Do Morawieckiego: trochę mniej obłudy, mistrzu zakłamania!

Trzy teksty Waldemara Mystkowskiego.

Nie jestem zaskoczony postawą Mateusza Morawieckiego, zarówno podczas przesuniętego w czasie zjazdu PiS z okazji 3-lecia sprawowania rządów przez tę partię, ani podczas składania hołdu Tadeuszowi Rydzykowi w podczas innego zjazdu – rodzin Radia Maryja.

Morawiecki jest typowym słupem w życiu publicznym, można na nim powiesić obce mu wartości, a on je wygłosi jako własne. Jakie wyznaje poglądy obecny premier rządu RP? Raczej nie wiemy (bo może ich nie mieć), więcej można napisać o jego charakterze, a jest on nieciekawy.

Morawiecki był słupem w banku grupy Santader Bank Zachodni WBK, dzisiaj jest słupem Jarosława Kaczyńskiego. Wcześniej chciał być słupem u Donalda Tuska, ale ten poznał się na jego syndromie żony Lota (która zamieniła się w słup soli), zresztą określił go jako nie wychylającego się podczas dyskusji w gronie doradców, bo… trzeba było mówić własnym głosem. Dobrze to słychać na taśmie z podsłuchu w „Sowie & Przyjaciele”, na której przytakuje politykom Platformy, aby się im przypodobać.

Taki marny charakter, aby się dowartościować zostaje zwykle mitomanem. I tak z nim jest. Jeżeli oglądniemy się do tylu i przeanalizujemy postawy ważniejszych naszych polityków działających na scenie politycznej od 1989 roku sklasyfikujemy Morawieckiego, jako największego mitomana. Nawet jest lepszy w te klocki od samego prezesa PiS, który do swego mitomaństwa używa psychologicznego lustra, zamiast o sobie mówi o „wielkości” brata bliźniaka Lecha.

Jak to z mitomanami bywa, rozmijają się z rzeczywistością, bo żyją w alternatywie kłamstwa i służalczości wobec innych. Mitoman musi komuś się podlizać, komuś służyć, bo czuje się niepełnowartościowy. Przyjmuje za swoje inne wartości i stosuje się do zasady politycznej – wróg mojego przyjaciela jest moim wrogiem.

Świetnie to było słychać podczas wystąpienia Morawieckiego na zjeździe u Rydzyka, ten ostatni za pełnowartościowych Polaków uznaje swoje owieczki, a reszta to lewactwo. I tak podlizał się w hołdzie Rydzykowi premier rządu RP, zwrócił się do niebytu Matki Boskiej i w tej wierze podzielił Polaków wg mniemanej miłości do ojczyzny: „Matko Boska Nieustającej Pomocy, to jest moja wielka prośba, wielkie zawołanie. Miej w opiece naród cały. Również tych, którzy nie kochają Polski aż tak mocno jeszcze póki co, tak jak my tutaj, tak jak cała Rodzina Radia Maryja”.

To się dzieje tu i teraz, a nie w jakiejś przestrzeni średniowiecznej, to nie jest żart, ani mara piekielna. Słup Kaczyńskiego głosi poglądy iście szamańskie, zwraca się do postaci z rzeczywistości alternatywnej, nierealnej. Guzik mnie obchodzi w co wierzy Morawiecki, to jego prywatna sprawa, byle nie wygadał publicznie takich średniowiecznych bzdur i nie klasyfikował wg nich rodaków.

Kicz patriotyczny zawsze był właściwy dla Jarosława Kaczyńskiego. I nie dlatego, że on jest jakimś szczególnym patriotą jelenia na rykowisku, ale tak sformatowany jest intelektualnie i estetycznie. Taki też był jego brat Lech K. Jeżeli wchodziło się w drogę polityczną tym nad wyraz przeciętnym ludziom, którzy podszywali się zawsze pod innych, otrzymywało się od nich odzew „Spieprzaj, dziadu”.

Jarosław K. („pan Jarek”) tę paletę „dziadowską” rozszerzył o „mordy zdradzieckie”, gorszy sort”, „element animalny”. Polityka może nie jest krainą łagodności, ale przestrzeń publiczna, którą rozporządza władza, powinna przynajmniej szanować rozum innych, nawet jeżeli rozporządza tylko własnym „rozumkiem”, jak Miś z „Kubusia Puchatka”.

Wchodzimy jednak w świat intelektualno-estetyczny znany z poprzedniego reżimu, w PRL-u spędy ludzi partyjnych otrzymywały nazwy plenów partii i zjazdów. Dzisiaj też mamy cotygodniowe konwencje plenarne w czasie kampanii wyborczej i zjazdy takie, jak ten „Praca dla Polski”.

Nazewnictwo „praca dla Polski” jest puste, jak dzwon, bo niby dla kogo ma pracować rząd RP, jak nie dla Polski, acz w pierwszym rzędzie winno wymienić się jednak „dla Polaków”. Bo to ludzie, społeczeństwo, obywatele tworzą organizm Polski, a nie odwrotnie.

Może jednak chodzi o odwrotność rozumu, o absurdalność? W takim momencie intelektualnym rozbija się rozum rządzących („rozumek”), gdyż nie potrafią rozebrać na podstawowe znaczenia tego, co głoszą. Nie oczekuję od Kaczyńskiego i jego nominatów, aby zagłębiali się zanadto w sferę rozumu, ale oczekuję, że będą szanowali tak podstawowe dla kultury wartości, jak inteligencja obserwatorów.

Premier Mateusz Morawiecki dał się poznać ze swego rozdymanego ego, oto poza oczami Polaków na europejskich salonach chwalił się, że wywalczył suwerenność dla Polski podczas insurekcji w podziemiu PRL, ustalał warunki akcesji Polski do Unii Europejskiej, a po powrocie z Brukseli przed ciemnym ludem skromnie przyznał się do wynegocjowania Brexitu. Czy są granice żenady i zakłamania?

Na rykowisku „Praca dla Polski” Morawiecki ogłosił kilka haseł, które są godne tylko rozumku Misia z „Kubusia” i tego fruwającego „Misia” z Barei, któremu „odkleiło się oczko”. Są oderwane od rzeczywistości, nie wchodzą w żaden alians sytuacji, w jakiej znajduje się demokracja w Polsce, bo oto głosi Morawiecki, że „chcemy żyć na poziomie europejskim”. Ale to jego ekipa i poprzedniczki ten „poziom” europejski sprowadziła do ustrojowej demokratury, z której tylko krok do autokracji.

Czy Rosja reprezentuje poziom europejski? Raczej nikt – oprócz posiadaczy „rozumku” – tego nie potwierdzi. PiS chce abyśmy żyli na poziomie rosyjskim, a nie europejskim.

Po co zatem takie spędy pisowskiego rykowiska? Po co komuchom były zjazdy? Po co Putin organizuje, co roku podobne rykowiska medialne, na których przez kilka godzin tokuje, jaki on jest światowy (nawet nie europejski), jaki z niego demokrata i do tego otwarty na innych.

„Praca dla Polski” to widomy znak, że pisowska Polska bez żenady wchodzi we wschodni model państwa. Śmiałbym się z takiej pokraczności, gdyby dotyczyło to innego kraju, ale dreszcz mnie przechodzi, gdy uzmysławiam sobie, jacy to politycy dorwali się do władzy, politycy o takim „rozumku”.

Kolejny spektakularny blamaż szykuje pisowska władza na szczycie klimatycznym COP24 w Katowicach. Już zdążyliśmy się przyzwyczaić, iż staliśmy się pośmiewiskiem w Europie, teraz klownada zostanie przeniesiona na najwyższy diapazon – globalny.

Obraz Polski pod rządami PiS jest katastrofalny, pozycja taka sama. Można nawet przeprowadzać seminaria studyjne: „Kiedy Polska osiągnie stadium kraju upadłego?”. Czy PiS robi to z rozmysłem? Raczej nie, w tej partii kumulują się takie katastrofalne przypadki ludzkie i ich stany umysłu. Czego się nie dotkną, sknocą. Główna przyczyna leży ponadto w tym, że sięgają tylko do własnych zasobów, do swoich, którzy są mało profesjonalni albo wcale. W Polsce przedwojennej ten stan ksenofobii był określany: „Swój do swego po swoje”.

W takim wypadku musi dojść do katastrofy. W poniedziałek zaczyna się w Katowicach dwutygodniowy szczyt klimatyczny COP24, zjedzie na niego 195 delegacji. Uczestnicy zajmą się najważniejszym tematem dla świata – wzrostem temperatury Ziemi oraz konsekwencji z tym związanych. Ocieplenie globalne trzeba wszelkimi sposobami powstrzymać, to „być, albo nie być” dla ludzkości.

Odpowiedzialności w tej kwestii nie można zrzucić na innego. Ba, nie można wycofać się z pomyłki, bo drugiego razu już może nie być. A Polska (należy dodawać pisowska) jakby robiła światu na przekór. A co? Grozi wszystkim katastrofa, to ją przyspieszymy – zdaje się mówić obecna władza, która jako strategicznych partnerów szczytu w Katowicach wystawia największych w Polsce emitentów dwutlenku węgla, metanu, tlenków siarki, azotu i rakotwórczego benzenu – Jastrzębską Spółkę Węglową, Tauron, Polską Grupę Energetyczną oraz PGNiG.

To tak jakby Mateusz Morawiecki na sympozjum bankowców świata delegował jako polskiego reprezentanta Marka Ch., który obecnie jest zatrzymany w areszcie. W ten to sposób PiS zamierza ukręcić łeb swojej korupcyjnej hydrze – aferze KNF.

Zanieczyszczenie powietrza w Polsce jest rekordowe, choć obecna władza deklaruje walkę ze smogiem. Otóż wg klasyfikacji trzech tysięcy miast na świecie, opublikowanej przez Światową Organizację Zdrowia, w których dokonano pomiarów zanieczyszczeń, czterdzieści pięć polskich miast jest w pierwszej setce najbardziej zanieczyszczonych.

Mamy problem cywilizacyjny, zaś PiS nic z tym nie robi, a nawet zajmuje stanowisko, że świat nie ma racji, dlatego tacy, a nie inni zostali wystawieni jako strategiczni partnerzy szczytu. No i pójdzie w świat kolejna zła fama o Polsce. W Katowicach mają być obecne takie tuzy świata politycznego, jak Emmanuel Macron i Angela Merkel, będą też gwiazdy świata kultury największego formatu, jak Leonardo di Caprio i Bono.

Szczyt w Katowicach to nie będzie jakaś kolejna wtopa PiS, to będzie potwierdzenie, że Polska wypisuje się ze świata, że jest niewarta zainteresowania. Coraz bardziej wpadamy w model, jaki kiedyś w historii nam się już zdarzył: kraj wsobny, zapyziały, ksenofobiczny, sarmacki, który skończył swój byt utratą suwerenności.

Dodaj komentarz