2-25 WikiLeaks

Piotr Żytnicki – Włam w słusznej sprawie

Wikileaks opublikował zapisy rozmów Przemysława Holochera, lidera Ruchu Narodowego, byłego szefa ONR. Wczoraj w „Gazecie” Ewa Siedlecka twierdziła, że nie powinniśmy się nimi interesować, bo to prywatne listy, nie dla cudzych oczu, a Holocher nie jest osobą publiczną.

 

Siedlecka pisze, że jak komuś ściągają gacie, to przyzwoity człowiek odwraca wzrok. A jeśli obnażony ma w ręku bombę, to też mamy odwrócić wzrok? „Gazeta” od lat opisuje rosnących w siłę narodowców, opierając się często na szczątkowych informacjach z internetu. A gdy teraz ujawniony zostaje cenny materiał źródłowy, chcemy go dyskwalifikować?

Nie zgadzam się z tym. Siedlecka przyznaje, że nie czytała rozmów Holochera. Szkoda, bo odkryłaby, że w większości to nie rozmowy o żonach i dzieciach, lecz o publicznej działalności ONR. I że dopiero teraz przyzwoitemu człowiekowi włos może się zjeżyć na głowie.

W jednej z rozmów Holocher dzieli się z kolegą takim pomysłem: „Chodź, skompletujemy sobie takie umundurowanie grupy specjalnej, będziemy w sześciu wpadać lewakom na chatę, udawać aresztowania, a potem ich mordować. Hahaha. Ostatnio to przed snem wymyśliłem. Że to by było zajebiste. Nikt by nie zgłaszał porwania, lewak nie stawiałby oporu”.

Szczeniackie wygłupy? Czy dowód, że na czele Ruchu Narodowego stoją osoby obsesyjnie nienawidzące ludzi o innych poglądach? Gdy 11 listopada, zapowiadali „obalenie republiki Okrągłego Stołu”, „budowę siły, której boją się lewaki i pedały”, a tłum krzyczał: „Zawisną!” – „Gazeta” biła na alarm. Teraz nie powinna?

Siedlecka twierdzi, ze Holocher „nie pełni funkcji publicznej. Nawet do niej – na razie – nie aspiruje”. Jak zatem, jeśli nie jako aspirację, odebrać zapowiedź „obalenia republiki”? Skoro to osoba prywatna, to dlaczego „Gazeta” opisywała jego spotkanie z antysemitą Janem Kobylańskim?

Hakerzy nie są dziennikarzami. Co wykradli, przekazali WikiLeaks, a portal opublikował bez selekcji. Trudno tego bronić, choć chciałbym wierzyć, że intencje były szczytne. Po to jednak jesteśmy dziennikarzami, by zapisy tych rozmów potraktować jak inne źródło informacji, poddać analizie i wyłuskać to, co z punktu widzenia interesu społecznego jest ważne. Na tym polega nasza rola, a nie na odwracaniu wzroku.

Za: Wyborcza.pl

Dodaj komentarz