Kaczyński rzucił ochłap i poszedł

Kmicic z chesterfieldem

Nie ufaj politykom, którzy nie ufają naukowcom i ekspertom. Tym bardziej jeśli wierzą w cuda boże, a nie pracę i naukę.

Jarosław Kaczyński nie chce przyjąć odpowiedzialności za stan Polski A.D. 2022. Przestał być wicepremierem, żeby formalnie za nic nie odpowiadać, a teraz jeszcze poglądowo zademonstrował, że ma siłę zdolną zgromadzić wszystkie media, by wydać kuriozalne oświadczenie.

Więcej o Kaczyńskim >>>

 

View original post

 

Rydzyk i łono Sobeckiej

Kmicic z chesterfieldem

O Obajtku:

Według ETCzP, Polska naruszyła prawo dostępu do sądu oraz wolność ekspresji sędziego Waldemara Żurka. Trybunał zasądził na jego rzecz łącznie 25 tys. euro tytułem zadośćuczynienia. Trybunał uznał, że działania polskich władz, zwłaszcza CBA, przedstawicieli Ministerstwa Sprawiedliwości oraz przełożonej Żurka z SO w Krakowie miały na celu zastraszenie lub nawet uciszenie skarżącego, który próbował bronić praworządności oraz niezależności sędziowskiej.

Więcej o wyroku Europejskiego Trybunału Praw Człowieka w sprawie sędziego Żurka >>>

 

View original post

 

Ziobro na straży klechów

Trzy lata więzienia za przerwanie mszy. Dwa lata za wyszydzanie dogmatów religijnych. Można będzie za to bezkarnie lżyć i wyszydzać np. osoby LGBT, byle powołać się przy tym na swoją religię

Więcej o chorym antyhumanitarnym pomyśle Solidarnej Polski >>>

Kmicic z chesterfieldem

Nareszcie coś fajnego!

Jeśli spojrzeć na Suskiego i Kowalskiego to wierzę że tak myślą.

Tatuś Mateusza.

A Kaczyński chce sadzać za skandaliczno-makabryczny raport Macierewicza, którego się wstydzą w PiS.

>>>

>>>

Arkadiusz Cz. kilka lat temu wysyłał do swoich nieletnich uczniów zdjęcia swojego penisa. Teraz, decyzją arcybiskupa Tadeusza Wojdy, wraca do tzw. posługi duszpasterskiej.

Więcej o fujarze księdza, którą się chwalił przed dziećmi >>>

 

View original post

 

Zgnilizna

Tu chodzi także o totalny bezwstyd tej władzy. Tak totalny, że objawia się nawet w sytuacji wojny w Europie. Zapewnić sobie bezkarność. Przykazanie jedenaste. Amen.

Ewa Siedlecka komentuje bezprawie PiS >>>

 

Morawiecki odniósł kolejny sukces. 113 mln euro w plecy

Więcej o przegranym sporze rządu PiS z Czechami ws. Turowa >>>

Kmicic z chesterfieldem

Paweł Kukiz wynosił informacje z sejmowej komisji ds. służb i powiedział mi, że służby się mną interesują – twierdzi Michał Kołodziejczak. W internecie zawrzało po tym, co w trakcie posiedzenia senackiej komisji mówił przewodniczący AGROunii. „Moralne dno”, „no to faktycznie Kukiz ma wyjątkowe kompetencje do tego, aby przewodniczyć komisji śledczej w sprawie Pegasus, skoro o inwigilowaniu Kołodziejczaka wiedział już w roku 2019” – takie komentarze pojawiają się w kontekście lidera Kukiz’15. 

– Każdy dzień, każdy tydzień to są realne straty: tracimy pieniądze, zdrowie, niektórzy tracą życie, dlatego że mamy do czynienia z nierządem, jesteśmy zanurzeni w chaosie – powiedział Donald Tusk w Sejmie. Zaapelował też do rządu. – Lojalność pękła, PiS utracił większość – powtarzał.

Więcej o Tusku, który oczekuje dymisji rządu Mateusza Morawieckiego >>>

Dobrze już było. Z chwilą wycofania tarczy w lipcu będzie skok inflacji w II kwartale, jeżeli przedłużą tarczę, to może w III, zatem ten rok będzie bardzo interesujący dla ekonomistów…

 

View original post 37 słów więcej

 

Zakompleksiały Duda. Jak pozwoliliśmy takiemu marnemu człowiekowi zostać prezydentem?

Eliza Michalik odniosła się do słów prezydenta Andrzeja Dudy na temat nowej Konstytucji.

Nowa ramówka TVP z … 🙂

Najnowszy felieton Moniki Olejnik temat wypowiedzi polityków PiS i abp. Henryka Hosera ws. strajku osób niepełnosprawnych w Sejmie.

Czy Komisja Europejska uda, że została przekonana?

PiS przedstawił projekt zmiany ustawy o Sądzie Najwyższym i przepisów dotyczących asesorów sądowych. Ma je zamiar uchwalić na zaczynającym się we wtorek posiedzeniu Sejmu. Są reklamowane jako wyjście naprzeciw warunkom stawianym przez Komisję Europejską w ramach procedury z art. 7 traktatu o UE, czyli ochrony praworządności.

Minister spraw zagranicznych Jacek Czaputowicz mówił wczoraj, po spotkaniu z wiceszefem KE Fransem Timmermansem, że Komisja Europejska chce „zmian” przepisów o skardze nadzwyczajnej i o asesorach sądowych. Wcześniej, w ramach przecieków, mówiło się, że Komisja chce całkowitego zniesienia skargi nadzwyczajnej i cofnięcia przepisu, który przenosi w stan spoczynku od lipca sędziów Sądu Najwyższego, którzy ukończyli 65 lat, chyba że poproszą prezydenta o pozostanie, a ten się zgodzi.

To, co zaprezentował PiS w projekcie nowelizacji, spełnia jeden z tych warunków: zmienia zasady powoływania asesorów sądowych, zrównując je z tymi dotyczącymi sędziów. Wedle zeszłorocznej ustawy asesorów sądowych powoływał minister sprawiedliwości. Krajowa Rada Sądownictwa mogła w ciągu dwóch miesięcy wyrazić sprzeciw – wtedy sprawę rozpatruje Sąd Najwyższy. Według właśnie ujawnionej propozycji PiS to KRS będzie decydowała, kto może zostać asesorem, i przekazywała wniosek o powołanie asesora prezydentowi. Minister sprawiedliwości został z tej procedury wyeliminowany. Niewątpliwie wzmacnia to niezależność asesorów.

Gdy chodzi o skargę nadzwyczajną, realna zmiana jest jedna: ograniczenie do prokuratora generalnego i Rzecznika Praw Obywatelskich kręgu podmiotów, które mogą ją wnieść do Izby Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych Sądu Najwyższego. Teraz uprawnieni są też prezes Prokuratorii Generalnej, Rzecznik Praw Dziecka, Rzecznik Praw Pacjenta, przewodniczący Komisji Nadzoru Finansowego, Rzecznik Finansowy i prezes Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumentów. Zmniejszenie liczby podmiotów uprawnionych do wnoszenia skargi niewątpliwie zmniejszy liczbę skarg. A więc i zagrożenie dla stabilności obrotu prawnego w Polsce, przed którym ostrzegali prawnicy, zwracając uwagę, że możliwość skarżenia prawomocnych rozstrzygnięć sądów zapadłych 20 lat wstecz oznacza możliwość kwestionowania milionów spraw.

W nowelizacji jest też zmiana, która ma zapewne uspokoić obawy, że np. Sąd Najwyższy, w ramach skargi nadzwyczajnej, będzie uchylał rozstrzygnięcia międzynarodowych sądów w polskich sprawach. Nowelizacja proponuje, że jeżeli uchylenie orzeczenia „naruszyłoby międzynarodowe zobowiązania Rzeczypospolitej Polskiej”, Sąd Najwyższy „ogranicza się do stwierdzenia wydania zaskarżonego orzeczenia z naruszeniem prawa oraz wskazania okoliczności, z powodu których wydał takie rozstrzygnięcie”. Ale jest też zastrzeżenie: „chyba że zasady lub wolności i prawa człowieka i obywatela określone w konstytucji” przemawiają za uchyleniem takiego rozstrzygnięcia. A więc niewiele się zmienia.

PiS sporo miejsca w uzasadnieniu do nowelizacji poświęca temu, że zmienił przesłanki, które trzeba wykazać, składając skargę nadzwyczajną. Teraz jest to naruszenie zasady „praworządności i sprawiedliwości społecznej”, a ma być dokładny cytat z konstytucji: „zgodności z zasadą demokratycznego państwa prawnego urzeczywistniającego zasady sprawiedliwości społecznej”. Zdaniem PiS to precyzuje i zawęża możliwość składania skargi nadzwyczajnej. Można z tym polemizować – tak czy inaczej wszystko będzie zależało od interpretacji tych zasad przez SN.

I tyle. Sprawy rezygnacji z przymusowego posłania 30 proc. sędziów SN na wcześniejszą emeryturę PiS nie ruszył. Nie ruszył też zwolnienia ich z obowiązku proszenia prezydenta o pozostanie i zamiany go na oświadczenie o zamiarze pozostania w SN. Taki zapis pojawił się w nowelizacji złożonej w marcu, ale podczas uchwalania zniknął.

Nie wiem, czy Komisja Europejska poczuje się usatysfakcjonowana takimi zmianami. Poza powoływaniem asesorów i pewnym zawężeniem skargi nadzwyczajnej nie zmieniają sądowych „reform” PiS na lepsze, czyli zgodniejsze z zasadą niezależności sądów, niezawisłości sędziów i trójpodziału władzy. Ale możliwe, że negocjacje z Komisją Europejską są w tej chwili bardziej polityczne niż merytoryczne. Że nie tyle chodzi o przywrócenie praworządności, ile o zamknięcie sprawy. Takie podejrzenia mogą się rodzić dlatego, że od dłuższego czasu Komisja nie wspomina o wycofaniu się z „reformy” Krajowej Rady Sądownictwa, z której PiS wyrzucił przedstawicieli sędziów i w ich miejsce wprowadził sędziów wybranych przez siebie. Teraz więc KRS niemal w całości składa się z nominatów PiS. A to Rada będzie decydować o obsadzie Sądu Najwyższego, w tym izb Dyscyplinarnej i Kontroli Nadzwyczajnej. I o sędziach, którzy będą sądzić w sądach powszechnych i administracyjnych.

Nawet gdyby PiS wycofał się ze wszystkich innych reform, przejęcie KRS gwarantuje władzy wykonawczej wpływ na orzecznictwo sądów. Komisja Europejska jakoś przestała to zauważać. Podobnie jak problem dublerów w Trybunale Konstytucyjnym.

„Dostałem tę posadę, bo jestem fachowcem i znam się na ropie” – mówił radny Grzegorz Strzelczyk po objęciu stanowiska p.o. prezesa Lotos Petrobaltic. Zastanawiać może tylko, że jego fachowość ujawnia się w czasach rządów PiS…

Strzelczyk bowiem już po raz drugi zasiadł w władzach tej firmy. Był wiceprezesem Petrobalticu od końca 2006 r. do końca 2007 r. podczas poprzedniej „kadencji” PiS. Po dziewięciu latach wrócił do gdańskiej spółki.

Z jego oświadczenia majątkowego wynika, że ubiegły rok był dla Strzelczyka bardzo udany pod względem finansowym – czytamy w „GW”. Za pracę w Lotos Petrobaltic otrzymał 328 tys. zł, zaś z Grupy Lotos dodatkowo 218 tys. zł. W roku 2017 zasiadał też w radzie nadzorczej Energa Wytwarzanie (obecnie nie jest jej członkiem) oraz w radzie Lotos Geonafta na Litwie, co przyniosło mu łącznie 183 tys. zł. Łącznie jego dochody wyniosły blisko 730 tys. zł, w tym ok. 680 tys. zł (ok. 56 tys. zł miesięcznie) pochodziło z Grupy Lotos.

Zanim objął posadę w Lotosie, Strzelczyk doradzał wojewodzie pomorskiemu Dariuszowi Drelichowi, który po ubiegłorocznej nawałnicy nie widział powodu, żeby wysłać wojsko do pomocy poszkodowanym. – „Do zbierania gałęzi, do zamiatania liści nie będziemy wzywać wojska” – mówił wtedy PiS-owski wojewoda.

W 2002 r. Strzelczyk bez powodzenia kandydował z ramienia PiS na prezydenta Gdańska.

Pisowskie pokraki. Tylko patrzeć, jak zostaną pogonione

Mieszkańcy Warszawy stawili się przed Sejmem, aby zademonstrować solidarność ze strajkującymi w Sejmie osobami niepełnosprawnymi.

Monika Olejnik w swoim najnowszym felietonie odniosła się do strajku osób niepełnosprawnych i ich opiekunów w Sejmie.

Janina Ochojska (Polska Akcja Humanitarna) skomentowała strajk osób niepełnosprawnych w Sejmie.

„Zaproponowano nam 500 zł nie jako dodatek pieniężny, ale rzeczowy. Ale my cały czas mówimy o pieniądzach na życie dla osób niepełnosprawnych. Przecież pani minister Kopcińska, jak daje 500 plus, to nie daje rodzinie talonów albo cukru” – powiedziała po wieczornym spotkaniu w Sejmie Iwona Hartwich z Komitetu Protestacyjnego Rodziców Osób Niepełnosprawnych. Do protestujących przyszły minister rodziny Elżbieta Rafalska i rzeczniczka rządu PiS Joanna Kopcińska.

Rozmowy trwały ok. godziny – protestujący uznali, że propozycja rządu to „po prostu zwyczajne kłamstwo, oszustwo i manipulacja”. – „Pani minister obiecuje, że będą darmowe pieluchy, nie będzie limitów do sprzętów rehabilitacyjnych, będzie dostęp do specjalistów bez kolejek. Ale my od początku mówiłyśmy o żywej gotówce, więc totalnie się nie zrozumieliśmy. Przecież osoba musi mieć pieniądze, żeby decydować, na co wyda. Usłyszeliśmy, że nie ma pieniędzy dla naszych niepełnosprawnych dzieci” – dodała Hartwich. Protestującym w Sejmie chodzi po prostu o odpowiednik 500+ dla niesamodzielnych niepełnosprawnych, którzy ukończyli 18 rok życia.

„Bardzo prosimy, żeby rząd po prostu zrezygnował z grających ławek, bo my nie położymy naszych dzieci na te ławki i nie będziemy ich tam rehabilitować” – zakończyła Hartwich(„W Sejmie protest, a Błaszczak chce wydać miliony zł… na grające ławeczki”).

Spotkanie w Sejmie tak skwitowała na Twitterze posłanka Nowoczesnej Joanna Scheuring-Wielgus: – „Minister Rafalska mediom mówi, że ma po 500 zł dla niepełnosprawnych. A protestującym, że 500 zł jest, ale nie w gotówce. Niech 500+ zaczną wypłacać w chlebie i mące. Zobaczymy jak zareaguje suweren. Miłej majówki Pani Minister! Suweren zostaje w Sejmie”.

Proboszcz parafii pw. Miłosierdzia Bożego w Świebodzinie najpierw utrzymywał, że nie wie, co znajduje się na szczycie monstrualnych rozmiarów figury Chrystusa Króla w Świebodzinie. Potem twierdził, że na głowie, a konkretnie w koronie Jezusa, mieści się jedynie instalacja odgromowa.

W błąd wprowadził nie tylko dziennikarzy, którzy pytali go o te urządzenia, ale także swoich przełożonych, czyli biskupa! Które to przykazanie naruszył? „Nie mów fałszywego świadectwa”? No, ale jako się rzekło – proboszcz ze Świebodzina ma „kłopoty” z pamięcią, więc z Dekalogiem też może mieć problem.

Musiało minąć więc trochę czasu, zanim ksiądz proboszcz Jan Romaniuk ze Świebodzina „odzyskał” pamięć. „Przypomniał” sobie, że na głowie 52-metrowego pomnika Chrystusa zamontowano pięć anten do przesyłania sygnału internetowego. „Przypomniał” też sobie, że sam zgodził się na ich montaż.

W sprawie „amnezji”, a właściwie mataczenia księdza Romaniuka, rzecznik prasowy Kurii Diecezjalnej w Zielonej Górze ks. Andrzej Sapieha wydał specjalne oświadczenie. – „Proboszcz parafii pw. Miłosierdzia Bożego w Świebodzinie wprowadził w błąd zarówno mnie, jak i dziennikarzy, którzy kontaktowali się z nim osobiście” – napisał rzecznik i przekazał, że proboszcz podaje teraz informację odmienną niż we wcześniejszych wypowiedziach. – „Przyznaje on mianowicie, że w 2016 r. kierowana przez niego parafia zawarła umowę z firmą zajmującą się dostarczaniem usługi dostępu do Internetu. Na mocy tej umowy parafia dokonała użyczenia powierzchni na figurze Chrystusa w celu zamontowania tam urządzeń służących do przesyłu internetowego. W zamian za użyczenie parafia otrzymała bezpłatny monitoring wizualny oraz dostęp do szerokopasmowego Internetu” – czytamy w oświadczeniu ks. Sapiehy.

Biskup zielonogórsko-gorzowski Tadeusz Lityński kazał proboszczowi najpóźniej do 10 maja zdemontować urządzenia. O tym, czy proboszcz poniesie jakieś inne konsekwencje swojej samowolki i mówienia nieprawdy, nic nie wiadomo.

Tak do trwającego od 11 dni protestu opiekunów osób niepełnosprawnych odniósł się w RMF RM jeden z hierarchów Kościoła katolickiego emerytowany arcybiskup archidiecezji warszawsko-praskiej Henryk Hoser. Można by zapytać, dlaczego w takim razie w sporze np. o in vitro czy związki partnerskie jest stroną? O aborcji nie wspominając…

Takich pytań Hoser nie usłyszał, a obecny protest w Sejmie porównywał do strajku lekarzy rezydentów. – „Kościół nie jest stroną w tym sporze. Ja widzę dużą analogię do niedawnego strajku rezydentów medycznych, którzy też w miejscach niestosownych w sumie, wykonywali ten strajk w miejscach publicznych, które dotyczyły w tym wypadku zdrowych, młodych osób. Teraz ludzie niepełnosprawni przebywają na korytarzach sejmowych. To jest pierwsza rzecz, która rzuca się w oczy. Ale z drugiej strony, co jest podobne to brak dialogu”.

Hierarcha zarzucił matkom upolitycznianie protestu. – „Ja uważam, że powinny mimo wszystko zniuansować swoje oczekiwania, tak jak to jest proponowane, dlatego że każda decyzja musi być umocowana jakąś ustawą, jakimś prawem, i to wymaga czasu. A one chcę natychmiast żywej gotówki i zobaczymy, do czego to prowadzi. Oczywiście, tam jest też zaplecze polityczne, w tym sporze, jak i w sporze rezydentów”.

Podsumowaniem niech będzie fragment rozmowy o tym, że w piątek podczas majowego weekendu jeść mięso. Tu Hoser wyraźnie się ożywił: – „W najbliższy piątek będzie luz. Ale można też i rybkę zgrillować. Pan Jezus grillował rybkę, jak wiadomo. Można też i warzywko”. Zostawiamy bez komentarza…

Waldemar Mystkowski pisze o pisowskim slapsticku.

Moje podniebienie dowcipu ukształtował Mrożek, Woody Allen, Czechow, Brecht. U wczesnego Barei dostrzegałem niedostatki w budżecie na film, a dzisiaj niewystarczająco śmieszy mnie „Ucho prezesa”, w którym dostrzegam niedostatki narracji. Wolę Roberta Górskiego jako kabareciarza, niż narratora. Tak jak wolę genialnego Chaplina z „Gorączki złota”, niż z epoki slapsticku, w której latał po ekranie i zasadzał kopy w zadki żandarmom.

Dzisiaj PiS znajduje się w epoce slapsticku, zasadza kopy we wszelkie zadki i otrzymujemy niedoinwestowanego Bareję, jak w obrazku rodzajowym z pierwszego posiedzenia Krajowej Rady Sądownictwa. Na Twitterze opisał je dziennikarz RMF FM Tomasz Skory po wybraniu przewodniczącego tego ciała. Podaję w zapisie scenopisarskim:

„Przewodniczący Mazur: Czy pan sędzia Mitera wyraża zgodę na kandydowanie?
Wiceprzewodniczący Johann: Chwileczkę. Jeszcze nie zgłosiłem kandydatury…
Wiceprzewodniczący Johann (po wyborze): Maćku, gabinet jest obszerny, ale przetrzyj ten fotel po Żurku…”.

Komentarz Skorego: – „Zaniemówiłem”. Slapstick, a w zasadzie wczesny Bareja. Pocieszające, iż polityka to jednak nie gatunek narracyjny, literacki, nie może ewoluować do epoki udźwiękowionej, panoramicznej. PiS zatrzymał się w slapsticku, w epoce kamienia łupanego i wali nas maczugami.
Czy długo to wytrzymamy, czy żandarm odwróci się i przyłoży pałą kopiącemu go w zadek? Na razie PiS także żandarmerię obsadził swoimi. Tyle ich, bo to farbowane lisy, awansowani przez Błaszczaka bądź Brudzińskiego. Bynajmniej nie fachowcy.

Tak przynajmniej należy ocenić postępowanie policji w Poznaniu wobec Joanny Jaśkowiak i pięciu innych kobiet. Jaśkowiak w ubiegłym roku podczas protestu w Dniu Kobiet powiedziała: – „Od czasu „dobrej zmiany” budzą się we mnie różne uczucia. Najpierw było zdziwienie, później zaskoczenie, oburzenie, złość i wściekłość. Teraz tylko jedno słowo przychodzi mi do głowy – jestem wku******”.

9 miesięcy policja czekała na anonim, który wreszcie się urodził i mogła wezwać Jaśkowiak na przesłuchanie. Jaśkowiak i wspierające ją kobiety teraz staną przed sądem. Wszczęto bowiem postępowanie z art. 141 kodeksu wykroczeń. Za używanie nieprzyzwoitych słów w miejscu publicznym grozi ograniczenie wolności, grzywna do 1500 złotych bądź nagana.

Ponoć policja ma opinię jakiegoś biegłego językoznawcy, wg którego hasło prezentowane przez Jaśkowiak jest wulgaryzmem. Czysty slapstick, gdyż rzeczywisty filolog wyśmieje policję oraz tego „rzeczoznawcę” i wyśle tych przedstawicieli pałki do nauki.

Napisałem o policji „farbowane lisy”, bo to w istocie wysługująca się PiS-owi milicja, jak w PRL-u. Joanna Jaśkowiak to żona prezydenta Poznania Jacka Jaśkowiaka, który doznał podobnej „przyjemności” od organów ścigania w dniu, gdy Platforma i Nowoczesna ogłosiły, iż jest ich kandydatem na prezydenta miasta w najbliższych wyborach samorządowych. Do Urzędu Miasta wkroczyła CBA pod jakimś wyssanym z palca podejrzeniem (znowu pewnie jakiś anonim).

PiS posługuje się takimi maczugami, innej polityki nie znają, żyją w epoce kopania po zadkach, choć chcieliby się podszyć pod wyższe cywilizowane formy. Oto Patryk Jaki, kandydat PiS na prezydenta Warszawy, zmienia strategię: podlizywanie się, a nie kopanie w zadek. Chce nabrać warszawiaków, iż jest cacy. Jaki zapowiedział, że jest gotów rozważyć, „żeby wesprzeć taki program in vitro”. Posuwa się jeszcze dalej, stwierdził w Polsacie: – „Rozumiem i wspieram protestujących niepełnosprawnych w Sejmie. Uważam, że mają rację”. Farbowane lisy, milicja, kopanie w zadki – tak wygląda imaginarium pisowskiego slapsticku.

12 Maja 🇵🇱🇪🇺 Marsz Wolności w Warszawie! Bądź z nami! Podaj dalej !

Szydło obrzydliwa

„W tej chwili pan Ziobro nie reformuje sądownictwa. Po prostu przywraca stan prawny sprzed 1989 roku” – powiedział w TVN 24 prof. Adam Strzembosz. Odniósł się także do słów ministra sprawiedliwości na jego temat. – „Ja mogę nie być autorytetem. Autorytetem jest się lub nie ze względu na opinię tej osoby, która kogoś ocenia. To mnie nie zabolało, nie mam na swoim punkcie jakiegoś przesadnego wyobrażenia” – dodał prof. Strzembosz.

Były I prezes Sądu Najwyższego ocenił poczynania Ziobry jak szefa resortu sprawiedliwości. – „Pan minister z wielkim zapałem wrócił do stanu PRL. Krajowa Rada Sądownictwa stała się delegaturą ministra sprawiedliwości. Czyli powołanie na stanowisko sędziego czy jego awansowanie jest analogiczne, jak to było przed 1989 rokiem, tylko nazwa instytucji się nieco zmieniła. Prezesów sądów powołuje i odwołuje minister sprawiedliwości, nie muszą się oni liczyć z opinią środowiska, ona nie ma żadnego wpływu na ich nominację czy odwołanie. Natomiast są uzależnieni w pełni od ministra. Nie ma nawet kadencyjności powołania”.

Prof. Strzembosz nawiązał też do wypowiedzi Ziobry o opóźnianiu reformy sądownictwa. – „W 1981 roku, „Solidarność” w sądach, w ramach Społecznej Rady Legislacyjnej w Krakowie, przygotowała zespół projektów ustaw, które doprowadziłyby do radykalnej zmiany całego polskiego sądownictwa. Te projekty przeszły przez Okrągły Stół, w którym brał udział również pan Jarosław Kaczyński i następnie przyoblekły się w ustawy z 20 grudnia 1989 roku, które radykalnie zmieniły cały ustrój sądów w Polsce” – zauważył prof. Strzembosz.

Przypomniał, że rozwiązano wtedy ówczesny Sąd Najwyższy. – „Nowy od początku został wybrany przez Krajową Radę Sądownictwa, czyli przez reprezentację sędziów, kontrolowaną przez posłów i senatorów, przedstawiciela prezydenta, ministra sprawiedliwości, ale stanowiących mniejszość. Czyli ten nowy Sąd Najwyższy został wybrany przez organ, który przestał być organem politycznym. Bo przedtem decydował minister sprawiedliwości, po uzyskaniu pozytywnej opinii odpowiedniego szczebla Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej” – powiedział były I prezes Sądu Najwyższego.

Publicysta Piotr Szumlewicz i internauci skomentowali kandydaturę Patryka Jakiego (PiS) na stanowisko prezydenta Warszawy.

Internauci zareagowali na dzisiejsze słowa Beaty Szydło na temat niezbędnej pomocy dla Alfiego Evansa.

Polska „cywilizacja życia” jest cywilizacją ułudy i blichtru. Kocha obrazki śpiącego Alfiego, ale oburza się na obrazki zniekształceń mózgu u „dziecka Chazana”.

Aby dokładnie zrozumieć, o co dokładnie chodzi w głośnej sprawie Alfiego Evansa, należałoby przeczytać dokumentację medyczną, orzeczenia sądów i kilka podręczników do etyki. Aby zrozumieć, o co chodzi w sprawie Alfiego Evansa w kontekście Polski, niczego czytać nie trzeba. Trzeba tylko słuchać, obserwować, porównywać, aby na koniec naocznie przekonać się, czym różni się polska „cywilizacja życia” od zachodniej „cywilizacji śmierci”. I którą powinno się wybrać, jeśli szczęśliwie się taki wybór posiada.

 Życie i jakość życia

Przypomnijmy: u Alfiego Evansa zdefiniowano niezwykle rzadką chorobę neurologiczną, która dosłownie pożera mu komórki mózgowe, przez co Alfie nie tylko nie ma szans na wyzdrowienie, ale powoli godzina po godzinie umiera, a mózg zmienia się w gąbkę. Uporczywa terapia tylko przedłuża proces owego umierania, który może być dla chłopca (tego nie wiadomo) procesem niezwykle bolesnym. Rodzice Alfiego nie chcą odłączyć chłopca od aparatury medycznej, a sąd ze względu na dobro chłopca decyduje, że odłączyć trzeba.

Wielu Polaków po prostu nie rozumie, jak dla czyjegoś dobra można mu pozwolić umrzeć, czy wręcz „skazać go na śmierć”. I tu tkwi podstawowa różnica. Otóż polska „cywilizacja życia” w ogóle nie bierze pod uwagę postulatu „jakości życia”. Życie, bez względu na jego jakość, ma być dobrem samym w sobie. W myśl tej ideologii sam fakt, że żyjesz jest ważniejszy niż to, że cierpisz, dlatego żadne nawet największe cierpienie nie może usprawiedliwiać skrócenia męki, chyba że jesteś koniem, psem albo… Janem Pawłem II, któremu jednak pozwolono w spokoju odejść „do domu Ojca” i sztucznie przy życiu nie utrzymywano. Ta okrutna logika widoczna jest w zmuszaniu do rodzenia bezmózgich płodów, albowiem sam fakt ich urodzenia jest ważniejszy od tego, że życie za kilka tygodni zgaśnie i tylko przysporzy dodatkowego bólu i rodzinie, i samemu umierającemu. Ta okrutna logika widoczna jest także na co dzień, przy rodzicach niepełnosprawnych śpiących na korytarzach sejmowych, przy smogu zabijającym ileś tysięcy (również dzieci) rocznie, przy wypadkach samochodowych powodowanych nadmierną prędkością. Żadna z tych rzeczy nie wywołuje radykalnej fali oburzenia wśród Polaków, albowiem Polacy nie uważają za świętą „jakość swojego życia”, a jedynie „świętość życia jako istnienia”, a anglosaskie „care” tuż po narodzinach błyskawicznie zmienia się w „who cares?”.

Dziecko jako własność rodziców

Drugą kompletnie nierozumiana u nas sprawą jest sama podmiotowość dziecka. W Polsce dziecko jest de facto własnością rodziców. Widać to i w samym języku, gdy matki zastanawiają się, co by to było, gdyby MOJE dziecko było Alfiem, we wciąż dopuszczalnych klapsach i w problemach rodzin wyjeżdżających do krajów, gdzie dziecko nie jest tylko projektem realizującym marzenia rodziców.

Poniekąd jest to konsekwencja owego „lack of care” ze strony państwa polskiego. Skoro Polska nie poczuwa się do opieki nad najsłabszymi i oddaje rodzicom dziecko niemal na własność, to jako swoją własność owe dziecko postrzegają. Dzieci nie mają prawa same decydować, czy chcą chodzić na religie, czy chcą wyznawać dane wartości, czego chcą się uczyć. Polscy rodzice nie rozumieją, że w relacjach z dziećmi bywają stroną, a nie, jak to sobie wyobrażają, że zawsze i wszędzie tylko tego dziecka przedstawicielem. Dlatego tak trudno im pojąć, że dobro Alfiego polegające na przerwaniu cierpienia może stać w sprzeczności z interesem kochających go rodziców, którzy jako strona tego sporu nie mogą być jednocześnie bezstronnymi sędziami.

Cuda, czyli mózg Alfiego „odrośnie”

Wreszcie samo orzecznictwo sądów czy lekarzy ma zupełnie inny status w polskiej „cywilizacji życia” i zachodniej „cywilizacji śmierci”. Wychowani w systemie zawoalowanych łapówek lekarskich i sobiepańskich sądów, nie potrafią Polacy zaufać świeckim autorytetom własnej wspólnoty. Skoro w naszych sprawach sądy i lekarze tak bardzo się mylą, to dlaczego mają się nie mylić w sprawie Alfiego? Jeśli dorzuci się do tego kolportowane kłamstwa, że zdaniem lekarzy Alfie miał żyć tylko kilka minut (faktycznie lekarze mówią o minutach, godzinach a nawet dniach), twitterowe żerowanie na tragedii miłośników włoskich faszystów oraz populistyczną włoską propozycję, która nie zapewnia żadnego leczenia, tylko kolejne pijarowe punkty dla celebryty-papieża, to mamy gotowy przepis na nową komisję smoleńską. Jeśli nałożymy na to czapę polskiej religijności, która cuda rozumie nie w kontekście zdarzeń „cudownie” rzadkich, acz wytłumaczalnych, a w kontekście łamania praw fizyki i biologii, to mamy pełen obraz postprawdy Polski roku 2018. Polacy autentycznie bowiem wierzą, że dzięki modlitwom mózg Alfiego „odrośnie”. Wystarczy tylko chcieć i się modlić, czy to w sprawach zdrowia, własnych biznesów, czy spraw własnego kraju.

Polska „cywilizacja życia” działa tylko w jedną stronę. Jeśli powołujesz się na klauzule sumienia, to klauzula ta zakłada, że masz sumienie tylko „cywilizacyjno-życiowe”, a więc w ramach klauzuli sumienia nie możesz domagać się np. aborcji czy eutanazji. Prawa rodzica jako faktycznego właściciela dzieci nagle znikają, gdy matka jest w ciąży albo chce dla dziecka innej nauki, niż ta wybrana przez ministerstwo. Sędziowie może się i mylą, ale to nie zmienia faktu, że powinna być kara śmierci. Lekarze też nie są godni zaufania, chyba że akurat przekonują nas o szkodliwości antykoncepcji albo in vitro. Wówczas przemawiają z pozycji autorytetów.

Polska „cywilizacja życia” jest cywilizacją ułudy i blichtru. Kocha obrazki śpiącego Alfiego, ale oburza się na obrazki zniekształceń mózgu u „dziecka Chazana”. Kocha zapewniać na papierze, w głębokich przemowach, jak dba o życie, ale za drzwiami kuchennymi zostawia te dzieci i ich rodziców bez żadnego wsparcia. Opowiada, jak to śmierć jednego dziecka jest tragedią dla świata, ale po cichu trzyma kciuki, żeby syryjskie dzieci potonęły, bo inaczej za dekadę będzie w Polsce Intifada. Jeśli jesteś w stanie wegetatywnym, twoje zdjęcie jest w mediach, a prawicowi katolicy, w przerwach między lżeniem własnego papieża, się Tobą zainteresują – to owszem, powinieneś wybrać tę cywilizację. Jeśli jednak żyjesz i cenisz sobie jego jakość, powinieneś się głęboko zastanowić, tak jak zastanowiły się miliony emigrantów, którzy jakoś do polskiej cywilizacji życia z własnymi dziećmi wracać nie chcą.

Dziś kolejnych 24 obywateli i obywatelek sąd uwolnił od oskarżenia o złamanie prawa przez blokowanie miesięcznicy smoleńskiej w czerwcu ubiegłego roku. Dla mnie to ważne osobiście, bo byłam wśród zatrzymanych i obwinionych o „przeszkadzanie zgodnemu z prawem zgromadzeniu”.

Razem ze mną sędzia Łukasz Biliński uwolnił od winy m.in. współzałożyciela Obywateli RP Pawła Kasprzaka, Obywatelkę RP Kingę Kamińską, „kobietę z Mostu”, która z 14 innymi kolegami blokowała Marsz Niepodległości idący pod faszystowskimi hasłami, liderkę Ogólnopolskiego Strajku Kobiet Martę Lempart i Władysława Frasyniuka, którego wyniesienie przez policję z czerwcowej kontrmiesięcznicy pokazywały media połowy świata jako symboliczny powrót obyczajów peerelowskiej władzy.

Sprawiedliwość

Siadając na ziemi, by blokować miesięcznicę, świadomie złamaliśmy nowe prawo, ustanawiające uprzywilejowane zgromadzenia „cykliczne”, bo uważamy, że jest sprzeczne z konstytucją. To był akt obywatelskiego nieposłuszeństwa. Przed sądem powtórzyliśmy, że naszym zamiarem było złamanie prawa. I sędzia Łukasz Biliński orzekł, że w naszym czynie nie można się doszukać „społecznej szkodliwości”. A tylko czyn „społecznie szkodliwy” jest wykroczeniem.

A więc broniąc konstytucji, nie popełniliśmy wykroczenia. Sędzia Biliński podkreślił, że korzystaliśmy z wolności zgromadzeń, która przewiduje także prawo do kontrmanifestacji. I że organizatorzy „zgromadzeń cyklicznych” ani żadnych innych nie mogą oczekiwać, że dla ich komfortu policja wyczyści całe otoczenie z ludzi. Rolą władz publicznych jest umożliwienie odbycia się zgłoszonego zgromadzenia i jego ochrona przed fizycznymi atakami, a nie zapewnienie uczestnikom świętego spokoju (to już moje uproszczenie jego wywodu). Sędzia Biliński to ten sam, który orzekł niedawno, że miesięcznice smoleńskie nie są „zgromadzeniami publicznymi”, bo takie, według ustawy, muszą być dostępne dla nieograniczonej liczby osób. A miesięcznice są dla wybranych, od reszty odgrodzone barierkami.

10 czerwca, gdy usiedliśmy na trasie, którą miał przejść pochód smoleński, nie było jeszcze barierek. Były za to setki, jeśli nie tysiące policjantów. Naprzeciw może trzystu Obywatelom RP i ich sympatykom. Policja „oczyściła” z nas trasę pochodu, wynosząc i rozpędzając.

Teraz zostaliśmy uwolnieni od winy w majestacie prawa (choć nieprawomocnie). Można powiedzieć: sprawiedliwości stało się zadość. Amen.

Ale to za łatwo, bo ta sprawiedliwość musiała być wywalczona najdrastyczniejszą w demokracji metodą: obywatelskim nieposłuszeństwem, którego częścią jest narażenie się na represje prawne. Za łatwo, bo po to, by czynić tę sprawiedliwość, sędziowie – tacy jak sędzia Łukasz Biliński, ale też wielu innych – muszą wykazać się cywilną odwagą. Bo takiej odwagi wymaga dziś sądzenie według prawa i sumienia, jeśli to sumienie nie rymuje się z interesem partii rządzącej. O tym, jak to działa, świadczy choćby informacja o wszczęciu postępowania dyscyplinarnego wobec suwalskiego sędziego Dominika Czeszkiewicza, który uniewinnił działaczy KOD.

Bezprawne uwięzienie

Kontrmiesięcznica smoleńska z czerwca zeszłego roku była szczególna, bo – m.in. dzięki obrazkom wynoszonego przez policjantów Władysława Frasyniuka – włączyła tę, trwającą już wtedy od ponad roku, samotną akcję Obywateli RP do kanonu obywatelskich protestów przeciwko łamaniu konstytucji. Ale miała też kluczowe znaczenie dla nagłośnienia procederu stosowanego przez policję: bezprawnego pozbawiania wolności pod pretekstem kilkugodzinnego „legitymowania”. Ta szykana była i jest stosowana rutynowo wobec Obywateli RP. Wtedy, 10 czerwca, wyniesiono z siedzącej blokady i uwięziono na pobliskim podwórku około 80 osób. Trzymano nas tam ponad dwie godziny, nie dopuszczono wezwanych przez nas telefonicznie prawników, pro bono działających jako nasi pełnomocnicy. I twierdzono, że nie jesteśmy zatrzymani.

Takie zachowanie policji jest bezprawne. Ale też bezkarne. Dlatego gdy padłam jego ofiarą, złożyłam do sądu skargę na bezprawne pozbawienie wolności, opierając się bezpośrednio na art. 41 konstytucji, który mówi, że „pozbawienie lub ograniczenie wolności może nastąpić tylko na zasadach i w trybie określonym w ustawie”. Tymczasem żadna ustawa nie przewiduje pozbawienia wolności przez legitymowanie. Pro bono w tej sprawie reprezentuje mnie adwokat Paweł Osik z Kancelarii Pietrzak-Sidor i Wspólnicy, która wspomaga też dziesiątki innych osób szykanowanych za korzystanie z wolności zgromadzeń.

We wrześniu zeszłego roku sędzia Sądu Rejonowego dla Warszawy-Śródmieścia Paweł Macuga odrzucił moją skargę, uznając, że – skracam jego wywód – prawo daje policji możliwość legitymowania i nie ma znaczenia, ile owo legitymowanie trwa. A legitymowanie to nie jest pozbawianie wolności.

Trybunał w Strasburgu

I tym postanowieniem – od którego nie ma już drogi odwoławczej – sędzia Macuga otworzył mi drogę do Trybunału w Strasburgu. Właśnie dostałam informację, że moja skarga została przyjęta. Byłam pierwszą osobą, która poskarżyła się na „legitymacyjne” pozbawienie wolności, powołując się na konstytucję. Po mnie zrobiło to wielu innych Obywateli RP. A sędziowie zaczęli uznawać te skargi za uzasadnione. Tak orzekli m.in. sędzie Sądu Rejonowego dla m. st. Warszawy Iwona Szymańska i Anna Walenciak, sędzie Anna Kuzaj, Magdalena Dziekańska, Marta Szymborska, Magdalena Zając-Prawica, Anna Kwiatkowska i sędziowie Adam Pruszyński i Jakub Kamiński z SR dla Warszawy Śródmieścia.

To ważne i odważne postanowienia. Ale nie gwarantują, że taka będzie linia orzecznicza polskich sądów, bo zapadają na poziomie sądów rejonowych i nie są potwierdzane w sądach wyższej instancji, skoro nie ma drogi odwoławczej.

Gdyby Trybunał w Strasburgu uznał, że polska policja łamie Europejską Konwencję Praw Człowieka, stosując pozbawianie wolności bez podstawy prawnej, pod pozorem legitymowania – musiałoby się to stać kanonem orzecznictwa polskich sądów.

Mało tego, szykanowane w ten sposób osoby, powołując się na ten wyrok i na art. 41 konstytucji, mogłyby żądać odszkodowania za niezgodne z prawem pozbawienie wolności. Ust. 5 art., 41 stanowi bowiem: „Każdy bezprawnie pozbawiony wolności ma prawo do odszkodowania”.

Jest spora szansa, że zniechęciłoby to policję do używania „legitymowania” do politycznych szykan.

Ale i bez wyroku Trybunału w Strasburgu zachowanie sędziów w sprawach obywatelskich protestów pozwala powiedzieć: państwo prawa działa. Są jeszcze sędziowie w Rzeczpospolitej!

ZOMO pisowskie potraktowało Obywateli RP, jako ZOMO peerelowskie opozycję

W noc poprzedzającą ósmą rocznicę katastrofy smoleńskiej, policjanci brutalnie usunęli sprzed Pałacu Prezydenckiego grupę Obywateli RR, którzy zgromadzili się w pobliżu tablic smoleńskich.  Teren nie był jeszcze ogrodzony barierkami. Jak mówi działaczka Obywateli RP Ewa Błaszczyk, chcieli wziąć udział w uroczystościach w rocznicę katastrofy smoleńskiej. „Skoro uroczystości są państwowe, to wszyscy mamy prawo tam być” – zauważyła.

„To była bardzo brutalna akcja. Nie pamiętam czegoś takiego z wcześniejszych miesięcznic. Byliśmy ciągnięci. Mi policjanci wykręcili ręce do tyłu i tak mnie ciągnęli po ulicy – opowiedziała „Gazecie Wyborczej” Ewa Błaszczyk, działaczka Obywateli RP.  „Mam uraz barku, obdarte kolana i porwane ciuchy. Właśnie wybieram się do lekarza, by zrobić obdukcję” – dodała.

Obywatele RP wrzucili na swój profil na Facebooku krótkie nagranie z nocnej akcji.

https://www.facebook.com >>>

„Pomimo wielokrotnych próśb służb dotyczących opuszczenia terenu celem dokonania kontroli pirotechnicznej, grupa osób nie zastosowała się do poleceń policjantów. Osoby te po dwukrotnym wezwaniu do zachowania zgodnego z prawem zostały wyniesione. Bezpieczeństwo pirotechnice w dobie dzisiejszych zagrożeń jest bardzo ważne” – napisał do redakcji GW kom. Sylwester Marczak, rzecznik Komendy Stołecznej Policji.

Ewa Błaszczyk rozważa natomiast złożenie skargi na policję. „Nie było żadnego powodu, by nas tak potraktować. Nigdy nie stawiamy oporu. Do tej pory policjanci nas po prostu wynosili, a nie ciągnęli po ulicy” – stwierdza.

Obywatele zwyciężyli

Nie dajcie sobie wmówić, że się nie da. Da się!

Obywatele RP zaczęli swój protest przeciw miesięcznicom w kilkanaście osób. Stawali z banerami na temat poszanowania konstytucji, wyśmiewani przez nie-PiS jako naiwni idealiści. Wyszydzani, znieważani i atakowani fizycznie przez niektórych uczestników smoleńskich pochodów. Szykanowani przez policję. Nic z tego miało nie wyjść. A wyszło!

Dziś ostatnia miesięcznica smoleńska. Od dawna nie były one oddawaniem hołdu ofiarom. Były kosztownymi, finansowanymi z publicznych pieniędzy partyjnymi wiecami. Miały cementować elektorat i podtrzymywać emocje wokół mitu zdrady i zbrodni bez kary. Rujnowały wspólnotę narodową, prowokując konflikt i podsycając nienawiść. Były też atrakcją turystyczną – jako jedyne takie zjawisko w Europe. Cudzoziemcy specjalnie planowali przyjazd do Warszawy tak, by trafić na miesięcznicę.

Początkiem końca było to, co miało zniszczyć opór Obywateli RP: prawo zabraniające protestowania przeciw miesięcznicom. Co można zrobić z bezprawnym prawem? Można je skarżyć do Trybunału Konstytucyjnego – jeśli normalnie działa. Jeśli mechanizmy państwa prawa nie działają, pozostaje obywatelskie nieposłuszeństwo. Obywatele RP zaczęli blokować miesięcznice, demonstracyjnie łamiąc prawo. Pokazywali, że mają moralne prawo przeciwstawiać się bezprawiu władzy. Protestowali własnymi ciałami: siadając na trasie przemarszu. Konsekwentnie, dziesiątego dnia każdego miesiąca, latem i zimą, na mrozie, w deszczu, w upale. Ponosili wszelkie konsekwencje: byli szarpani przez policję, wynoszeni, godzinami pozbawiani wolności w ramach „legitymowania”, karani 500-złotowymi mandatami.

Działali bez przemocy. Ich opór był konsekwentny, szczery. I niepolityczny. Był obywatelskim oporem przeciw władzy łamiącej konstytucję. Byli wiarygodni. I to sprawiło, że zaczęli się do kontrmiesięcznic przyłączać kolejni obywatele. I obywatelki, oczywiście, z piszącą te słowa (która za dwa tygodnie stanie przed sądem, wraz z kilkunastoma innymi obywatelami i obywatelkami, za blokowanie zeszłorocznej, czerwcowej miesięcznicy).

Obywatele RP doprowadzili do tego, że miesięcznice przestały być użytecznym narzędziem partyjnej propagandy. Stały się wstydem. Obnażyli ich zakłamanie i przemoc władzy, która za nimi stała. Widzieli to wyborcy PiS, którzy coraz mniej licznie stawiali się na kolejne miesięcznice. Tradycją stało się, że więcej było policjantów niż uczestników pochodu. A często więcej Obywateli RP z białymi różami (uznanymi przez prezesa Kaczyńskiego za symbol nienawiści) niż „smoleńskich”.

Zamknięcie przez prezesa PiS miesięcznic smoleńskich to zwycięstwo obywatelskiego oporu. Nie tylko symboliczne. Pokazuje, że wytrwałość daje jednak owoce.

Konstytucja sama się nie obroni. Nie ma armat. Ma obywateli, którzy są stroną umowy społecznej, jaką jest konstytucja, więc mają moralne i legalne prawo dopominać się o jej przestrzeganie.

Od obrony konstytucji są też sądy – trzecia władza. Obywatele RP swoim nieposłuszeństwem – łamaniem bezprawnego prawa – rozmyślnie wywołali sędziów do tablicy. Władza skierowała do sądów ok. tysiąca spraw przeciw nim. Nie tylko za blokowanie miesięcznic. Także np. za próby wejścia na teren Sejmu (nigdy, nawet za PRL, wchodzenie na teren Sejmu nie było zakazane!), co władza uznała za „naruszenie miru domowego marszałka Sejmu. Za dziesiątki różnych protestów, m.in. przeciwko przemarszom pod neofaszystowskimi i rasistowskimi hasłami. Sędziowie musieli zdecydować, czy karanie za to Obywateli RP jest zgodne z konstytucją.

Bywało różnie, ale koniec końców sądy zaczęły uwalniać ich od winy, powołując się bezpośrednio na konstytucję – tak jak nakazuje art. 8. Najsłynniejszy jest niedawny wyrok sędziego Łukasza Bilińskiego z Sądu Rejonowego dla Warszawy-Śródmieścia, który orzekł, że nie można Obywateli RP karać za blokowanie miesięcznic, bo miesięcznice nie są „zgromadzeniami” w rozumieniu ustawy o zgromadzeniach. Są zamkniętymi imprezami, na których wstęp jest za zaproszeniem, a więc nie korzystają z ochrony prawnej należnej zgromadzeniom.

Obywatelom RP udało się uruchomić mechanizmy obrony konstytucji, które na początku rządów PiS się zacięły. Pokazali, że można być do bólu bezkompromisowym, i to wyłącznie własnym kosztem. Wobec ich postawy dla sędziów byłoby zawstydzające nie unieść ciężaru powinności orzekania w zgodzie z konstytucją.

Więc już nie dajmy sobie wmówić, że się nie da. To, czy się da, zależy od nas.