Kaczyński, 15.02.2016

 

ŚRODA: PIS TO BOLSZEWICKA METODA POLITYCZNA W SŁUŻBIE PRAWICOWEJ KULTUROWEJ WOJNY

PYTA MICHALSKI, 15.02.2016

Nawet w przypadku „500 plus” chodzi o zdławienie emancypacji kobiet

Cezary Michalski: Po zwycięstwie Kaczyńskiego i Kukiza w ostatnich wyborach prawica i najbardziej konserwatywna i upolityczniona część Kościoła przejmują państwo i społeczeństwo. Jaka jest twoim zdaniem społeczna mapa tego politycznego konfliktu? Kto po jednej, kto po drugiej stronie, kto się przygląda? W dodatku pojawiło się napięcie pomiędzy obozem liberalnego oporu przeciwko prawicy, koncentrującego się w trójkącie KOD, Nowoczesna, PO (przy całym wewnętrznym zróżnicowaniu tego obozu), a częścią młodej lewicy („młodej”, gdyż kategoria pokoleniowa jest tu bardzo istotna), która nie chce się do tego przyłączać, bo uważa, że to by była zbyt prosta „obrona liberalnej III RP” i jej status quo.

 

Magdalena Środa: Trudno mi to analizować na zimno. Tkwię między wściekłością a beznadzieją. I coraz większą rację przyznaję Schmittowskiej definicji polityki. Znów, jak w latach 80., (naiwnie!) widzę przede wszystkim dwie strony konfliktu: przyjaciół i wrogów. Dziś to: demokraci i ochlokraci. Cała reszta traci jakby znaczenie. Młodej lewicy praktycznie nie znam. Partia Razem to partia Osobno; każde spotkanie z jakimś przedstawicielem lub przedstawicielką tej partii (np. w mediach) robiło na mnie dość kuriozalne wrażenie. Takie déjà vu. Może dla osób, które żyły w komunizmie, pewien rodzaj języka jest nie do przyjęcia.

 

Czy to skazuje obóz liberalny i młodą lewicę na konflikt?

 

Nie widzę też konfliktu. Młodzi z Razem przyjęli program totalnego młodzieńczego separatyzmu, a KOD mówi starym językiem (niepodległości, wolności, demokracji). Po prostu nie ma punktów wspólnych. A co się dzieje w PO? Niewiele wiem, prócz tego, że dla Schetyny wrogiem większym niż Kaczyński może okazać się Petru. To przecież ta formacja zagraża tożsamości PO. PiS ją wyostrza. PO przecież nie mogłoby istnieć bez wroga w postaci PiS. Tak jak PiS byłoby bezradne, gdyby nie demonizowanie PO. W ogóle sądzę, że kategorie zastosowane przez ciebie do opisu obecnego politycznego konfliktu są zbyt abstrakcyjne. Jaka prawica? Jaki obóz liberalny?

 

Konkretna sytuacja zawsze ugina i dopasowuje do siebie te abstrakcyjne kategorie. A jak ty byś to opisała?

 

PiS to partia wyraźnie bolszewicka. Mają populistyczny program socjalny, bolszewickie metody działania i strukturę samej partii. Kaczyński jest jak Lenin: wodzem, guru, bogiem.

 

To paradoks, skoro wielu z nich, a także z popierających ich dziennikarzy czy intelektualistów, uważa się za „konserwatystów”.

 

Konserwatywna prawica w moim rozumieniu powinna wykazywać przywiązanie do pewnych instytucji życia publicznego (również poza Kościołem i rodziną). PiS nie wykazuje. Konserwatysta to ten, który mówi, że lepiej znosić złe prawo i instytucje, niż je zmieniać. A w każdym razie trzeba do nich podchodzić ostrożnie. Tradycja ich trwania jest dla konserwatysty atutem. PiS nie zna takiej tradycji i takiego konserwatyzmu.

 

Pierwszy etap ich rządów to dewastacja instytucji państwa prawa. Drugi to populizm socjalny z jego absolutnie rewelacyjnym PR-owym pomysłem 500 plus, który ma być przykrywką dewastacji okresu pierwszego…

 

Co czasem przyznają sami liderzy PiS w przypływach jakiejś nieopanowanej szczerości, np. marszałek Kuchciński, kiedy mówi, że jak ludzie dostaną 500 złotych, to sprawa Trybunału Konstytucyjnego przestanie ich interesować.

 

Jestem na wsi, w rejonach, gdzie, jak się mówi, „jest bezrobocie”, choć nie ma biedy. Jest alkoholizm, a to nie to samo. Alkoholizm i beznadzieja. Ale są też dzielne kobiety i dobra organizacja niektórych samorządów (zwłaszcza tych, gdzie rządziły wójtowe). Jest tu niezły system pomocy socjalnej (darmowe posiłki dla dzieci, dopłaty do ubrań, książek, wakacji) w niektórych gminach są przedszkola, a nawet żłobki. Pieniądze trafiają do dzieci, na ich potrzeby. W systemie 500 plus będą trafiały do mężów, na ich potrzeby. Gmina nie da rady wypłacać pieniędzy z nowego programu PiS, a jednocześnie dopłacać do posiłków czy refundować zakupy pomocy szkolnych. Te pieniądze będą w większości przepijane. A trzeba wiedzieć, że alkohol tutaj nie jest drogi, bo z przemytu. Poza tym – obietnica PiS-u już rodzi się zawiść. Rodziny wielodzietne, które będą beneficjentami 500 plus, są traktowane jako przedmiot zawiści. To przecież nasza narodowa cecha. Teraz może wybuchnąć w całym swym bogactwie form. Co oczywiście pomoże wygrać PiS następne wybory, bo to partia resentymentu.

 

Ale PiS obiecało, że będą i te pieniądze, i tamte.

 

Nawet moja sąsiadka, która nie ma pojęcia o polityce, mówi, że „na zdrowy rozum” ani gmina, ani państwo tego nie wytrzyma. Zwłaszcza że jest dużo takich, co będą rodzić kolejne dzieci dla 500 zł. W okolicy mieszka rodzina, która trzyma małe dzieci w szufladach, bo nie mają łóżek, ale gdy dostaną pomoc, nie kupują łóżek tylko piją. PiS-owi z jakiś powodów zależy na takich rodzinach i takich dzieciach. Byle nie z in vitro! 500 plus to populizm.

 

Jednak to nie jest także klasyczny „transfer pieniędzy do najbiedniejszych”, który w różnych krajach lewica faktycznie testowała. Progu dochodowego dla kolejnych dzieci też nie wprowadzono, bo wielodzietni prawicowi katolicy z klasy średniej, którzy PiS poparli, też chcą dostać od tej partii nagrodę za „rodzenie” i zatrzymanie kobiet w domu. PiS próbuje zagospodarować i populizm, i konserwatyzm części klasy średniej. Ale z populizmem, nawet prawicowym, z nacjonalizmem, a nawet z religijnym fundamentalizmem lewica często miała ten problem, że one czasem bywały bardziej „socjalne” i „redystrybucyjne” niż liberalne centrum nastawione na polityczne reprezentowanie mieszczaństwa.

 

Owszem. Tylko polski problem polega na tym, że tu nigdy nie było lewicowej partii z prawdziwego zdarzenia. SLD spełniała kryteria lewicowości w takim samym zakresie jak PO kryteria liberalności, czyli w niewielkim. W każdym razie przy moim rozumieniu lewicy i liberalizmu. Łączyło je to, że za władzę gotowe były oddać wiele elementów politycznej tożsamości. SLD nie była partią postępową, PO rozumiało liberalizm w sposób niezwykle okrojony, do rynku. I tylko w okresie przedwyborczym obie partie odwoływały się do haseł postępu, osobistej wolności, różnorodności czy praw kobiet. Dzisiaj to wszystko ma oczywiście inną dynamikę, chodzi o sprawy bardziej podstawowe: kto jest za demokracją (nawet liberalną w sensie PO), a kto za 500-złotowym populizmem.

 

Czyli kto będzie walczył przeciwko III RP, kto będzie walczył w jej obronie, a kto się będzie przyglądał z boku z rozmaitymi rodzajamiSchadenfreude. Tu sprawa przestaje być prosta, bo „są w ojczyźnie rachunki krzywd”, są „rachunki krzywd” polskiej transformacji. One jednym – na przykład Karolowi Modzelewskiemu czy Józefowi Piniorowi – nie przeszkadzają angażować się w obronę społeczeństwa i państwa przed prawicą, innym pozwalają powiedzieć – to „nie moja walka”. Są argumenty dla obu stanowisk.

 

Jeśli chodzi o starszych, to są na tyle mądrzy, że wiedzą iż rachunki krzywd są zawsze i wszędzie. Można nie znosić III RP, ale nie sposób uznać, że ona nie była demokratyczna. Może nie liberalnie demokratyczna, ale jednak. Poza tym jednak nie sądzę, by ktoś chciał w takim pasywnym sensie „walczyć za III RP”. Nie ma już do niej powrotu. Albo zostaniemy w dyktaturze „dobrej zmiany”, albo wymyślimy coś nowego. PO już przecież nie wróci do władzy. Nowoczesna będzie musiała dokonać potężnej korekty swojego liberalizmu, by wygrać jakieś wybory. Petru jako cień Balcerowicza nie ma szans. Ale szanse mają dziewczyny z jego partii.

 

Musi powstać jakaś lewica. Jakiś kokon sklecony z młodych z SLD, części Nowoczesnej, z nowych ludzi, z Zielonych, może wreszcie przyjdzie na nich czas.

 

Minister Szyszko nad tym pracuje. Może nie będziemy mieli już lasów, ale za to Zieloni będą rosnąć w siłę. Musi też powstać jakiś nowy język polityki. W ogóle wierzę w coś nowego. Żaden „powrót do III RP”, choć jak PiS zrujnuje kraj, to ten straszny neoliberalny język konieczności i wolności ekonomicznych znów powróci. PiS robi jedną rzecz dobrze: stara się odbudować te sfery, które zginęły pod ciężarem neoliberalnych imponderabiliów. PiS naprawdę przywraca wagę kulturze, a i edukację zamierza zrewolucjonizować. To, że idzie to w upiornym kierunku stworzenia Nowego Człowieka (wiecznego wyborcy PiS), to inna sprawa, ale de facto żadna rządząca partia nie traktowała do tej pory tak poważnie kultury i edukacji. To zawsze były resorty dla gorszych, dla koalicjantów etc. A teraz będą współtworzyły Nową Polskę, Nowego Polaka (narodowca katolika) i prawdziwą matkę Polkę. Biedna ta kultura i ta edukacja, bo albo są piątym kołem u wozu, albo narzędziem nacjonalizmu.

 

To inny typ potrzeb niż ekonomiczne, ale, jak rozumiem, zaspokaja nostalgie, których III RP nie potrafiła zaspokoić.

 

Nie tylko nostalgie. W tej III RP, po tej liberalnej stronie, coraz większej erozji ulegała komunikacja społeczna. Dało to w końcu rozpad wspólnoty liberalnej przy mobilizowaniu wspólnoty antyliberalnej, także pod hasłami: „żeby to wszystko stało się bardziej ludzkie, normalne, spokojne” jak na mszy albo w Telewizji Trwam. Tam przez dwie godziny mogą mówić o retoryce, gospodarce lub przyszłości. To oczywiście horror, co mówią, ale ten czas jest prawdziwy. Trwa, a nie jest przeżuwany pod reklamy. W ciągu ostatnich kilku miesięcy widać, co mogła zrobić PO i czego nie zrobiła. Widać, co w ogóle można robić w polityce, oczywiście nie tymi metodami, nie takimi ludźmi, nie w takich celach, ale można. PO zrobiła niewiele, za co oczywiście niektórzy błogosławią tę partię, bo lubią ciepłą wodę, ale też przygotowała teren dla PiS. Przede wszystkim dla Kościoła, głównego wspornika PiS. Marazm Platformy Obywatelskiej, jej konformizm, degrengolada tego modelu władzy są oczywiste.

 

Koncentrujesz się na PO, przedtem była jednak również III RP w wykonaniu Unii Wolności, SLD, AWS-u, Wałęsy… W paru rządach i elitach władzy tej III RP uczestniczył nawet Jarosław Kaczyński, już nie mówiąc o jego pomniejszych prawicowych żołnierzach, takich jak choćby Gowin.

 

Jest różnica między czasem, w którym widzimy błędy i mamy nadzieję, a czasem, kiedy widzimy błędy, ale już nie mamy nadziei na wewnętrzną korektę. Trzecie RP szła po linii pochyłej w kierunku upadku w Czwartą RP. Ja jeszcze przez całe lata 90. miałam nadzieję na nowoczesność, a to wszystko poszło w kierunku średniowiecza.

 

Dla niektórych to właśnie lata 90. – z Mazowieckim, Wałęsą i Balcerowiczem – są Holocaustem kwitnącej w PRL-u narodowej gospodarki.

 

Nie znam takich poglądów, ale gdybym znała, nie traktowałabym ich poważnie. Choć chętnie podkreślam nowoczesność wielu instytucji PRL, zwłaszcza w zakresie socjalnym. No i praw kobiet. III RP to była cofka. Dekomunizacja oznaczała deemancypację. Tylko że tutaj III RP i IV RP idą prawie ręka w rękę. Za Kościołem. Petru do niedawna też miał takie stanowisko. Uważał, że prawa kobiet, kwoty etc. – to sprawy marginalne. Tylko że dziś o karierze tej partii decydują właśnie kobiety, których by tam nie było, gdyby nie kwoty, które wywalczył Kongres Kobiet. Kim byłby Petru bez nich? Czym była by bez nich Nowoczesna?

 

Były już w Nowoczesnej pierwsze wątpliwości co do jego przywództwa.

 

Wielu wskazuje na pewne podobieństwa z partią Palikota. Jego atutem też były posłanki i nowoczesny program. Roztrwonił to, bo mylił narcyzm z dobrym przywództwem. Petru też może mieć podobne problemy. Zresztą, który z wodzów wszystkich partii (bo nie mamy innych jak wodzowskie) nie ma tego problemu? Kaczyński już chyba w ogóle nie ma kontaktu z rzeczywistością. Jego ego wędruje balonem po niebie.

 

Ten męski narcyzm jest najpoważniejszym problemem polskiej polityki. Założę się, że Schetyna, o którego zdolnościach do intrygowania wiele się mówi, intryguje właśnie przeciw Petru, a nie Kaczyńskiemu.

 

PO nie może istnieć bez PiS, ale ten trzeci może zagrozić temu związkowi, który napędza jedną i drugą stronę (jak u Schmitta).

 

Myślę jednak, że w ciągu 10 miesięcy rozpad PO będzie nieunikniony. Znam tam wiele osób i trudno mi sobie wyobrazić, że zaaklimatyzują się pod rządami Schetyny. No ale w ogóle mamy sytuację mało klarowną. Nie wiadomo, ile wytrwa PiS w tej swojej rewolucyjnej jedności dewastatora demokracji, nie wiadomo, jak będzie funkcjonował KOD, obok PO główny wróg PiS-u.

 

Gowin mówiący o „resortowym pochodzeniu Kijowskiego”, kiedy jurystą jego własnej formacji jest prokurator Piotrowicz.

 

Gowin przejdzie do annałów historii jako najsilniejsze uosobienie cynizmu politycznego. Będzie miał pomnik.

 

On ma nadzieję, że biologicznie przeżyje Kaczyńskiego. A tym cynizmem i brutalnością tak się oczyści w oczach młodszej polskiej prawicy ze swojej „kompromitującej” przeszłości w Tygodniku Powszechnym, w Znaku, u Tischnera, w PO, że będzie mógł walczyć o sukcesję z takimi tuzami jak Brudziński czy Ziobro.

 

Nie sądzę, by Gowin biernie czekał na śmierć polityczną Kaczyńskiego. On się raczej do tej śmierci przyczyni. Na przykład zakładając jakąś polityczną wspólnotę ze swoimi znajomymi Schetyną i Kukizem. Świetny trójkąt i jedyny, który namieszałby szyków PiS. Schetyna odrywa konserwatywną część PO, Kukiz i Gowin biorą swoich ludzi i stwarzają jakąś nową prawicę. Prawica może być przecież wiele. Już Arystoteles twierdził, że zło ma zawsze mnogą postać, tylko dobro jest jednolite.

 

Nie jestem pewien tego rozpadu PO. Schetyna był wobec partii lojalny, nawet jak go Tusk tresował w uległości. Podobnie inni liderzy Platformy – nauczyli się czegoś od SLD z czasów afery Rywina, podobnie jak nauczył się tego PiS. Po pierwsze, nie dać się podzielić, bo rozpad zagrozi także ich osobistej pozycji. Poza tym jednak perspektywa formacji złożonej ze Schetyny, Gowina i Kukiza to obraz zupełnie już apokaliptyczny. Ruchy przeciągające cały polityczny pejzaż w stronę najbardziej już ponurej prawicy. I wciąż niedające żadnej siły równoważącej po stronie liberalnej czy lewicowej.

 

Ale ta formacja kolejnych trzech prawicowych tenorów też nie byłaby stabilna na długo. Byleby zdekonstruowała tę maszynkę do głosowania, którą jest teraz PiS. Może to zmobilizowałoby jakieś ruchy pozaparlamentarne do wyraźniejszej artykulacji politycznej?

 

Ta gra polityczna, którą zarysowałaś, jest potencjalnie ciekawa. Ale chciałbym jeszcze pomówić o przyczynach obojętności wobec tego konfliktu części lewicowych obserwatorów, szczególnie młodszych. Jak negocjować pomiędzy tą „pieśnią doświadczenia” i „pieśnią niewinności”?

 

Negocjować należy z tymi, którzy są zdolni do negocjacji. Niezdolni do niej są ci, co mają absolutną władzę, lub ci, którzy uważają, że władza nie jest żadną wartością. PiS ma absolutną władzę, a młodzi odrzucają – zdaje się – wszystkie kategorie i metody, którymi dziś wyraża się polityka. To daje pat. Młodzi kiedyś dorosną do polityki albo zdobędą taką siłę, by tę politykę radykalnie zmienić. Może się uda. Ale ja mam takie siermiężne poglądy: lubię demokrację, podoba mi się idea integracji europejskiej (silniejszej niż dziś), lubię wolność osobistą, równość i różnorodność. Lubię KOD i negocjacje. Zdaje się, że jestem w mniejszości.

 

A jak oceniasz Mateusza Kijowskiego, jednego z liderów tej liberalnej „mniejszości”?

 

Cieszyłabym się, gdyby pozostał w roli takiego barda społecznego. To nie jest postać nadmiernie charyzmatyczna, ale jednak zaskakująco dobra organizacyjnie. W KOD-zie coś się wykluje…

 

Może liberalne mieszczaństwo nie potrzebuje nadmiaru charyzmy, który by się kończył kultem i wypisywaniem na transparentach „błogosławione łono, które cię wydało”?

 

Tak twierdził Kołakowski na jednym ze swoich ostatnich wykładów w Polsce: dość charyzmatyków, zrobili więcej szkód niż dobrego. Ale jakie mieszczaństwo? My ciągle tego mieszczaństwa nie mamy.

 

Czyli KOD to raczej dawna polska inteligencja niż nowe polskie mieszczaństwo?

 

Tak. Dawniej mieliśmy szlachtę i chłopów, teraz mamy inteligencję (uwłaszczoną)…

 

lub nieuwłaszczoną…

 

…i lud (nieuwłaszczony). Wokulski został przy Prusie. Nie rozmnożył się. No, mamy jeszcze trochę partyzantów, nie tylko „wyklętych”. Na pierwszej manifestacji KOD spotkałam dwóch moich znajomych z podziemia. Ostatni raz widzieliśmy się przy okazji drukowania i kolportowania jakiś ulotek.

 

Ja zresztą na tych manifestacjach ciągle krzyczę „Uwolnić Bujaka!” oraz „Lechu, Lechu”. Taki nawyk.

 

Skoro ty sama masz ochotę na autopastisz, autoironię, to tym trudniej się dziwić, że 20- czy 30-latkowie już nie krzyczą „uwolnić Bujaka!”, nawet autoironicznie. Co ich obchodzi ten nasz podział XIX-wieczny, kiedy żyją już między Chomskim i Pikettym i tylko to spolszczają do haseł o polskim prekariacie czy prawach związkowych, bo Polska w globalizacji też nie jest już taka specyficzna.

 

Oni w pewnym sensie są równie oderwani od rzeczywistości, jak rzeczywistość od całej Polski. Jestem pewna, że kto przeczytał Piketty’ego czy Chomsky’ego (zapewne masz na myśli jego Zysk ponad ludzi), to w ogóle nie zajmuje się polityką, tylko siedzi w klubokawiarniach Krytyki Politycznej i dyskutuje albo pisze felietony.

 

KP wykonała swoją pracę metapolityczną. Przygotowując język i argumenty dla liberalno-lewicowej polityki w Polsce – gdyby ta zaistniała.

 

Ci, co robią politykę, z reguły nic nie czytają. Czasem coś posłyszą… Jeśli chodzi o prekariat, to traktuję to słowo jako opisowe, bez ładunku rewolucyjnego, który nadają mu niektórzy.

 

Formuła związków zawodowych w rozumieniu XIX-wiecznym się wyczerpała. W ogóle rynki pracy tak się zmieniają, że nie wiem, czy ideał pracownika etatowego, którego bronią związki zawodowe, jest jeszcze w ogóle aktualny i pociągający.

 

Czy w tej „sytuacji lokalnej” stosunek lewicy do PiS-u, Kukiza, narodowców, Rydzyka – czyli do całego tego prawicowego frontu, który przejmuje społeczeństwo i państwo – powinien się koncentrować na „wojence kulturalnej”, którą ze sobą niosą, czy na wiarygodności ich oferty socjalnej – 500 złotych na dziecko, ewentualnie obniżenie wieku emerytalnego i podniesienie kwoty wolnej od podatku, niektóre lekarstwa dla seniorów za darmo?

 

Nie znoszę tego terminu „wojenka kulturowa”, bo jest pejoratywny i najczęściej pojawia się w kontekście „tematów zastępczych”, tymczasem to priorytetowy temat polityczny. To kwestia naszej tożsamości i tego, dla kogo będzie robiona polityka. Nawet w programie 500 plus chodzi o „wojnę kulturową”, bo celem tego programu jest wzmocnienie roli tradycyjnej rodziny przeciwko innym związkom; to walka wąsko rozumianej tradycji z nowoczesnością. To zresztą nie dotyczy wyłącznie obecnych rządów PiS. Jeśli np. wcześniej wzmacniano rolę samorządu, dając mu „prawo” do finansowania infrastruktury opiekuńczej, to wiadomo, że nie chodzi tu ani o samorząd, ani o oszczędności budżetowe, tylko o retradycjonalizację rodziny. Taką decyzję podjął premier Bielecki, dzięki niej pozamykano tysiące przedszkoli. Dla oszczędności? Nie, dla zwiększenia roli tradycyjnej rodziny kosztem praw kobiet. Kościół zawsze chciał tradycyjnej rodziny, tak jak Elbanowscy chcą trzymać dzieci z dala od wiedzy. Te tak zwane „wojenki kulturowe” to serce polityki. I to powinno być serce wszystkich debat.

 

Cała reforma socjalna PiS-u polega w istocie na wojnie kulturowej wydanej nowoczesnemu społeczeństwu. Reforma dotycząca siedmiolatków czy 500 plus to zachęta do powrotu do tradycyjnych ról. Tu nie chodzi o politykę demograficzną (chyba tak naiwny nie jest nawet Kaczyński), ale o zdławienie emancypacji kobiet. PiS jest przynajmniej szczere, SLD zawsze łudziło: „najpierw demokracja, najpierw Unia, najpierw… potem prawa kobiet”. PiS mówi otwartym tekstem: kobiety do garów i dzieci, rynki pracy dla mężczyzn. Nie mami. PiS daje nam świat bez złudzeń. Ale mimo jego klarowności nie można się na ten świat godzić.

 

Jak wyglądają konsekwencje przejęcia władzy przez PiS dla organizacji i środowisk kobiecych, także na prowincji? Jako Kongres Kobiet macie pewnie wiedzę na ten temat.

 

Mamy już taką wiedzę, bardzo niewesołą. Dużo organizacji (zajmujących się np. przemocą wobec kobiet czy promocją praw kobiet) straciło swoje dotychczasowe dofinansowanie. Nawet samorządy stają się wobec nich ostrożne, bo wiedzą, że temat jest „niepoprawny politycznie”. Coraz więcej projektów poświęconych tej tematyce jest odrzucanych. Wiele z organizacji kobiecych zawiesza działalność. Kobiety zostają bez pracy, a ofiary bez pomocy. Dziewczyny zajmujące się bezrobotnymi alarmują o malejącej aktywności kobiet, które już teraz wycofują się z poszukiwania pracy, prawdopodobnie nie bez wpływu mężów, „bo będą rodziły”. Pracodawcy też są coraz mniej chętni do zatrudniania kobiet, bo mają one na sobie „piętno 500 plus”. We Francji zrobiono ostatnio badania, które pokazują, że kobiety dobrze sytuowane chętnie oddają dzieci do żłobków i przedszkoli, bo chcą pracować. Nie z biedy i konieczności, ale dla samorealizacji. Ile lat musi jeszcze upłynąć, byśmy zrozumieli, że przy takim państwie, jakie mamy, i przy takich mężczyznach (częściej chorują, wcześnie umierają, chętnie się rozwodzą, nie płacą alimentów), podstawą musi być niezależność ekonomiczna kobiet?

 

Tymczasem PiS wtłacza kobiety w pasywność, w zależność od władzy, no i w ręce Kościoła. Kobietom bitym, bezradnym, porzuconym pozostanie Kościół, który radzi, że trzeba nieść swój krzyż. Rozwiązanie tanie i efektywne. Rządy PiS to cofka co najmniej o 100 lat, i to nie tylko w dziedzinie prawa do pracy, bezpieczeństwa czy niezależności kobiet. Również w edukacji, prawach reprodukcyjnych w egalitarnie rozumianej demokracji. Dramat.

 

 

**Dziennik Opinii nr 46/2016 (1196)

 

gotowy

 

agdzie

 

nieOglądam

BBC dotarła do sekretnej korespondencji Jana Pawła II z mężatką. Dementi Kościoła jeszcze przed emisją filmu

TS, KAI, 15.02.2016

Jan Paweł II

Jan Paweł II (Fot. Krzysztof Miller / Agencja Gazeta)

1. Stacja BBC dotarła do niepublikowanej korespondencji Karola Wojtyły
2. Anna Tymieniecka miała w niej przekonywać o swojej miłości do papieża
3. Kościół zaprzecza, że ich relacja mogła mieć charakter romantyczny

bbcDotarłaDo

„Kto żył u boku Jana Pawła II, wie dobrze, że w Jego życiu nie ma miejsca na doszukiwanie się zła. Był człowiekiem wolnym i przejrzystym” – napisał w oświadczeniu przesłanym Katolickiej Agencji Informacyjnej metropolita krakowski, kard. Stanisław Dziwisz.

To komentarz do zapowiadanego filmu dokumentalnego BBC na temat rzekomych intymnych relacji łączących Jana Pawła II z amerykańską filozofką polskiego pochodzenia Anną Teresą Tymieniecką – mężatką i matką trójki dzieci.

Dziennikarze BBC przekonują, że zdobyte przez nich dokumenty mogą pokazać nieznane dotąd oblicze Jana Pawła II. Chodzi o listy, które Anna Teresa Tymieniecka sprzedała Bibliotece Narodowej w 2008 roku. „Zwykle, gdy biblioteka kupuje archiwa o tak ważnej osobie, jaką był Jan Paweł II, można oczekiwać rozgłosu i udostępnienia materiału historykom”, piszą dziennikarze BBC. Do tej pory korespondencja nie była jednak upubliczniona.

BBC: Tymieniecka wyznała papieżowi miłość

Karol Wojtyła i Anna Teresa Tymieniecka poznali się w 1973 roku. Pracowali nad angielskim tłumaczeniem filozoficznej książki, którą papież pisał jeszcze w czasie studiów na Uniwersytecie Lubelskim. „Ich relacja była jednak znacznie głębsza. I dużo bardziej skomplikowana. Trwała też o wiele dłużej, niż wcześniej sądzono”, informuje BBC przed premierą filmu „Sekretne listy Jana Pawła II”.

pope

„Widziałem listy tylko jednej strony – papieża do Tymienieckiej – i oczywiście nie było możliwe, żebym wiedział, co kardynał miał wówczas na myśli. Ale poświęciłem trochę czasu na staromodne dziennikarstwo śledcze i wydaje mi się, że na początku ich znajomości, prawdopodobnie latem 1975 roku, Anna Teresa Tymieniecka napisała, że jest w nim zakochana”, pisze Ed Stourton z BBC.

„Symbol szczególnej relacji”

Zdaniem dziennikarza, po wyznaniu Tymienieckiej papież dał jej w prezencie jedną z najcenniejszych rzeczy, jakie posiadał – szkaplerz, który na pamiątkę Pierwszej Komunii Świętej otrzymał od swojego ojca. „To symbol jego szczególnych relacji z tą kobietą”, twierdzi BBC.

Według informacji, do których dotarł dziennikarz, Tymieniecka miała jeszcze w późniejszym czasie wyznawać romantyczne uczucia papieżowi. Podobno wysyłała mu też tłoczone kwiaty oraz zdjęcia z Pomfret, w którym mieszkała. „Myślę o tobie, jestem z tobą każdego dnia, gdy wracam myślami do Pomfret”, miał odpisywać Jan Paweł II.

Tymieniecka odwiedziła Jana Pawła II w 2005 roku, kilka dni przed jego śmiercią. Zmarła w 2014 roku.

Dziennikarzom BBC nie udało się potwierdzić, czy korespondencja była brana uwagę podczas ekspresowego – jak czytamy na stronie BBC – procesu kanonizacyjnego Karola Wojtyły.

bbcPokazuje

bbcDotarła

gazeta.pl

 

„Wiadomości” konsekwentnie trzymają się stylu. Jak opisują taktykę opozycji? „Ulica i zagranica”

Agata Kondzińska, 15.02.2016

Wydanie

Wydanie „Wiadomości” 15 lutego poprowadził Krzysztof Ziemiec (Fot. TVP)

„Wiadomości” nie zaskoczyły. Po raz kolejny swój program zbudowały według tego samego schematu: słabe Niemcy prowadzą politykę dominacji, silna grupa Wyszehradzka, która zyskuje na znaczeniu i rozbita opozycja.
 

Prowadzący Krzysztof Ziemiec rozpoczął od praskiego spotkania premierów Grupy Wyszehradzkiej, „która właśnie teraz zyskuje na znaczeniu w Unii.” Na spotkanie zaproszono też przedstawicieli Bułgarii i Macedonii, bo im Grupa proponuje pomoc w uszczelnieniu granic z Grecją. To nie podoba się Berlinowi, którego dyplomaci interweniowali u władz Słowacji. Co – jak zauważa reporter „Wiadomości” – jest niezwykle rzadkie w praktyce dyplomatycznej. Ale – jak wyjaśnił widzom europoseł PiS Zdzisław Krasnodębski – sytuacja Niemiec jest niezwykle ciężka, dlatego stosują politykę siły. Poddała się temu Bułgaria, która po rozmowie z Angelą Merkel wycofała się z projektów grupy. Wyrozumiałością wykazał się publicysta „wSieci” Stanisław Janecki, który uznał, że Bułgaria ma za dużo do stracenia i nie stać jej na „samodzielną politykę”.

Reporter „Wiadomości” zaznaczył, że najbliższy szczyt UE będzie testem jedności Grupy Wyszehradzkiej w kwestii rozwiązania kryzysu imigracyjnego. Dziennikarz przypomniał też, że ostatnio „na drodze do środkowoeuropejskiej jedności stanęła Polska.” Bo rząd Ewy Kopacz „poparł projekt Niemiec” dotyczący uchodźców.

W dwuminutowym materiale ani słowa o tym, jak jedność Grupy wyglądała wcześniej. Że:

* w 2014 r. wbrew wspólnym deklaracjom Grupy, która potępiła rosyjską agresję na Ukrainę, na zaproszenie premiera Viktora Orbána do Budapesztu przyleciał prezydent Władimir Putin.

* Ustalenia w sprawie wspólnej polityki energetycznej zrywała też Słowacja, która nieoczekiwanie popierała budowę gazociągu South Stream omijającego Ukrainę. Wynikało to z obawy, że UE nie będzie w stanie zapewnić Bratysławie dostatecznych dostaw energii.

* Zabrakło też stanowiska Merkel, która w wywiadzie dla „Stuttgarter Zeitung” mówiła, dlaczego nie podoba jej się zamknięcie granicy w Macedonii: „Budowanie tak po prostu płotu w Macedonii, która nie należy do UE, nie zastanawiając się nad tym, jakie skutki miałoby to dla Grecji, byłoby nie tylko zachowaniem nieeuropejskim, lecz także nie rozwiązałoby żadnego naszego problemu.”

Wieczorem wywiad streściła agencja DPA.

W wieczornych „Wiadomościach” znalazło się natomiast miejsce na najnowszy sondaż TNS , w którym PiS ma 40 proc. poparcia, PO – 13 proc., Nowoczesna – 9 proc. Słupki z poparciem były ilustracją materiału o pomyśle lidera Nowoczesnej Ryszarda Petru, który zapowiedział, że wyprowadzi ludzi na ulice, jeśli rząd nie wykona zaleceń Komisji Weneckiej. Niestety, jak zauważył autor materiału, pomysł nie zachwycił pozostałych przedstawicieli opozycji. Andrzej Halicki z PO kręcił nosem, że się Petru pospieszył, bo stanowiska Komisji nie ma. Ludowcy też niezadowoleni, bo to nie czas na wyścigi między opozycją. Słowem: opozycja tak skłócona i podzielona, że nawet w takiej sprawie jak wspólna manifestacja nie potrafi się dogadać. Przy okazji wytykania słabości opozycji, autor materiału zahaczył o amerykańskich senatorów, którzy napisali do premier Beaty Szydło. Zarzuty z listu nie padły, za to widz mógł się dowiedzieć, że premier zaprosiła ich do Polski. Wszystko to okraszone informacją, że list zza oceanu został wysłany, zanim Amerykanie zaczęli mieć swoje kłopoty z wyborem sędziego Sądu Najwyższego. Czytaj, niech się nie wtrącają, bo u nich wcale nie lepiej.

Autor podsumował swój materiał słowami, że taktyka opozycji się nie zmienia i można ją streścić w dwóch słowach „ulica i zagranica.”

Był też – choć krótko, zbyt krótko – o dobrym prezydencie i złej KNF. Bo już miesiąc temu Andrzej Duda złożył propozycje, jak ulżyć kredytobiorcom we franku szwajcarskim, a Komisja Nadzoru Finansowego liczy i liczy. I ani słowa, że prezydent mógł ją o wyliczenia poprosić, zanim złożył ustawę.

Sporo miejsca zajął materiał o sędzim Wojciechu Łączewskim, w którym minister sprawiedliwości Zbigniew Ziobro osobiście przekonywał jak ważna to sprawa dla wizerunku wymiaru sprawiedliwości. Być może dlatego nie starczyło czasu, by pokazać, że opozycja domaga się odwołania ministra spraw wewnętrznych i administracji Mariusza Błaszczaka po dymisji komendanta głównego policji. Bo przecież nie dlatego, że „Wiadomości” musiałyby raz jeszcze przypomnieć tę wstydliwą dla PiS nominację i jej skutki. I przyznać, że osłabiona opozycja jednak ma wspólny cel.

Zobacz także

wiadomosciMają

wyborcza.pl

Jarosław Kaczyński trafił do szpitala! W PiS nie chcą ujawnić, co dolega faktycznemu przywódcy Polski

Jarosław Kaczyński w szpitalu. Prezes PiS ma poważne problemy ze zdrowiem?
Jarosław Kaczyński w szpitalu. Prezes PiS ma poważne problemy ze zdrowiem? Fot. Sławomir Kamiński / Agencja Gazeta

Jarosław Kaczyński w poniedziałek trafił pod opiekę lekarzy z Wojskowego Instytutu Medycznego przy ul. Szaserów w Warszawie. Informacje o problemach zdrowotnych i pobycie prezesa Prawa i Sprawiedliwości w szpitalu w poniedziałkowy wieczór podał tabloid „Fakt”. Redakcja ta spekuluje, iż może to być spowodowane nawrotem bardzo poważnego schorzenia, które dopadło Jarosława Kaczyńskiego już przed rokiem.

Pytania rodzi też milczenie przedstawicieli PiS na ten temat, co może wskazywać, że sprawa nie wiąże się tylko i wyłącznie z rutynowymi badaniami. Kłopoty zdrowotne Jarosława Kaczyńskiego mogą być natomiast odpowiedzią na pytanie, dlaczego na co dzień rządzi on rękami Beaty Szydło i Andrzeja Dudy. Być może głównym tego powodem jest właśnie stan zdrowia tego 67-letniego polityka.

 

Nagłe pogorszenie stanu zdrowia Jarosława Kaczyńskiego wywołało spore zamieszanie także w w czerwcu 2014 roku, gdy byłego premiera zabrakło na uroczystościach związanych z 25. rocznicą powołania pierwszego niekomunistycznego rządu, na czele którego stanął Tadeusz Mazowiecki. Nieobecność Kaczyńskiego odczytano początkowo jako demonstracyjny afront, szybko okazało się tymczasem, że musiał on poddać się krótkiej terapii w szpitalu.

jarosławKaczyńskiTrafił

źródło: „Fakt”

KOD nie składa broni. Na kolejny weekend Kijowski i spółka szykują wielką demonstrację w Warszawie

Obrońcy demokracji znów połączą siły
Obrońcy demokracji znów połączą siły Fot. Jakub Orzechowski / Agencja Gazeta

27 lutego odbędzie się marsz KOD pod hasłem „My, Naród!”. Ruch Mateusza Kijowskiego zaprasza wszystkich, by pokazali, że „naród stoi na straży konstytucji”. Udział w demonstracji zadeklarowało już 4 tys. osób.

Komitet Obrony Demokracji nie spoczywa na laurach. Nie tak dawno bronił niezależności mediów, a wczoraj – jak pisaliśmy – nawoływał do szerzenia miłości. Wkrótce jednak znowu wyjdzie na ulice, tym razem te prowadzące do Stadionu Narodowego.

„27 lutego spotkamy się na marszu „My, Naród!”. Naród, czyli wszyscy, którzy żyją w Polsce, którzy czują się z Polską związani, którzy wiążą z Polską swoją przyszłość. Nie dajmy sobie odbierać właściwego znaczenia słowa naród” – czytamy w zaproszeniu KOD, które opublikowano na Facebooku. Można się z niego dowiedzieć się, że w ostatnią sobotę miesiąca obywatele „nie pozwolą łamać prawa oraz dobrego demokratycznego obyczaju”. Zdaniem organizatorów, niszczenie tego, co „budowaliśmy z wielkim wysiłkiem” jest po prostu niedopuszczalne.

Cel KOD właściwie się nie zmienia, ale jak wiadomo kropla drąży skałę. „My, Naród!” to kolejna. „Zamanifestujemy, że (…) nie damy się przez wykluczające myślenie, przez łamanie zasad, przez lęki, frustracje i obawy przed światem, wykluczyć z wspólnoty europejskich państw, budowanej na wartościach liberalnej demokracji” – grzmią Mateusz Kijowski i jego zwolennicy. Marsz rozpocznie się o godz. 13 pod Stadionem Narodowym w Warszawie.

kodNieSkładaBroni

naTemat.pl

szczerskiPolsce

PiS chce wprowadzić sankcje za „pomawianie narodu polskiego”. Jest mały problem: będą zupełnie bezużyteczne

piSchceWprowadzic
Ewa Siedlecka, 15.02.2016

Patryk Jaki

Patryk Jaki (Fot. Kuba Atys / Agencja Gazeta)

Rząd chce ścigać za używanie sformułowania „polskie obozy koncentracyjne”. Chce też do konstytucji dodać, że RP zapewnia ochronę dobrego imienia siebie samej i Narodu Polskiego. Te przepisy do ścigania wypowiedzi pojawiających się za granicą będą bezużyteczne.
 

W poniedziałek wiceminister sprawiedliwości Patryk Jaki ogłosił, że ministerstwo przygotowało zmiany w prawie, które mają chronić dobre imię Rzeczpospolitej przed „publicznym i wbrew faktom przypisywaniu narodowi Polskiemu udziału, organizowania, odpowiedzialności lub współodpowiedzialności za popełnienie zbrodni przez III Rzeszę niemiecką.” Karą za to przestępstwo byłoby do 5 lat więzienia.

Do kodeksu postępowania cywilnego dopisano by, że organizacje pozarządowe i IPN mogą przeciw oszczercom wszczynać cywilne procesy o ochronę dobrego imienia RP.

W komunikacie ministerstwa napisano, że to odpowiedź „na liczne zapytania oraz głosy pojawiające się w debacie publicznej dotyczące potrzeby wzmocnienia ochrony dobrego imienia Rzeczypospolitej Polskiej.”- Zbyt często spotykamy się z określeniami „polskie obozy koncentracyjne”, „polskie obozy zagłady”. W ten sposób fałszowane są fakty historyczne, a co najważniejsze – z ofiary czyni się sprawcę. Dlatego chcemy stanowczo i głośno powiedzieć: dość. Dość oszczerstw i robienia z Polaków sprawców Holocaustu – mówił prezentując projekt min. Patryk Jaki.

Do tej pory zdarzały się doniesienia do prokuratury na sformułowania o „polskich obozach koncentracyjnych” użyte przez zagraniczne media, ale prokuratura odmawiała ścigania nie stwierdzając przestępstwa. Tak było w 2013r., gdy warszawska prokuratura nie dopatrzyła się istniejącego w kodeksie karnym przestępstwa „publicznego znieważenia Narodu Polskiego”, gdy o polskich obozach napisał niemiecki „Rheinische Post”. Uznano, że chodziło o to, że były na terenie Polski, a nie, że założyli je Polacy.

Przepis o ściganiu za pomawianie narodu polskiego PiS wprowadził za swoich poprzednich rządów. Brzmiał on: „kto publicznie pomawia Naród Polski o udział, organizowanie lub odpowiedzialność za zbrodnie komunistyczne lub nazistowskie, podlega karze pozbawienia do lat 3”. Za to przestępstwo mieli odpowiadać tak obywatele polscy, jak cudzoziemcy. Przepis nazywany był „lex Gross”, bo miał też umożliwić ściganie historyka prof. Tomasza Grossa za książkę „Sąsiedzi”, o zbrodni w Jedwabnem.

RPO Janusz Kochanowski zaskarżył ten przepis do Trybunału Konstytucyjnego jako łamiący wolność słowa i badań naukowych. W 2008 roku Trybunał Konstytucyjny uchylił przepis, ale z przyczyn formalnych – naruszenia trybu uchwalania prawa przez parlament.

Przepis nigdy nie został skutecznie użyty. Problem polega na tym, że, choć śledztwo można wszcząć bez problemu, to do ścigania „pomawiających naród polski” obywateli innych krajów trzeba, aby „pomawianie narodu polskiego” było przestępstwem także w kraju, na terenie którego zostało popełnione. Inaczej, mimo wystąpienia przez prokuraturę o pomoc prawną czy przez ministra sprawiedliwości – o „przekazanie ścigania” do Polski (umożliwia to art. 590 kpk), żaden kraj nie wyda nam swojego obywatela ani nie udzieli pomocy w jego przesłuchaniu.

Jest też drugi problem: planowane przez rząd nowe przestępstwo można popełnić tylko umyślnie. To znaczy, trzeba chcieć pomówić naród polski o zbrodnie. Tymczasem sformułowanie „polskie obozy śmierci” najczęściej oznacza po prostu obozy umiejscowione w Polsce. A więc wystarczy, by np. gazeta, które użyła tego sformułowania wyjaśniła, że to właśnie, a nie pomówienie, miała na myśli, by prokuratura musiała umorzyć postępowanie z powodu braku cech przestępstwa. A więc koniec końców osiągnięty efekt będzie identyczny z tym, który już dziś osiąga polska dyplomacja zwracając uwagę na tego typu sformułowania zagranicznym mediom i domagając się przeprosin.

Zobacz także

pisWprowadzi

wyborcza.pl