Kotliński, 17.02.2016

 

W TVP już wiedzą, że nie będą oglądani? Kurski: „Nie zamierzamy się ścigać ze stacjami komercyjnymi. Misja ważniejsza”

Kurski zapowiada, że TVP będzie telewizją misyjną.
Kurski zapowiada, że TVP będzie telewizją misyjną. Fot. Sławomir Kamiński / Agencja Gazeta

– To będzie budowa wielkiej, uczciwej, misyjnej telewizji, odwołującej się do tego, co w Polakach najlepsze, najszlachetniejsze, co buduje naszą wspólnotę i co nas łączy, a nie ściganie się z telewizjami komercyjnymi na schlebianie niskim gustom – zapowiedział Jacek Kurski, nowy szef Telewizji Publicznej, przedstawiając ramówkę na wiosnę. Czy to znaczy, że przewiduje on poważny spadek popularności państwowego nadawcy?

W TVP ma nas czekać „powrót wysokiej kultury, ambitnej rozrywki i uczciwej publicystyki”. W „Jedynce” pojawi się pasmo dla seniorów, ma wrócić telewizja śniadaniowa, widzom zostanie też zaserwowana większa dawka programów kulturalnych i sportu.

Oczywiście będą też programy poświęcone polityce, których celem zapewne będzie budowanie wspomnianej wspólnoty i „odwoływanie się do tego, co w Polakach najlepsze”. Kurski zapowiedział utworzenie dwóch pasm (porannego i wieczornego), podczas których TVP gościłaby ważne postaci z życia społeczno-politycznego.

Możemy się także spodziewać dużej ilości sportu w weekend – Moim marzeniem jest również powrót „Sportowej Niedzieli” – magazynu podsumowującego wydarzenia (..). Nie rozumiem, dlaczego sportu nie ma na wielkiej antenie Jedynki w weekend – wyznał Kurski.

źródło: Wirtualne Media

wTVP

naTemat.pl

Waszczykowski w Waszyngtonie. Amerykanie nie odpuszczają „dobrej zmiany”.

Mariusz Zawadzki, Waszyngton, 17.02.2016

Witold Waszczykowski podczas spotkania z Johnem Kerrym w Waszyngotnie

Witold Waszczykowski podczas spotkania z Johnem Kerrym w Waszyngotnie (Cliff Owen (AP Photo/Cliff Owen))

Przed spotkaniem z szefem MSZ sekretarz stanu John Kerry zapowiedział, że będzie pytał o „wewnętrzne wyzwania Polski”.
 

W środę rano czasu waszyngtońskiego minister Witold Waszczykowski był w Departamencie Stanu w Waszyngtonie. Przed rozmową z Kerrym obydwaj politycy wygłosili krótkie oświadczenia. – Polska jest wypróbowanym sojusznikiem, związane są ze sobą również nasze przemysły zbrojeniowe. Przygotowujemy tutaj lipcowy szczyt NATO w Warszawie – mówił Kerry.

Przypomniał, że na wzmocnienie wschodniej flanki NATO w przyszłorocznym budżecie rząd Baracka Obamy rezerwuje 3,4 mld dol., czyli cztery razy więcej niż w zeszłym roku.

Oprócz rutynowych formułek, które zawsze wygłasza się w takich okazjach, John Kerry nawiązał do „dobrej zmiany” PiS, która niepokoi Amerykanów i jest ostro krytykowana w amerykańskich mediach.

– Będziemy też rozmawiać o wewnętrznych wyzwaniach, przed jakimi stoi Polska. Cieszymy się, że polski rząd postanowił zasięgnąć opinii Komisji Weneckiej w sprawie Trybunału Konstytucyjnego – mówił Kerry.

Tego akurat wątku w swoim oświadczeniu minister Waszczykowski nie podjął. Przed wylotem do USA wyjaśniał polskim dziennikarzom, że krytyczne głosy Amerykanów o „dobrej zmianie” wynikają z braku wiedzy na temat tego, co się dzieje w Polsce, z jakichś inspiracji „ludzi, którzy źle Polsce życzą”.

W rozmowie w cztery oczy Kerry poruszył sprawę „dobrej zmiany”, ale – jak relacjonował potem min. Waszczykowski – był to marginesowy fragment rozmowy, która generalnie była bardzo miła i przyjacielska.

Siedząc przy kominku, obydwaj skupili się na szczycie w Warszawie i na tym, jak NATO może zwiększyć bezpieczeństwo Europy, w szczególności jej wschodniej, graniczącej z Rosją części.

– Mam nadzieję, że szczyt w Warszawie będzie dla wszystkich dobrą niespodzianką i poprawą bezpieczeństwa Polski – zapowiedział. – Chodzi o stałą obecność NATO w Polsce, o którą zabiegamy od dawna. Decyzja już została podjęta, teraz wojskowi Sojuszu przygotowują plan, jak ona ma wyglądać w praktyce.

Zapytałem, czy owa obecność będzie na tyle duża, żeby oznaczała wypowiedzenie porozumienia między NATO i Rosją z 1997 r. – Po pierwsze, to nie była umowa międzynarodowa, tylko deklaracja polityczna – odparł Waszczykowski. – Po drugie, NATO zadeklarowało, że nie będzie rozmieszczać znacznych sił zbrojnych w krajach graniczących z Rosją. Sformułowanie „znaczne siły zbrojne” należy interpretować jako dwie dywizje. Między symboliczną obecnością NATO a obecnością dwóch dywizji NATO w Polsce jest bardzo duża przestrzeń, w której znajdziemy jakieś rozwiązanie bez podważania deklaracji z 1997 r.

Waszczykowski stwierdził, że nie wiadomo jeszcze, czy Obama spotka się osobiście z prezydentem Andrzejem Dudą, który na początku kwietnia przylatuje na szczyt nuklearny do Waszyngtonu.

Waszczykowski zaprosił Kerry’ego do Polski. – Przyjedzie w ciągu kilku tygodni, jeszcze zobaczymy, czy będzie to wizyta dwustronna, czy może w szerszej formule, z udziałem szefów dyplomacji z Europy Środkowej – mówił.

Zgodnie z zapowiedziami Waszczykowski poprosił Kerry’ego o pomoc w odzyskaniu od Rosjan wraku prezydenckiego tupolewa i innych dowodów rzeczowych po katastrofie pod Smoleńskiem, m.in. czarnych skrzynek. – Była pozytywna reakcja. Sekretarz zapowiedział, że przekaże sprawę Victorii Nuland, odpowiedzialnej za Europę i Eurazję.

– Im bardziej Rosjanie przeciągają sprawę, im dłużej nie zamykają swojego śledztwa (co jest ich warunkiem zwrotu wraku), tym bardziej rosną podejrzenia, że mają coś do ukrycia – mówił Waszczykowski.

Poruszył też nieśmiertelną kwestię wiz, o które wciąż muszą ubiegać się Polacy przyjeżdżający do USA, ale zdawkowo. Republikanie i demokraci są skłóceni, bez porozumienia między nimi wizy nie zostaną zniesione, a w roku wyborczym jest to jeszcze mniej prawdopodobne, niż było.

Zobacz także

waszczykowskiWusa

wyborcza.pl

 

Naczelniku Kaczyński! Ile jest dwa dodać dwa?

Marian Lenz, Gdańsk, 16.02.2016

Jarosław Kaczyński u ojca Tadeusza Rydzyka opowiada o manipulacjach

Jarosław Kaczyński u ojca Tadeusza Rydzyka opowiada o manipulacjach (Fot. tvp.info)

Słuchając ostatnich dyskusji politycznych i ekonomicznych, i polityków, i zwykłych Rodaków, nie mogę się oprzeć wrażeniu, że chodziliśmy do różnych szkół.
O mojej jeden z kolegów pisał tak:
„(…) No, a w klasie odmienne czekały męczarnie.
Tu szkolono Twój umysł. Nie poszły na marne
profesorskie zabiegi. W zapale tworzenia
musiałeś wykonywać zawiłe ćwiczenia:
dodawać jabłka do gruszek, dzielić coś przez zero,
uzasadniać twierdzenia – przed obecną erą
od dawna już uznane i udowodnione (…)”.W sieci znalazłem, jak Marcin Meller przepytywał bizneswoman, panią Izabellę Pyżalską, czy nie będzie jej wstyd – że będąc tak bogatą – pobierać jeszcze 2,5 tys. złotych na sześcioro dzieci.Pani Izabella rezolutnie powiedziała, że nie, bo są to przecież pieniądze wspólne złożone również przez płacących podatki, nie tylko małych czy średnich, ale też dużych płatników.

Otóż myli się nasza rezolutka. Te pieniądze nie pochodzą z podatków małych, średnich czy nawet dużych płatników. Są to pieniądze pożyczone na spory procent! Gdyby tak nie było, nasz deficyt budżetowy byłby o wiele niższy, a dług by nie narastał. „Dobry zwyczaj, nie pożyczaj” – uczono w szkole jak wyżej.

Oczywiście ma rację Pani Izabela, że z nich nie rezygnuje! Bo gdyby zrezygnowała, i inni też – powiedzmy hipotetycznie – i nie pobraliby np. miliarda złotych, to Partia i Rząd zaraz chwyciliby te pieniądze i rozdali jak popadnie, chwaląc się, jacy są dobrzy i wspaniali, a dług i tak by rósł.

W niedzielę „W kawie na ławę” wypowiadał się z zapałem nawróconego syna marnotrawnego poseł Tadeusz Cymański. Jest uroczy! Lubię go słuchać, abstrahując od sensu, bo kwieciście mówi. Dowodził, jakie to wspaniałości będą (że za pożyczone pieniądze ani się nie zająknął), jak dzieci, rodzice będą uszczęśliwieni (o tych naprawdę nieszczęśliwych lub tych, co w nieszczęśliwość dopiero popadną, to się nie zająknął), a przecież jako mistrz szachowy mógłby kalkulować kilkanaście ruchów do przodu, a najlepiej zastosować: „twierdzenia – przed obecną erą / od dawna już znane i udowodnione”).

Słuchając go, naszły mnie takie refleksje: bo gdyby – hipotetycznie – oferowano po 250 zł, to szczęścia, postępu, rozwoju, wzrostu itp. byłoby o połowę mniej. Ale gdyby – hipotetycznie – rozdano po 1000 zł, to szczęścia, postępu, rozwoju, wzrostu itp. byłoby dwa razy więcej; w każdym razie powinno. Jednym machem! A co! Dlaczego nie!

W tę kazuistykę, teraz to się mówi narrację, wpada nowy przewodniczący Platformy Grzegorz Schetyna i drybluje z Naczelnikiem. W tym dryblingu Naczelnik jest o wiele lepszy, bo żadne reguły go się nie trzymają. I chce przelicytować ofertę. Że tak, że da więcej i wszystkim. A lud, ciemny, bo ciemny, to widzi. Żenada. Dopiero po czasie powie niczym frankowicze, że został „oszukany”! Ktoś z Platformy cichutko zauważył, że taka narracja jest błędna ekonomicznie, ale dobra politycznie! Horror! Czort z taką polityką!

Tylko gdzieś po kącikach siedzą zaplute karły opozycji starające się wytłumaczyć, że dwa dodać dwa, równa się cztery i żeby „czegoś nie dzielić przez zero” – jak tego uczą w szkołach.

Naczelnik odziedziczył po „poprzedniej ekipie”:
– rozpędzoną gospodarkę
– niskie i spadające bezrobocie
– dobry i systematyczny wzrost PKB
– dobry i systematyczny wzrost eksportu
– po raz pierwszy nadwyżkę w handlu zagranicznym
– chłopi poradzili sobie z embargiem rosyjskim (więc Naczelnik srodze ukarał PSL- także za to, że starał się być prorodzinny)
– niskie ceny gazu i ropy (tu, to już zasługa trendów światowych)
– no z węglem kłopoty (ale to „sojusznicy”, zw. zawodowe)
– ulepszone autostrady i koleje
– gazoport i naftoport
– wysokie dotacje z Unii, które teraz dodają paliwa
– (o dobrych stosunkach zagranicznych nie wspomnę).

Ciekaw jestem, w jakim tempie Naczelnik potrafi to wszystko zepsuć?

naczelnikuKaczyński

wyborcza.pl

 

Schetyna-Tusk. Pierwsze szczere spotkanie od lat

17-02-2016

Donald Tusk Grzegorz Schetyna Roman Kosecki

 fot. Radek Pietruszka  /  źródło: PAP

Nowy lider PO spotka się ze starym. Powróciły echa szorstkiej przyjaźni

Schetyna będzie w czwartek w Brukseli, gdzie weźmie udział w spotkaniu Europejskiej Partii Ludowej i odbędzie serię bilateralnych spotkań: z kanclerz Niemiec Angelą Merkel, premierem Węgier Victorem Orbanem i szefem EPP Josephem Daulem. Spotkanie z Tuskiem ma zakończyć wizytę. -Tematem rozmów będzie sytuacja w Polsce, ale wiadomo, że spotkanie z
Tuskiem będzie też dotyczyć przyszłości Platformy – zapowiada nasz rozmówca.

Platforma ważniejsza niż ambicje?

Trudno o bardziej brutalną polityczną wojnę niż ta między PO a PiS i między Tuskiem a Kaczyńskim, tak? Guzik prawda. To bułka z masłem w porównaniu z wojną wewnątrz PO, między Tuskiem a Schetyną – pisał w „Newsweeku” Michał Krzymowski w 2013 roku. Jak doszło do tego, że Schetyna z najbliższego współpracownika Donalda Tuska stał się jego głównym wewnętrznym wrogiem?

Zwycięstwo Tuska w wyborach parlamentarnych 2007 roku

Tusk został premierem i zaczął się zamykać w innym gronie – głównie premiera Jana Krzysztofa Bieleckiego i Igora Ostachowicza. Otoczenie Tuska podsycało niechęć do Schetyny, który zbierał dobre oceny jako wicepremier i szef MSWiA. W tych dworskich przypowieściach Schetyna obsadzany był w roli Brutusa, który jeśli nawet Cezara nie zamorduje, to na pewno chce mu napisać śmiercionośny scenariusz polityczny.

Afera hazardowa

Afera hazardowa wybuchła jesienią 2009 roku. Tusk bojąc się utraty poparcia wyrzucił pół rządu, na czele ze Schetyną. Współpracownicy premiera przekonywali, że Schetyna zataił przed nim kontakty z hazardowym bossem Ryszardem Sobiesiakiem. Premier miał się obawiać, że CBA coś ma na Schetynę, i wolał się go pozbyć. Z drugiej jednak strony wiele wskazuje na to, że afera hazardowa była tylko pretekstem, by wyrzucić coraz potężniejszego wicepremiera z rządu. W pozbyciu się konkurenta pomagać mieli Janusz Palikot i Jarosław Gowin.

Czytaj także: Grzegorz może, czyli Schet przejmuje schedę

Schetyna stał się za silny

Grzegorz Schetyna jako wicepremier stał się silną konkurencją dla Tuska. W dodatku Dolny Śląsk, matecznik Schetyny, zaczął uchodzić za inkubator politycznych patologii. Zarzuty nieetycznych działań biznesowych wobec senatora Tomasza Misiaka, korupcyjne kłopoty posłanki Beaty Sawickiej, afera hazardowa – to wszystko działo się na partyjnym poletku Schetyny.

Wyśmiane „Słońce Peru”

Choć zabrzmi to anegdotycznie, to premier i jego żona mieli do Schetyny szczególny żal za to, że nie bronił ich, gdy jeździli w indiańskich czapeczkach po Peru w swej „podróży życia” w 2008 r. To była wizerunkowa katastrofa.

Grzegorz „Zniszczę Cię” Schetyna wraca na szczyt«

grzegorz schetyna
grzegorz schetyna
grzegorz schetyna
Spotkanie Tadeusza Mazowieckiego z członkami NSZ
GRZEGORZ SCHETYNA ANDREJ URLEP
Siedziba Kongresu Liberalno Demokratycznego
SCHETYNA EINIKIS
Grzegorz Schetyna Donald Tusk
Donald Tusk Grzegorz Schetyna Roman Kosecki
Z ARCHIWUM MIECZYSLAWA MICHALAKA
Ujazdowski Kaczyński Płażyński Schetyna

»

Poparcie dla Komorowskiego

Schetyna zaangażował się w kampanię prezydencką Komorowskiego, licząc na stworzenie w pałacu prezydenckim przeciwwagi dla Tuska. Komorowski się odwdzięczył – po wyborach zmusił Tuska, aby wyznaczył Schetynę na marszałka Sejmu. Premier zrobił to z dużymi oporami, bo już wtedy szykował na ten fotel Ewę Kopacz. Czarę goryczy przelała wypowiedź Schetyny, że rząd za długo zwlekał z reakcją na rosyjski raport MAK po katastrofie smoleńskiej. Od tego momentu miłości między panami nie ma. Została już tylko bardzo szorstka polityczna przyjaźń.

Jak przewodniczący z przewodniczącym?

Schetyna będzie musiał wykazać się zdolnościami akrobacyjnymi, aby urzymać się na szczycie. I nie chodzi o jego przywództwo, bo wiadomo „raz zdobytej władzy nie oddamy nigdy”, ale o utrzymanie Platformy na poziomie głównej partii opozycyjnej – pisała w analizie Aleksandra Pawlicka. W styczniowych wyborach Schetyna nie miał konkurencji. Jako pierwszy z kandydowania na fotel przewodniczącego zrezygnował Borys Budka, chwilę później swojąkandydaturę wycofał Siemoniak.

– Dziś chcemy pokazać, że jesteśmy razem, że Platforma jest wspólna. Ja zostaję przewodniczącym PO, moim najbliższym współpracownikiem Tomasz Siemoniak i razem bierzemy odpowiedzialność za Platformę – tłumaczył Schetyna obejmując rządy w partii w styczniu 2016 r. Czy w obliczu „kroczącego zamachu stanu” i dalszego osłabiania się opozycji panowie zapomną o trudnych relacjach i Tusk znów będzie wzmocnieniem dla Platformy?

Czytaj także: Schetyna kończy wojnę w Platformie

schetynaTusk

Newsweek.pl

W „Newsweeku”: Kopacz „wraca do żywych”. Kulisy zmian w Platformie

17-02-2016

Ewa Kopacz

 fot. Rafał Guz  /  źródło: PAP

W PO mówią, że Ewa Kopacz ma zespół stresu pourazowego, jak żołnierz po wojnie. A ona na to: – Znów jestem Ewą Kopacz, w pewnym sensie wróciłam do żywych.

Jeszcze niedawno była wszędzie. W telewizji, w radiu i na okładkach gazet. I nagle zniknęła. Nie tylko dlatego, że przestała być premierem i szefową partii. Nie widać jej także w Platformie. „Odreagowuje”. „Leczy rany” – mówią działacze partii i przyznają, że nawet im trudno jest skontaktować się z Ewą Kopacz.

– Wyłączyła komórkę. Chciałam do niej zadzwonić i po ludzku pogadać, ale numeru nie mają nawet w klubie – mówi Róża Thun, europosłanka Platformy Obywatelskiej.

Nokautujący cios

Starą komórkę Ewa Kopacz rzeczywiście wyłączyła, gdy jej numer ujawnił w internecie Zbigniew Stonoga wraz z aktami ze śledztwa w sprawie afery podsłuchowej. Numer nowej, której używała jako premier, znali tylko najbliżsi współpracownicy. I tak pozostało do dziś. W Sejmie Kopacz pracuje w dwóch komisjach, ale nie pełni w nich żadnych funkcji.

– Do Jachranki, gdzie pojechaliśmy po wyborach Schetyny na szefa Platformy Obywatelskiej, wpadła na moment. Myślę, że ma jak żołnierz wracający z wojny syndrom stresu pourazowego. Politycy, zwłaszcza ci pierwszoliniowi, gdy tracą funkcje, są narażeni na chroniczny brak adrenaliny – mówi były minister w rządzie Tuska.

Mówię, co myślę, bez obciążenia, że każdym słowem mogę zaszkodzić kolegom, partii, rządowi

– Adrenalina? Mam jej wystarczająco dużo. Moje nadnercza pracują bez zarzutu – żartuje Ewa Kopacz w rozmowie z „Newsweekiem”. – To, co się w moim życiu zmieniło, to geografia. Muszę na nowo się zorganizować: za chwilę otwieram biuro poselskie w Warszawie, tracę ochronę BOR, kierowcę z samochodem, ale równocześnie odpowiadam już wyłącznie za siebie. Mówię, co myślę, bez obciążenia, że każdym słowem mogę zaszkodzić kolegom, partii, rządowi. Znów jestem Ewą Kopacz, w pewnym sensie wróciłam do żywych.

Czytaj też: Jaka naprawdę jest relacja Szydło i Dudy z Kaczyńskim?

Przegrane wybory prezydenckie i parlamentarne były ciosem. Musiała wziąć odpowiedzialność za porażkę partii. Ale bardziej bolesne okazały się ciosy, które nastąpiły potem, wymierzone przez ludzi z PO. Pierwszym była przegrana rywalizacja ze Sławomirem Neumannem o stanowisko szefa klubu parlamentarnego. Konsekwencją tego był cios drugi – rezygnacja z walki o przywództwo w partii. Trzecim – decyzja Tomasza Siemoniaka, że oddaje Platformę bez walki Grzegorzowi Schetynie.

kopaczWraca

 

Baczyński kreśli czarne scenariusze dla Polski. „Idiotyzm o wstawaniu z kolan zaprowadzi Polskę na peryferie Europy”

opr. dżek, 17.02.2016

Jerzy Baczyński

Jerzy Baczyński (Fot. Cezary Aszkiełowicz/AG)

Redaktor naczelny tygodnika „Polityka” wylicza na jakich polach działalność PiS może odbić się krajowi czkawką.

 

Głęboka czysta kadrowa, centralizacja władzy, klientelizm, naruszenie autonomii sądownictwa… Takie czarne scenariusze kreśli w najnowszej „Polityce” prof. Bartłomiej Nowotarski.

Jerzy Baczyński, redaktor naczelny, widzi przyszłość kraju w jeszcze gorzej. – Nie żebym demonizował rządzącą formację. ma ona zbyt wiele aspektów humorystycznych, aby naprawdę już dziś przerażać, ale czarne scenariusze pisze się po to, żeby ostrzec, może zapobiec, uczulić, odpukać – wyjaśnia Baczyński.

 

Na co zwraca uwagę? – Prawdopodobne jest spaskudzenie gospodarki – pisze. Podkreśla, że na dobre wskaźniki ekonomiczne już idzie ekipa z młotem pneumatycznym. – PiS nie rozdaje swoich pieniędzy, tylko nasze. Trzeba będzie w przyszłości zwiększyć podatki albo długi. Dzisiejsze dzieci będą przez dekady spłacać wyborcze upominki dla rodziców – pisze Baczyński.

„Wychodzenie z unijnego mainstreamu” oznacza, że „nigdy nie przyjmiemy waluty euro, nie zgodzimy się na wspólną politykę ws. imigrantów, nie będziemy wspierać enerdówki Merkel i w ogóle dominacji Niemiec, choć Putina też, chyba że nasz regionalny przywódca Viktor Orban uzna to za korzystne – pisze Baczyński. I ocenia: za moment stracimy w Europie nie tylko reputację, ale też powagę i znaczenie. Ten idiotyzm o powstawaniu z kolan zaprowadzi Polskę na peryferie Europy – przewiduje Baczyński.

– Podobno skoro przegraliśmy wybory, to już nic do nas i od nas nie należy. Gdybyśmy przyjęli tę logikę, to byłby najczarniejszy scenariusz – podsumowuje Baczyński.

Cały komentarz w „Polityce”.

Zobacz także

baczyńskiKreśli

TOK FM

Morawiecki mówi, że MF naniesie poprawki do ustawy o frankowiczach. Resort zaprzecza

Wicepremier swoje, a MF swoje.
Wicepremier swoje, a MF swoje. Fot. Krzysztof Karolczyk / Agencja Gazeta

– Jestem bardzo mocnym zwolennikiem dobrowolnego rozwiązania w sprawie kredytów we franku szwajcarskim – mówił na dzisiejszej konferencji prasowej minister rozwoju i wicepremier Mateusz Morawiecki. Wspomniał ponadto, że Ministerstwo Finansów naniesie odpowiednie poprawki do ustawy. Resort twierdzi jednak inaczej.

Morawiecki stwierdził, że Duda przyjął ustawę o frankowiczach, jednak powinna być ona poprawiona. Tymczasem MF zaprzecza, że prowadzi jakiekolwiek prace w tym zakresie.

„MF nie prowadzi prac nad poprawką do projektu ustawy o kredytach frankowych. Kwestią tych kredytów zajmowała się Kancelaria Prezydenta RP” – czytamy w oficjalnym komunikacie. Wicepremier mówił, że kancelaria Dudy nie będzie „forsować swojej wersji propozycji”.

Jak pisaliśmy w naTemat, Andrzej Duda w kampanii wyborczej obiecywał pomoc kredytobiorcom, których wykańczał wysoki kurs franka szwajcarskiego. Wtedy kandydat PiS był za przewalutowaniem po kursie z dnia wzięcia kredytu. Ten konkret zastąpiło rozmyte pojęcie „sprawiedliwego kursu”.

Morawiecki jest autorem planu, który ma rozwinąć polską gospodarkę. Wicepremier podkreśla, że widzi naszą szansę w czwartej rewolucji przemysłowej, związaną z nowymi technologiami.

źródło: TVN24

kuriozalna

naTemat.pl

Bugaj: To, co wyrabiają w „Wiadomościach” jest tak prymitywne, że nie da się wytrzymać

dżek, 17.02.2016

PRZEMEK WIERZCHOWSKI

Ryszard Bugaj, ekonomista, b. działacz opozycji, zrezygnował z zasiadania w Narodowej Radzie Rozwoju. W obszernym wywiadzie w najnowszej „Polityce” powtarza powody swojej decyzji oraz mówi, co sądzi o m.in. TVP pod kierownictwem Jacka Kurskiego.

 

– Wydaje się, że Rada jest bez znaczenia. Mam problem, który mnie uwiera – załamały się nadzieje dotyczące obozu rządowego. Nie jestem przewrażliwiony. Nie będę jak niektórzy mówił, że rząd wprowadza narodowy socjalizm. Bo tak nie jest. Jesteśmy w fazie głębokiej falandyzacji prawa, czyli łamania wielu dobrych standardów. Poprzednicy też to robili, ale ja na PO nie głosowałem i nie chcę być kojarzony z obecną polityką rządu – mówi Bugaj w rozmowie z Jackiem Żakowskim.

– Mnie martwi, że obecnie jest więcej niż za pierwszych rządów PiS zachowań wątpliwych z punktu widzenia demokratycznych standardów. Wtedy szefem TVP został Bronisław Wildstein, który jest narwany, ale dość niezależny. A teraz telewizję dostał dyspozycyjny chuligan polityczny. Tu widzę fatalną ewolucję – stwierdza Bugaj.

 

Przyznaje, że czynnikiem rozstrzygającym ws. odejścia z NRR była… sprawa mediów. – To, co wyrabiają w „Wiadomościach” jest tak prymitywne, że nie da się wytrzymać. Oglądam to, bo chcę wiedzieć, czym naród jest karmiony. Nie zamierzam przystępować do KOD, ale jestem jednym z niewielu, który zastosował się do wygłoszonego na wiecu KOD apelu, żeby bojkotować TVP. Gdy słucham w „Wiadomościach” TVP 20-minutowej rozmowy z Marianem Kowalskim wyobrażam sobie, że mógłbym być do tego dolepiony, to umacniam się w przekonaniu, że trzeba uważać – stwierdza Bugaj.

Gorsze jest to, że nieodpowiedzialna socjalna retoryka PiS i ich polityczne wybryki mogą znów otworzyć drogę do władzy neoliberałom. – Boję się włoskiego schematu. PO grzechach rządów chadecko-socjalistycznych przychodzi Berlusconi. Podglebie już jest – mówi Bugaj.

Cała rozmowa w najnowszej „Polityce”.

Zobacz także

 

bugajTo

TOK FM

Prawo przeciw wolności badań naukowych. Jak za pierwszego PiS

Ewa Siedlecka, 17.02.2016

Patryk Jaki

Patryk Jaki (Fot. Kuba Atys / Agencja Gazeta)

Rząd chce ścigać za używanie sformułowania „polskie obozy koncentracyjne”. I do konstytucji dodać, że „RP zapewnia ochronę dobrego imienia siebie samej i Narodu Polskiego”. Ale za granicą te przepisy będą bezużyteczne.
 

W poniedziałek wiceminister sprawiedliwości Patryk Jaki ogłosił, że resort przygotował zmiany w prawie, które mają chronić dobre imię RP przed „publicznym i wbrew faktom przypisywaniu narodowi polskiemu udziału, organizowania, odpowiedzialności lub współodpowiedzialności za popełnienie zbrodni przez III Rzeszę niemiecką”. Kara za to przestępstwo – do pięciu lat więzienia.

Do kodeksu postępowania cywilnego dopisano by, że organizacje pozarządowe i IPN mogą przeciw oszczercom wszczynać cywilne procesy o ochronę dobrego imienia RP.

W komunikacie ministerstwo napisało, że to odpowiedź „na liczne zapytania oraz głosy pojawiające się w debacie publicznej dotyczące potrzeby wzmocnienia ochrony dobrego imienia RP”.

– Zbyt często spotykamy się z określeniami „polskie obozy koncentracyjne”, „polskie obozy zagłady”. W ten sposób fałszowane są fakty historyczne, a co najważniejsze – z ofiary czyni się sprawcę. Dlatego chcemy stanowczo i głośno powiedzieć: dość. Dość oszczerstw i robienia z Polaków sprawców Holocaustu. Naszym obowiązkiem jest dbanie o dobry wizerunek i o dobre imię Polski za granicą. To również wielkie zobowiązanie wobec naszych przodków. Nie możemy pozwolić na przypisywanie Polakom i Rzeczypospolitej Polskiej odpowiedzialności lub współodpowiedzialności za zbrodnie, których sami byliśmy ofiarami – mówił min. Jaki.

Do tej pory zdarzały się doniesienia do prokuratury na sformułowania o „polskich obozach koncentracyjnych” użyte przez zagraniczne media, ale prokuratura odmawiała ich ścigania, nie stwierdzając przestępstwa. Tak było w 2013 r., gdy warszawska prokuratura nie dopatrzyła się istniejącego w kodeksie karnym przestępstwa „publicznego znieważenia Narodu Polskiego”, gdy o polskich obozach napisał niemiecki „Rheinische Post”. Uznano, że chodziło o to, że były na terenie Polski, a nie o to, że założyli je Polacy.

Podobny przepis PiS wprowadził za swoich poprzednich rządów. Brzmiał on: „Kto publicznie pomawia Naród Polski o udział, organizowanie lub odpowiedzialność za zbrodnie komunistyczne lub nazistowskie, podlega karze pozbawienia do lat 3”. Za to przestępstwo mieli odpowiadać obywatele polscy i cudzoziemcy. Przepis nazywany był „lex Gross”, bo miał też umożliwić ściganie historyka prof. Jana T. Grossa za książkę „Strach” o powojennych aktach antysemityzmu w Polsce.

Podczas prac nad tym projektem pojawiły się m.in. zarzuty, że przepis narusza konstytucyjną wolność słowa i wolność badań naukowych. Stąd zapewne obecne prace rządu przewidują dopisanie do konstytucji obowiązku strzeżenia dobrego imienia RP i narodu polskiego.

RPO Janusz Kochanowski zaskarżył ten przepis do Trybunału Konstytucyjnego. W 2008 r. Trybunał Konstytucyjny uchylił przepis, ale z przyczyn formalnych – naruszenia trybu uchwalania prawa przez parlament.

Przepis nigdy nie został skutecznie użyty. Problem polega na tym, że choć śledztwo można wszcząć bez problemu, to do ścigania „pomawiających naród polski” obywateli innych krajów trzeba, aby „pomawianie narodu polskiego” było przestępstwem także w kraju, na terenie którego zostało popełnione. Inaczej mimo wystąpienia przez prokuraturę o pomoc prawną czy przez ministra sprawiedliwości o „przekazanie ścigania” do Polski (umożliwia to art. 590 kpk) żaden kraj nie wyda nam swojego obywatela ani nie udzieli pomocy w jego przesłuchaniu.

Jest też drugi problem: planowane przez rząd nowe przestępstwo można popełnić tylko umyślnie. To znaczy, że trzeba działać w złej wierze. A więc wystarczy, by np. gazeta, które użyła tego sformułowania, wyjaśniła, że wynikało to z niedostatku jej wiedzy historycznej albo miało oznaczać, że obozy były na terenie Polski, by prokuratura musiała umorzyć postępowanie z powodu braku cech przestępstwa.

Koniec końców osiągnięty efekt będzie identyczny z tym, który już dziś osiąga polska dyplomacja, zwracając uwagę na tego typu sformułowania zagranicznym mediom i domagając się przeprosin.

Przepis ten godziłby jednak realnie w wolność słowa i badań naukowych tych osób, które w Polsce badają i opisują zbrodnicze epizody naszej historii najnowszej, jak zbrodnia w Jedwabnem, pogrom kielecki czy niektóre akcje tzw. żołnierzy wyklętych (ostatnia dyskusja na temat patronatu prezydenta nad uczczeniem przez ONR pamięci Romualda Rajsa „Burego”). Przepis może spowodować, że prokuratura zostanie zmuszona do występowania w roli cenzora badań naukowych i debat historycznych.

Nie było „polskich obozów śmierci”

Jest proste narzędzie, by nie powtarzać błędu o „polskich obozach śmierci”. Muzeum Auschwitz we współpracy z agencją reklamową FCB Warsaw opracowało specjalne narzędzie – aplikację „Remember”, dzięki któremu każdy może wykryć użycie w internecie sformułowania „polskie obozy zagłady” i zamienić je na odpowiadające prawdzie historycznej. Aplikacja działa w 16 językach.

Szczegóły na stronie: auschwitz.org/muzeum/aktualnosci

Zobacz także

jużJest

wyborcza.pl

 

Pisarze nie chcą Glorii Artis od ministra Glińskiego

asd, 17.02.2016

Piotr Gliński

Piotr Gliński (Fot. Sławomir Kamiński / Agencja Gazeta)

Pięcioro pisarzy zrezygnowało z przyjęcia medali „Gloria Artis”, które ma w czwartek wręczać minister kultury Piotr Gliński. – Nie chcę odznaczenia od przedstawicieli władzy łamiącej zasady demokracji w Polsce – deklaruje Kazimierz Orłoś.
 

W czwartek w Domu Literatury, siedzibie warszawskiego oddziału Stowarzyszenia Pisarzy Polskich, minister kultury ma wręczyć 13 literatom medale „Zasłużony Kulturze – Gloria Artis”, ale na uroczystość nie stawi się pięcioro z nich. To nominowani do złotego medalu Piotr Matywiecki, poeta, eseista, krytyk literacki, i pisarz Kazimierz Orłoś, a do srebrnego: Iwona Smolka, pisarka i dziennikarka Polskiego Radia, i Tomasz Łubieński, prozaik, dramaturg, tłumacz. Z brązowego medalu zrezygnował Grzegorz Kasdepke, autor książek dla dzieci i młodzieży.

Już kilka tygodni temu wysłali – każdy z osobna – list do MKiDN, w którym odmawiają przyjęcia medalu. Kasdepke, rocznik 1972, opublikował treść swojego listu na Facebooku: „Protestując przeciwko wyraźnym próbom upolityczniania kultury, a jednocześnie nie zgadzając się z zaproponowanym przez Pana stylem uprawiania polityki kulturalnej, rezygnuję z przyjęcia brązowego odznaczenia Gloria Artis.”

odmowa

Również Matywiecki i Orłoś przyznają, że ich decyzja ma podłoże polityczne. – Ubódł mnie list ministra Glińskiego do ojca Rydzyka, w którym wychwalał działalność Radia Maryja – tłumaczy Matywiecki. – Napisałem mu więc, że moim zdaniem jest to rozgłośnia krzewiąca antykulturę i nietolerancję, z czym trudno mi się pogodzić, oraz że jako wicepremier akceptuje on działania obecnego rządu, a te uważam za sprzeczne z kanonami demokracji. A zatem, gdybym z jego rąk przyjął odznaczenie, byłaby to obłuda – wyjaśnia nam autor „Twarzy Tuwima”.

O swojej decyzji Matywiecki poinformował najpierw członków SPP, tłumacząc, że nie chce stawiać ich w niewygodnej sytuacji. – Nie chciałem, żeby to było podane do publicznej wiadomości. Napisałem list do kolegów, którzy mnie do tego odznaczenia wysunęli, z przeprosinami, jeśli uważają, że moja decyzja przyniesie szkodę Stowarzyszeniu. Zdaję sobie sprawę, że inni może będą chcieli ten medal przyjąć, bo to jest forma uznania za wszystko, co się w życiu zrobiło. I ja to szanuję – podkreśla.

Z kolei Kazimierz Orłoś mówi: – Rządy PiS łamią zasady demokracji w Polsce, więc nie chcę przyjmować odznaczeń od przedstawicieli tej władzy. Tydzień temu napisałem o tym do ministerstwa. Mam wrażenie, że oprócz tych społecznych protestów, które organizuje KOD i inne środowiska, ludzie mogą też indywidualnie protestować, nawet takim małym gestem jak mój.

Czy jednak taki gest nie pogłębia podziałów, nie zaostrza wojny polsko-polskiej? – Pogłębia, ale to nie my te podziały stwarzamy – uważa Tomasz Łubieński. – Mam rodzaj nieufności nie tylko w stosunku do ministra kultury, ale wobec całej obecnej rzeczywistości – dodaje autor „Bić się czy nie bić?” i „M jak Mickiewicz”.

Iwona Smolka natomiast nie chce łączyć swojej decyzji z aktualną sytuacją w kraju. – Jeszcze w sierpniu, gdy rządziła PO, jak tylko dowiedziałam się, że zostałam nominowana do tego odznaczenia, postanowiłam go nie przyjmować. Nie życzę sobie. Raz na jakiś czas ktoś dostaje medal, a od lat 90. nie ma żadnej polityki związanej z wydawaniem książek czy sytuacją materialną twórców – tłumaczy.

5pisarzy

wyborcza.pl

Krzysztof Skowroński, prezes Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich, wraca do TVP

mo, 17.02.2016

Krzysztof Skowroński, prezes Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich, wraca do TVP

Krzysztof Skowroński, prezes Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich, wraca do TVP (Fot. Jakub Ociepa / Agencja Gazeta)

Krzysztof Skowroński, prezes Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich i założyciel internetowego Radia Wnet, od początku marca będzie prowadził w TVP Info autorski program publicystyczny „24 minuty” . Zastąpi on dotychczasowy magazyn „Info news” prowadzony przez Jerzego Kisielewskiego.

 

„24 minuty” będą emitowane w soboty o godz. 21.15 – podaje portal WirtualneMedia. Pierwszy odcinek będzie można obejrzeć 5 marca. Nie wiadomo, jaką formułę będzie miał program, dziennikarzom nie udało się też skontaktować z samym Skowrońskim.

„24 minuty” zastąpią dotychczasowe pasmo „Info newsroom” prowadzone przez Jerzego Kisielewskiego, syna Stefana Kisielewskiego, członka kapituły Nagrody Kisiela, byłego prezesa Centrum Monitoringu Wolności Prasy i byłego członka komitetu honorowego poparcia kandydata na prezydenta Bronisława Komorowskiego.

W zeszłym miesiącu Kisielewski zaprotestował przeciwko nominowaniu przez tygodnik „Wprost” do Nagrody Kisiela m.in. Marka Falenty, oskarżonego w aferze podsłuchowej, Michała Lisieckiego, wydawcy „Wprost”, czy Tomasza Wróblewskiego, naczelnego tygodnika. – Te kandydatury to jakaś błazenada i ponury żart, to prosta droga do skompromitowania idei Nagrody Kisiela, a niektóre z tych nazwisk są po prostu znieważające dla dobrego imienia mojego ojca – mówił „Wyborczej”.

Skowroński z Telewizją Publiczną współpracował od 1995 r., prowadził m.in. programy publicystyczne „Gość Jedynki” czy „Wywiad i Opinie”. W latach 2006-09 był dyrektorem radiowej Trójki. W październiku 2011 r. został prezesem Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich. Był to efekt stopniowego przejmowania władzy w stowarzyszeniu przez dziennikarzy związanych z przychylnymi PiS mediami: „Gazetą Polską” czy „wSieci”. Od 2011 r. zapisywali się do stowarzyszenia, zdobywając w nim większość głosów.

W październiku i we wrześniu 2012 r. Skowroński wywołał burzę, prowadząc dwie konferencje PiS. Po tych wydarzeniach członkowie SDP wystosowali list otwarty do Skowrońskiego wzywający go do ustąpienia z funkcji. Ich zdaniem zaangażowanie polityczne prezesa apolitycznej organizacji było „zejściem z drogi niezależnego dziennikarstwa”. Skowroński przeprosił, ale z funkcji nie ustąpił.

Zobacz także

krzysztof

wyborcza.pl

Roman Kotliński, naczelny Faktów i Mitów aresztowany

Mariusz Jałoszewski, 17.02.2016
Sąd w Łodzi właśnie zgodził się na tymczasowe aresztowanie Romana Kotlińskiego wydawcę „Faktów i Mitów”, byłego posła na trzy miesiące.
 

Prokuratura Apelacyjna w Łodzi postawiła mu siedem zarzutów, w tym najpoważniejszy o podżeganie do zabójstwa byłej żony. Pozostałe zarzuty mają charakter gospodarczy. Prokuratura deklarowała, że po decyzji sądu wyda w tej sprawie komunikat.

Sąd szybko podjął decyzję o areszcie. Zgodził się na niego z uwagi na obawę matactwa i wysokie zagrożenie karą.

roman

wyborcza.pl