do rzecznika praw dziecka, kuratoriów i innych instytucji) lub pomagamy w nich finansowo, opłacając obrońcę.

Jak otoczenie reaguje na to, co pani robi?

Różnie. Generalnie jest tak, że im więcej z ludźmi rozmawiam, mam możliwość wyjaśnić im swoje powody, to tym więcej osób zgadza się z tym, co robimy. Natomiast jeśli chodzi o przyjaciół i ludzi z najbliższego sąsiedztwa, to pierwszą reakcją niestety było odsuwanie się. Bezpieczniej jest nie afiszować się z akceptacją dla takiej osoby, dla takich działań. Ale to nie dotyczy oczywiście wszystkich, niemniej zaobserwowałam wśród części ludzi wokół mnie pewną rezerwę. Jest to przykre, bo wcześniej – zanim zrobiłam z mego wyznania rzecz publiczną – różnice światopoglądowe nie prowadziły między nami do spięcia.

prawo

naTemat.pl

Witek: Spotkanie „dwóch liderów”. Węgierski to prezes Rady Ministrów. Polski to też prezes, ale PiS

mig06.01.2016

Jarosław Kaczyński po rozmowie z Viktorem Orbanem

Jarosław Kaczyński po rozmowie z Viktorem Orbanem (MAREK PODMOKŁY)

– Wspaniała data, Trzech Króli, fantastyczne święto i spotkanie dwóch liderów – powiedziała o spotkaniu Jarosława Kaczyńskiego i Viktora Orbana rzecznik rządu Elżbieta Witek. Najwyraźniej liderem Węgier jest premier, Polski zaś – prezes rządzącej partii, a nie prezes Rady Ministrów.

 

Spotkanie Jarosława Kaczyńskiego z Viktorem Orbanem w pensjonacie „Zielona Owieczka” w Niedzicy niedaleko granicy polsko-słowackiej trwało ponad sześć godzin.

Pierwszą informację o spotkaniu szefa PiS z premierem Węgier podał węgierski portal Vs.hu, według którego lider Fideszu miał spotkać się z „najbardziej wpływowym polskim politykiem”. Nie miał jednak na myśli prezydenta Andrzeja Dudy czy premier Beaty Szydło. Ci zresztą, według pierwszych informacji, również mieli się spotkać z Orbanem.

Ostatecznie jednak na nieformalnym obiedzie spotkali się tylko Orban i Jarosław Kaczyński – podaje Polsat News.

Rzeczniczka rządu Elżbieta Witek nazwała wizytę Orbana w Polsce „spotkaniem dwóch liderów”. To dość interesujące, biorąc pod uwagę, że jest ona rzeczniczką gabinetu kierowanego przez Beatę Szydło – a polskiej premier na spotkaniu nie było. Zresztą szybko zauważono to na Twitterze:

brak

Wspólny front wobec Camerona?

Wiadomo, że to z polskiej strony wyszło zaproszenie na spotkanie, a wizyta Orbana musiała mieć charakter prywatny, ponieważ prezes Kaczyński nie piastuje żadnego stanowiska państwowego. O czym panowie rozmawiali? Tematy nie są znane, choć węgierskie media zwracają uwagę, że do spotkania ma dojść przed planowanym na czwartek spotkaniem Orban – David Cameron.

Kaczyński i Orban mogli zatem rozmawiać nad wspólnym stanowiskiem względem polityki Wielkiej Brytanii. Jednym z kluczowych projektów rządu Camerona jest ograniczenie dostępu do świadczeń społecznych dla obywateli państw Unii Europejskiej w trakcie pierwszych czterech lat pobytu w Wielkiej Brytanii. W grudniu przeciwko takiemu rozwiązaniu opowiedziała się premier Szydło.

„Węgry przechodziły to, co przechodzi Polska”

– Nieformalne spotkanie nie jest objęte klauzulą dopuszczalności do publicznej wiadomości. Obie partie łączy wiele wspólnego i doświadczenia podobne – skwitowała w Polsat News rzecznik rządu Elżbieta Witek. Była przekonana, że rozmowa „z pewnością dotyczyła tematów bieżących”. – Węgry przechodziły to, co przechodzi Polska. (…) Zawsze wsparcie jest czymś dobrym. To, co się dzieje w Unii Europejskiej wobec Polski, jest wręcz niebywałe – stwierdziła, odnosząc się do krytyki, jaka spadła na rząd PiS po zmianach w prawie dotyczących Trybunału Konstytucyjnego i mediów.

To zresztą jest druga teoria co do tematów rozmowy, jaką snują węgierskie media, przypominając podobieństwo działań rządu Orbana i rządu Szydło wobec sądów i mediów.

witek

szczyt

gazeta.pl

 

 

CYEhZEFWsAAFLIc

 

CYEojEVWQAAT17O

 

nieMa

 

premier