Kaczyński i Morawiecki dali w zastaw Polskę Chińczykom

Autor nieznany:

Tadeusz Rydzyk udzielił obszernego wywiadu tygodnikowi “Sieci”. Toruński biznesmen wypowiedział kilka ciekawych zdań, które nie umknęły uwadze mediów.

Więcej o wywiadzie Rydzyka dla „Sieci” >>>

 

Kaczyński sądownictwo chce chwycić za mordę

Kaczyński zapowiada powrót do reformy sądownictwa i przy okazji uderza w… Andrzeja Dudę. Prezes uważa, że prezydenckie weta przeszkodziły koalicji rządzącej w skutecznej „naprawie” wymiaru sprawiedliwości.

Więcej o Kaczyńskim, który sądownictwo chce chwycić za mordę >>>

Kaczyńskiemu władza się rypła

Trzy teksty Waldemara Mystkowskiego.

Władza PiS nie tylko wywołuje perturbacje polityczne zarówno w kraju, jak i na świecie, ale przede wszystkim konflikty na poziomie podstawowym: prawnym, logicznym i międzyludzkim. Syzyfowy kamień wrzuca każdemu z nas – bo każdy jest konsumentem elektryczności – minister energii Krzysztof Tchórzewski. Prąd zdrożeje w przyszłym roku i to niebotycznie – 30-40 proc., a może nawet więcej. Otóż bojąc się protestów, Tchórzewski zapewnia, że państwo zrekompensuje każdemu gospodarstwu 100 proc. podwyżki.

Gdzie tu haczyk? Jak zwykle u PiS – w liczeniu na brak rozumu u ciemnego ludu. Jeżeli państwo jest takie opiekuńcze i chce zwracać podwyżki w całości, czy nie może tego dokonać jednym kliknięciem? Podmioty wystawiające rachunki wszak w jednej rubryce mogłyby ujmować podwyżki, które wędrowałyby internetem do centrali i się tam sumowały, a minister jednym kliknięciem dokonywałby przelewu z budżetu na rachunki elektrowni. Proste? Oczywiście, ale znowu chcą nas orżnąć, bo nie potrafią rządzić, więc znajdą wyjście, aby nie pokrywać podwyżek.

Podwyżki w PRL powodowały zamieszki, m.in w grudniu 1970 roku. Zmiotły jedną komuszą władzę, zastępując drugą. I tego boi się PiS. Bo gdzie z Nowogrodzkiej ewakuowałby się dzisiejszy Gomułka? Na Żoliborz? Gniew ludu i tam by go dopadł.

Kolejnym przejawem kluczenia PiS jest sprawa jednego z „bohaterów” afery Komisji Nadzoru Finansowego (KNF) Zdzisława Sokala, który w jej skład został powołany przez prezydenta Andrzeja Dudę. To była jedna z pierwszych nominacji Dudy, który ma prerogatywę powołania swojego przedstawiciela. Już 24 września 2015 roku wręczył Sokalowi nominację.

Sokal to ten, od którego wzięła się nazwa przejmowania banków – „plan Sokala”, o którym jest mowa w słynnej zanotowanej na taśmie rozmowie między byłym już szefem KNF Markiem Chrzanowskim a właścicielem Getin Noble Banku Leszkiem Czarneckim. Chrzanowski straszy owym Sokalem, a konkretnie jego planem i mówi do Czarneckiego, że musi zrobić audyt, „bo inaczej to Sokal go zje”.

Otóż ten „ludojad” Sokal został powołany do KNF nieprawnie, gdyż nominacja Dudy winna otrzymać kontrasygnatę (drugi podpis) premiera rządu. Duda ma w Konstytucji – którą tak lubi łamać – zapis mówiący (art. 144, ust. 2 i ust. 3), na które to stanowiska może powoływać swoich ludzi i nie potrzebuje podpisu premiera. Nie ma wśród nich wymienionego przedstawiciele prezydenta w KNF. Każdy konstytucjonalista – nawet Julia Przyłębska – stwierdzi niekonstytucyjność nominacji Sokala.

Dlaczego zatem Duda nie udał się do premiera, a wówczas tę funkcję sprawowała Ewa Kopacz, aby uzyskać podpis? Za to prezydent nie pójdzie pod Trybunał Stanu, ale to kamyczek do jego skopanego ogródka pod TS.

I teraz mamy kłopot prawny. Czy decyzje i dokumenty podpisane przez Sokala są obowiązujące, czy należy je wycofać? W sferze bankowości może to pociągać za sobą nieobliczalne perturbacje. Polska w tym bardzo ważnym segmencie – ważnym dla inwestorów zagranicznych i lokalnych – jawi się jako państwo operetkowe.

Duda mógłby zaśpiewać strawestowaną arię Jontka (z „Halki”):

Szumią jodły na gór szczycie,

a umysł Dudy jest w niebycie”.

Kroku prezesowi stara się dotrzymać Piotr Gliński, który stwierdził, że PiS jest traktowany przez opozycję, jak „Żydzi przez Goebbelsa”.

Jarosław Kaczyński staje się na świecie „sławny”. Zapomina się o Lechu Wałęsie, Janie Pawle II czy Donaldzie Tusku, a mówi o prezesie PiS. Niestety, nie w kontekście osiągnięć i przynoszącego pozytywne wartości, ale niszczyciela, Frankensteina znad Wisły, którego stworzyli Polacy i na swoją zgubę dopuścili do władzy.

Prezes PiS trafił do popularnego show amerykańskiej telewizji „Last Week Tonight”, który w Polsce jest emitowany z poślizgiem w HBO pod tytułem „Przegląd tygodnia: Wieczór z Johnem Oliverem”. Ten typ formatu telewizyjnego w Polsce nie jest realizowany, jest to mocna satyra podbita takimż językiem. Gdyby w Polsce komik tak wyśmiał Kaczyńskiego jak Oliver, nazwany zostałby Goebbelsem i musiał się spotkać adwokatem prezesa w sądzie.

Kaczyński został wymieniony obok Władimira Putina, Xi Jinpinga, Recepa Erdogana i zaliczony do krzewicieli „cofających się demokracji”. Nie tylko Amerykanie mogli usłyszeć, iż „Polska staje się coraz bardziej autorytarna”, ale zobaczyli zdjęcie prezesa. Nie było pod nim podpisu „Wanted”, ale kto wie, może tego doczekamy.

Kroku prezesowi stara się dotrzymać Piotr Gliński, który nie nadaje się na żadnego ministra kultury. Prześmiewcy winni mieć jednak realny wpływ na rzeczywistość, Gliński pasuje do wymyślonego przez Latający Cyrk Monty Pythona Ministerstwa Głupich Kroków. Otóż Gliński jako minister wspomnianych kroków poskarżył się w wywiadzie, że PiS jest traktowany przez opozycję, jak „Żydzi przez Goebbelsa”. Trudno z takimi słowami dyskutować, bo nigdzie nimi się nie dojdzie, przypomnijmy sobie, kto kogo nazywał gorszym sortem, elementem animalnym, gestapo, mordami zdradzieckimi. Słowa tego ministra już poszły w świat i wrócą jak bumerang, jak ustawa o IPN, z której PiS rakiem musiał się wycofać.

Kolejna sprawa – prezes Narodowego Banku Polskiego Adam Glapiński po nocnej naradzie z przedstawicielami instytucji zajmujących się bankami orzekł, iż sytuacja w bankowości jest stabilna, czemu przeczą fakty i nastroje społeczne.

NBP to jeszcze jedna instytucja kwalifikująca się do Głupich Kroków. Po raz pierwszy bank centralny w ubiegłym roku zanotował straty – 2,5 miliarda zł, a Glapiński przyznał pracownikom premie z okazji 100-lecia odzyskania niepodległości w wysokości 18 mln zł.

To, co się dzieje na górze, schodzi na dół. Władza PiS psuje się od głowy Kaczyńskiego, wyczuwają ten zapaszek pomniejsi. I tak – starosta powiatu kolbuszowskiego Józef Kardyś zrezygnował ze swojej funkcji, ale po dwóch dniach został przywrócony na stanowisko po to, aby dostać odprawę 80 tys. zł. Jak stwierdził należy mu się za „harówkę”.

W piątek do siedziby PiS przy Nowogrodzkiej Jarosław Kaczyński wezwał premiera Mateusza Morawieckiego i inny drobiazg partyjny, zrobił burzę mózgów: jak wybrnąć z afery Komisji Nadzoru Finansowego, mimo że przewodniczący Marek Chrzanowski podał się do dymisji.

Politycy PiS jak kibice polskiej reprezentacji po przegranym meczu śpiewają chórem: „Polacy nic się nie stało, hej, hej”. Ale to zabijanie się pod pachami nikogo nie przekonuje.

Tym bardziej, że Roman Giertych ma inne niespodzianki, a te powodują, że nastroje w PiS są minorowe. W poniedziałek media będą się karmić zapisem wideo z Chrzanowskim i podobnymi mu z KNF. Wygląda, że to będziemy mieli do czynienia z kolejnym wariantem metody wiceszefa PiS Adama Lipińskiego, który swego czasu chciał skaperować Renatę Beger z Samoobrony, ale ta korupcję pisowskiego polityka nagrała i sprawa się rypła.

Przy okazji dowiadujemy się, kto to jest zacz ten Chrzanowski. Wychodzi, iż to ambitny człowiek, nie nazbyt profesjonalny, który po kumotersku zaczął robić karierę za sprawą Adama Glapińskiego, prezesa Narodowego Banku Polskiego.

Nie ma co jednak ironizować, bo wiarygodność całej branży bankowej została podkopana, a zatem i depozytariuszy banków. Po dymisji Chrzanowskiego winny nastąpić następne i także odejść Glapiński oraz Zdzisław Sokal. To znaczyłoby, iż państwu polskiemu zależy na stabilności sektora bankowego.

PiS jest jednak do samych trzewi skorumpowany, raczej nikogo nie powinno to dziwić. Strach zagląda im w oczy, bo wszystko zaczyna się sypać. Drżenie łydek jest aż nazbyt widoczne.

Jak boją się opozycji widać po okładkach dwóch najważniejszych tygodników prawicowych „Sieci” i „Do Rzeczy”. Obydwa periodyki na okładkach umieściły Donalda Tuska, a jedna nawet odwołuje się do porządku z nie tego świata „Boże, chroń nas przed Tuskiem”.  Zawołanie z okładki rozbierając logicznie może świadczyć, iż wielkość Tuska jest rzędu Boga, który jednak jako ich Pan ześle na PiS Pana Tuska.

Nie trzeba było grandzić, aby teraz się modlić, na nic kierkegaardowskie „bojaźń i drżenie”. W KNF korupcja się rypła, czekamy wszyscy z utęsknieniem, aby partii Kaczyńskiego władza się rypła na amen.

PiS prowadzi Polskę do mentalnego Średniowiecza

Trzy teksty Waldemara Mystkowskiego.

Cofamy się do czasów opisanych przez Bolesława Prusa w „Antku”, gdy leczono szturchańcami, wódką z piołunem, a wreszcie wzywano znachorki.

Ciekawie się rozwija fabuła z Mateuszem Morawieckim. Taśma z podsłuchu w „Sowie & Przyjaciołach” ma kolejne odcinki. Zawiązuje się akcja godna Hitchcocka. Poznajemy inne wątki, a nawet dochodzi do takich suspensów, jakie mógłby wymyślić słynny scenarzysta hollywoodzki Dalton Trumbo.

Ryszard Czarnecki nie był w „Sowie”, a dał się nagrać. Toż to szczyt frajerstwa. Akurat Morawiecki dał telefon na tryb głośnomówiący i Czarnecki zapisał się na taśmie ku pamięci. Europoseł PiS wciska, gdzie może swoją facjatę. Ostatnio sfotografował się z pucharem mistrzów świata wywalczonym przez siatkarzy.  Takiej dostał nadętości, że Bartosz Kurek i Michał Kubiak zrobili zdziwioną minę.

Czarnecki załatwiał u Morawieckiego posadę dla syna. Morawiecki ma pecha, bo ze wszystkich nagranych polityków najbardziej właśnie jego obciążają te taśmy. Dał się złapać na korupcji, oferując pomoc byłemu ministrowi skarbu Aleksandrowi Gradowi: – „Pięć dych czy siedem, czy stówkę mu damy na jakieś badania, czy na coś”.

Morawieckiemu grunt solidnie pali się pod nogami. Uciekł na Wall Street do Nowego Jorku, gdzie nie chciał komentować sprawy taśm, gdy poprosiła go o komentarz Magda Sakowska. O losie Morawieckiego zadecydują następne taśmy albo prezes Kaczyński, który choć nie chodzi od kilku miesięcy do pracy w Sejmie, udziela się na konwencjach wyborczych PiS i w mediach, w tym w TVP.

PiS wspiera takie ruchy społeczne, jak antyszczepionkowców, którzy dostarczyli do Sejmu projekt ustawy o dowolności szczepienia dzieci przeciw chorobom zakaźnym. Dzięki wsparciu posłów PiS i Kukiz ’15 projekt przeszedł do dalszych prac w komisjach sejmowych. Cofamy się do czasów przed wynalezieniem antybiotyków, a nawet głębiej. Może dojść do takich sytuacji, jak opisana przez Bolesława Prusa w „Antku”, gdy leczono szturchańcami, wódką z piołunem, a wreszcie wzywano szeptuchy, znachorki.

Można nazwać to syndromem matki Rozalki. Gdy już wymienione domowe sposoby zawiodły, znachorka poradziła matce, aby chorą Rozalkę dla wypocenia umieścić w rozpalonym piecu chlebowym. Niestety po wyjęciu dziecko było martwe, upieczone. Taka też jest ta próba „wolności” od szczepień, która grozi nawrotami epidemii chorób, o których świat już zapomniał.

Do Sejmu przyjechały głodujące od miesiąca pielęgniarki z Przemyśla, ale nie zostały wpuszczone przez Marka Kuchcińskiego. Po czym udały się do Ministerstwa Zdrowia, skąd musiały przejść aż do Centrum Partnerstwa Społecznego „Dialog”. Tam w końcu przyjął je minister Łukasz Szumowski. To ten facet od deklaracji wiary – mentalnie matka Rozalki.

Nie można wykluczyć, że w walce z Morawieckim o prezydenturę mógł Duda zawrzeć przymierze ze Zbigniewem Ziobrą i Mariuszem Kamińskim.

Andrzej Duda w wywiadzie dla „Sieci” chwali się, że za jego sprawą Polska zyskuje moc, taki zresztą jest tytuł wywiadu, wybity na okładce. Tę moc zyskuje dzięki wizycie w Białym Domu, bo prezydent powołuje się głównie na Trumpa, który zaliczył go (jako reprezentanta Polski) do „kluczowych partnerów strategicznych USA”.

Z tej mocy Duda nawet nie mógł znaleźć krzesła w Gabinecie Owalnym, aby się posadowić obok „strategicznego partnera”. Bracia Karnowscy stawiają głowie państwa bardzo obłe, owalne pytania, które czynią wywiad nieinteresujący, niewart czasu na czytanie.

Ale jedno pytanie jest najważniejsze, cały wywiad poprzez nie nabiera kolorów, tym interesownym bliźniakom bodaj o to chodzi. Pytanie dotyczy reelekcji. I ono ma moc, zdradza sympatie Karnowskich, gdzie lokują swoje nadzieje: – „Nie czytał pan prezydent tych plotek o ewentualnym starcie premiera Morawieckiego w wyborach prezydenckich?”. Duda się wije jak piskorz: – „Media co chwila o to pytają, spekulują, taka jest wasza rola”. Po czym z tej mocy prezydent błaga: – „Błagam, zatrzymajmy się w tych publicystycznych dywagacjach”. Bracia Karnowscy, jak Trump, zostawiają Dudę w „strategicznej” pozycji i wywiad toczy się dalej gładko.

Ale na innej kolumnie tygodnika „Sygnalista nadaje” przyłbica jest podniesiona i bez owijania w bawełnę zostało napisane: – „Zdaniem „Faktu” obecny premier Mateusz Morawiecki może być kandydatem PiS na prezydenta. W takim scenariuszu Andrzej Duda nie dostałby poparcia macierzystej partii. Rzeczywiście taka plotka od dość dawna krąży po Warszawie. Ale to scenariusz bardzo ryzykowny. Bo w Pałacu Prezydenckim stawiają sprawę jasno: jeśli PiS nie wystawi Dudy, to on i tak wystartuje”.

Duda może się pocieszać, że on z tej mocy stoi, bo Morawiecki wygląda, jakby leżał. Cios, jaki zadała Morawieckiemu taśma z afery podsłuchowej, raczej nie wyszedł z Kancelarii Prezydenta. Nie można jednak tego wykluczyć, bo w walce o stołek mógł Duda zawrzeć przymierze ze Zbigniewem Ziobrą i Mariuszem Kamińskim. Wszak tego ostatniego ułaskawił z wyroku trzech lat więzienia.

Morawiecki dostaje następne ciosy. Leżący premier dostaje po raz drugi od Sądu Najwyższego, który wydawało się, że został ograny. Za wcześnie trąbiły te wszystkie fanfary w PiS, gdy ZUS w Jaśle wycofał skargę do Sądu Najwyższego, a ten sformułował na tej podstawie pytania prejudycjalne do Trybunału Sprawiedliwości UE. Sąd Najwyższy obchodzi sztuczkę ZUS i zadaje TSUE te same pytania, ale w oparciu o inną sprawę, już bez ZUS-u. Prosi o połączenie tych spraw i zastosowanie trybu przyspieszonego, który tryb ta pierwsza sprawa już ma.

Jakby tego było mało Morawiecki dostaje plombę od Junckera i Timmermansa, którzy w imieniu Komisji Europejskiej składają do TSUE skargę w sprawie Sądu Najwyższego, a tak naprawdę w sprawie niepraworządności. W tym ostatnim wypadku mamy do czynienia zdecydowanie z czymś groźniejszym, z możliwościami sankcji finansowych, które mogą zostać nałożone na Polskę. Morawiecki leży, wcale nie na ringu, ale w klatce sportów walki i okłada go bynajmniej nie Duda.

Morawiecki może nie pozbierać się z afery podsłuchowej, a sojusznik rządzących Kościół katolicki znalazł się w najgłębszej zapaści po 1989 roku.

Może to ten moment, że na PiS i sojusznika partii rządzącej Kościół katolicki – trzymającsię słynnych słów Bartłomieja Sienkiewicza z taśmy z „Sowy & Przyjaciele” – ruszyła lawina „ch…, d… i kamieni kupa”. Mateusz Morawiecki może nie pozbierać się z afery podsłuchowej, choć tylko jedna taśma jest dostępna, dopiero teraz Onet przepisał z niej słowa kiepsko słyszalne. Premier klnie jak szewc, nie jest to jakaś straszna wada. Słyszymy jednak, jak się mieni być przyjacielem polityków Platformy i nie jest takim kołtunem, jakim chciałby być wśród kraczących pisowców.

Jak się ma Morawieckiego rechrystianizacja do stwierdzenia, iż nasz naród powinien 300 lat temu zrobić porządne Oświecenie: „…oczywiście trzysta lat temu daliśmy dupy i zamiast mieć porządnie Oświecenie”. Premiera mamy więc zakłamanego do trzewi. Przyznam, że nie jest jednak orłem intelektu, taki sobie przedstawiciel elity. Ta taśma uzmysławia coś innego, mianowicie dysponent nieujawnionych taśm zadecyduje o losach Morawieckiego i być może pisowskiej władzy.

Inna pułapka PiS została uruchomiona przez policjantów, którzy wyszli na ulice Warszawy, aby domagać się podwyżek. Jeżeli jest taka wspaniała sytuacja gospodarcza w kraju, Morawiecki obiecuje kolejnym grupom społecznym świadczenia socjalne, różne plusy dodatków, to dlaczego nie ma ich dla policjantów, którzy ponoć zarabiają mniej niż kasjerka w Biedronce.

Były minister spraw wewnętrznych Bartłomiej Sienkiewicz przyznał się do zaniedbań w sferze wynagrodzenia mundurowych: – „Policjanci klepią biedę. Za moich czasów klepali biedę, za czasów moich poprzedników też. Nic nie mogłem z tym zrobić, ale życzę im powodzenia, żeby nie żyli w takiej biedzie, w jakiej żyją”. Manifestowało blisko 30 tys. funkcjonariuszy.

Sojusznik rządzących Kościół katolicki znalazł się w najgłębszej zapaści po 1989 roku. Nie dość, że „Kler” Wojciecha Smarzowskiego w weekend obejrzało milion widzów (rekord wszechczasów, „Wiadomości” TVP pocieszyły duchownych tym, że „tylko w 3 dni „Kler” zbojkotowało 37 mln Polaków” – przepisuję z paska), to jeszcze Sąd Apelacyjny w Poznaniu utrzymał w mocy orzeczenie sądu pierwszej instancji dotyczące wyroku w sprawie kobiety gwałconej w dzieciństwie przez księdza Romana B. Sąd zasądził na rzecz kobiety milion złotych odszkodowania i dożywotnią rentę.

Ten precedens otwiera ścieżkę prawną w kwestii pedofilii kleru. Wg znawców przestępstwo pedofilii dotyczy wielu funkcjonariuszy Kościoła. „Kler” Smarzowskiego poza tym otwiera oczy i umysły katolikom, którzy od dzieciństwa byli indoktrynowani.

Zdaje się, że jesteśmy na progu przewartościowań, które mogą doprowadzić do takiego odbioru kleru i zniechęcenia się do Kościoła, jaki dokonał się w Hiszpanii i Irlandii, w krajach katolickich. Ucierpi na tym też PiS, który z Kościołem związał się stułą na dobre i na złe. Nie zajrzeli pod ornat i za to zapłacą.

Rydzyk, oszust pierwszej wody

 

 

O. Tadeusz Rydzyk to oszust, jakich mało. Kłamie jak z nut. To Mozart kłamstwa.

 

Udzielił wywiadu tygodnikowi braci Karnowskich „Sieci”, a w nim kłamstwo na metr kwadratowy tego pisma bije rekordy.

 

Rydzyk nadaje się do Księgi Guinnessa, jako rekordzista kłamstwa. Jego sylwetka powinna być odlana w wosku i stanąć, jako wzorzec w Sevres.

 

O oszustwach Rydzyka pisze Monika Olejnik:

Ojciec Rydzyk po raz kolejny kłamie. W ostatnim wywiadzie dla tygodnika „Sieci” wmawia braciom Karnowskim, że słynne taśmy z 2007 r. zostały zmanipulowane. Podczas pamiętnego wykładu dla studentów ojciec Rydzyk naigrawał się z prymasa Glempa, obrażał prezydenta Lecha Kaczyńskiego, nazywając go oszustem, mówił o nim, że ulega lobby żydowskiemu.

 

Monika Olejnik przypomina, jak to było z ustawą aborcyjną i apelowała Maria Kaczyńska, aby jej nie zmieniać:

Dokładnie pamiętam tę scenę w Pałacu Prezydenckim, ponieważ to ja byłam autorką apelu do parlamentu. Tak wzburzyło to Rydzyka, że wyzwał Marię Kaczyńską od czarownic i mówił: „Jak zabijać ludzi, to sama podstaw się pierwsza”. Nikt z Episkopatu nie zabrał wtedy głosu. Milczeli hierarchowie, bo przecież Rydzyk to potężna postać, która zarządza imperium.

 

Monika O. hierarchom Kościoła przypomina, jak Rydzyk sprzeciwił się Watykanowi:

Również to, że Rydzyk wzywał wiernych do nieposłuszeństwa w sprawie decyzji Watykanu, nie poruszyło hierarchów kościelnych. Wszyscy pamiętają gorszący spektakl, kiedy to zgromadzeni ludzie krzyczeli w kościele niezadowoleni z tego, że abp Wielgus nie zostanie metropolitą warszawskim. To Rydzyk od wielu lat wmawia wiernym, że abp Wielgus został fałszywie oskarżony. I to też jakoś nie wzburza Episkopatu.

 

W sprawie księdza Lemańskiego nikt z Kościoła nie stanął za zwykłym proboszczem:

Cóż takiego złego zrobił ks. Lemański, kiedy powoływał się na papieża krytykującego bogactwa hierarchów? Czy hierarchów krew zalała wtedy, kiedy mówił, że muszą się nauczyć skromności od papieża Franciszka? Ten jeden ksiądz stał się wrogiem Kościoła.

 

PiS zachowuje się, jak trusia. Nawet wówczas, gdy „ich” prezydentowa Kaczyńska została wyzwana przez Rydzyka od „czarownic”:

Lata temu nikt nie wierzył w to, że taśmy Rydzyka są zmanipulowane. Rzecznik PiS powiedział, że to były obrzydliwe słowa, ale za przeprosiny uznaje to, że ksiądz dyrektor przyszedł do Pałacu Prezydenckiego na Krakowskim Przedmieściu pożegnać parę prezydencką.

 

Kłamca Rydzyk rządzi Kościołem i prawicą:

Każde kłamstwo jest o. Rydzykowi wybaczane, bo przecież tylko on potrafi zamienić Jasną Górę w arenę walki politycznej. Tylko on umie wyprowadzić dziesiątki tysięcy ludzi na ulice. I trzyma w szachu prawicę – ma dwóch bohaterów: Kaczyńskiego i Ziobrę. Zawsze może też powiedzieć Kaczyńskiemu „nie”. A ks. Lemański jest ubogim kapłanem, który nie ma władzy i politycy się do niego nie przykleją.

To idzie faszyzm, panie Janku!

 

 

Jan Pietrzak – legenda kabaretu – zaprotestował na You Tube przeciw dyskusji zapoczątkowanej przez „Wyborczą”: Czy w Polsce rodzi się faszyzm?

 

Wg Pietrzaka polski faszyzm to wymysł środowisk lewicowych i liberalnych, w jego oralnej publicystyce kabaretowej endecja polska nie faszyzuje, kilka cytatów ze wzmiankowanego:

 

O dziwo istnieje w Polsce szurnięte stronnictwo polityczne, które zadręcza się widmem grożącego nam faszyzmu. Tak się składa, że są to w prostej linii potomkowie widma komunizmu, które według Marksa krążyło nad Europą i zmaterializowało się pod nazwą ZSRR.

 

Ci nieuważni uczniowie historii nie potrafią opisać współczesności inaczej niż przez pryzmat konfliktu tegoż związku z faszystowską III Rzeszą. Nie rozumieją, że był to konflikt imperialnych agresorów, dla których ideologia była dodatkiem do ich morderczych instynktów. Akurat Hitlerowi przypasował socjalizm narodowy ze względu na szowinistyczny charakter Niemców, a Stalinowi komunizm internacjonalny.

 

Dla nas Polaków ważne jest to, że oba te zaborcze państwa lubią wspólnie mordować, okradać i niszczyć Polskę. Czynią to z zapałem od trzech wieków i żadna ideologia im w tym nie przeszkadza. Nawet jeśli nie prowadzą z nami wojny i nie okupują terytorium jak obecnie, to na wiele powodów torpedują istnienie suwerennego państwa polskiego i zatruwają życie publiczne. Ostatnimi laty bardziej bezwzględni i aktywni są spadkobiercy Stalina i, dokładnie tak jak on, zarzucają Polakom upodobanie do faszyzmu.

 

Kiedy obchodzimy Święto Niepodległości – atakują, że przez ulicę Warszawy idzie faszyzm. demonstrują związkowcy przeciwko biedzie i bezrobociu – to oczywiście jest faszyzm. Czcimy pamięć ofiar smoleńskiej tragedii – bez wątpienia faszyzm, zwłaszcza że się pali wtedy pochodnie. Powtarzamy z dumą słowa „Bóg, Honor, Ojczyzna” – faszyzm. Wolimy flagę biało-czerwoną od różowej? Faszyzm. Wzrasta poparcie dla opozycji? Faszyzm. Śpiewamy „Żeby Polska była Polską”? Też faszyzm!

W pierwszym odruchu powstaje wrażenie, że mamy wrażenia idiotami, którzy odmawiają Polakom tego, co jest normą w demokratycznych krajach. Ale to nie są idioci! (…) To celowa, cuchnąca i antypolska propaganda. Mamy tłumaczyć się przed światem, że nie jesteśmy faszystami. Wmawianie sympatii faszystowskich narodowi, który od pierwszego dnia II wojny światowej walczył z tą zarazą na wszystkich możliwych frontach, jest wyjątkowo obrzydliwym łajdactwem.  (link do obrazu na You Tube)

 

Panu Jankowi mieszają się porządki. Nikt patriotyzmu – nawet tak zdewociałego, jak pisowski – nie nazywa faszyzmem, ale faszyzujące są liczne wątki podczas manifestacji w miesięcznice smoleńskie, które nie są pamięcią ofiar smoleńskiej katastrofy, ale mityzowaniem „poległego prezydenta”, brata prezesa.

 

Faszyzm fundowany jest na kłamstwie. I to kłamstwo oraz amoralność polityczna widzialna jest na każdym kroku. Pietrzak publikuje w tygodniku „Sieci braci Karnowskich, widocznie nie czyta tej prasy, bo wiele materiałów tam pomieszczanych kwalifikują się do tego pejoratywnego określenia. Nie ma się co obruszać na fakty, bo „idzie faszyzm”. Trzeba go zatrzymać wcześniej, aby się nie rozlał po całej Polsce.

 

Definicję współczesnego faszyzmu publicystycznie podał Wojciech Maziarski w „Wyborczej”: „Trzeba też się zastanowić nad definicją faszysty. Jeśli za faszystę uznać nie wyznawcę ideologii Mussoliniego i Hitlera, ale antyliberalnego przeciwnika państwa prawa, wroga tolerancji i społecznej różnorodności, zwolennika tezy, że jednostka ma dostosować się do woli kolektywu, słuchać kapłanów, władzy i przestrzegać nakazów tradycji, że młodzież ma chodzić w mundurkach, ludność ma w niedzielę chodzić do kościoła, a nie na zakupy, że geje w ogóle mają nie chodzić, lecz przemykać się ukradkiem; jeśli za wyznacznik faszyzujących skłonności uznamy podburzanie tłumów przeciw elitom, bogaczom, inteligencji i wszystkim „lemingom”; jeśli cechą faszysty jest szczucie, wykorzystywanie środków przekazu do robienia ludziom wody z mózgu i wzbudzania w nich negatywnych i agresywnych emocji – to może jednak są w Polsce faszyści. Jak pan myśli, panie Karnowski?”

Kaczyński: Karnowscy liżą mu cztery litery

 

Jarosław Kaczyński ma już całe zastępy dziennikarzy, którzy liżą mu cztery litery. Do liderów lizusów (jedzie od nich mentalnym smrodem) należą bracia Karnowscy, którzy w najnowszym numerze „Sieci” przeprowadzili wywiad z prezesem PiS.

 

Dowiadujemy się z niego o czerwcowym Kongresie wyborczym PiS. Czy Kaczyński wystartuje na prezesa?

 

Ludzie! A kto śmie wątpić? Ciekawsze jest, czy jakiś śmiałek stanie w konkury z prezesem o stołek prezesa. Taki z pewnością się nie znajdzie, bo zostałby przez „patriotów” zlinczowany.

 

Kaczyński: „Jeśli moja partia wygrałaby wybory, widziałbym siebie jako szefa rządu. Liczę, czerwcowy kongres partii potwierdzi moje przywództwo”.

 

O samorozwiązaniu Sejmu, którego nie poprze (cwaniaczek): „Zapewne dziś byśmy takie wybory wygrali, ale jeszcze zbyt małą większością, by przejąć władzę. Sama satysfakcja z takiego zwycięstwa mnie nie interesuje. Musimy nie tylko wygrać, lecz przede wszystkim zdobyć większość pozwalającą samodzielnie sformować rząd. Bez tego nic w Polsce się nie zmieni”.

 

Pieprzy o Donaldzie Tusku: „Panowie, nikt nie mówi, że nie chcemy zmiany. Jednak, by takie przyspieszone wybory były uczciwe, konieczne jest co najmniej pół roku rządu fachowców. Ta władza, zagrożona, przestraszona tym, co narobiła, w czasie takich przyspieszonych wyborów jest zdolna do wszystkiego„.

 

Mamrocze Kaczyński – jakby o Gowinie – coś wiem, ale nie powiem. Jak zwykle puszcza jakiegoś bąka, przyzwyczaił się do swoich smrodów: „Od dłuższego czasu używam określenia „obóz patriotyczny”, co zauważyła nawet „Gazeta Wyborcza”. I słusznie zauważyła, bo to świadomy wybór, będziemy starali się pójść do tych wyborów jak najszerzej. Ale nie ma mowy o przyjmowaniu wszystkich, za to sami byście mnie panowie krytykowali. Na pewno nie przyjmiemy tych, którzy najbardziej szkodzili”.

 

Karnowscy dopytują się: Czyli?

 

A Kaczor w swoim stylu odpowiada: „Wszyscy wiemy„.

 

A w ogóle numer poświęcony jest „herosowi” agentowi Tomkowi – tfu, tfu – muszę splunąć, jak wymieniam to „coś”.