Kaczyńscy i ich syn Morawiecki

Trzy teksty Waldemara Mystkowskiego.

 

Nie jest prawdą, że w naszej historii rodacy byli podobnie podzieleni jak dzisiaj. Prawda, różniliśmy się, co prowadziło do rokoszów i do tak spektakularnego zdarzenia, jak zamach majowy 1926 roku, który był w istocie mini wojną domową, ale nigdy Polak przeciw Polakowi nie występował w polityce z pozycji kłamstw rządowych.

W tej chwili mamy rząd ufundowany na fundamencie kłamstwa, a rządzącą partię na założycielskim micie katastrofy smoleńskiej, które w wydaniu PiS jest kłamstwem w każdym elemencie. Do czego takie kłamstwo prowadzi? Zawsze do jednego i obawiam się, że innego wyjścia dla naszego kraju już nie ma.

Wracam do zdarzenia, do którego nie doszło, ale pokazuje ono, jak kreowane jest kłamstwo. Mianowicie chodzi o tablicę pamiątkową ku czci braci Kaczyńskich, którzy jakoby przebywali wśród protestujących stoczniowców w 1988 roku i domyślnie przyczynili się do zrzucenia kajdanów reżimu komunistycznego.

Inicjatorowi tego kłamstwa – Karolowi Guzikiewiczowi – jeden z internautów wskazał właściwy adres i właściwą tablicę, mianowicie część ciała na cztery litery Jarosława Kaczyńskiego, w której „ma zostać odsłonięta tablica, upamiętniająca przebywającego tam Karola Guzikiewicza”. Cztery litery jeszcze raz pojawią się w tym felietonie, tym razem wprost.

Jakie kłamstwa funduje nam rząd, niech świadczy premier Mateusz Morawiecki, który w tej dyscyplinie bije wyśrubowane rekordy samego prezesa PiS. Portal Oko.press udowodnił mu rekord 5 kłamstw na 2 dwa wygłoszone zdania, a więc przeciętna 2,5 kłamstwa na jedno zdanie. Goebbels nawet nie zbliżył się do tak znakomitego rekordu.

Podczas uroczystości obchodów 38. rocznicy podpisania Porozumień Sierpniowych w Gdańsku wśród publiczności nie było nikogo ze znaczących postaci Sierpnia 80, a Morawiecki w swojej mowie nie zająknął się o Lechu Wałęsie, o którym słyszał cały świat, tylko nie Morawiecki. Za to wspomniał oczywiście o matce chrzestnej Annie Walentynowicz.

Kłamcy nie przekonują do siebie bohaterów, co precyzuje pomysłodawca zrywu strajkowego Sierpnia 80 Bogdan Borusewicz: – „Po stronie władzy nie ma znaczących postaci Sierpnia”. Kłamcy więc nie zagarniają do siebie prawdy o zdarzeniu, tylko tworzą kłamstwa polityki historycznej.

Władysław Frasyniuk odnosi się do kłamców na uroczystościach rocznicowych: – „31 sierpnia to dobry dzień, żeby powiedzieć tym wszystkim, którzy przebywali, pocałujcie nas w dupę.” A dla Wałęsy ma to, co przyznaje mu świat i historia: „Lechu, byłeś i pozostaniesz największym przywódcą we współczesnej historii Polski”.

Niestety, stoimy naprzeciw kłamstwa rządowego, które ubrało się w togę państwa, a to zawsze kończy się jednym – i najprawdopodobniej może nie być w którymś momencie innego wyjścia dla naszego kraju – rozlewem krwi. Straszne!

Jeżeli Jarosław Kaczyński jest tak łasy na splendory w postaci tablic w miejcach, gdzie Polacy walczyli z komuszym reżimem, ma wyjście, aby jego nazwisko zostało wykute w spiżu.

Prezes PiS powinien się cieszyć, że w hali 26 Stoczni Gdańskiej na wyspie Ostrów nie zaiwśnie tablica informująca, że przebywał wraz z bratem bliźniakiem w czasie strajku w 1988 roku, nie tylko z tego powodu, że nie zachowało się selfie ze stoczniowcami, ale przede wszystkim dlatego, iż hala należy do cudem ocalałej, cud, że jeszcze stoi.

Zaprasza Kaczyński jakiegoś gościa do hali, aby pochwalić się swoim bohaterstwem, mówi do Orbana: „Viktor, tutaj swoja piersią broniłem 18 tysięcy stoczniowców przed Jaruzelskim”, a przyjaciel Putina pyta: „Dlaczego ich nie widzę, tylko jakieś puchy”.

I miałby rację Orban, bo z kilkunastu tysięcy stoczniowców dzisiaj zatrudnionych jest 100 ludzi. Czyli ostał się ze stoczni ino sznur. A gdyby Wegier dalej grzebał, dowiedziałby się, że stocznia została sprzedana przez władze PiS i odkupiona przez tenże PiS, bo nikt nie chciał jej nabyć.

Ale Kaczyński ma szansę na inna tablicę – w takiej Magdalence, obydwaj bracia w tym słynnym miejscu przebywali, gdy komuchy zostali ograni do imentu. Nie tylko zachowały się fotografie, ale ruchome obrazki z wąsatymi Kaczyńskimi, którzy pili wódkę i „zakanszali” polskimi patriotycznymi korniszonami.

Nic straconego. W Magdalence kuratorem wystawianej tablicy mógłby być Leszek Miller, bądź Aleksander Kwaśniewski. Nikt by się nie naigrywal z prezesa PiS, iż mu kadzą z powodu wątpliwej bohaterszczyzny. Możliwe, że zachował sie nawet jakiś kieliszek, choć wówczas z byle czego nie pito, tylko ze stakana.

Nie ma się czego wstydzić, z takim przesłaniem można trafić do szarego Polaka, wszak naszym idiomem narodowym jest, iż „Polak za kołnierz nie wylewa”.

Tymczasem nadeszła natychmiastowa i zła dla PiS wiadomość z Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej (TSUE), który zareagował na pisowski przekaz, iż władza w razie niekorzystnego werdyktu może go zignorować. Jak podaje RMF FM do swego wyroku TSUE podejdzie w sposób bezkompromisowy. Każdy obywatel , którego sprawa będzie się toczyć w Sądzie Najwyższym obsadzonym przez PIS, będzie mógł żądać w przyszłości odszkodowanie. Tą drogą może pójść także Komisja Europejska, z żadaniem nałożenia kar finansowych za nieprzestrzeganie unijnego prawa.

Musi stać się prawo i sprawiedliwość, aby ten promotor upadku Polski odpowiedział za czyny swoje i tych, którymi się wysługuje.

Co z Jarosławem Kaczyńskim? Niedługo dowiemy się, ile jest w nim Breżniewa (mam na myśli genseka, który występując na Placu Czerwonym, był poruszany jak pacynka). Niedługo, czyli w najbliższą niehandlową niedzielę, którego to dnia po mszy świętej na konwencji PiS prezes wygłosi przemówienie programowe.

Najpierw tę nowinę ogłosił protoplasta postaci Mariusza z „Ucha prezesa”, znany powszechnie jako Mariusz Błaszczak. Potwierdziła Beata Mazurek, znana z tego, że jej najbliższy przyjaciel partyjny Ryszard Terlecki wybiera dla niej suknie w butikach, nawet podała miejsce i dokładny czas akcji: „o godz. 12.00 w Warszawskim Centrum EXPO”.

Z kolei szef sztabu wyborczego PiS na tę kampanię Tomasz Poręba, którego naród poznał bliżej kilka dni temu, bo wpisał się w kroniki medialne, odzywając się do dziennikarza TVN24: – „Odejdź stąd, powiedziałem ci coś, tak? Szczylu jeden”. Nie od rzeczy Porębę należy nazywać ksywką Szczyl. Oto podał filozofię kampanii PiS, godną samego Stanisława Barei z „Misia”, iż partia Kaczyńskiego w samorządach będzie występowała jako opozycja przeciwko „totalnej opozycji”: – „Występujemy z pozycji właśnie partii opozycyjnej w regionach, ponieważ nie rządzimy w 15 na 16”.

Poręba zatem wskazał, co jeszcze dla PiS zostało do zdemolowania – mianowicie 15 województw. Polska jest zniszczona na poziomie centralnym, prawnym i mediów publicznych. PiS-owi potrzebne są sejmiki do dokończenia dzieła zniszczenia.

Wracając do naszego „barana” (za Szekspirem: wracając do tematu) Kaczyńskiego. Jego podręczna (dama do towarzystwa) Joachim Brudziński nie będzie mogła użyć Photoshopa. Raczej w używaniu będzie pani od make-up, będzie miała ręce pełne roboty, aby twarzy prezesa przywrócić używalność.

Prezes ma już pierwszy sukces, od kiedy zachorował na kolano. Oto poszła do Gdańska iskrówka, aby Karol Guzikiewicz, z Solidarności w Stoczni Gdańskiej, wstrzymał się przed odsłonięciem tablicy pamiątkowej w rocznicę podpisania Porozumień Sierpniowych, iż w „sierpniu 1988 roku strajkowali razem ze stoczniowcami o przywrócenie NSZZ Solidarność śp. Lech Aleksander Kaczyński oraz premier RP Jarosław Kaczyński”. Czy prezes posłuchał Władka Frasyniuka, który zareagował na dictum Guzikiewicza: – „Jarek pierdo…isz, nie było cię tam”? Wątpliwe! Wygrany jest Guzikiewicz, który może wystawić tablicę na Allegro i zgarnąć sporą kasę.

Oczywiście, w niedzielę prezes potwierdzi stanowisko PiS w sprawie wyroku Trybunału Sprawiedliwości UE, bo Mateusz Morawiecki sam by z siebie nie wydukał, że w razie niekorzystnego wyroku dla PiS jego rząd nie zastosuje się do orzeczenia. Na tyle premier nie jest odważny.

W jakiej pogardzie Kaczyński ma instytucje Unii Europejskiej zależy od jego kondycji psychofizycznej, wszak „mordy zdradzieckie, gorszy sort, element animalny” formułował w lepszych zdrowotnych czasach. A że prezes popluje na Brukselę jest pewne, jak amen w jego niedzielnym pacierzu. Niech Frans Timmermans i Donald Tusk nie martwią się, jeżeli dawka jadu będzie mniejsza niż zwykle. Usprawiedliwieniem jest to, że prezes wchodzi w etap Breżniewa.
Może też dowiemy się więcej o spowinowaceniu Kaczyńskich i Morawieckich, na ślad pokrewieństwa tych rodzin wpadł genealog Marek Jerzy Minakowski. Zastanawia mnie, dlaczego ów Minakowski nie znalazł związków rodzinnych także z Andrzejem Dudą, wszak związki nie tylko krwi łączą wszystkich łajdaków, takich w Polsce szlacheckiej nazywano swojsko – zaprzańcami.

W każdym razie w sferze publicznej ma ożyć prezes Kaczyński, sprawca demolowania Polski, Łazarz – że tak go nazwę. Musi stać się prawo i sprawiedliwość, aby ten promotor upadku Polski odpowiedział za czyny swoje i tych, którymi się wysługuje.

1 comments on “Kaczyńscy i ich syn Morawiecki

  1. Hairwald pisze:

    Reblogged this on Hairwald i skomentował(a):
    Morawiecki powiedział że pomagają niepełnosprawnym, mówi o wolności od biedy upokarzajacej. Jednocześnie fundujac niepełnosprawnym w Polsce EUTANAZJE w białych rękawiczkach!!

    Polubienie

Dodaj komentarz