![](https://vald2.wordpress.com/wp-content/uploads/2018/04/eliza.jpg?w=640)
![](https://vald2.wordpress.com/wp-content/uploads/2018/04/prof2.jpg?w=640)
„W tej chwili pan Ziobro nie reformuje sądownictwa. Po prostu przywraca stan prawny sprzed 1989 roku” – powiedział w TVN 24 prof. Adam Strzembosz. Odniósł się także do słów ministra sprawiedliwości na jego temat. – „Ja mogę nie być autorytetem. Autorytetem jest się lub nie ze względu na opinię tej osoby, która kogoś ocenia. To mnie nie zabolało, nie mam na swoim punkcie jakiegoś przesadnego wyobrażenia” – dodał prof. Strzembosz.
Były I prezes Sądu Najwyższego ocenił poczynania Ziobry jak szefa resortu sprawiedliwości. – „Pan minister z wielkim zapałem wrócił do stanu PRL. Krajowa Rada Sądownictwa stała się delegaturą ministra sprawiedliwości. Czyli powołanie na stanowisko sędziego czy jego awansowanie jest analogiczne, jak to było przed 1989 rokiem, tylko nazwa instytucji się nieco zmieniła. Prezesów sądów powołuje i odwołuje minister sprawiedliwości, nie muszą się oni liczyć z opinią środowiska, ona nie ma żadnego wpływu na ich nominację czy odwołanie. Natomiast są uzależnieni w pełni od ministra. Nie ma nawet kadencyjności powołania”.
Prof. Strzembosz nawiązał też do wypowiedzi Ziobry o opóźnianiu reformy sądownictwa. – „W 1981 roku, „Solidarność” w sądach, w ramach Społecznej Rady Legislacyjnej w Krakowie, przygotowała zespół projektów ustaw, które doprowadziłyby do radykalnej zmiany całego polskiego sądownictwa. Te projekty przeszły przez Okrągły Stół, w którym brał udział również pan Jarosław Kaczyński i następnie przyoblekły się w ustawy z 20 grudnia 1989 roku, które radykalnie zmieniły cały ustrój sądów w Polsce” – zauważył prof. Strzembosz.
Przypomniał, że rozwiązano wtedy ówczesny Sąd Najwyższy. – „Nowy od początku został wybrany przez Krajową Radę Sądownictwa, czyli przez reprezentację sędziów, kontrolowaną przez posłów i senatorów, przedstawiciela prezydenta, ministra sprawiedliwości, ale stanowiących mniejszość. Czyli ten nowy Sąd Najwyższy został wybrany przez organ, który przestał być organem politycznym. Bo przedtem decydował minister sprawiedliwości, po uzyskaniu pozytywnej opinii odpowiedniego szczebla Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej” – powiedział były I prezes Sądu Najwyższego.
![](https://vald2.wordpress.com/wp-content/uploads/2018/04/prawie.jpg?w=640)
![](https://vald2.wordpress.com/wp-content/uploads/2018/04/szumlewicz-jaki.jpg?w=640)
Publicysta Piotr Szumlewicz i internauci skomentowali kandydaturę Patryka Jakiego (PiS) na stanowisko prezydenta Warszawy.
![](https://vald2.wordpress.com/wp-content/uploads/2018/04/wiadomoc59bci.jpg?w=640)
![](https://vald2.wordpress.com/wp-content/uploads/2018/04/piotr.jpg?w=640)
![](https://vald2.wordpress.com/wp-content/uploads/2018/04/krzysztof3.jpg?w=640)
![](https://vald2.wordpress.com/wp-content/uploads/2018/04/szydc582o1.jpg?w=640)
Internauci zareagowali na dzisiejsze słowa Beaty Szydło na temat niezbędnej pomocy dla Alfiego Evansa.
![](https://vald2.wordpress.com/wp-content/uploads/2018/04/komitet1.jpg?w=640)
![](https://vald2.wordpress.com/wp-content/uploads/2018/04/bezczelny.jpg?w=640)
![](https://vald2.wordpress.com/wp-content/uploads/2018/04/satan.jpg?w=640)
![](https://vald2.wordpress.com/wp-content/uploads/2018/04/jacko.jpg?w=640)
![](https://vald2.wordpress.com/wp-content/uploads/2018/04/andrzej1.jpg?w=640)
Polska „cywilizacja życia” jest cywilizacją ułudy i blichtru. Kocha obrazki śpiącego Alfiego, ale oburza się na obrazki zniekształceń mózgu u „dziecka Chazana”.
![](https://vald2.wordpress.com/wp-content/uploads/2018/04/galopujc485cy-major.jpg?w=640)
Aby dokładnie zrozumieć, o co dokładnie chodzi w głośnej sprawie Alfiego Evansa, należałoby przeczytać dokumentację medyczną, orzeczenia sądów i kilka podręczników do etyki. Aby zrozumieć, o co chodzi w sprawie Alfiego Evansa w kontekście Polski, niczego czytać nie trzeba. Trzeba tylko słuchać, obserwować, porównywać, aby na koniec naocznie przekonać się, czym różni się polska „cywilizacja życia” od zachodniej „cywilizacji śmierci”. I którą powinno się wybrać, jeśli szczęśliwie się taki wybór posiada.
Życie i jakość życia
Przypomnijmy: u Alfiego Evansa zdefiniowano niezwykle rzadką chorobę neurologiczną, która dosłownie pożera mu komórki mózgowe, przez co Alfie nie tylko nie ma szans na wyzdrowienie, ale powoli godzina po godzinie umiera, a mózg zmienia się w gąbkę. Uporczywa terapia tylko przedłuża proces owego umierania, który może być dla chłopca (tego nie wiadomo) procesem niezwykle bolesnym. Rodzice Alfiego nie chcą odłączyć chłopca od aparatury medycznej, a sąd ze względu na dobro chłopca decyduje, że odłączyć trzeba.
Wielu Polaków po prostu nie rozumie, jak dla czyjegoś dobra można mu pozwolić umrzeć, czy wręcz „skazać go na śmierć”. I tu tkwi podstawowa różnica. Otóż polska „cywilizacja życia” w ogóle nie bierze pod uwagę postulatu „jakości życia”. Życie, bez względu na jego jakość, ma być dobrem samym w sobie. W myśl tej ideologii sam fakt, że żyjesz jest ważniejszy niż to, że cierpisz, dlatego żadne nawet największe cierpienie nie może usprawiedliwiać skrócenia męki, chyba że jesteś koniem, psem albo… Janem Pawłem II, któremu jednak pozwolono w spokoju odejść „do domu Ojca” i sztucznie przy życiu nie utrzymywano. Ta okrutna logika widoczna jest w zmuszaniu do rodzenia bezmózgich płodów, albowiem sam fakt ich urodzenia jest ważniejszy od tego, że życie za kilka tygodni zgaśnie i tylko przysporzy dodatkowego bólu i rodzinie, i samemu umierającemu. Ta okrutna logika widoczna jest także na co dzień, przy rodzicach niepełnosprawnych śpiących na korytarzach sejmowych, przy smogu zabijającym ileś tysięcy (również dzieci) rocznie, przy wypadkach samochodowych powodowanych nadmierną prędkością. Żadna z tych rzeczy nie wywołuje radykalnej fali oburzenia wśród Polaków, albowiem Polacy nie uważają za świętą „jakość swojego życia”, a jedynie „świętość życia jako istnienia”, a anglosaskie „care” tuż po narodzinach błyskawicznie zmienia się w „who cares?”.
Dziecko jako własność rodziców
Drugą kompletnie nierozumiana u nas sprawą jest sama podmiotowość dziecka. W Polsce dziecko jest de facto własnością rodziców. Widać to i w samym języku, gdy matki zastanawiają się, co by to było, gdyby MOJE dziecko było Alfiem, we wciąż dopuszczalnych klapsach i w problemach rodzin wyjeżdżających do krajów, gdzie dziecko nie jest tylko projektem realizującym marzenia rodziców.
Poniekąd jest to konsekwencja owego „lack of care” ze strony państwa polskiego. Skoro Polska nie poczuwa się do opieki nad najsłabszymi i oddaje rodzicom dziecko niemal na własność, to jako swoją własność owe dziecko postrzegają. Dzieci nie mają prawa same decydować, czy chcą chodzić na religie, czy chcą wyznawać dane wartości, czego chcą się uczyć. Polscy rodzice nie rozumieją, że w relacjach z dziećmi bywają stroną, a nie, jak to sobie wyobrażają, że zawsze i wszędzie tylko tego dziecka przedstawicielem. Dlatego tak trudno im pojąć, że dobro Alfiego polegające na przerwaniu cierpienia może stać w sprzeczności z interesem kochających go rodziców, którzy jako strona tego sporu nie mogą być jednocześnie bezstronnymi sędziami.
Cuda, czyli mózg Alfiego „odrośnie”
Wreszcie samo orzecznictwo sądów czy lekarzy ma zupełnie inny status w polskiej „cywilizacji życia” i zachodniej „cywilizacji śmierci”. Wychowani w systemie zawoalowanych łapówek lekarskich i sobiepańskich sądów, nie potrafią Polacy zaufać świeckim autorytetom własnej wspólnoty. Skoro w naszych sprawach sądy i lekarze tak bardzo się mylą, to dlaczego mają się nie mylić w sprawie Alfiego? Jeśli dorzuci się do tego kolportowane kłamstwa, że zdaniem lekarzy Alfie miał żyć tylko kilka minut (faktycznie lekarze mówią o minutach, godzinach a nawet dniach), twitterowe żerowanie na tragedii miłośników włoskich faszystów oraz populistyczną włoską propozycję, która nie zapewnia żadnego leczenia, tylko kolejne pijarowe punkty dla celebryty-papieża, to mamy gotowy przepis na nową komisję smoleńską. Jeśli nałożymy na to czapę polskiej religijności, która cuda rozumie nie w kontekście zdarzeń „cudownie” rzadkich, acz wytłumaczalnych, a w kontekście łamania praw fizyki i biologii, to mamy pełen obraz postprawdy Polski roku 2018. Polacy autentycznie bowiem wierzą, że dzięki modlitwom mózg Alfiego „odrośnie”. Wystarczy tylko chcieć i się modlić, czy to w sprawach zdrowia, własnych biznesów, czy spraw własnego kraju.
Polska „cywilizacja życia” działa tylko w jedną stronę. Jeśli powołujesz się na klauzule sumienia, to klauzula ta zakłada, że masz sumienie tylko „cywilizacyjno-życiowe”, a więc w ramach klauzuli sumienia nie możesz domagać się np. aborcji czy eutanazji. Prawa rodzica jako faktycznego właściciela dzieci nagle znikają, gdy matka jest w ciąży albo chce dla dziecka innej nauki, niż ta wybrana przez ministerstwo. Sędziowie może się i mylą, ale to nie zmienia faktu, że powinna być kara śmierci. Lekarze też nie są godni zaufania, chyba że akurat przekonują nas o szkodliwości antykoncepcji albo in vitro. Wówczas przemawiają z pozycji autorytetów.
Polska „cywilizacja życia” jest cywilizacją ułudy i blichtru. Kocha obrazki śpiącego Alfiego, ale oburza się na obrazki zniekształceń mózgu u „dziecka Chazana”. Kocha zapewniać na papierze, w głębokich przemowach, jak dba o życie, ale za drzwiami kuchennymi zostawia te dzieci i ich rodziców bez żadnego wsparcia. Opowiada, jak to śmierć jednego dziecka jest tragedią dla świata, ale po cichu trzyma kciuki, żeby syryjskie dzieci potonęły, bo inaczej za dekadę będzie w Polsce Intifada. Jeśli jesteś w stanie wegetatywnym, twoje zdjęcie jest w mediach, a prawicowi katolicy, w przerwach między lżeniem własnego papieża, się Tobą zainteresują – to owszem, powinieneś wybrać tę cywilizację. Jeśli jednak żyjesz i cenisz sobie jego jakość, powinieneś się głęboko zastanowić, tak jak zastanowiły się miliony emigrantów, którzy jakoś do polskiej cywilizacji życia z własnymi dziećmi wracać nie chcą.
![](https://vald2.wordpress.com/wp-content/uploads/2018/04/krystian1.jpg?w=640)
![](https://vald2.wordpress.com/wp-content/uploads/2018/04/pac5badziernikowa1.jpg?w=640)
![](https://vald2.wordpress.com/wp-content/uploads/2018/04/ewa-siedlecka2.jpg?w=640)
Dziś kolejnych 24 obywateli i obywatelek sąd uwolnił od oskarżenia o złamanie prawa przez blokowanie miesięcznicy smoleńskiej w czerwcu ubiegłego roku. Dla mnie to ważne osobiście, bo byłam wśród zatrzymanych i obwinionych o „przeszkadzanie zgodnemu z prawem zgromadzeniu”.
Razem ze mną sędzia Łukasz Biliński uwolnił od winy m.in. współzałożyciela Obywateli RP Pawła Kasprzaka, Obywatelkę RP Kingę Kamińską, „kobietę z Mostu”, która z 14 innymi kolegami blokowała Marsz Niepodległości idący pod faszystowskimi hasłami, liderkę Ogólnopolskiego Strajku Kobiet Martę Lempart i Władysława Frasyniuka, którego wyniesienie przez policję z czerwcowej kontrmiesięcznicy pokazywały media połowy świata jako symboliczny powrót obyczajów peerelowskiej władzy.
Sprawiedliwość
Siadając na ziemi, by blokować miesięcznicę, świadomie złamaliśmy nowe prawo, ustanawiające uprzywilejowane zgromadzenia „cykliczne”, bo uważamy, że jest sprzeczne z konstytucją. To był akt obywatelskiego nieposłuszeństwa. Przed sądem powtórzyliśmy, że naszym zamiarem było złamanie prawa. I sędzia Łukasz Biliński orzekł, że w naszym czynie nie można się doszukać „społecznej szkodliwości”. A tylko czyn „społecznie szkodliwy” jest wykroczeniem.
A więc broniąc konstytucji, nie popełniliśmy wykroczenia. Sędzia Biliński podkreślił, że korzystaliśmy z wolności zgromadzeń, która przewiduje także prawo do kontrmanifestacji. I że organizatorzy „zgromadzeń cyklicznych” ani żadnych innych nie mogą oczekiwać, że dla ich komfortu policja wyczyści całe otoczenie z ludzi. Rolą władz publicznych jest umożliwienie odbycia się zgłoszonego zgromadzenia i jego ochrona przed fizycznymi atakami, a nie zapewnienie uczestnikom świętego spokoju (to już moje uproszczenie jego wywodu). Sędzia Biliński to ten sam, który orzekł niedawno, że miesięcznice smoleńskie nie są „zgromadzeniami publicznymi”, bo takie, według ustawy, muszą być dostępne dla nieograniczonej liczby osób. A miesięcznice są dla wybranych, od reszty odgrodzone barierkami.
10 czerwca, gdy usiedliśmy na trasie, którą miał przejść pochód smoleński, nie było jeszcze barierek. Były za to setki, jeśli nie tysiące policjantów. Naprzeciw może trzystu Obywatelom RP i ich sympatykom. Policja „oczyściła” z nas trasę pochodu, wynosząc i rozpędzając.
Teraz zostaliśmy uwolnieni od winy w majestacie prawa (choć nieprawomocnie). Można powiedzieć: sprawiedliwości stało się zadość. Amen.
Ale to za łatwo, bo ta sprawiedliwość musiała być wywalczona najdrastyczniejszą w demokracji metodą: obywatelskim nieposłuszeństwem, którego częścią jest narażenie się na represje prawne. Za łatwo, bo po to, by czynić tę sprawiedliwość, sędziowie – tacy jak sędzia Łukasz Biliński, ale też wielu innych – muszą wykazać się cywilną odwagą. Bo takiej odwagi wymaga dziś sądzenie według prawa i sumienia, jeśli to sumienie nie rymuje się z interesem partii rządzącej. O tym, jak to działa, świadczy choćby informacja o wszczęciu postępowania dyscyplinarnego wobec suwalskiego sędziego Dominika Czeszkiewicza, który uniewinnił działaczy KOD.
Bezprawne uwięzienie
Kontrmiesięcznica smoleńska z czerwca zeszłego roku była szczególna, bo – m.in. dzięki obrazkom wynoszonego przez policjantów Władysława Frasyniuka – włączyła tę, trwającą już wtedy od ponad roku, samotną akcję Obywateli RP do kanonu obywatelskich protestów przeciwko łamaniu konstytucji. Ale miała też kluczowe znaczenie dla nagłośnienia procederu stosowanego przez policję: bezprawnego pozbawiania wolności pod pretekstem kilkugodzinnego „legitymowania”. Ta szykana była i jest stosowana rutynowo wobec Obywateli RP. Wtedy, 10 czerwca, wyniesiono z siedzącej blokady i uwięziono na pobliskim podwórku około 80 osób. Trzymano nas tam ponad dwie godziny, nie dopuszczono wezwanych przez nas telefonicznie prawników, pro bono działających jako nasi pełnomocnicy. I twierdzono, że nie jesteśmy zatrzymani.
Takie zachowanie policji jest bezprawne. Ale też bezkarne. Dlatego gdy padłam jego ofiarą, złożyłam do sądu skargę na bezprawne pozbawienie wolności, opierając się bezpośrednio na art. 41 konstytucji, który mówi, że „pozbawienie lub ograniczenie wolności może nastąpić tylko na zasadach i w trybie określonym w ustawie”. Tymczasem żadna ustawa nie przewiduje pozbawienia wolności przez legitymowanie. Pro bono w tej sprawie reprezentuje mnie adwokat Paweł Osik z Kancelarii Pietrzak-Sidor i Wspólnicy, która wspomaga też dziesiątki innych osób szykanowanych za korzystanie z wolności zgromadzeń.
We wrześniu zeszłego roku sędzia Sądu Rejonowego dla Warszawy-Śródmieścia Paweł Macuga odrzucił moją skargę, uznając, że – skracam jego wywód – prawo daje policji możliwość legitymowania i nie ma znaczenia, ile owo legitymowanie trwa. A legitymowanie to nie jest pozbawianie wolności.
Trybunał w Strasburgu
I tym postanowieniem – od którego nie ma już drogi odwoławczej – sędzia Macuga otworzył mi drogę do Trybunału w Strasburgu. Właśnie dostałam informację, że moja skarga została przyjęta. Byłam pierwszą osobą, która poskarżyła się na „legitymacyjne” pozbawienie wolności, powołując się na konstytucję. Po mnie zrobiło to wielu innych Obywateli RP. A sędziowie zaczęli uznawać te skargi za uzasadnione. Tak orzekli m.in. sędzie Sądu Rejonowego dla m. st. Warszawy Iwona Szymańska i Anna Walenciak, sędzie Anna Kuzaj, Magdalena Dziekańska, Marta Szymborska, Magdalena Zając-Prawica, Anna Kwiatkowska i sędziowie Adam Pruszyński i Jakub Kamiński z SR dla Warszawy Śródmieścia.
To ważne i odważne postanowienia. Ale nie gwarantują, że taka będzie linia orzecznicza polskich sądów, bo zapadają na poziomie sądów rejonowych i nie są potwierdzane w sądach wyższej instancji, skoro nie ma drogi odwoławczej.
Gdyby Trybunał w Strasburgu uznał, że polska policja łamie Europejską Konwencję Praw Człowieka, stosując pozbawianie wolności bez podstawy prawnej, pod pozorem legitymowania – musiałoby się to stać kanonem orzecznictwa polskich sądów.
Mało tego, szykanowane w ten sposób osoby, powołując się na ten wyrok i na art. 41 konstytucji, mogłyby żądać odszkodowania za niezgodne z prawem pozbawienie wolności. Ust. 5 art., 41 stanowi bowiem: „Każdy bezprawnie pozbawiony wolności ma prawo do odszkodowania”.
Jest spora szansa, że zniechęciłoby to policję do używania „legitymowania” do politycznych szykan.
Ale i bez wyroku Trybunału w Strasburgu zachowanie sędziów w sprawach obywatelskich protestów pozwala powiedzieć: państwo prawa działa. Są jeszcze sędziowie w Rzeczpospolitej!